Forum Lunatyczne forum Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Skarpeta Wiosenna - Czarne wnętrza maków

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Wto 9:56, 14 Kwi 2009    Temat postu: Skarpeta Wiosenna - Czarne wnętrza maków

Ja bardzo... bardzo nie lubię na takich akcjach wrzucać pierwsza. Ale jest już późna godzina, psy się uśpiły i coś tam klaszcze za borem; w każdym razie jest już 10 rano, a nikt się nie spieszy. Więc wrzucam. Chociaż jak zwykle boję się, że coś spieprzę (np ze wrzucę nie w terminie, ale sprawdziłam 3 razy, więc...). No.
To miłego użerania się z moim tekstem Smile Ja pokomentuję w sobotę, bo niestety będę prawdopodobnie miała urwanie głowy. Prosze czekać cierpliwie.



(...)
szła w mrok
za jego dłonią
jak za białą gwiazdą
przez próg
którego nigdy nie przestąpiło słońce

do spłowiałych ścian
umierających lamp
zasłon
spinanych
agrafką lęku
(...)

M. Hillar



Niemal ciągnął ją za sobą, wciąż przyspieszając kroku. Ada truchtała niechętnie, jedną ręką przyciskając do boku torebkę. Gdy zatrzymali się wreszcie, z trudem oddychała gęstym, rozgrzanym powietrzem. Morisby promieniał.
- Patrz. No popatrz tylko na nią.
Ada patrzyła. Stali przed grupką domów, ciasno ustawionych przy sobie ścianami, przytulonych jeden do drugiego. Na kwadratowe podwórko-studnię pomiędzy nimi wiodło tunelowe przejście, zamknięte wielką drewnianą bramą z małymi drzwiczkami w prawym skrzydle. W tej chwili były otwarte. Zanim dziewczyna zdążyła dokładniej przyjrzeć się kamienicy, Morisby bez wahania wstąpił w czarny otwór bramy. Gdy Ada nie poruszyła się, patrząc za nim niepewnie, wysunął głowę i mrugnął do niej. Rozświetlone przez słońce jasne włosy otaczały jego lisią twarz jak aureola.
- Chodź, mała. Cholernie mi się tu podoba.
Weszła w mrok powoli, patrząc, jak cień pożera jej stopy i pełznie chłodną falą po łydkach i udach. Wreszcie zanurzyła się wraz z głową i ostatnie błyski słońca na krótko przyciętej, wiśniowej fryzurce zgasły. Zatrzymała się, zawieszona w ciemności, mrugając. Ziemia pod stopami była jak kotwica. Coś zaszeleściło i drgnęła z przestrachem, ale to tylko Morisby przysunął się do niej i objął ją ramieniem. Jego uścisk był kościsty, ale ciepły i dziewczyna uspokoiła się.
- Tutaj jest wyjście na podwórko.
W twarz buchnęła im złota jasność lipca i zmrużyli oczy. W oknach mieszkań kwitły pelargonie, trawnik porastała zszarzała trawa. Dwójka dzieci kłóciła się przy trzepaku, ale na ich widok umilkły i tylko przypatrywały się obcym. Na ich widok Ada cofnęła się, nadeptując chłopakowi na stopę. Siedzący na parapecie okna kot zasyczał na nią i trzepnął ogonem.
- Chodź stąd. Oni pewnie tu mieszkają.
- To co? Daj spokój, przecież cię nie zeżrą!
Morisby niechętnie ustąpił i pociągnął ją w lewo. Dopiero teraz zauważyła drewniane schody. - Rany boskie! Daj spokój, przeciez tam mieszkają ludzie, jeszcze ktoś wyjdzie albo... albo co... i tego... - mówiłą coraz wolniej, widząc jak chłopak ironicznie mruży oczy w mroku. Wreszcie zamilkła. Patrzyła, jak wbiega po schodach długimi susami, po dwa schodki; schody zawyły w drewnianej agonii, skrzypiąc rozpaczliwie każdym stopniem i słupkiem poręczy. Morisby zatrzymał się na półpiętrze i położył dłonie na drewnie. Przymknął oczy i słuchał, gdy Ada ostrożnie szła w jego stronę, schodek po schodku, drżąc na każde skrzypnięcie i kuląc się w sobie. Gdy stanęła obok niego, położył palec na ustach.
- Jaka cisza.
Schody skrzypnęły cicho. Przez otwarte skrzydło bramy napłynąl świergot kłócących się wróbli i ostry stukot obcasów przechodzącej kobiety. Coś zaszeleściło w kącie, ale w półmroku nie było widać źródła dźwięku. Zza zamkniętych drzwi dobiegał urywany, wrzaskliwy głos, wykrzykujący w kółko te same słowa: But God bless the child that's got his own, that's got his own, that's got his own, God bless the child...
- Strasznie głośno. Gorzej niż w bloku - wyszeptała Ada. Morisby zaśmiał się pełnym gardłem. Miał niski, mrukliwy śmiech. Ada pomyślała, że tak śmieją się ludzie zadowoleni z siebie.
- To zupełnie inny rodzaj hałasu. Ten w bloku jest chamski; taki peerelowski hałas. Tu jest co innego. Tutaj... mówią wieki.
Znów się roześmiał i dziewczyna uśmiechnęła się blado. Podszedł do okna i odbił się lekko od podestu, podciągając się na parapet. Oparł się plecami o ścianę, przymrużył oczy i nagle powiedział:
- Obiad!
Ada pociągnęla nosem i rzeczywiście, poczuła nadciągający zza jazzujących drzwi zapach kartofli i smażonego mięsa. Dopiero teraz poczuła, że powietrze, którym dotychczas oddychała, pachniało dymem tanich papierosów i stęchlizną. Gdy cztery wonie wymieszały się, poczuła mdłości i wykrzywiła twarz. Morisby nie zauważył tego.
- Smacznie pachnie. Aż się głodny zrobiłem.

