FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Klub Pojedynków
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Maggie
Wysłany: Nie 18:28, 08 Sty 2012
Temat postu:
Nie wiem, nie wiem. Albo autora rodzice trzymali całe dzieciństwo w ziemiance bez kontaktu ze światem zewnętrznym, albo scenarzysta zapił LSD denaturatem ;/
Ceres
Wysłany: Pią 14:55, 06 Sty 2012
Temat postu:
Mnie wystarczyło przeczytać opis, żebym wiedziała, że nie chcę tego oglądać. Jak trzeba być porąbanym, żeby wymyślić coś takiego?
Maggie
Wysłany: Czw 19:23, 05 Sty 2012
Temat postu:
Jak w 'kieleckiem', wypraszam sobie
Ani słowa o tym filmie, Ceres. Już sam trailer zrył mi mózg tak, że do końca życia niektóre obrazy z niego mnie nie opuszczą ;/
Ceres
Wysłany: Wto 23:31, 03 Sty 2012
Temat postu:
Odwołali? Cholera, nie wiedziałam
.
Horrorów generalnie nie ma co traktować zbyt poważnie... potem wychodzi jakaś Ludzka Stonoga czy inne Bóg wie co.
Swoją drogą, pogodę w Lublinie mamy dzisiaj prawdziwie horrorową, za przeproszeniem piździ jak na Zaporożu.
Hekate
Wysłany: Wto 20:32, 03 Sty 2012
Temat postu:
Łiiii, Aztekowie (którzy odwołali koniec świata, niech ich szlag), łiiii, cmentarz, łiiii, rytualny mooooord!
Przepraszam za reakcję, ale ja tak mam zawsze na horrorach. Szczególnie, gdy zauważam zabawę znanymi i lubianymi motywami - człowiek czuje się jak w domu, he he, wie, na czym stoi. Niniejszym ogłaszam, że w kategorii najbardziej horrorowy horror horroriady pierwsze miejsce zdobywa CERES! Tak, jest, drodzy państwo, tera faktycznie trzeba Więckiewicza zatrudnić i hajda zdobywać przemysł filmowy w Polsce!
Myślę, droga autorko, że opowiadanie jest urokliwe dlatego, że się nim bawisz - gdybyś wzięła te wątki na poważnie, wyszłaby koncertowa kicha. A tak? Już pierwsze zdanie rozwala, potem jest tylko fajniej. I TRUUUPY, HURRA! I mroczny kapłaaaan! Prawie jak w grze komputerowej. Ja bym pewnie grała jednym z tych zakapturzonych typów, co stali w kaplicy, i miałabym charakter chaotyczny neutralny
Nie wiem, czy powinnam się do tego przyznawać, biorąc pod uwagę tematykę opowiadania, ale naprawdę poprawiłaś mi humor.
Maggie
Wysłany: Wto 18:37, 03 Sty 2012
Temat postu:
Tylko, żeby nie wyszło nam coś w stylu "
The Shrine
"
Oglądałam - wszystko byłoby ok, gdyby nie współczesna Polska, która wg twórców zatrzymała się w latach 50. XIX wieku...
Natalia Lupin
Wysłany: Wto 15:23, 03 Sty 2012
Temat postu:
Absolutnie się zgadzam
BTW, chyba trzeba będzie obejrzeć "W Ciemności", ale boję się, że nerwowo nie wytrzymam. Chyba sobie daruję i poczekam, co powiecie, bo na wojenny na pewno któraś pójdzie
Ceres
Wysłany: Wto 15:13, 03 Sty 2012
Temat postu:
Linda!
Albo Więckiewicz
. Bo polski film bez Więckiewicza to nie polski film.
Natalia Lupin
Wysłany: Wto 14:38, 03 Sty 2012
Temat postu:
Niestety tak
Ale myślę, że my byśmy się lepiej spisały. Z twoim scenariuszem, z rozwinięciem (zgadzam się - to może być start do czegoś większego! Ale jako taki drobiazg też mi się bardzo podoba)... Kto w roli Branda?
Ceres
Wysłany: Wto 14:23, 03 Sty 2012
Temat postu:
Zawsze możemy napisać scenariusz.
Polacy w ogóle kręcą jakieś horrory?
