|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aurora
szefowa młodsza
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:57, 11 Lut 2007 Temat postu: Ciemność [PB] |
|
|
Tak więc. Bez drugiego sezonu. Spojlery z całego pierwszego.
Uwielbiam Michaela z izolatki.
Czyli jak Ori zakończyłaby pierwszy sezon Prison Break.
(wątki tragiczne, nawiązania światło-ciemność etc. zamierzone. a Szekspira lubię, i pozornie to nie ma nic do tekstu)
(dla niezorientowanych w ogóle, któym spojlery nie przeszkadzają - pierwszy sezon kończy się, kiedy nasi zbiegowie uciekają przed policją i Sara prawdopodobnie nie żyje. Michael uciekał m.in. ze swoim bratem, Lincolnem, który jako niewinny został skazany na śmierć na krześle elektrzycznym. kiedy Veronica, prawniczka, zaczyna drążyć w tej sprawie, Paul Kellerman działając na polecenie wiceprezydent Reynolds wybija rodzinę Lincolna. LJ jest synem Lincolna, oskarżonym o morderstwo swojej matki i ojczyma. Haywire Patoshik jest 'świrem' wtajemniczonym w ucieczkę przez Michaela, jednak pozostawionym na pastwę policji. No, to w takim typowym, niezrozumiałym skrócie)
Z dedykacją dla Kasi (Avocado, pestki i miąższ ) i Lo, która jest elytą, bo wiedziała wcześniej
Ciemność
Michael obudził się w ciemności.
Była wszędzie, jak dzikie zwierzę czaiła się na niego i wpatrywała. Słyszał jej rytmiczny oddech, tak rytmiczny, że niedosłyszalny dla tych, którzy o nim nie wiedzą.
Skulił się na podłodze przy kratce. Może Linc się odezwie.
Nie odezwał się.
- Scofield, obiad – przez otwór do wnętrza wbiło się śmiercionośne światło, razem z burkliwym głosem strażnika. – I masz wypełnić tę kartę.
Sięgnął po kartkę i spróbował odczytać.
- Nie rozumiem – wyszeptał. – Czy to znaczy, że... Nie mogę być na egzekucji? Dlaczego?
- A skąd ja mam to wiedzieć, Scofield? Przypuszczam, że fakt waszej ucieczki mógł się do tego przyczynić – Michael wpatrywał się w kartkę. Ręce mu drżały.
No tak. Ucieczka. Całkiem zapomniał.
Osaczyli ich w pustym polu, Abruzzi próbował walczyć, zabili go.
A potem... Potem dowiedział się, że jest oskarżony o planowanie ucieczki oraz nieumyślne spowodowanie śmierci trzech osób.
- Kiedy odbędzie się egzekucja? – wychrypiał, sięgając po długopis.
- Za jakąś godzinę.
Michael został sam z ciemnością, która śmiała się ze swej ofiary.
<>
Jakiś czas później strażnik wyszeptał przez kratkę, że wszystko poszło bez problemów i już nie musi martwić się o Lincolna.
A ta bestia ciągle krążyła, dręcząc go obrazami, o których chciałby zapomnieć.
Wszystko z jego winy, wszystko!... Linc, T-Bag, Westmoreland i... Sara.
Nie mógł w to uwierzyć. Nie ona, nie, to niemożliwe.
Przez niego.
Uderzył w ścianę, jak tylko mógł najsilniej. Dziś nie przyjdzie, dziś nikt nie przyjdzie.
Uderzył jeszcze raz. I jeszcze. Dziś nikt go nie uratuje, bo wszystkich zabił, dziś...
I jeszcze raz, i jeszcze raz, bestia kwicze z podniecenia na widok krwi. Ostry zapach i ciepło spływające po ręce, okaleczonej ręce – zniszczyli jego tatuaże, jego plany. Zniszczyli jego ciało.
On dokończy dzieła. Niech bestia nasyci się krwią, bo Bóg odmówił tej ofiary.
<>
Leżał wpół nieprzytomny i wpatrywał się w kałużę krwi. Był słaby, tak słaby, a ciemność coraz silniejsza.
- Scofield! – usłyszał jakby z daleka głos strażnika. – Masz gościa.
Światło zatańczyło dziki walc z ciemnością w kałuży krwi. Zafascynowany patrzył, jak dwa odmienne żywioły łączą się i umierają.
- Michael! – czyjeś twarde, ciepłe ręce złapały go za głowę. Twarz jakby znajoma, ale nie mógł sobie przypomnieć, skąd.
Później była ciemność.
<>
I stała się jasność. Biel wszędzie dookoła.
Jakiś posiwiały mężczyzna w garniturze wpatrywał się uważnie w jego twarz.
- Straciłem już jednego syna – wyszeptał. – Nie pozwolę ci tak łatwo odejść, Michael. Razem możemy wyciągnąć ciebie i LJ-a.
Nie chciał tego słuchać. Chciał umrzeć, nie chciał tego słuchać. Już rozumiał Linca, nadzieja przeżarła jego duszę i pozostało tylko puste zarzewie rozumu, ukryte w zniszczonym ciele. To bolało.
I ten człowiek. Ojciec? Śmieszne. Niemożliwe. Zostawił ich i nagle się pojawia po 30 latach, kiedy jeden z jego synów został potraktowany przez tysiące woltów. Pierwszy raz widzi tego człowieka, jak ma mu wierzyć?
Zamknął oczy.
- Michael, słuchaj, co do ciebie mówię i nie udawaj, że nie słyszysz – dłoń człowieka zacisnęła się na jego ramieniu. – Chcą sądzić LJ-a jak dorosłego. Rozumiesz?
- Śmierć na krześle wchodzi do tradycji – wyszeptał.
- Nie mów tak, Michael. Nie możemy długo rozmawiać...
- Gdzie jestem? Co ty tu robisz? – Nie chciał słuchać wyjaśnień tego faceta.
- Michael, próbowałeś popełnić samobójstwo – powoli artykułował słowa. – Jesteś na oddziale psychiatrycznym, więzienia w Fox River. I chcę ci powiedzieć, że to nie twoja wina, im chodzi o mnie.
Mężczyzna wstał.
- Muszę iść. Odwiedzę cię jeszcze, teraz z Veronicą zajmujemy się sprawą LJ-a.
Michael zamknął oczy.
<>
Pilnowali go. Czekali aż połknie proszki, pierwsze dwa tygodnie był pod ciągłą obserwacją lekarzy.
Dłonie obwiązane bandażami skuwali mu za plecami, żeby nie mógł zerwać szwów. Raz na tydzień przychodził do niego psychiatra, a Michael nic nie mówił.
Po lekach był otumaniony. Nie chciał już się buntować. Tak miało być i tyle.
Układał puzzle i robił popielniczki, nad którymi sobie bezgłośnie i bezwolnie płakał.
Przestał żyć. Był jak roślinka. Coraz rzadziej miał siłę wstawać, coraz rzadziej układał puzzle.
Siadał na białej kanapie i patrzył się w ścianę.
<>
- Udało nam się wybronić LJ-a, Krawecki współpracuje z nami przeciwko Firmie – oczy Veronici błyszczały, gdy chodziła wokół stolika.
Michael pokiwał lekko głową, ale nie słuchał, co mówiła. Zastanawiał się, z czego zrobiono te ściany, były inne, niż te, które widywał do tej pory. Na zewnątrz pokryte tekturą, wewnątrz... Może gips? Musiałby dotknąć. Ale nie może wstać, jest przywiązany do krzesła.
- Cudownie, prawda? – Veronica uśmiechnęła się do niego i pocałowała w policzek. – Niedługo zobaczysz LJ-a! Ciebie też stąd wyciągniemy.
Kiwnął głową. Dwaj osiłkowaci pielęgniarze pomogli mu wstać i odprowadzili do drzwi. Wyrwał się im i pobiegł w stronę ściany.
Tak, pod spodem jest gips. Jaśniejące oczy zgasiła strzykawka środku uspokajającego.
<>
Michael siedział i wpatrywał się w swoje nadgarstki. Wreszcie zdjęli mu opatrunki i pozwolili skuwać dłonie z przodu.
Wybladła cera, resztki tatuażu, który zamazali – jak oni to zrobili? Nie wiedział, nie mógł pamiętać, gdy ich łapali jeszcze były, gdy obudził się w izolatce, zniknęły – niebieskie żyłki i blizny na całych dłoniach.
Jak on to zrobił? Uderzał w ścianę, bo go goniła bestia. Zwierzę porozrywało skórę, a potem...
- Cześć, Michael – usłyszał nad sobą dziwny, znajomy głos.
- Pamiętam, ukradłem ci pastę – odparł i spojrzał za powrotem na nadgarstki. Blizny, jak się robią blizny? Skóra była przerwana...
- Chodź ze mną – Haywire złapał go pod ramiona i pociągnął do składziku.
- Mam coś na zębach? – sennie spytał Michael, widząc Haywire’a roztwierającego jego szczęki.
