|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Czw 14:19, 10 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Ooo, Hecuś! Ale fajnie, może moje bolly-monologi wreszcie się skończą
"Jestem przy tobie" nie oglądałam - to znaczy widziałam początek i po tym początku doszłam do wniosku, że jednak niekoniecznie. Ale to było już dawno, może teraz się skuszę, skoro twierdzisz, że fajne.
I mówisz, że pracę na ten temat pisałaś? A mogłabyś mi przesłać? Bardzo chętnie bym sobie przejrzała, ot dla przyjemności.
Jakby to było możliwe, to bardzo proszę na [link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Hec
moderator avadzisty
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 1449
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: na północ od chatki 3ech świnek
|
Wysłany: Pią 21:12, 11 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
No tak, jakkolwiek film by mi się nie podobał, to jednak przyznam, że jest dosyć specyficzny. Raczej nie przypomina typowych obrazów bolly... ale mimo wszystko- odrobina odpowiedniego nastawienia i jest zabawa, obiecuję!
Pewnie, że nie będzie problemów z pracą, acz to na dniach, bo muszę najpierw wygrzebać ją z czeluści laptopa:)
|
|
Powrót do góry |
|
|
yadire
gryfonka niepokorna
Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Pią 21:56, 11 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Melduję się, Szefowa (:
Się może wtrącę, skoro mowa o "Jestem prz Tobie". Jak oglądałam po raz pierwszy to byłam tuż po Aśoce (osz, muzyka z niego mi się właśnie włączyła...) i to nastawienie nie było najlepsze, zwłaszcza na początlu - latający Szaruk jako kiepska kopia kiepskich amerykańskich herosów z filmów akcji. Przestraszyłam się. Później, chyba przez pół filmu ryczałam ze śmiechu. Nie wiem czy takie było zamierzenie reżyserki, ale nie mogłam się powstrzymać.
A jak niedawno oglądałam po raz drugi, znó ryczałam, znów ze śmiechu, ale tym razem już od początku.
Ciekawsze momenty:
- pościg rikszą.
Źli, bardzo źli bandyci troglodyci w czarnym mercu terenowym z napędem na cztery koła i ścigający ich na rikszy superSzaruk. Nie wiem, jak Ty Hec, ale w momencie, gdy nasz przewspaniały ich tą rikszą prześcignął, leżałam już skwikana na podłodze. Tak samo piękny był moment, nadal z rikszą, kiedy chyba ktoś z samochodu popchnął jakiś ogromny, ciężki i zapewne śmiercionośny przedmiot, a Szaruk niczym nie zrażony wziął i podskoczył; i tak Szaruk górą, riksza dołem i wszyscy przeżyli. Piękne to było.
- akcja ratunkowa.
Piękny moment, kiedy - jakżeby inaczej - Szaruk rzuca się poprzez dach na pomoc Lucky'emu, samemu omal przy tym nie ginąc. Riksza oczywiście bez porównania, ale ta scena również niczego sobie.
- piosnka.
Kiedy poznajemy Lucky'ego i tą dziewczynę, zawsze zapominam jej imienia. Reżyserka chciała, żeby cały taniec bez cięć nakręcić i chyba się udało, ja przynajmniej nie zauważyłam.
Film kwikogenny, przez co dla mnie typową masalą nie jest. Typowe to są "Żona dla zuchwałych", "Coś się dzieje" i "Czasem słońce, czasem deszcz".
"Jestem..." jest zbyt śmieszna, na masali ja chcę plakać i przeżywać, nie kwikać radośnie na podłodze. Choć nie powiem, żeby to nieprzyjemne było
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Pią 22:04, 11 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Nie no, to kurde trzeba obejrzeć
Chociaż stwierdzam, że po "Duplicate", to już mnie nic nie zdziwi, uodoporniłam się na każdy absurd bollywoodzki.
Skwikać, to się skwikałam na "Veer-zaarze", chociaż być może jakbym sama to oglądała, to byłoby inaczej.
Jestem diabelnie ciekawa coś ty w tej pracy napisała, Hecanno. Ja już od wieków planuje spory artykuł na temat bolly (głównie o filmach typu baśniowo-mitycznego), ale cholera wie kiedy go w końcu napiszę. Znając życie, to nigdy...
