|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aurora
szefowa młodsza
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 6548
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:27, 31 Sty 2006 Temat postu: Wejście Węża |
|
|
Nie wiem, chyba po HP6 powróciło moje poczucie absurdu i ono to sprowokowało spłodzenie owego 'dzieua'. No i gorączka. Tak, tak, o chorobowych przyczynach nie zapominajmy.
Miłego czytania, dedykuję to opowiadanko Tomowi Marvolo Riddle'owi... W założeniu jest ono zakończeniem cyklu Knajpowego, do którego myślałam, że już NIGDY nie wrócę...
Przedstawiam:
Wejście Węża
Był pewien piękny zimowy poranek... Bieszczadzkie lasy wyglądały jak wyciągnięte wprost z baśni braci Grimm – obleczone w szykowną biel, napuszone i dumne. Ale wszyscy wiedzieli o grozie, czającej się wśród tych zgoła, niewinnych, drzew.
Gdzie w głębi, ciemnej, nieprzeniknionej głębi, czaiło się Zło. A przynajmniej tak nazywano owo zjawisko wśród zwykłych ludzi.
Bo TAM mieszkały Lunatyczki.
<>
Knajpka również nabrała statecznego wyglądu bajkowej chałupki na kurzej nóżce. Ogromne sople zwisające z pokrytego grubą warstwą śniegu dachu, były wielkości mamucich kłów. Sama czapa zwisająca nad klatką z wilkołakami napawała te, skądinąd, groźne stworzenia lękiem. Szron na szybach malowała surrealistyczne obrazy, niewiadomo czemu, acz przypominające sobą...
- Jak pięknie! – ze środka wyskoczyła odziana w wilcze, syntetyczne rzecz jasna, futro dziewoja. Spod grubego szala wystawał jedynie długi, zaczerwieniony nos i małe oczka.
Za nią wyszła nieco potężniejsza panienka, li tylko w cienkim sweterku i byle mycce na sztywnych włosach.
- Ta – zerknęła dookoła i wyciągnęła kałacha. – Jak na obrazku. Nie podoba mi się. Zbyt sielankowo.
- Oj, Joan, pociesz się życiem! – pierwsza dziewoja poleciała prosto do swoich hodowlanych wilkołaków. – Cip, cip, kochaneczki, Jasiu, zimno ci? O, biedna Ismena, masz zranioną łapkę...
Joan, nie zważając na zachęty Aurory (bo to właśnie była owa odziana we futro prosto z Szafy), rozejrzała się w poszukiwaniu niebezpieczeństwa.
- Ja ci mówię, coś mi tu śmierdzi – pokręciła nosem, który powoli zaczął zmieniać się w sopel lodu.
Nagle zza niej wychynęła burza ciemnobrązowych loków.
- Na brodę Merlina! Ile śniegu! Harry, zobacz! – Hermiona Granger we własnej osobie wyskoczyła na śnieg w krótkiej ciemnozielonej sukience. – Kurcze, kurcze, kurcze, ale fajosko!
Poskakała ze skarpy na skarpę i wpadła w końcu w zaspę, która sięgała jej po gryfońską szyję.
- H-her-miona – zza drzwi wyjrzał zakatarzony i trzęsący się z zimna Potter. Okulary zjeżdżały mu z nosa, niczym Małysz na skoczni.
- Hej, Pottuś, boisz się? – tuż zza niego zawołał białowłosy i szarooki chłopczyna
- Ja, nigdy, Malfoy! – warknął Potter butnie, by po chwili wylądować z nosem w śniegu. Draco dołączył do pływającej w zaspach Hermiony. Po chwili podszedł do nich naburmuszony Harry, ale po paru śnieżkach na okularach i bliźnie poczuł się gotowy do współzawodnictwa.
- Ach, jak słodko, czyż nie? – rzuciła Joan z przekąsem do Aurory wciąż szczerzącej kły do wilkołaków.
- Że aż zęby bolą – odparła złośliwie Ori i spojrzała na dzieciaki. – DO DOMU, NATYCHMIAST, NO, CO ZA BRAK ODPOWIEDZIALNOŚCI! Ubrać się, matołki.
Harry, Draco i Hermiona jak rażeni piorunem, wlecieli do Knajpki.
- No, no, no, pacyfistka, co to było? – zachichotała Joan. Aurora obrzuciła ja taksującym spojrzeniem.
- Ty też powinnaś się ubrać. Stara, a głupia...
- Ja ci dam stara, no! Tylko nie stara!...
- Ekhm, nie przeszkadzam? – nieco niższa istota pociągnęła Aurorę za rękaw. Spod szalika wyzierał nieśmiały uśmiech i rudawe włosy. Ori wgapiła się w przybyszkę.
- Nie, oczywiście, o co chodzi? – zapytała oficjalnym tonem.
- Knajpka ‘Dziupla Pod Księżycem’?
- Ta, a co? – odparła podejrzliwie Joan. – Szpieguje się?
- Jakże bym śmiała! – zakrzyknęła z tajemniczym uśmiechem i wyciągnęła z rękawa list. – Zaproszenie mam! Od Hekate!
- Cudownie! - uśmiechnęła się Aurora i wciągnęła osobniczkę do Knajpki. – Uwielbiam nowych gości...
- Hej, jak się chociaż nazywasz? – zawołała Joan. Była zdenerwowana niefrasobliwością Aurory.
- Zyzanna Trilby – odpowiedziała. – Ale mówcie na mnie Trilby.
I tak oto do Knajpki wkroczyła Trilby. Razem z rudymi strzygami i martwymi narzeczonymi...
<>
W środku przed kominkiem (nad którym wisiały dwa portrety – Aurora długo toczyła bój z Szefową o to, że Lenin wcale nie jest gorszy od Gandalfa) pod czujnymi spojrzeniami dwóch Wielkich, nogi ogrzewała nowa Wielka Trójca. Draco, z dziwnych powodów, przypadł szalenie do gustu Harry’ego i Hermiony, na których punkcie zwyczajnie oszalał.
Jednak ciekawszy widok panował po drugiej stronie sali. W zielonkawych oparach siedział tam Severus Snape z wyjątkowo zdegustowanym wyrazem twarzy. Tuż przed nim stało płótno, jakby czekało na kogoś, a z boku Ceres próbowała coś Nietoperzowi łagodnie wyperswadować. Przed nimi siedziała zmartwiona Hekate.
- Severusie, co ci szkodzi, jeden marny portret na tyle Lunatyczek! A co, jeśliby wszystkie chciały egzemplarz, teraz jest gorzej? – szeptała Ceres.
- Ale ja nie chcę ANI JEDNEGO marnego portretu! – jęknął Snape i spróbował wstać. Jednak uniemożliwiły mu to sprytne, wężowozielone sznury.
- To będzie portret PAMIĄTKOWY. Sev, jeden raz, dla nas... My ciebie tak... nienawidzimy... – widać było, że nawet sprytna Ceres traci argumenty.
- To nie będzie marny portret – powiedziała do siebie Hekate i w tej chwili Trilby ruszyła ku płótnu.
- Zyzanna Trilby, do usług waszych et votre bliskich. Czy to mój model? – zapytała szybciutko i wyciągnęła z rękawa zestaw farb oraz pędzli. – Proszę przybrać pozę, zaczynam!
Ceres uciekła od przerażonego Severa i uśmiechnęła się doń pokrzepiająco. Szefowa odetchnęła z ulgą, a Harry i Hermiona zaskoczeni odwrócili głowy. Po chwili jednak Draco zaczął im coś z przejęciem wyjaśniać, czego zaczęli gorliwie słuchać.
- Cóż, Joan, idź do Remusa, niech się przygotuje – zachichotała Aurora widząc tempo malarki. Pokręciła z uznaniem głową i spojrzała na Szefową. – Skądżeś ty ją wytrzasnęła?! Jest świetna!
- Ona ma malować mojego Remiego?! – wrzasnęła Joan buńczucznie i ruszyła obrażona do gorzelni, skąd unosił się ów zielony dym.
- Sama jestem zdziwiona, z ogłoszenia magicznego, pisali o niej niedawno w prasie... Fenomenalna – rzekła Szefowa i zatarła ręce. – Potrzebujesz czegoś, Zyzzy?