Zwymiotował. Przez chwilę wpatrywał się w tabletki – żelowe powłoczki nie zdążyły się rozpuścić. Nachylił się i wziął jedną do rąk.
Gładka powierzchnia, zapewne rozpuszczalna w kwasie solnym. W środku zgniłozielony proszek.
Otworzył kapsułkę i powąchał. Ziołowe.
- Pamiętasz, co ci kiedyś powiedziałem, tu, w tym miejscu? – Haywire złapał go pod brodę i przyparł do muru.
Wzrok Michaela powędrował ku oknu. Śnieg. Pada śnieg.
- Że cię zabiję, jak mnie wkopiesz – Haywire przesunął twarz tak, by patrzeć w oczy Michaela. – I to zrobię. Ale chcę, żebyś był przytomny, rozumiesz?
Michael pokiwał głową. Niech go puści. Ma suchą skórę i nieładnie pachnie.
<>
- Michael – w drzwiach stanął ojciec.
Michael powoli spojrzał na mężczyznę. Nie, nie przypominał Linca. Może tylko oczy. Nie, oczy też nie.
Nie byli podobni. Ale czuło się to coś.
Od tygodnia nie brał leków. Na początku Haywire musiał mu wsadzać palce do gardła, potem zaczął sam się pozbywać tabletek. Umysł stał się nieco mniej nieznośny pod względem analitycznym, ale za to pamięć ruszyła w kontrataku, obrzucając go milionami wspomnień.
- Nadal się nie odzywasz – to było raczej stwierdzenie. Michael tylko obserwował mężczyznę uważnie. Kto wie, czy nie jest kolejnym agentem Secret Service? Albo Firmy?
- Nieważne. To jest nieoficjalna wizyta – ojciec usiadł. – LJ, wejdź.
LJ zbliżył się ostrożnie do Michaela. Patrzył na niego niepewnie, wciąż mimowolnie spoglądał w kierunku okaleczonych dłoni i przedramion wuja.
- LJ – powiedział cicho Michael. – To moja wina.
LJ wybuchnął płaczem w ramionach Michaela.
<>
Michael właśnie zwrócił tabletki i wpatrywał się w lusterko nad umywalką.
Patrzył. Wydawało mu się, że kątem oka widzi ich obok siebie – Lincolna, Sarę, Westmorelanda.
Odwrócił się w kierunku drzwi.
Przed nim stał Haywire.
- Michael. Ja dotrzymuję obietnic – wyszeptał Haywire, a jego oczy wydawały się jeszcze bardziej wytrzeszczone, niż zwykle. Jakby widział więcej.
Michael nie stawiał oporu. Huk tłuczonego lustra, krew na przedramionach, na twarzy, odłamki szkła, wbijające się w czoło i policzki.
Z jasności w ciemność. Tym razem ciemność była dobra.
<>
- Dobra robota, Patoshik – agent Kellerman poklepał Haywire’a po plecach. – Pozorowane samobójstwo, naprawdę – genialny pomysł.
- Więc... Pozwolić mi wrócić do pracy? – Haywire popatrzył z nadzieją na Kellermana. – Owen?
- Oczywiście, chodź, zaprowadzę cię – Kellerman uśmiechnął się, wyciągając prymitywny nóż.
Po chwili włożył go w dłoń Scofielda, patrzącego nań wytrzeszczonymi, zakrwawionymi oczami. Patoshik dogorywał.
Wyszedł na korytarz.
- Strażnik! Strażnik! – zawołał Kellerman. – Ja byłem na wizycie, poszedłem do łazienki, a tam...
- Do łazienki? – strażnik popatrzył na agenta podejrzliwie. – Nazwisko proszę?
- Hugh Phelps – bez mrugnięcia okiem odpowiedział. – To okropne, co tam jest! Nikt nie pilnuje ich? I lustro? Przecież...
Strażnik zajrzał do łazienki i złapał się za usta.
- Proszę tu zaczekać, panie Phelps, pobiegnę po lekarza!
Kellerman pokiwał głową z przejęciem. I ruszył ku wyjściu.
Koniec
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Harpoon
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki
Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 1061
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Legio XIII Gemina
|
Wysłany: Pon 0:06, 12 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
Hmm.... Co by tu powiedzieć. Właściwie to jest to mój pierwszy kontakt ze sławnym PB
Czyli w odniesieniu do serialu dużo powiedzieć nie mogę. Za to jako tekst sam w sobie jest bardzo dobry
Porządnie napisany. No i trzyma więzienno - psychatryczny klimat. Poza tym podoba mi się pomysł z urywaniem tekstu. Za to duży plus
Kolejny plus za treść. Bo mimo nieznajomości serialu, posiłkując się Twoją ściągą, zdołałem skapować o co w tym wszystkim chodzi No, a sama treść, czyli to, co Ci w głowie wyrosło zasługuje, jak już powiedziałem na dużego plusa (No, może nie do końca powiedziałem, ale teraz mówię ). Historia ciekawa, i w gruncie rzeczy wciągająca. No i (co zwykle mnie nie wychodzi) nie za długa No i przede wszystkim idealne zakończenie
Czegoś mi jednak brakuje, żeby określić to jako wybitne, czy wspaniałe dzieło
Chociaż te mają to do siebie, że są rzadsze niż burze w Poznaniu
W każdym razie jak na mnie zasługuje na mocne 8 z dużym plusem
|
|
Powrót do góry |
|
|
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Minas Tirith
|
Wysłany: Pon 11:18, 12 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
Powiedzmy sobie szczerze- też pierwszy raz na oczy widzę PB i z tego wstępu nic nie zrozumiałam Ale dalej...
Na początku jest poetycko, potem przestaje być i robi sie trochę za przeciętnie jak dla mnie. Ale z kolei te morderstwa poderwały mnie na równe nogi, bo są świetnie zaplanowane. Z tym lustrem, mrau... Co nie zmienia faktu, że i tak znam tylko Michaela i LJa, bo cała reszta to jest korowód nazwisk bez twarzy ^^ Chyba muszę zacząc oglądać PB, bo coraz więcej osób hysiuje na tym punkcie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aurora
szefowa młodsza
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:27, 12 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
Dziękuję za opinie. Starałam się zgłębić w Michaela, nie tego och ach geniuszowatego, ale Michaela-geniusza, którego od szaleństwa dzieli jeden mały krok, którego 'łamie' izolatka, a potem leki tylko przyćmiewają wspomnienia, dając analitycznemu umysłowi pole do popisu. Michaelowi z raptem kilku odcinków całego PB.
Nat, mogłabym ci wytłumaczyć, kto jest kim, podać linki do zdjęć, ale to by zajęło więcej miejsca niż samo opowiadanie, heh. Wystarczy pogrzebać w internecie, np. na filmWEBie, w Wikipedii.
Albo zacząć oglądać
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lora
dziecię alternatywy
Dołączył: 17 Wrz 2005
Posty: 1834
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:28, 13 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
Klimatyczne, ale Michael nie przemówił do mnie zupełnie. Odbieram go raczej jako kogoś, kto nigdy się poddaje, piekielnie inteligentnego faceta, szukającego wyjścia i ratunku do samego końca, nawet mimo niepowodzeń czy straty najbliższych. Na pewno nie jako typa, którego jest w stanie złamać izolatka/okaleczającego się/bezsilnie płaczącego. Ot.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aurora
szefowa młodsza
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:52, 13 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
No widzisz, a ja go odbieram całkiem inaczej. /prawdę mówiąc, doprowadza mnie do szału z tą wiecznie uśmiechniętą twarzą, dający sobie ucinać palce, przypalać plecy etc./ Poszłam drogą, w której jednak poddaje się szaleństwu, anie chłodnej genialnej kalkulacji. Mnie bardziej prawdziwy wydawał się Michael zszokowany tym, że Abruzzi posunął się do ucięcia mu tych palców, Michael zszokowany, zaskoczony. Chciałam go złamać, cóż, niedobra jestem.
Ale to wypływa z odmiennego pojmowania postaci, każdy zwraca uwagę na co innego, na inne aspekty.
<szacunek>
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lora
dziecię alternatywy
Dołączył: 17 Wrz 2005
Posty: 1834
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:12, 13 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
Eee, dla przyjemności sobie tych pleców nie przypalił ani palców nie dał uciąć - raczej dla dobra sprawy ;) Z tym, że mógł być zaskoczony/zszokowany, to się zgadzam, nie sądził pewnie, że Abruzzi na dzień dobry uciacha mu pół stopy, ale z poświęceniem swojego zdrowia musiał się liczyć na pewno.
A w odcinku z izolatką, izolatka go nie złamała - tylko właśnie podsunęła pomysł na wyjście z kolejnej kiepskiej sytuacji.
(To, co mnie w Michaelu wkurza, to syndrom dobrej owieczki i obwinianie się za krzywdy innych. Ale akurat jego uśmiech lubię - taki ironiczno-powściągliwy, od razu widać te co najmniej 150 IQ ^^)
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|