Swoją drogą po "Parineecie" czeka mnie mam nadzieję "Don". No a teraz znowu chwila odpoczynku od tego typu kina. Trzeba troszkę znormalnieć
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hec
moderator avadzisty
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 1449
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: na północ od chatki 3ech świnek
|
Wysłany: Pią 23:14, 11 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
Ej, Diruś, gdzie Czasem słońce, czasem deszcz masalą?
Ale z tymi kwikogennymi pokładami, to zgadzam się absolutnie- riksza przebija wszystko, szczególnie te moment, w którym coś tam za Szarukiem wybucha, a on jedzie mężnie dalej- i te płomienie!
Doskonała jest też scena, w której strzela między nogami uroczej Chandni, co by ją uratować. Że nie wspomnę- Dżizas, leżałam na podłodze i najzwyczajniej w świecie umierałam ze śmiechu- o chwili, w której Szaruk poznaje swoją macochę, a ona myśli, że to Lucky, łoooł- łzawe, patetyczne, bossskie!
Hekatko, obawiam, się, ze treścią owej- szumnie przeze mnie nazywanej "pracą"- pisaniny, srodze się zawiedziesz. Stworzona w konwencji "o mój Bosze, toż to już czwarta, ja mam trzy zdania, a o ósmej muszę oddać!", jest raczej zlepkiem powszechnie znanych informacji, które kiedyś tam spamiętałam. Jedyna innowacja, to parafraza pewnej kwestii z Shortbus'a, który z bolly ma... nie ma nic wspólnego. Ale poszukam jej i wyślę. Co mi tam
A tak zupełnie offtopowo, to chciałam Wam powiedzieć, ze jakiś czas temu siostra mojej kumpeli wyszła za Hindusa.
Nie byłam na ślubie, ale oglądałam filmik i to było niesamowite- kobiety w kolorowych sari, pan młody, schylający się po błogosławieństwo matki.
Ekscytujące jest takie zderzenie kultur, całkiem nierealne, kiedy patrzy się na to z boku. Ale fajne:)
|
|
Powrót do góry |
|
|
yadire
gryfonka niepokorna
Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Sob 9:59, 12 Maj 2007 Temat postu: |
|
|
No masalą. Tyż patetyczne, tyż łzawe i tyż wszystko się w końcu dobrze dzieje.
I jeszcze kwikaśnie jest, kiedy już na końcu Szaruk walczy z tym długowłosym na moście. Najpierw się tłuką niemiłosiernie, mimo to krwi prawie nie ma, a potem Szaruk jakoś tak spada powoli w pozycji poziomej i ten długowłosy go dobija. No ja nie mogę, muszę ten film jeszcze raz obejrzeć
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Nie 11:31, 21 Paź 2007 Temat postu: |
|
|
Naach
Trwają dni bollywoodzkie w Toruniu, więc wypadało wybrać się na jakiś film - duży ekran, to jednak duży ekran. Zupełnie inne wrażenie.
Wybrałyśmy Naach, bo pasowała nam i pora projekcji, i zainteresowała treść; tego filmu jeszcze nie widziałyśmy, więc news na sto dwa.
Wrażenia?
Pierwsza godzina wbiła mnie w fotel, serioserio. Powód jest prosty - miałam wrażenie, że ogladam film europejski, z nurtu wizualno-wizyjnego. Taka indyjska wersja Kieślowskiego, wiem, kretyńskie porównanie, ale nie mogę się od niego uwolnić. I od "Amelii", nie pytać dlaczego.
Ktoś, kto bawił się kamerą, wiedział co robi. Zdecydowanie. Ja jestem wzrokowiec, gra kolorów i fantazyjne obrazy robią na mnie piorunujące wrażenie. A Naach do połowy jest po prostu maesterią montażu.
Problem w tym, że później wszystko wraca do bollyoodzkie normy, czytaj: tandeta na plaży (zamiast seksu, no litości, nie, żebym zaraz chciała porno, ale i tak film jest cielesny do bólu, więc śmielsze sceny byłyby wskazane) i happy end wzięty z kosmosu. Rozwiązanie doprowadza do głupawki i to nie jest dobrze, to jak dwa filmy w jednym. Wyszłam bardzo, ale to bardzo zawiedziona, że można schrzanić taki potencjał.
O czym?
O tańcu i dziewczynie, która chce mu się poświęcić. Ale chce tańczyć po swojemu, nie umie podporządkować się regułom filmowo-muzycznego półświatka, hołdującemu poślednim gustom publisi. Poza tym nie chce wejść w układy i układziki, a bez układów i układzików bardzo trudno odnieść sukces.
Właściwie, to prawie niemożliwe.
Po drodze spotyka ją wiele upokorzeń, wiele przeszkód, ale... całe szczęście pojawia się człowiek, który postanawia dać jej szanse.
Bardzo chciałabym wierzyć, że tacy ludzie istnieją naprawdę...
Oczywiście jest i wątek miłosny, który skwituję pełnym urazy milczeniem. Jest też o innej postawie życiowej, o człowieku, który wprost mówi, że chce być sławny i bogaty, innych ambicji brak.
Czy mówi prawdę?
Dwie drogi, dwa sposoby dochodzenia do celu. Konflikt. Ale przede wszystkim taniec, piękno ciała. Moje koleżanki dość sceptycznie podeszły do scen tanecznych (jaki taniec? to eksponowanie biustu, a nie taniec!), ale ja - przyznaję się bez bicia - byłam raczej za.
Bo nie trzeba kroków, podskoków i hop-siup tralala, żeby był taniec. Ważna jest energia, ta wewnętrzna, usiłująca znaleźć ujście, odkryć właściwy sobie ruch. I myślę, że to właśnie zostało w filmie pokazane.
Rzecz ostatnia, czy trochę o buncie. Naach ma w sobie coś buntowniczego, coś, co każe łamać reguły i szukać nowych rozwiązań. Niesamowita scena ośmieszająca tradycyjne kino bollywoodzkie, poza tym ewidentne obażenie wad filmowego półświatka, gdzie liczą się pieniądze i znajomości, a talent i pasja pozostaję na drugim planie.
Tak, to mnie uderzyło.
Z przyczyn jak najbardziej osobistych.
Chociażby dla tej iskierki buntu, dla pięknych obrazów i pięknych ruchów warto ten film obejrzeć.
Oczywiście nie bez krytycyzmu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aurora
szefowa młodsza
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 13:07, 12 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Ori obejrzała Żonę dla zuchwałych i jej brak słów.
Mój sms wysłany po 1 w nocy do Kasi brzmiał mniej więcej "O mój Boru, kocham ten film, tę muzykę i Szaruczka, omg, omg, omg".
Ale postaram się tutaj nieco rozwinąć opinię
Muzyka - kocham, kocham, a wręcz koHam. Jak nie cierpię koncepcji musicalowych w filmach, tak tutaj czekałam wręcz z wytęsknieniem, aż ktoś zacznie śpiewać. Męskie głosy są omójboże zachwycające, a do kobiecych musiałam się przyzwyczaić. I są cudowne, takie nieziemskie.
Film był dłuuugi, podzielony na dwie części i sama już nie wiem, którą wolę xD Czy mijanie się wszędzie Raja i Simran, a potem ich kłótnie i pijakowanie w Europie, czy następną, w Indiach, pola gorczycy (cudne, cudne, cuuudne), wytrzeszczone oczy ojca Simran i scenę z pociągiem (no i co że kicz? ja czasem kocham kicz).
A Szaruczek? Tak na niego na początku patrzyłam i się krzywiłam: "Co Diruś w nim widzi? Taki brzydki, i niefajny, i jakiś dziwny". A potem oglądam dalej, i dalej, i dalej... Przy scenach z gołębiami zdałam sobie sprawę, że go uwielbiam, że fajnie śpiewa, i "no i co, że żaden z niego przystojniak", bo ma w sobie jakiegoś cosia xD
Jestem zachwycona, podekscytowana i po prostu zauroczona. Nie wiem, jak się określić/wyrazić. Chcę więcej bolly. I, zdaje się, mam nareszcie źródło dostępu, więc może coś z tego będzie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
yadire
gryfonka niepokorna
Dołączył: 02 Wrz 2005
Posty: 1892
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Poznań
|
Wysłany: Sob 20:20, 12 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
No pfff. Johnnym to Szaruczek nie jest, ale nie uwielbiać go nie można
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|