- Nie, nie w tej chwili, zresztą niedługo kończę... Proszę nie patrzeć na razie! – zawołała widząc zachłanną minę Aurory, zaglądającej znad jej upaćkanego zieloną farbą ramienia.
- Dobrze, dobrze, ja tylko...
<>
- Nie gadaj, Dre! – krzyknął oburzony Harry. – Nie wierzę w to!
- Wiecie, to może być prawda... – szepnęła z uznaniem Hermiona. – Może w Voldemorcie zostało jeszcze trochę dobra?
- Mój ojciec tak mówił, kiedy go z Sevem odwiedziliśmy – szybki rzut szarego oka na nauczyciela malowanego przez jakąś nową Lunatyczkę. – Powiedział, że Voldi sobie nie radzi... Ma jakieś problemy z... osobowością, czy duszą... I się ludzki zrobił, no. Słaby.
- Nie wierzę – Harry pokręcił głową. – Wy go nie widzieliście, nie staliście z nim twarzą w twarz, nie rozmawialiście... To nie człowiek, to wąż!
- Jesteś pewien, ze nie rozmawialiśmy? – warknął Draco i pokazał swój Mroczny Znak. – Jego największym błędem było zaufanie Severusowi, przecież wiesz...
- Blondas może mieć rację – powiedział zadumany Lenin. – Chociaż nigdy nie ufałem aryjczykom.
- Nie, ja popieram Harry’ego. To niemożliwe, Voldemort zawsze nienawidził wszelkich emocji, nigdy ich nie odczuwał. Skąd by mu się to nagle wzięło?! – zaprzeczył Gandalf gwałtownie. Odkąd musieli obok siebie wisieć z tym cholernych komuchem, bez przerwy w Knajpce słychać było kłótnie.
- Pan Włodzimierz ma rację – Hermiona popatrzyła krzywo na Gandalfa. – Podzielenie duszy na dobre Voldziowi nie wyszło. Tym bardziej, że kolejne jej części są powoli przez Harry’ego niszczone... Ile zostało, Harry?
- Ta, która jest nim i jeszcze jedna. Zniszczyliśmy Nagini, ale to nie ona... Co może być ostatnim horkruksem?...
Zastanawiali się w ciszy. Nawet Gandalf zdjął kapelusz i usiadł na kamieniu, a towarzysz Lenin przyprowadził towarzysza Trockiego z pokoju Aurory.
Nagle Draco wstał, zbladłszy pierwej. Popatrzył zdumiony na nich... Hermionie coś pojaśniało...
- Może... może to...
- Ale przerwał mu okrzyk radości.
- VOILA’! Skończyłam! – zachlapany pędzel runął prosto do kominka.
Trilby, od stóp do głów w białej, czarnej i zielonej farbie, odsłoniła swe DZIEUO.
<>
- ACH! – wyrwało się Aurorze. – Jest taki... MROCZNY! Przerażający!
- Och – dodała Szefowa. – Naprawdę, naprawdę...
- Niezwykły – wytrzeszczył oczy Harry.
- Nieforemny – stwierdził Draco.
- Podobny – przyjrzała się okiem znawcy Hermiona.
Aż Joan wyszła z gorzelni i popatrzyła na ‘dzieuo’ Trilby. Spojrzała w każdej strony, wstrzymując śmiech i nagle parsknęła.
- Przecież to Batman! – zatoczyła się ze śmiechu i padła na podłogę.
- F-f-faktycznie – zachichotała Aurora. – Że też...
I po chwili wszyscy leżeli na podłodze płacząc ze śmiechu i wydając dzikie odgłosy. Tylko Severus wciąż nieporuszony i upadły na duchu spoglądał na swą tfurczynię, aktualnie zamarłą i obrażoną.
Sama uważała, że dzieuo było przednie. Mroczne, niepokojące, tajemnicze...
Przerośnięty nietoperz ze skrzywioną twarzą Snape’a i rozpostartymi skrzydłami unosił się wśród zielonej mgły. Po chwili, ożywiony magiczną warstwą utrwalającą, portret poruszył się i nietoperz-Sev zaczął machać skrzydłami.
Wszyscy jeszcze głośniej parsknęli śmiechem.
<>
- P-p-panie – wyszeptał trzęsący się, szczuropodobny człowieczek. – Ja jestem pewien, ze to tu, za tą latarnią...
- Zawieodełeś mnje Glizdeogeonie – głos Czarnego Pana wcale nie brzmiał tak przerażająco z zamarźniętymi szparkami.
- Ależ panie, już, za tą latarnią, panie... – Glizdogon przyspieszył. Pamiętał przecież, tyle razy pili razem z Joan Glizdogońską...
Przed Peterem, Czarnym Panem i Śmierciożercami w liczbie dwóch stałą czarna, gazowa latarnia. Pośrodku lasu. A koło latarni załatwiał najpilniejszą potrzebę faun. Przy tym podśpiewując jakąś skoczną piosenkę. Wokół spoczywały w spokoju ogromne zaspy białego śniegu, gdzieniegdzie skalanego żółtymi plamami.
Na ich widok faun wypuścił z rąk ‘narządzie’ i wrzasnął piskliwie.
- Drętwota – spod kaptura jednego ze Śmierciożerczy dobiegł kobiecy, zakatarzony nos. – Co z nim zrobić, panie?
- Spytaj o drogę – syknął Voldemort i kopnął w tyłek Petera. – Ten bezużyteczny idiota zapomniał jej.
- Tak jest, panie – Bella kichnęła potężnie i związała fauna zaklęciem. – Gadaj, którędy do Knajpy ‘Dziupla Pod Księżycem’, szlamo?
- Ja nie jestem szlama! Nie wiem, co to za kraj ‘Kanjpa’ i gdzie leży jego stolica! Nie zabijajcie, pani, ja mam tu zadanie! – piskliwie darł się faun.
- Jakież to zadanie? I od kogo? – zapytał uprzejmie Voldemort.
- Mam tu czekać na córkę Ewy, Łucję, zaprzyjaźnić się z nią i zabrać do Białej Czarownicy!
- Kim jest ta Biała Czarownica, hę? I gdzie mieszka? – zapytał sycząco Czarny Pan.
- Taaaam – faun wskazał lodowy zamek stojący wśród oblodzonych drzew.
- Dobra – warknęła Bella, kiedy jej Pan kiwnął głową. – No to idziesz z nami, panie...
- Tumnus. – Pisnął faun. - Nazywam się Tumnus.
<>
Biała Czarownica sama wyszła im na spotkanie. Była urzeczona widokiem Voldemorta.
- Panie! – krzyknęła i padła mu do stóp na sam widok potęgi bijącej z czerwonych oczu. – Kim jesteś, panie?
- Wstań – podał jej dłoń. Była niesamowicie piękna, ta Czarownica. – Ponoć władasz tą krainą.
- Tak, jestem jej królo... władczynią – poprawiła się i uśmiechnęła olśniewająco. Bellatrix prychnęła.
- A więc, Jadisss... – zasyczał uwodzicielsko i wziął piękną wiedźmę pod ramię. – Jako władczyni tej krainy na pewno mi pomożesz, prawda?
- Oczywiście, drogi panie... – nie musiała pytać. Jedno spojrzenie jej czarnych oczu, wzajemny magnetyzm...
- Voldemort. Lord Voldemort – uśmiechnął się. Też to czuł. – Na pewno mi Jadis powiesz, gdzie znajduje się Knajpka ‘Dziupla Pod Księżycem’...
<>
Trilby z żałością chowała futro do szafy w przydzielonym jej pokoju. Jeszcze nikt nigdy tak nie wyśmiał żadnego z jej dzieu, szczególnie, że to wyszło nad podziw... Przecież skojarzenie nie było złe, było ‘bardzo trafne’, jak to stwierdziła Aurora w próbie pocieszenia.
- Och, ja biedna, niedoceniana artystka! Nikt mnie nie rozumie! NIKT! – zapłakała i usiadła na łóżku.
Po chwili poczuła na sobie czyjś wzrok.
Spojrzała na szafę.
Nikogo w środku nie było, zajrzała...
Zaczęła wpatrywać się w szafę, a ta powoli, powoli...
- Ci! Ostrzec muszę! – z szafy wyskoczył faun. Trilby wytrzeszczyła oczy.
- Pan Tumnus? – zapytała wzruszona. – Tumnus?
- Tak... Zyzzy! Och, kochana dzieweczko! Jakżem cię dawno nie widział! – otarł łzę wzruszenia. – Aleś wyrosła, kochana...
- Tyle lat! – przytuliła fauna. – Ale przed czym ostrzegasz?
- Niejaki Lord Voldemop idzie tu z Velanix, Musjuszem, Liżogonem i Jadis! Straszne, straszne!
- Och... – przetłumaczyła sobie wypowiedź Tumnusa na język ludzki. Lord Voldemort idzie TU z Bellatrix, Lucjuszem i Glizdogonem! I Białą Czarownicą!
<>
- No, Harry, musisz to zrobić – rzekła Hermiona. W oczach błyszczały jej łzy.
- Nie, nie zrobię tego, nie... nie mogę – szepnął Harry. – Draco jest naszym przyjacielem...
- Horkruks, Potter – powiedział zimno Malfoy. – Horkruks, ja się nie liczę...
- Och, Draco... – zapłakała Hermiona i odwróciła głowę.
- Ale ja nie chcę tego robić! Nie możesz sam? – zapytał niepewnie Harry.
- Ty. Musisz. To. Zrobić. Potter.
Harry wyciągnął różdżkę... I odłożył ją na bok.
- Zrobię to własnoręcznie – zbliżył się do Malfoy’a. – Wybacz mi, Dre.
Cisza i głośny zgrzyt.
Laska, co ma na czubku węża, laska Lucjusza Malfoy’a pękła na pół. Harry poklepał pocieszająco Dracona po plecach. Jego ostatnia pamiątka po ojcu była horkruksem, z którego aktualnie ulatniał się zielony dym w kształcie Mrocznego Znaku.
- RATUNKU! VOLDEMORT! – wszyscy troje odwrócili głowy ku drzwiom. Na korytarzu ktoś krzyczał.
<>
Sodoma i Gomora na korytarzu. Lunatyczki w szale bitewnym, Joan strzelająca na wszystkie strony z kałacha, wpatrzona z uwielbieniem w Lucjusza Aurora, Ceres rzucająca niewerbalne uroki, Pusz pijąca krew Belli, Peter chlający Glizdogońśką w kącie z Remusem...
A pośrodku wszystkiego – Jadis całująca się z Voldemortem.
Hermiona wytrzeszczyła oczy. Draco otworzył usta ze zdumienia. Harry przetarł okulary.
- Cholera, wy też nie wierzycie? – szept nowoprzybyłej Trilby, cucącej Zaheel i Angel. Bellatrix nagle odrzuciła od siebie wiecznie nienasyconą Pusz, ale nie zrobiła nawet jednego kroku, dźgnięta w ścięgno przez Atrę. Po chwili do jej szyi przyssała się Lu i Rej.
- Olaboga – Szefowa spojrzała na wszystko z typową dla siebie absurdalnością, stwierdziła, że wszystko osiąga najwyższe poziomy, i poszła się upić razem z Glizdkiem.
- Psy niewierne! Zdrajcy! – Joan skończył się magazynek i wyciągnęła zza pasa Andurila.
W kącie Nauzykaa udzielała porad psychologicznych oszołomionej Lorze, która najprawdopodobniej dostała trwałego urazu psychicznego na widok zakochanego Voldemorta.
Na dodatek, jakby i tego było mało, przez okno na feniksie wleciała Heca.
- Cholera! – wrzasnęła. – Co to za LIBacje, do jasnej?...
I na widok czułej pozy Voldiego i Jadis, spadła z feniksa. Któren ze wstydu się spalił.
- Harry – grobowy głos Draco.
- Chyba czas na ciebie – dodała Hermiona, obejmując go za szyję.
- Zrób to – niewiadomo skąd przypełzł Severus. – Zrób to, Potter, bo inaczej dostaniesz szlaban do końca życia.
- Cóż – szepnął Harry. – To chyba już nie tak długo.
I mężnie wypiąwszy pierś ruszył ku Voldemortowi. Po drodze ocucił Aurorę z zachwytu nad Lucjuszem i jego włosami (cóż, laska została przecież zniszczona) i wsparty jej słowami (KUL, Harry, KUL, pamiętaj!) spojrzał wyzywająco.
Ale Voldi nie zauważył.
Harry spojrzał jeszcze bardziej wyzywająco.
Nic.
Wytrzeszczył oczy tak, że mało mu z orbit nie wyszły.
W końcu zaklął i zawołał:
- Będziecie się tak wiecznie lizać, czy będziesz ze mną walczył?
Cisza. Czerwone i czarne. Oczy. Obok siebie.
- Hm... Co wybierzesz, wężyku? – zapytała Jadis i uśmiechnęła się słodko.
- Hm, zgadnij, skarbeńku... Chyba jednak wybiorę lizanie, Potter.
I tak odprawiwszy załamanego Harry’ego, wyszedł razem z Białą Czarownicą.
- Jakby co – zawołał z głębi Szafy Trilby. – To mnie szukajcie w Szafie! Oczywiście, będziecie mile widziani! Severusie, co taka skwaszona mina, wiem, że zawsze byłeś dobry, Bella, nie udawaj, że płaczesz, będziesz jako wampirzyca nieśmiertelna... No, a ty Peter... No, żegnajcie, fajna Knajpka, Hekate.
I poszedł.
<>
- Czuję się zdruzgotana – szepnęła Hermiona. – Harry zresztą też. Tyle starań, tyle poświęcenia... A on się idzie obhajtać?!
- Cóż, niezbadane są wyroki węże – stwierdził skrzywiony Draco i popatrzył na czule obściskującą Lucjusza Aurorę. – Mam nadzieję, że ona wie o mojej matce.
- Cóż, ważne, że wszystko dobrze się skończyło – szepnął blady Harry i wychylił pucharek Glizdogońskiej. – Ale trzeba przyznać Tomowi, że miał klasę. To było dopiero wejście węża...
KONIEC
(definitywny)
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Ceres
kostucha absyntowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej
|
Wysłany: Wto 15:07, 31 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
*Rechocze glośno a nieprzystojnie*
Ech, Auroro, to było piękne. Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Tylko Severa żal... muszę znaleźć tego fanarta, na którym nosi koszulkę z logo batmana.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hekate
szefowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5680
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Wto 16:32, 31 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
(pada na dywanik z frędzelkami)
Auroro, bardziej forumowy! Cześć i chwała! Nie mów, do kroćset, że zamierzasz kończyć z serią knajpiarską?
(chlipie)
Nieeee!
(rozdzierający krzyk)
A tak swoją drogą zawikłanie narnijsko-potterowo-lunatyczne cudne. I Trilbuś-portrecistka tyż.
Vivat!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Joan P.
moderator upierdliwy
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 5924
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tęczowa Strona Mocy
|
Wysłany: Wto 16:50, 31 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
Jeny!
(stacza się z krzesła)
Ora! Ja cię kiedyś... Zamrygam! Voldzio i Biała Czasrownica!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie
niepoprawna hobbitofilka
Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)
|
Wysłany: Wto 21:47, 31 Sty 2006 Temat postu: |
|
|
Hrumpf!
Aaa... kwik!
Obłędne, moja droga, obłędne. To jeno Ci rzekę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hec
moderator avadzisty
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 1449
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: na północ od chatki 3ech świnek
|
Wysłany: Śro 17:49, 01 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Piękne, wspaniłe, cudowne, fenomenalne, fantastyczne, obłędne , nieprzeciętne...ooooooooch! Jesteś miszczynią, Oro, serio, niezrównaną. Pomysł genialny iw ogóle genialne całe opowiadanie!
Oro napisał: | - Blondas może mieć rację – powiedział zadumany Lenin. – Chociaż nigdy nie ufałem aryjczykom. |
<turla się po pokoju i zanosi spazmatycznym śmiechem>
Jesteś bossska.
Błagam, nie kończ jeszcze serii knajpianej- napisz kiedyś coś jeszcze, te historie są niesamowicie zabawne, a przy tym ciekawe.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ceres
kostucha absyntowa
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 4465
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z dzikich i nieokiełznanych rubieży Unii Europejskiej
|
Wysłany: Śro 18:00, 01 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
No a poza tym, wiesz, jak my kochamy czytać o sobie. (Tracę zdolności do hipokryzji, kto by pomyślał) A że nikt nie ma takiego wena i zdolności fredryjskich jak ty... sama rozumiesz, bycie wieszczem forumowym zobowiązuje .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Hec
moderator avadzisty
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 1449
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: na północ od chatki 3ech świnek
|
Wysłany: Śro 21:59, 01 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Ta, Ceres ma rację, nic tak nie poprawia naszej samooceny jak występ w forumowym fiku.
I z tym wieszczem też ma rację- ty, Oro, jesteś nasze czterdzieści i cztery, albo i nawet...eee...pięćdziesiąt i pięć! O!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Maggie
niepoprawna hobbitofilka
Dołączył: 09 Wrz 2005
Posty: 2126
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świętokrzyska Łysa Góra ;)
|
Wysłany: Śro 22:25, 01 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Zagadzam się w całej rozciągłości.
My tak lubimy czytać o sooobie
Nie kończ, nie kończ.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Trilby
świtezianka
Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 1521
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: miasto z piaskowca
|
Wysłany: Śro 22:56, 01 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Ok, przeczytałam. Calutkei! Bomba. Bomba! Rozbawiwszy mnie
Pomijając oczywiście fragmenty o mnie (;D) w zachwyt mnie wprawiło:
Cytat: | - Blondas może mieć rację – powiedział zadumany Lenin. – Chociaż nigdy nie ufałem aryjczykom. |
No i warto zaznaczyć, że mam kolegę Batmana ;P
I jeszcze kilka innych motywów. Ale mniejsza o to
|
|
Powrót do góry |
|
|
Atra
lunatykująca wampirzyca
Dołączył: 28 Wrz 2005
Posty: 1434
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: komoda
|
Wysłany: Czw 22:49, 02 Lut 2006 Temat postu: Re: Wejście Węża |
|
|
Aurora napisał: |
Przed Peterem, Czarnym Panem i Śmierciożercami w liczbie dwóch stałą czarna, gazowa latarnia. Pośrodku lasu. A koło latarni załatwiał najpilniejszą potrzebę faun. Przy tym podśpiewując jakąś skoczną piosenkę. Wokół spoczywały w spokoju ogromne zaspy białego śniegu, gdzieniegdzie skalanego żółtymi plamami.
Na ich widok faun wypuścił z rąk ‘narządzie’ i wrzasnął piskliwie. |
juuuupiiiii! pan Tumni żądzi! za Narnie i za Aslana! i za Jadis! niech żyją wszystkie szafy świata! niech żyje Aurora! (niech żyje E. P. , ale to tak na marginesie)
a mi też pszyszło do głowy że Jadis i Voldzio do sie pasują!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Natalia Lupin
lunatyczka gondorska
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3952
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Minas Tirith
|
Wysłany: Pią 14:13, 03 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Kwik, kwik, kwik, cudowne! Wspaniałe! Więcej, więcej!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Paulinka 123
Gość
|
Wysłany: Pią 23:51, 03 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
lol
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zaheel
wilkołak alfa, spijacz Leśnej Mgiełki
Dołączył: 14 Sty 2006
Posty: 2478
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Nibyladii
|
Wysłany: Nie 14:24, 05 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Pięknie... Kwik... ślicznie! Przecież ja sienie pozbieram z podłogi do końca życia po tej lekturze.
<dumnie rozglada sie na strony>
Nawet ja byłam, we właściwej dla mnie pozycji czyli na podłodze.
Ach ta miłość od pierwszego wejżenia, ale chyba Bella się nie pozbiera po tylu emocjach jednego dnia...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kira
kryształkowa dama
Dołączył: 01 Wrz 2005
Posty: 3486
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Z <lol>andii ;)
|
Wysłany: Nie 17:02, 05 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
*wraz z krzesłem efektownym piruetem zwala się na podłogę*
Dre - aryjczyk!
Sever - Batman!
Gandalf ramię w ramię z Wielkim Włodkiem!
Lizanka Volda i Jadis!!!
Orori, ich liebe dich, du... wiesz o tym, prawda?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|