Noelle
Wysłany: Pon 23:38, 02 Sty 2012
Temat postu:
No... Ja sobie Nanauatzina wyobrażam jako prolog do właściwego horroru. Horroru typu slasher
Potem mogliby pojawić się jacyś przyjaciele naszych kozłów ofiarnych, którzy by ich szukali, a troskliwy Brand zaofiarowałby im swą pomoc... Aczkolwiek, mieliby więcej rozumu i dłużej by to trwało
Ceres
Wysłany: Pon 23:21, 02 Sty 2012
Temat postu:
Dziękuję
.
Nat - tytuł wymyśliłam już po napisaniu, i nie przyszło mi do głowy, że jedno z drugim może trącić łopatologią, ale w sumie zgadzam się, w końcu wiedziałam, że piszę dla inteligentnejgo odbiorcy
.
Meg - generalnie mam problem z nadmiernym streszczaniem się. Ciężko jest mi pisać obszerniej, niezależnie od tego, co piszę - z pracami pseudo-naukowymi mam ten sam problem, co mnie strasznie wkurza, bo czasami po prostu trzeba napisać więcej...
Maggie
Wysłany: Pon 23:03, 02 Sty 2012
Temat postu:
Ja powiem tak - za krótkie. Ja bym chciała więcej, dłużej. Jest i atmosfera (zimowy cmentarz zimą, no klasyka,) i para kochanków, i tragiczny finał. Tylko taki w pigułce.
Może bać się bardzo nie bałam, bo tak coś-coś wiedziałam, jak to się może skończyć, ale zdecydowanie podobał mi się opis wielebnego, tylko czekałam aż spod kapelusza zionie siarką, ale... nie
I dobrze.
I tak jakoś na początku odniosłam wrażenie, że to dzieje się w XIX-wiecznej Anglii, ale potem było o zwycięstwach Chelsea, więc się naprostowałam.
Raczej wyszedł Ci thriller, nie horror, ale - jest na plus i kciuki w górze! - za krwawy rytuał, i za cmentarz zimą.
Me gusta.
Natalia Lupin
Wysłany: Pon 12:48, 02 Sty 2012
Temat postu:
Tess? Jim Blackwood? Zaczęłam piać z zachwytu już na początku
Ze już nie wspomnę o tytule, który wysoko wywindował moje oczekiwania.
I to jest prawdziwy dreszczowiec. Cmentarz, dreszcze, tajemne zgromadzenie. Podoba mi się najbardziej z dotychczas zamieszczonych. Tylko, szczerze mówiąc, wywaliłabym albo przerobiła ostatnie dwa zdania, te o Tenochu. Tytuł jest taki, że czytelnik pewnie go sobie wygugluje i się domyśli, o co chodzi z całą sytuacją. To jest trochę zbyt łopatologiczne. Taki horror powinien zostawić miejsce dla wyobraźni. Bez tego ostatniego "dzielnika" jest idealny :3 Brawo, Ceres!
(Ech, nie dla mnie jednak szalone surreale z pokręconą narracją... Klasyka to jest to.)
Ceres
Wysłany: Pon 1:04, 02 Sty 2012
Temat postu: Horroriada: Nanauatzin
Wijące się między grobami kręte aleje spowijała warstwa rzadkiej mgły, osrebrzonej poświatą przebijającego zza sklepienia splątanych gałęzi księżyca. Pod grubymi podeszwami jej zimowych butów chrzęścił śnieg, i po raz kolejny pomyślała, że nawet, jeżeli okoliczności ciężko było nazwać wymarzonymi, to i tak były niesamowicie romantyczne. Potajemne spotkanie, ucieczka, Gretna Green – poczuła, jak serce zaczyna jej szybciej bić, i przyspieszyła kroku. Czekała ją przygoda życia, co do tego nie miała wątpliwości.
Dobiegła do kaplicy lekko zdyszana. Oparła dłoń o zimną ścianę, w zamyśleniu przyglądając się otaczającemu ją cmentarzowi. Cmentarz znajdował się kilka mil od wioski i właściwie nikt tam już nie przychodził – obecnie chowano zmarłych na nowej nekropolii, znajdującej się tuż obok kościoła na obrzeżach osady.
Owiał ją zimny wiatr i szczelniej otuliła się płaszczem. Miała nadzieję, że Jim wkrótce się pojawi, bo pomimo faktu, że nie wierzyła w zjawiska nadprzyrodzone, samotne sterczenie na cmentarzu było ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę w tę grudniową noc.
Podskoczyła kilka razy, żeby się rozgrzać, ale ostatecznie stwierdziła, że musi to bardzo głupio wyglądać, i oparła się o ścianę kaplicy. Świszczenie wiatru stawało się coraz głośniejsze, a jej zaczynało być nieswojo. Zerknęła na zegarek – Jim spóźniał się już co najmniej dziesięć minut. To nie było do niego podobne.
Gdzieś między drzewami usłyszała trzask łamanej gałązki. Gwałtownie odwróciła głowę w tamtą stronę, ale pomimo faktu, że księżyc świecił jasno, nie była w stanie niczego dostrzec. Miała nadzieję, że to Jim, ale jakoś nie wyobrażała sobie, że nie dałby znać o swojej obecności. Zacisnęła ręce w kieszeniach – cała sytuacja podobała jej się coraz mniej, i coraz bardziej miała ochotę wrócić do domu.
- Tess?
Krzyknęła i odwróciła się gwałtownie. Stojący przed nią Art przyglądał jej się z przepraszającym uśmiechem na twarzy.
- Jamesie Blackwood, co ci, na Boga, strzeliło do głowy, żeby mnie tak straszyć?!
- Przepraszam – wyszczerzył się do niej. - Chodzi o to, że chciałem ci kogoś przedstawić.
Dopiero teraz zauważyła mężczyznę stojącego za Jimem. Nie widziała jego twarzy – spod ronda kapelusza widać było tylko mocno zarysowaną szczękę. Towarzysz Jima nosił długi, czarny płaszcz, ze szczelnie zawiązanym pod szyją szalikiem. Poczuła, jak serce zaczyna jej walić w piersi. Nie wiedziała, czemu, ale kiedy na niego patrzyła, jedyne, co przychodziło jej do głowy, to myśl, że powinna uciekać. Najlepiej natychmiast, i to ile sił w nogach.
- To jest wielebny Matthew Brand. Panie Brand, moja narzeczona, Teresa Sew.
- Miło mi panią poznać, panno Sew.
Ponieważ ukłonił się uchylając kapelusza, a w momencie, kiedy się wyprostował, nakrycie spoczywało już na jego głowie, dalej nie widziała jego oczu. Dygnęła, próbując zajrzeć pod rondo – choć wrażenie, że ma do czynienia z kimś diabelnie niebezpiecznym, nie ustępowało – jednak bezskutecznie.
- Panie Brand.
- Wielebny zgodził się udzielić nam ślubu! - wypalił podekscytowany Jim, nie mogąc wytrzymać z podekscytowania.
- Słucham? - spojrzała na niego z zaskoczeniem. Nie to mieli w planach.
- Wiem, że mieliśmy jechać do Gretna Green, ale tak będzie dużo szybciej! Potem możemy od razu wyjechać do Bath na miesiąc miodowy, przecież zawsze chciałaś zobaczyć morze!
Jim paplał w najlepsze, podczas gdy ona z niepokojem wpatrywała się w pastora. Uznała, że z jakiegoś powodu - najprawdopodobniej nikczemnego – nie chce pokazać swojej twarzy, jednak ku jej zaskoczeniu odsunął kapelusz do tyłu i napotkał jej spojrzenie parą rozbawionych, brązowych oczu. Mimo że na pierwszy rzut oka wyraz jego twarzy wydawał się być dobroduszny, w jego zmrużonych oczach było coś takiego, co przyprawiało ją o dreszcze, i bynajmniej nie były to dreszcze przyjemne. Przeniosła wzrok na Jima.
- Możemy chwilę porozmawiać na osobności? - spytała cicho.
Jim przez chwilę wyglądał na zdezorientowanego, ale jeden rzut oka na jej minę wystarczył, aby porzucił myśli o proteście.
- Nie będzie pan miał nic przeciwko, panie Brand? - rzuciła w stronę przyglądającego im się w milczeniu mężczyzny.
Pastor jedynie kiwnął głową.
Zeszła z podwyższenia, na którym wzniesiono kaplicę, nie patrząc, czy Jim idzie za nią. Dopiero kiedy stanęła u stóp schodów, odwróciła się do niego.
- Tess...
- Jim, skąd ty wytrzasnąłeś tego człowieka?
- A czy to ważne? Dzięki niemu zaraz będziemy małżeństwem!
- Jim... czy on w ogóle jest pastorem?
- No pewnie! Przecież sprawdziłem, za kogo ty mnie masz?
Przez chwilę przyglądała mu się badawczo. Wątpliwości miała chyba wypisane na twarzy, bo Jim, zniecierpliwiony, zmarszczył brwi i założył ręce na piersi w uniwersalnym geście urażonej niewinności.
- No naprawdę, jeżeli mi nie ufasz...
- Nie! - zaprzeczyła gwałtownie, bo chociaż nie miała najlepszego zdania o jego zdolnościach organizacyjnych, to jednak powierzyłaby mu własne życie – na tym przecież polegała miłość, czyż nie? - Ale chcę, żebyś wiedział, że on mi się nie podoba.
- Co,
intuicja
? - spytał kpiąco.
- Jim...
- Dobra, dobra. To co, idziemy?
Kiwnęła głową, poirytowana. Mógł się śmiać ile wlezie, ale to jej szósty zmysł ratował im skórę, kiedy jej ojciec zbliżał się do stodoły, na której stryszku mieli w zwyczaju się kryć.
Wielebny Brand otworzył drzwi do kaplicy – nie miała pojęcia, skąd mógł mieć klucz, skoro zasadniczo w posiadaniu miał go jedynie grabarz, mieszkający teraz obok nowego cmentarza. Weszli do ciemnego wnętrza, i mimowolnie przysunęła się do Jima, starając się dodać sobie otuchy.
- Wejdźcie, moje dzieci.
W mrocznej ciszy jego głos brzmiał inaczej, groźniej. Nie mówił głośno, ale i tak wypowiedziane słowa odbiły się echem od ścian pustej kaplicy.
Pastor zamknął za nimi drzwi, i przez chwilę jedynym źródłem światła były wpadające przez wysokie okna witrażowe promienie księżyca. Zanim oczy Tess zdążyły przyzwyczaić się mroku, usłyszeli syk i zobaczyli, jak wielebny Brand przykłada zapałkę do knota świeczki.
- Podejdźmy do ołtarza – nie wiedzieć czemu szeptał, jakby bał się, że ktoś ich usłyszy.
Idąc wzdłuż nawy, Tess nie mogła odpędzić uczucia zagrożenia. Sytuacja była nietypowa i miała nadzieję, że to okoliczności budziły w niej wcześniej obcy jej strach. Często czuła niepokój, zazwyczaj nie bez powodu, ale po raz pierwszy w życiu naprawdę się bała – w dodatku nie miała pojęcia, dlaczego. Jaki interes mógł mieć ten człowiek w zrobieniu im krzywdy? Byli tylko parą biednych jak myszy kościelne farmerów, którym marzył się niekonwencjonalny ślub.
- Chodźcie chodźcie – tym razem była pewna, że usłyszała w głosie wielebnego niezdrowe podniecenie. Co mogło go tak podekscytować?
Zbliżyli się do ołtarza, i Tess poczuła, jak krew zamarza jej w żyłach. Zamiast krzyża na środku prezbiterium stał wielki, kamienny posąg, przedstawiający coś, co przypominało uskrzydlonego robaka. Stojący wzdłuż zewnętrznej ściany ambitu rząd figur, który wzięła wcześniej za elementy architektoniczne, okazał się w rzeczywistości składać z zakapturzonych ludzi, z których każdy trzymał w dłoni trójkątny, błyszczący miedzianym blaskiem nóż. Przeniosła wzrok na Branda. Jego brązowe oczy nie lśniły już rozbawieniem, pełne były jakiegoś rodzaju fanatyzmu, który czasami miał w oczach jej ojciec, kiedy opowiadała o zwycięstwach Chelsea – tyle, że ten zdawał się być dużo bardziej niebezpieczny.
Przełknęła głośno ślinę i spojrzała ze strachem na Jima. Ten dopiero wówczas zauważył to, co ona dostrzegła już wcześniej. Stanął, skamieniały, wpatrując się w posąg bez zrozumienia, by po chwili krzyknąć do niej „Uciekaj!” i całym swoim ciężarem runąć na Branda.
W bohaterstwie Jima było więcej rozsądku, niż mogłaby przypuszczać – kiedy uderzył w fałszywego pastora, ten wypuścił świeczkę, tym samym zatapiając kaplicę z powrotem w ciemności. Tylko dzięki temu udało jej się dotrzeć aż do drzwi, zanim dogonił ją jeden z zakapturzonych mężczyzn. Próbowała się wyrywać, ale na niewiele się to zdało – nie był dużo wyższy od niej, jednak wystarczająco silny, by skrępować ją i zaciągnąć z powrotem do ołtarza. Z przerażeniem patrzyła, jak światło zapalanych kolejno świec ponownie wydobywa z ciemności kolejne postaci. Brand trzymał wyrywającego się Jima w mocnym uścisku, a dwóch pozostałych pomagało mu przywiązać do jego rąk i nóg grube sznury. Tess była nieprzytomna z przerażenia, jednak jakimś cudem jej umysł zarejestrował, że był to ten rodzaj sznurów, który zazwyczaj widywała tylko na filmach.
- Zostawcie go – krzyknęła, a jej głos wśród szelestów i szmerów wypełniających kaplicę zabrzmiał żałośnie słabo. Mężczyzna, który ją trzymał, złapał ją za włosy i, zanim zdążyła cokolwiek zrobić, mocno uderzył jej głową o stojącą najbliżej ławkę. Tracąc przytomność, pomyślała, że tak naprawdę to nie chce wiedzieć, co planowali im zrobić zgromadzeni w kaplicy szaleńcy.
-;;-
Jej powrót do świadomości był wystarczająco stopniowy, by przez chwilę mogła pocieszyć się myślą, że wszystko to było jedynie snem. Po chwili zorientowała się jednak, że po pierwsze, jest jej niesamowicie zimno, po drugie, jest naga i ma w ustach kebel, a po trzecie, przywiązano ją do lodowatej, drewnianej ławki.
Otworzyła oczy, bojąc się tego, co zaraz zobaczy – i nie bez powodu. Jim leżał, skrępowany i równie nagi jak ona, na marmurowym ołtarzu. Zorientowała się, że zgaszono świece, a w kaplicy panował półmrok – wyglądało na to, że zaraz będzie świtać.
Jeden z zakapturzonych ludzi stanął przed ołtarzem, wznosząc ku niebu swój sztylet. Tess wpatrywała się z pełną przerażenia fascynacją, jak w momencie, kiedy przez okno nad prezbiterium przebił się pierwszy promień słońca, ręce kapłana – bo inaczej nie mogła go nazwać – opadają, wbijając ostrze w Jimie. Nie wiedziała, kto krzyczał, Jim czy ona, bo nie była w stanie stwierdzić, co się z nią dzieje. Przez pełne łez oczy widziała, jak mężczyzna zatapia dłoń w klatce piersiowej Jima i gestem, który w innych okolicznościach uznałaby za przerażająco precyzyjny, wyrywa z niej serce i unosi je ku niebu, tak, by, wciąż bijące, rozbłysło czerwienią w promieniach wschodzącego słońca.
Nie widziała, jak kapłan wkłada powoli stygnące serce do kamiennego naczynia. Jak przez mgłę obserwowała zbliżające się do niej dwie postaci, wiedząc, że za chwilę podzieli los Jima. Zaczęła się wyrywać jeszcze zanim odwiązali ją od ławki, z takim samym skutkiem jak poprzednio – siłą zaciągnęli ją do ołtarza. Gdy poczuła więzy zaciskające się dookoła jej kostek i nadgarstków, poczuła, że wszystko stracone. Jak przez mgłę obserwowała wznoszącego nóż kapłana, a gdy ten opuścił go na jej pierś, nawet knebel nie był w stanie powstrzymać rozdzierającego krzyku, jaki wydobył się z jej gardła. Ostatnią rzeczą, jaką poczuła, był ból wydzieranego serca, po którym przywitała ją słodka ciemność.
-;;-
Stojący w jednej z naw Brand uśmiechnął się pod nosem. Naprawdę nazywał się Tenoch i był spadkobiercą dawno stłamszonej kultury, jednak to nie miało w tamtej chwili znaczenia – bo po raz kolejny, po prawie pięciuset latach, Słońce otrzymało swój trybut.
N.A.: Nie mam zielonego pojęcia, czy udało mi się kogoś przestraszyć, ale jeżeli nie, to mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Horrory nigdy nie były moją specjalnością, stąd zresztą pomysł, żeby spróbować je pisać
.
PS. Ponieważ rzecz się dzieje we współczesnej Anglii, a nie prekolumbijskiej Ameryce Środkowej, przebieg ceremonii może odbiegać od oryginału, za co z dołu przepraszam.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin