|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Śro 19:59, 27 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Buuu, co też się stało ze stroną bollywood.pl? Już od paru dni nie działa
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
yadire
gryfonka niepokorna
Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Śro 20:14, 27 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
U mnie działa w porządku...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Śro 20:31, 27 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Oooo, to znaczy, że ja mam coś spierniczone w kompie. Zaraz to przebadam...
|
|
Powrót do góry |
|
|
yadire
gryfonka niepokorna
Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Pią 11:21, 29 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
O, o, o!
W Nowy Rok o 12.35 na Ale Kino! leci Żona dla zuchwałych!
I jak mi Szaruk kochany, obejrzę. Nawet pieszo pójdę te sześć kilometrów, ale dojdę tam, gdzie jest kablówka i obejrzę!
Edit (Nowy Rok).
Obejrzałam.
Szaruk, szefowa miała rację, przeuroczasty jest! Kajol jak nie ona, po KKHH i K3G jakoś mi taka nieśmiała nie pasuje.
Ale ta scena, kiedy Simran budzi się w sypialni Raja Załatwił mnie Raj tym stweirdzeniem, że on "przecież jest Hindusem." Normalnie dumna byłam z chłopaka.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Śro 0:10, 03 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Ta, bo gdyby Simran nie była Hinduską, to by ją przeleciał jak nic
He he!
Prawda, że uroczy filmik? A ta scena, jak Simi się spija - aaa, ja też chcę taki alkohol, co by się po nim tak zachowywać! Tylko scena bójki na samym końcu filmu sztuczna jak wszyscy diabli. Brr. Ale poza tym lubię "Żonę dla zuchwałych", a jaaak!
Wczoraj znowu obejrzałam sobie "Gdyby jutra nie było" i po raz miliardowy wkurzyłam się niemiłosiernie, aż do łez. Cholera. Ja nie rozumiem tych filmowych bohaterek, naprawdę nie rozumiem! Tą cała Nainę, to ja bym normalnie na wolnym ogniu smażyła! W życiu bym się nie dała wmanewrować w małżeństwo w takim wypadku, toż to zbrodnia, biedny Aman...
Mam do tego filmu słabość, bo to pierwsze bolly jakie zobaczyłam na oczy. I do teraz mnie trzyma
|
|
Powrót do góry |
|
|
yadire
gryfonka niepokorna
Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Śro 15:17, 03 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Właśnie, właśnie, własnie!
KHNH siedzi sobie grzecznie w odtwarzaczu i czeka, aż włączę.
Takiego Amana zostawiać? Fakt, że on sam tego chciał, ale gdybym to ja była na jej miejscu, to w tej kwestii on miałby niewiele do powiedzenia. No przecież - to w końcu Szar... znaczy Aman.
A lubię jeszcze tą scenę, kiedy matka Nainy modli się z dziećmi i Aman, jak ten anioł się pojawia. No i sceny na dwocu, najpierw kiedy oblewa Nainę, a potem kiedy czyta pamiętnik...
Nie, no idę włączyć
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Śro 15:29, 03 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
No i jeszcze jak ta bidna służąca Rohita zastaje ich razem w łóżku Sasasa, jaka szkoda, że w bolly nie ma wątków gejowskich.
Właśnie! Gdybym to ja była Nainą, to Aman faktycznie mógłby sobie darować gadki o szczęściu z innym facetem. W końcu żył jeszcze parę miesięcy (bo ta scena w szpitalu, to było chyba później, nie? Zresztą Aman sam mówił Rohitowi, że jego serce wytrzyma najwyżej kilka miesięcy) i to mogły być naprawdę fantastyczne miesiące. A nawet gdyby miał umrzeć za godzinę, to ja nie kapuję co to za miłosć, że od razu wychodzisz za innego. Toż chyba z czegoś takiego trudno się otrząsnąć do ciężkiej i jasnej cholery. Albo ja jestem kompletnie zwariowaną idealistką...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Sob 22:10, 13 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Popadam w nałóg... Ścieżka dźwiękowa z "Devdasa" piekielnie odrealnia, szczególnie w połączeniu z całym dniem nauki i wieczornym dużym tyskim. Ówielbiam ten film. Po prostu Ówielbiam
|
|
Powrót do góry |
|
|
yadire
gryfonka niepokorna
Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Nie 17:42, 14 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
A może to wszystko dlatego, że sama Naina nie wiedziała czego chciała? Ja na jej miejscu nie miałabym problemu, bo akurat jak się uprę, to nie ma zmiłuj. A już na niego na pewno by nie było.
Wogóle Aman jest chyba największą zaletą tego filmu. Dla mnie zaczyna się on dopiero, gdy Aman przypływa na Manhattan , czy gdzie oni tam mieszkali.
A Szefow BearShare ma? Bo tym programem też można sporo bolly ściągnąć.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Sob 17:00, 20 Sty 2007 Temat postu: |
|
|
Swades, jestem na świeżo po komputero-seansie. Co mogę powiedzieć o tym filmie? Z całą pewnością jest mało bolly. I to - haha, co za paradoks! - jest jego największym atutem. Ze spraw czysto technicznych - zainteresowała mnie kwestia teledysków. To chyba jedyny film, w którym tak wyraźnie zgrzyta koncepcja taniec-śpiew-kolor, a teledyski wydają się drzazgą w ciele. Większość piosenek, co ciekawe, ma uzasadnienie realistyczne (a to uroczystość ku czci Ramy, a to kadr muzyczny ze starego filmu, a to śpiewka w samochodzie), ale dwie (takie typowe, och, jakże ja za tobą tęsknię) zupełnie nie pasują do całości. Realizm wygrywa z koncepcją typowego bolly-filmu, ośmieszając sztuczności i kierując ku novum.
Druga uwaga, czy może raczej skojarzenie. Treściowo, patrząc z wierzchu, typ opowiastki dydaktycznej. Nauczycielka-pasjonatka, młody naukowiec porzucający karierę, żeby "oświecać" indyjską wieś, sporo ideologicznych dyskursów... Wydźwięk trudny do pominięcia.
Ale... to tylko wierzch. Głębia, to walka wewnętrzna Mochana, wątpliwości, zderzenie cywilizacyjne. Głębia, to prawdziwe Indie, bez dekoracji, bez pałaców, pięknych ubrań i cukierkowatości. Bieda, analfabetyzm, upośledzenie społeczne kobiet, kastowość - o tym wszystkim i o wielu innych kwestiach mówi "Swades".
Nie twierdzę, że to dzieło wybitne. Nie! Dużo niedoskonałości i zgrzytów. Za to "Swades" z całą pewnością jest ciekawostką kinematograficzną, rodzajem "mostu" między filmowymi typowami, czy może raczej - sposobami pokazywania rzeczywistości. Daje do myślenia! Człowiek zaczyna sobie uświadamiać, że faktycznie istnieją pasjonataci, którzy wbrew wszystkim trudnościom starają się pchać świat na przód.
Dziwaczne, ale i piękne.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Nie 20:46, 08 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Dawno nie pisałam nic o Bollywoodzie, a to z tego powodu, że miałam odwyk, całkiem dobrowolny zresztą. Znużył mnie ten styl, więc na pewien czas wróciłam do klasyki, grzebiąc się w filmach polskich i amerykańskich z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Odwyk przerwałam dopiero tydzień temu, jako że dostałam od koleżanki dwa filmy, z czego jeden sama sobie od niej zamówiłam.
Lagaan
Wzięło mnie, proszę państwa, na Aamira Khana, sama nie wiem dlaczego. To pewnie przez te brwi, które tak mnie raziły w "Faanie", a potem tak mnie zauroczyły W każdym razie wymyśliłam sobie, że teraz dla odmiany poszperam w filmach z jego udziałem. Co zresztą nie do końca mi się udało...
"Lagaan" podobałby się prawdopodobnie bardzo-bardzo, gdyby nie
a) niedopasowane napisy w drugiej części. Jasna cholera, moje wkurzenie sięgnęło granic! A oglądanie filmu w hindi raczej nie należy do przyjemności, to znaczy oglądanie w hindi na trzeźwo
b) straszliwasta oczywistość w parowaniu. Bu. Ale całe szczęście miłość, to tam tak naprawdę ma znaczenie drugorzędne (?), przynajmniej w mojej interpretacji. W każdym razie kibicowałam brytyjce, chociaż wiadomo było, że dupa blada z tego wyjdzie.
No, a poza tym? Film z gatunku "dawno temu w indiach", czyli to, co tygryski lubią najbardziej. Tyle, że tym razem bardziej historyczny, niż legendarny. Rzecz w tytułowym lagaanie, czyli podatku, który mimo suszy musi zapłacić brytyjczykom-okupantom miejscowa ludność. A szef brytyjczyków szuja parszywa, że ho-ho! W końcu, żeby hindusów ośmieszać, wyzywa ich na swoisty pojedynek. Jeżeli wygrają mecz krykieta (a o grze nie mają fioletowego pojęcia), to podatku nie zapłacą. Natomiast jeżeli przegrają, podatek zostaje potrojony...
Więcej opowiadać nie będę, bo to trza zobaczyć. Ja jestem za, chociaż w skali od jeden do dziesięciu daję szóstkę.
Chalte chalte
No i to nie był dobry pomysł, chociaż z Szaruczkiem w roli głównej. Uroczość i nadobność głównego bohatera nie jest w stanie utrzymać filmu, a przynajmniej pierwszej jego części.
Bo albowiem pierwsza część jest tak odtwórcza, że aż strach! Znamy te motywy, banalne są jak dyjabli i przynudnawe, mimo greckich widoczków.
Chłopak spotyka dziewczynę, chłopak traci dziewczynę, chłopak odzyskuje dziewczynę i...
... i tu film ździebko się z klęczek podnosi. Bo konflikt małżeński jest przedstawiony całkiem wiarygodnie, niezłe to całkiem. Muszę przyznać, że druga częśc mnie pozytywnie zaskoczyła, bo już myślałam, że "Chalte chalte" nadaje się jeno na śmietnik.
Tak jak "Fanaa" zaczyna się sensownie od połowy, tak i "Chalte chalte". Jak kto przetrwa część pierwszą, to będzie dobrze
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Sob 19:50, 14 Kwi 2007 Temat postu: |
|
|
Kisna: The Warrior Poet
"Lagaan" przygasł trochę w konfronacji z "Kisną". Bo czasy podobne (kolonizacja brytyjska), nawet Zły Anglik żywcem wzięty, a jednak... a jednak stawiam na "Kisnę".
Moje skojarzenia były - jak zwykle, upośledzenie zawodowe - literackie. Otóż przypomniałam sobie dawne romanse (romans=opowieść przygodowa, średniowiecze i później): zakochani od pierwszego wejrzenia, ale zanim uda im się połączyć, to najazd wrogich wojsk, piraci, pięć burz morskich, wybuch wulkanu, ludożercy na tajemniczej wyspie, burdel, krucjata itepe itede. Coś w tym rodzaju dzieje się w "Krisnie", aczkolwiek na wyższym poziomie, a na dodatek wcielone w czas historyczny.
Rok 1947, Indie odzysują niepodległość. No a przyu tym - hajda na Anglików, co by im podpalić parę posiadłości, hajda na siebie nawzajem, bo z jakiej racji podział, z jakiej racji te ziemie do Pakistanu, no z jakiej?... Zawierucha total i frazesy o pokoju na nic się nie zdają.
I na takim właśnie tle - miłość, ale nie nachalna, raczej przyjaźń z niedopowiedzeniem. Brytyjka i Hindus. Ucieczka, prześladowania, konflikt z własną rodziną, napalony radża i parę innych kwiatków, z charakterną kuryzaną na czele.
Pal sześć krańcowe przygody, których trochę nadmiar. Ale charaktery, postacie nakreślone cudnie (szczególnie epizodyczne), łatwo wchodzą w pamięć. Z tego wszystkiego, to chyba najmniej udała im się postać tytułowego Krisny, to znaczy mnie ten facet psychologicznie nie przekonał.
Budowa nowelowa (z budową narracyjną: starsza kobieta wraca do Indii i OPOWIADA), klamra, troszkę może zbyt pompatyczna. Film przeładowany przeróżnymi ucieczkami, porwaniami i wymykaniem się z matni. Ale?... Ale ja jestem za, klimat ma fajny, jeżeli ktoś takie klimaty lubi.
Scena burdelowa bezczlnie zgapiona z "Devdasa"
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Sob 19:35, 05 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Recenzje bollywoodzkie dedykuję mojemu Źródłu Filmowemu, czyli Kaabe, która zagląda tu i poczytuje te moje pisadła, a ostatnio nawet mnie męczyła, żeby dodać coś nowego Dodaję więc!
Magia zmysłów
Film wprawdzie nie-bolly, bo produkcji amerykańskiej, ale postanowiłam wspomnieć tu o nim z tego względu, że Indii dotyczy, a główną rolę gra Aishwarya Rai.
A rzecz jest, proszę państwa, o...
... przyprawach!
Obejrzałam, zostałam zaczarowana i na domowy kosz z przyprawami patrzę podejrzliwie. Nigdy nie będą już takie jak kiedyś
Film lekki i absolutnie magiczny, nie ma nic wspólnego z typowymi amerykańskimi komediami romantycznymi, które jestem w stanie oglądać tylko po wódce, a najlepiej o czwartej nad ranem i w wesołym towarzystwie. O nie, w "Magii..." jest całkiem inaczej! Pewnie dlatego, że między Nim a Nią stają nie tylko odmienne tradycje kulturowe, ale przede wszystkim moce, których nie można lekceważyć. Moce ziół.
Tilo jest mistrzynią przypraw, wie jak się nimi posługiwać, żeby pomóc ludziom (a to złe moce odstraszyć, a to zlikwidować nieśmiałość, a to wesprzeć uczucie...). Prowadzi sklep w San Francisco, daleko od ojczyzny, ale mimo to musi przestrzegać pewnych zasad. Przyprawy są bardzo zazdrosne!
Problem w tym, że pewnego dnia pojawia się Miłość. I wtedy zaczynają się prawdziwe kłopoty...
Wielka szkoda, że film nie pachnie! Za to polecam herbatę z kardamonem, doskonale pasuje do filmowego relaksu.
Duplicate
A kysz, zmoro nieczysta! Ten film powinien zostać jak najszybciej spryskany wodą święconą i zamknięty w krypcie. Komedia tak koszmarna, że aż czasami nawet... śmieszna
Odradzam tym, którzy nie są z bolly zaprzyjaźnieni - nieprzyzwyczajonych zabija na miejscu bez znieczulenia. No, chyba, że ktoś jest filmowym masochistą i przepada za podobnymi "kffjatkami".
Ja przeżyłam, prawdopodobnie dzięki mojemu spaczonemu poczuciu humoru. Już na początku zostałam powalona tekstem żywcem wziętym z "Brudnego Harry'ego - Merlineńku, Shahrukh jak Brudny Harry, no ja nie zdzierżę! A potem było coraz ciekawiej.
Kocham stare filmy, naprawdę. Ale niektóre archaiki bolly, z tą swoją absolutną sztucznością, muzyczką disco w tle i przerysowaniem, to doprawdy coś ponad siły normalnego człowieka.
Chociaż muszę przyznać, że jedna scenka muzyczna mi się podobała.
Za to pomysł z kryminałem opartym na sobowtórze (podwójna rola Shakha) spalony na całej linii. Szkoda, że nie okazało się, że to rodzeni bracia. Wtedy prawdopodobnie ktoś musiałby zdrapywać mnie z podłogi przy pomocy wykałaczki....
Dużo wódki. Głupawka. Tylko wtedy! W przeciwnym razie masakra piłą mechaniczną murowana.
Mohabbatein
Niestety "Stowarzyszenie umarłych poetów", to jeden z moich ukochanych filmów i niestety bardzo trudno mi się pogodzić, jeżeli ktoś go bezcześci. Bardzo niestety. Problem w tym, że oglądając "Mohabbatein" trudno nie mieć przed oczami "Stowarzyszenia...". A jakakolwiek próba porównania, jak nietrudno się domyślić, nie wychodzi na zdrowie indyjskiej superprodukcji.
Elitarna męska szkoła, gdzie prym wiedzie sławetna trójca: Tradycja, Honor i Dycyplina. Aż tu pewnego dnia przybywa ekscentryczny nauczuciel muzyki (Shahrukh) i stawia stateczną instytucję na głowie.
Film składa się z czterech, splecionych ze sobą, opowieści. Historie miłosne trójki uczniów i historia nauczyciela, który ma swoje własne porachunki ze szkołą, a przede wszystkim z jej mało sympatycznym dyrektorem.
Samobójstwo? I owszem, ten motyw też się pojawia, a na dodatek ściśle związany jest z motywem surowego ojca, co to swojego dziecka nie może zrozumieć. Tyle tylko, że w "Mohabbatein" zabija się dziewczyna, córka dyrektora, a ukochana studenta, który po latach wraca w mury uczelni, żeby zarazić uczniów miłością do muzyki i do świata...
Film może się podobać, to fakt. Aczkolwiek ja jestem nastawiona sceptycznie, przyznam szczerze, że się troszkę zawściekłam w związku z podobieństwami do "Stowarzyszenia...". Nie lubię takich przekrętów, to gra poniżej pasa. No i te skrzypce!... jejku-jej, w życiu nie widziałam tak sztucznie przedstawionej gry na instrumencie.
Zachwyciła mnie jedna scena, przepięknie zrealizowana scena taneczna, gdzie trzy motywy, trzy typy muzyki wiążą się w jedno. Niesamowicie energetyzujące! Szkoda, że cała fabuła nie zdołała mnie zenergetyzować. Cóż. Widać robię się zbyt wybredna
ps. Swoją drogą po jakimś czasie dochodzę do wniosku, że trochę zbyt surowo potraktowałam "Chalte chalte". Bo to w gruncie rzeczy... bardzo miły film był. W porównaniu z "Duplicate" wręcz bossski
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Wto 19:46, 08 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Parineeta
Ciągle mam w uszach tę melodię. Obawiam się, że teraz będę miała problem, żeby się od niej uwolnić - filmowe melodie przewodnie nie powinny AŻ tak wpadać w ucho. To wręcz niehumanitarne
Film, tak jak i mój ukochany "Devdas", oparty na twórczości prozatorskiej Saratchandry Chatterjee. Jak się kurna dorwę do tych opowiadań, to nikt mnie od nich nie oderwie!... Hmm, o czym to ja?
Od dawna nie widziałam tak sensownie zrobionego filmu bolly, z klimatem i bez dłużyzn. No i produkt wolny od Shahrukha, ha ha, jak dobrze, trochę oddechu! Lubię tego naszego Szaruczka i owszem bardzo, ale jego stała obecność zaczęła mnie męczyć, dlatego "Parineeta" była przyjemną odmianą. Aczkolwiek muszę przyznać, że jak się dowiedziałam, że główną rolę gra Saif Ali Khan (Rohit z "Gdyby jutra nie było"), to się z lekka przeraziłam - po obejrzeniu "Parineety" dochodzę do wniosku, że to jednak całkiem niezły aktor...
Nie będę opowiadać, tym razem absolutny bunt. A to dlatego, że zakończenie jest nieprzewidywalne i nie chcę popsuć efektu. Powiem tylko, że rzecz w niedopowiedzeniach żywcem jak Mickiewiczowskiej "Niepewności", o pieniądzach i o człowieku, który - w przeciwieństwie do Devdasa - pokonał swój los.
Jednym słowem - mrruuuu!
A tu coś dla tych, co chcą się pomęczyć razem ze mną. Nałóg nucenia murowany!
http://www.youtube.com/watch?v=OvKvPBX--wI
Ps. Diruś, odezwij się waćpanna! Bo zaczyna mi być trochę głupio przez to monologowanie...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hec
moderator avadzisty
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 1449
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: na północ od chatki 3ech świnek
|
Wysłany: Czw 11:59, 10 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Jejku, Hekate, stworzyłaś tu bollywoodzkie kompendium recenzyjne! Fantastyczne- gdybym tylko wiedziała wcześniej!
Co prawda teraz mania bollywood trochę mi przeszła, acz był czas, kiedy życie przepędzałam między kolejnymi seansami Czasem słońce, czasem deszcz i Gdyby jutra nie było. Przy tym drugim kończyło się zazwyczaj wzruszeniem nie do opanowania i potokiem łez.
Chociaż moim absolutnym faworytem jest Jestem przy tobie- to dopiero kunszt- najprawdziwsza masala! Oczywiście z Shah Rukh Khanem- jak większość bollyprodukcji, które oglądałam. W tym filmie jest wszystko- od miłości, przez rodzinę, konflikty wojskowe, głębokie treści (naprawdę głębokie, chociaż przedstawione w sposób typowy dla tego nurtu) patriotyczne, rodzinne- jednym słowem: wszystko!
Film zrobiła Farah Khan, to- o ile się nie mylę- jej debiut reżyserski i jak dla mnie, jeden z lepszych indyjskich obrazów rozrywkowych ostatnich lat.
Muzykę pisał ten sam pan, co w Aśoce i- niedawno- Bride and prejudice, Anu Malik bodajże, wstyd, ale nie jestem pewna.
Co dziwne, muzyka i choreografia nie są tak oszałamiające, jak zazwyczaj, tym dziwniejsze, ze przecież Farah się tym zajęła! Ale film ma tyle atutów, ze nie sposób obok niego przejść obojętnie, nawet, jeżeli zawodzi- nieco!- tak ważną stroną.
Jeżeli jeszcze nie oglądałaś, a nie zauważyłam go w twoich mini-recenzjach, to czym prędzej nadrób zaległości! Pewna jestem, że ubawisz się przednio.
Myślę, ze szwarccharakter szczególnie przypadłby Ci do gustu. Trochę go scenarzystka skrzywdziła łzawą historią, ale udało mu się obronić przed przemianą wewnętrzną i pozostaje "bardzozły", mimo wszelkich przeciwności
A swoją drogą, skoro już o Bolly mowa, to chciałam się pochwalić, ze było tematem mojej pracy końcowej z języka teatru i filmu:)
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|