* * *

Ada zmartwiała, patrząc na wyświetlacz komórki. Czarne litery na fosforyzującym tle były aż nazbyt wyraźne: Czekam w kamienicy :* Zatrzasnęła klapkę telefonu i rozejrzała się trwożliwie. Był wieczór, a ona stała przed jedną z trzech bram wiodących w obręb Starego Miasta. Za murami rozpościerał się miniaturowy światek domów, zaułków, drewnianych schodów i pubów; światek, z którym chciała mieć jak najmniej wspólnego. Morisby mówił, że Stare Miasto przypomina mu wielki dom z mnóstwem pokoi i piwnic, po których może bez końca chodzić. Dla Ady ten dom nie był bezpieczny.
Studenci opuścili miasto na lato, więc bary były wyludnione. Pod parasolami ogródków piwnych w powoli zapadającym zmroku siedziało tylko kilka osób. Dziewczyna minęła je i skręciła w boczną uliczkę. Gdy zorientowała się, że przy jednej z bram stoi grupka podchmielonych mężczyzn, było za późno, żeby zawrócić. Minęła ich, przyciskając do piersi torbę i na próżno usiłując zakryć dekolt zielonej koszulki. Chciała uciekać, ale nogi miała tak ciężkie, że szła coraz wolniej. Cała zamieniła się w słuch, czekając na wyzwiska lub nawet odgłos chwiejnych kroków na bruku za jej plecami. Gdy skręciła z róg i nic złego się nie wydarzyło, z ulgi ugięły się pod nią nogi i wsparła się ramieniem o zimną ścianę.
Poczuła na sobie czyjś wzrok i gwałtownie szarpnęla głową, rozglądając się. Na niskim płocie odgradzającym remontowaną kamienicę siedziało stadko gołębi, wlepiając w nią swój tępy wzrok. Odpowiedziała im wejrzeniem pełnym nienawiści i machnęła na nie ręką, ale nie odleciały, tylko jeden niemrawo zatrzepotał skrzydłami. Ruszyła przed siebie, a ptaki powiodły za nią spojrzeniem, siedząc jeden koło drugiego, ciche i pełne krytycyzmu jak komisja egzaminacyjna.
Ada doszła do kamienicy, w której miał czekać Morisby i podniosła głowę, szukając znajomego okna i sylwetki chłopaka w nim. Po chwili ostrożnie zajrzała do wnętrza czarnej bramy. Nie było nikogo, ale ze schodów dochodził czyjś głos. Podeszła cicho, walcząc z mdłościami, bo tym razem brama pachniała kwaśno brudem. Głos urwał na chwilę i znów podjął opowieść; był przepity i bełkotliwy, nie rozróżniała słów. Gdy znów umilkł, usłyszała niski, znajomy śmiech i głos Morisbiego odparł:
- Co można poradzić, takie zasrane życie.
W odpowiedzi rozległ się bulgot i ostry zapach nasilił się. Ada wycofała się z bramy i pognała w stronę deptaku, wstrząsana obrzydzeniem i strachem.

* * *

Drzwi mieszkania trzasnęły i na klatkę schodową wybiegł dziesięcioletni chłopiec, ciskając w przestrzeń przekleństwa. Zawahał się przy poręczy, po czym kopnął ją z całej siły. Drewno trzasnęło i balustrada zachwiała się niebezpiecznie, ale wytrzymała. Chłopiec podciągnął opadające spodnie i zaczął zbiegać ze schodów, łomocząc butami. Na półpiętrze minął dwójkę ludzi - chłopaka siedzącego na parapecie i stojącą obok dziewczynę. Obrzucił ich wrogim spojrzeniem. Dziewczyna skuliła się i skrzyżowała ramiona na piersi, ale blondyn popatrzył na niego wyzywająco, unosząc górną wargę jak atakujący pies. Dzieciak zatrzymał się, wlepiając w niego spojrzenie, po czym bluznął potogiem przekleństw i rzucił się dalej schodami w dół, nieomal rozwalając schodki. Ścigał go śmiech Morisbiego.
W kamienicy zapadła cisza, którą zaraz wypełniły drobne dźwięki, jak osy zlatujące się do soku. Gdy skrzydło bramy trzasnęło, po klatce schodowej przetoczył się grzmot i Ada podskoczyła nerwowo. Na ścianie obok siebie zauważyła pająka i odsunęła się nieco, obserwując go: był mały i krępy, porośnięty którkimi włoskami. Szybko biegł po pionowej powierzchni, wspinając się na tylne nóżki, gdy przekraczał pęknięcia w tynku. Dziewczynie przypomniało się, że wczoraj też widziała pająka, u siebie w pokoju - miał chude, długie nogi jak nitki i spokojnie maszerował po przekątnej pokoju, drżąc w przeciągu ciągnącym po ziemi jak złocisty duch. Coś trzasneło i Ada znów drgnęła, wracając do rzeczywistości.
Morisby siedział na parapecie, zwieszając luźno prawą nogę i dyndając nią w powietrzu. Patrzył przez zakurzoną szybę na podwórko, co chwila zerkając na stojącą obok dziewczynę. Kuliła się w sobie, a słońce zapalało kolorowe iskierki w kropelkach potu na czubku jej nosa. - Jak tu przyjemnie - zakpił, wykrzywiając wąskie usta w łuk uśmiechu. - Chłodno, cicho; nie to, co na zewnątrz.
Schody nad ich głowami trzasnęły i Ada szybko spojrzała w górę, ale nikt nie nadchodził. Wbiła wzrok winowajcy w wypaczone klepki pod swoimi stopami.
- Czy jest coś, czego się nie boisz? - nadal się uśmiechał, ale nie dlatego, że żartował albo chciał złagodzić swoje słowa. Po prostu zawsze się uśmiechał: gdy był zadowolony, gdy żartował albo gdy dogryzał komuś; tylko gdy milczał albo słuchał jego twarz wygładzała się. Ada uświadomiła to sobie z zaskoczeniem.
- Tak - powiedziała cicho, patrząc na niego, jakby nagle zobaczyła go po raz pierwszy.
- Jedna rzecz? - ciągnął, chcąc przyłapać ją na strachu jak na przyznaniu się do winy.
- Wiele - odparła ze zdziwieniem, czując się jeszcze bardziej zagrożona. Zwalczyła pokusę cofnięcia się.
- A w tym domu?
Potrząsnęła głową i zrobiła jednak krok do tyłu. Morisby zaśmiał się i nagle uniósł głowę, nasłuchując. Ktoś wszedł do kamienicy, słychać było kroki i szelest siatek z zakupami. Znużony głos opowiadał coś monotonnie, odpowiedział mu dziecięcy szczebiot. Po chwili stuknęły drzwi i głosy ucichły. Znów spojrzał na Adę i stwierdził, że dziewczyna jest cała spięta, gotowa do ucieczki po schodach w dół i jak najdalej stąd, gdyby tylko dwójka ludzi z parteru pokazała się w zasięgu jej wzroku.
- Zgroza! - mruknął i zeskoczył z parapetu. Zrobił kilka kroków w stronę poręczy i położył na niej lewą dłoń, badając palcami pęknięcia w drewnie. Zerknął na Adę przez ramię.
- Zgroza, zgroza! - krzyknął głośno, aż jego głos wypełnił klatkę schodową i pobiedł w dół. Przy bramie jeszcze zaśmiał się. Ada stała nieruchomo w wypełnionej echcem jego głosu przestrzeni.

* * *

Sień jest ciemna i chłodna, a ściany lodowate, gdy oprzeć się o nie plecami. Ćwierkanie wróbli w krzakach na podwórku odbija się od skrytych w mroku ścian. Na półkolistym suficie kładzie się mglisty prostokąt światła odbitego od niskiego okienka tuż nad trawnikiem.
Drewniane schody skrzypią same z siebie, niedotknięte jeszcze stopą. Poręcz jest chłodna i gładka, błyszczy lekko; stopnie mają poszarzałe zagłębienia na środku i wyginają się lekko pod ciężarem człowieka. Ich jęk alarmuje jaskółki, które z cichym wizgiem opuszczają ziemistą kolebkę przy lampie z wypaloną żarówką. Przelatując, tną chłodne, wigotne powietrze pachnące kamieniem łukowatymi ostrzami skrzydeł.
Poszczególne stopnie skrzypią inaczej, każdy oddzielnie i zupełnie innym tonem, po kolei, aż do półpiętra. Tutaj ściana też jest chłodna, ale porysowana ostrzami noży w litery i skomplikowane ścieżki. W półmroku widać żółte blizny po papierosach i czarne smugi zapałek.
Podestu pilnuje gładka kula umieszczona na słupku przy poręczy. Ludzkie dłonie wypolerowały jej jasną powierzchnię. Cała poręcz lekko chwieje się pod naciskiem dłoni; całkiem możliwe, że w niedalekiej przyszłości runie na parter. Jednak jeszcze nie teraz.
Powietrze jest gęste, chłodne, klei się do ust i nozdrzy, zdaje się wplątywać we włosy. Promień światła wpadający przez zakurzoną szybę wygląda jak żyłka, na której wiesza się pranie. Jego koniec zanurza się w przeciwległej ścianie, a miejsce, gdzie kładzie złocistą plamkę na tynku, jest ciepłe i nie wiadomo dlaczego pachnie starą pszenicą. Poza tym na schodach czuć zapach jedzenia, kotów i kurzu, zapach cegieł i kwitnących na podwórku jaśminów. Gdy cofnąć się na parter, widać, że ich gałęzie przysłaniają okno i światło gładące się na porcelanowej, brudnobiałej posadzce jest seledynowe.
Schody skrzypią głośno. W promieniach słońca na pierwszym piętrze bardzo filmowo tańczą drobinki pyłu. Można na nie patrzeć i patrzeć, nie myśląc o niczym konkretnym. Można oprzeć się o balustradkę schodów, żeby ulżyć nieco zmęczonym długim łażeniem stopom. Zapomnieć, że ta balustradka ma pięćdziesiąt lat i chwieje się, i spaść wraz z nią na parter, przy finalnym uderzeniu łamiąc dwa żebra. Leżeć twarzą do ziemi. Patrząc, jak każdy porcelanowy kwadracik posadzki zamienia się w miniaturową pustynię bez końca, pociętą ścieżkami mrówek i pająków, obsypaną wydmami kurzu.

* Billie Holiday. Nie mogłam się powstrzymać Smile


Ostatnio zmieniony przez Natalia Lupin dnia Sob 16:58, 18 Kwi 2009, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noelle
robalique



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 2024
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:35, 14 Kwi 2009    Temat postu:

Śliczny tytuł! Same śliczne tytuły, jak na razie. Jeszcze "Spacer w chmurach", "Kalejdoskop"... Moja własna "Mozaika kolorowych szkiełek" raczej się tu nie zjawi, nie chcę wrzucać niedogotowanej potrawy. Pokomentuję przynajmniej Very Happy

Kamienicowo i kamienicznie. Nawet bohaterowie nie są zbyt ważny(ta lękliwa Ada i jej spokojny chłopak). Spokojnie tu. Taki wręcz obrazek, scenka. Może nie wstrząśnie, ale zauroczy. Jak się ma nastrój na roztkliwianie okołokamienicowe zwłaszcza.
Cytat:

Zapomnieć, że ta balustradka ma pięćdziesiąt lat i chwieje się, i spaść wraz z nią na parter, przy finalnym uderzeniu łamiąc dwa żebra.

Ładny akcent na koniec Razz


Ostatnio zmieniony przez Noelle dnia Wto 15:39, 14 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hekate
szefowa



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń

PostWysłany: Śro 14:29, 15 Kwi 2009    Temat postu:

To jest kawał solidnego warsztatu. Plus - wyczucie słowa, impresyjność i poetyckie opisy, które w ogóle nie nużą. Miniatura gra skrajnościami, strachem Ady i fascynacją jej towarzysza; kamieniczność ma u ciebie dwa absolutnie różne oblicza.
Ten świat jest trochę staroświecki, jak z dziewiętnastowiecznej powieści, a jednocześnie bardzo bardzo bliski współczesnemu czytelnikowi. Szczególnie takiemu, który - jak ja - ponad dwadzieścia lat mieszkał właśnie w kamienicy. Swoją drogą był taki film, nazywał się "Wrony", którego sceny kręcono właśnie w mojej przed-remontowej jeszcze kamienicy - o taaak, sceneria mroziła krew w żyłach Wink Ale osobiście zawsze byłam bardziej jak Morisby, niż jak Ada - tylko na Starym Mieście czułam się jak u siebie w domu i nie wierzyłam (dalej nie wierzę), że mogłoby mi się tam przytrafić coś złego.

Bardzo mi się ta impresja podoba, jak zresztą większość twoich opowiadań. Uwielbiam, gdy ktoś naprawdę słyszy, co pisze, i kocham to wyczucie, dzięki któremu wszystkie słowa znajdują się na właściwych miejscach. To bardzo rzadkie. I niesamowicie podnoszące na duchu. Ciągle mnie zaskakujesz, bo potrafisz tak samo dobrze opowiedzieć historię (taką fabularną, przygodową lub tajemniczo-fantastyczną) jak i skupić się na detalach, na atmosferze i emocjach. O właśnie. Detale. Nie spieszysz się, pozwalasz narracji przystanąć to w pobliżu wspinającego się pająka, to przy balustradzie, która staje się nagle niemal namacalna. Brawo. Twoja kamienica jest tak synestezyjna, dźwiękowo-zapachowo-wizualna, że aż chciałoby się na chwilę do niej wstąpić. I poczuć to wszystko na własnej skórze.

Mmmm, prawdziwa prozatorska uczta! Smile


A na koniec słodzenia i miodzenia, dwie literówki do korekty.
Potokiem, a nie podogiem.
Posadzki, a nie posadki.

ps. Trzeba chyba częściej organizować takie maratony, żeby zmusić utalentowanych leniuchów do pracy twórczej! Ha!


Ostatnio zmieniony przez Hekate dnia Śro 14:30, 15 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alheli
wilk rumowy



Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 202
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rajska Dolina

PostWysłany: Pią 10:46, 17 Kwi 2009    Temat postu:

Chyba będę Twoją dozgonną fanką, Nat Smile. Po pierwszym przeczytaniu we wtorek opowiadanie spodobało mi się, ale odniosłam wrażenie, że czegoś tu brakuje. Od początku budujesz napięcie, klimat, więc byłam zdziwiona, że Adzie nic się nie stało, że wszystko mimo tego napięcia skończyło się tak spokojnie. Teraz przeczytałam drugi raz i stwierdzam, że tak miało być. Bo to opowiadanie to taka scenka, spokojna, niespieszna, można się zatrzymać, odetchnąć, nawet jeśli powietrze jest gęste.
Tutaj magia starej kamienicy miesza się z tym zagrożeniem, które jest na zewnątrz. I w środku też, na szczęście Ady nie dopada. A może szkoda, czuję tu potrzebę poczucia jakiegoś dreszczyku, Alheli się zmienia. Opisy masz śliczne, mrr, i ta stara poręcz i te płytki, którymi jest wyłożona podłoga. Wszytko jest plastyczne, niemal namacalne. Z chęcią by się weszło do takiej kamienicy, choćby na chwilę. Inny świat.
Bardzo bardzo mi się podobało i przepraszam za nieskładny komentarz.

A.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Maggie
niepoprawna hobbitofilka



Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)

PostWysłany: Pią 19:16, 17 Kwi 2009    Temat postu:

O.
Piszesz trochę tak, że odciągasz od życia codziennego. W przenośni i dosłownie. Usiadłam, wrzuciłam chleb do tostera, zabrałam się za Twoje opowiadanie. Jak skończyłam czytać, z tostera wyciągnęłam niezły urobek węgla. Smile
Bohaterowie, różniący się charakterem budzą moją sympatię, z tym, że Ada denerwuje mnie swoją przesadną lękliwością. Zdecydowanie wolę Morisby'ego.
No i oczywiście nie mogę pominąć tego, że bardzo obrazowo opisałaś otoczenie i nadałaś mu specyficzny klimat.

Ale-> wyłapałam też kilka błędów, litrówki teraz gdzieś mi się ukryły, za to jest kilka powtórzeń (drugi akapit): kamienica i wzrok gołębi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska



Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Minas Tirith

PostWysłany: Sob 16:56, 18 Kwi 2009    Temat postu:

Posadke poprawiłam, podoga nie mogę znaleźć XD
Och, jak dobrze, że zwróciłas uwagę na dwa oblicza! O to mi głównie chodziło Smile I ja też jestem Morisby.
Och jej, jej, jej. Nadal czuję się stropiona twoimi komentarzami. Szczególnie, że powiem wam coś, ale całkowicie szczerze, bez krygowania: mnie się ten tekst nie podoba. Mam sentyment do Morisbiego, bo jest na kimś wzorowany (nawiasem mówiąc, na tej samej osobie co Marteen), ale dialogi mnie zamordowaly. Nie dają mi spać po nocach. Są straszne, dlatego obcięte do minimum.

Dwa żebra to nic? Ada byłaby na ciebie wściekła Very Happy Dziękuję, Alheli Smile

Dziękuję! Gołębie złapane i poprawione. Przepraszam za chleb... Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Lunatyczne forum Strona Główna -> Klub Pojedynków Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin