FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Fanfiki
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Nessie
Wysłany: Pon 19:05, 02 Sty 2006
Temat postu:
Tekst wprowadza dziwną atmosferę. Taką... niepokojącą. I to jest właśnie duży plus. Ale może to troszkę rozwinąć? Moim zdaniem krótko to napisałaś. Chociaż dłuższe mogłoby zatracić urok... Eh, sama nie wiem
Aurora
Wysłany: Pią 9:29, 25 Lis 2005
Temat postu:
Nooo... Niby klimatyczne, to zestawienie Fleur i Szeherezady (przy czym Fleur wypada strasznie blado i pozerycznie)... Ale, no, mnie się nie podobało. Bo ja lubię Fleur. I ona wcale nie jest tylko taka powierzchowna...
I to w końcu Szeherezada odeszła.
Mam wrażenie, jakby to opowiadanie nie maiło prawdziwego końca. Jest takie... dziwne. Jak dal mnie - wstęp i dziwaczne zakończenie, jakoś brak rozwinięcia.
Oto moja opinia. Ale nie bierz jej bardzo na serio - Ora jest wielbicielką ffów śmiesznych, rubasznych, i najlepiej forumowych... Na ocenie poważniejszych to może się potknąć...
Medea
Wysłany: Pią 1:54, 25 Lis 2005
Temat postu: Szeherezada
Tekst powstał na potrzeby klubu pojedynków im. Kałamarnicy i Wierzby Bijącej (uwaga, lekki erotyk!).
Szczególne podziękowania należą się:
:: Nash - za to, że cały czas jest ze mną;
:: Skye i Narlome - za wsparcie;
:: Semele - za wspaniały pojedynek.
Bill uwielbiał Egipt.
Uwielbiał tajemnicę, którą kryło tu w sobie każde ziarenko piasku, każdy promień słońca i każdy powiew wiatru.
Uwielbiał starożytną magię, którą nasiąkły wszystkie budynki, drzewa i ulice.
Uwielbiał adrenalinę, jaką wzbudzały wyprawy w głąb piramid. Klątwy, które trzeba było łamać. Pułapki, które na niego czyhały.
I każdy dotyk jej chłodnych dłoni.
"Była to owa dziewczyna z Beauxbatons, która zaśmiała się kpiąco podczas mowy Dumbledore’a. Nie miała już szalika na głowie. Długie, srebrnoblond włosy spływały jej prawie do pasa. Miała duże, ciemnoniebieskie oczy i bardzo białe, równe zęby."
Była niewysoką brunetką o ciemnej, gładkiej cerze. Nie była ładna – miała pucołowate policzki, nieproporcjonalny nos i krzywy zgryz. Wszystko, co mogło się w niej podobać, koncentrowało się w oczach – dużych, szarych, o hipnotyzującym spojrzeniu. To właśnie one zwróciły uwagę Billa... Wiedział, że chce poznać ich właścicielkę, żeby przekonać się, czy zasługuje na taki skarb.
I przekonał się.
Była mugolką. Pochodziła ze Szkocji, ale pracowała w Egipcie jako przewodniczka. Wydawała się zafascynowana swoją pracą – potrafiła przez wiele godzin z wielkim zapałem opowiadać o wszystkich, nawet najdrobniejszych szczegółach malowideł naściennych czy posągów. Bill zawsze z zainteresowaniem słuchał jej opowieści – nawet, jeśli już wcześniej je słyszał. W jej ustach brzmiały zupełnie inaczej, jakby wszystko, o czym mówiła, widziała przed oczami i prowadziła go jak ślepca za rękę przez ciemne korytarze staroegipskich świątyń i pałaców.
Nigdy się nie powtarzała i za każdym razem miała coś innego do opowiedzenia. Nazywał ją swoją Szeherezadą.
„– Ja mam nadzieję, my znowu sie spotkami – powiedziała Fleur, podchodząc do niego z wyciagniętą ręką. – Ja by chciala tu mieci pracę, poprawici swoi angielski.”
Uwielbiał jej charakterystyczny, szkocki akcent, który idealnie komponował się z ciepłym altem. Wciąż zresztą potrafił przywołać jej głos w pamięci, choć minęło wiele lat, od kiedy słyszał go po raz ostatni. Ale nie da się zapomnieć głosu, który godzinami bawi opowieściami, który towarzyszy przez miesiąc – tylko jeden albo aż jeden.
Nie da się zapomnieć głosu, który szeptami i westchnieniami przypomina o rozkoszy dla uszu, prawie równej tej cielesnej.
„– Okropni ciężki te potrawi z ’Ogwart – usłyszeli, jak mówi, wychodząc z Wielkiej Sali pewnego wieczoru (Ron schował się za Harrym, nie chcąc, by go zauważyła). – Suknia nie będzi mi pasować!”
Na widok jej ubrań niejednej elegantce zrobiłoby się słabo. Ani ją, ani też jego nie interesowało, co miała na sobie. Choć może jego bardziej. Bill najchętniej zabroniłby jej nosić cokolwiek. Nagość zdzierała z niej wszystkie maski, była wtedy tym, kim była, a nie tym, na kogo wskazywały ubrania.
Nie, nie miała wcale ciała modelki i właśnie to się Billowi podobało. Mógł objąć ją, nie obawiając się, że zmiażdży jej kości. Mógł zasnąć z głową na jej miękkim brzuchu, a nie leżeć nieruchomo w niewygodnej dolinie między żebrami. Mógł pieścić jej pełne biodra i okrągłe piersi, a nie dotykać deskę obciągniętą skórą, przypominającą bardziej okładkę książki niż kobietę.
„– Pamiętasz starą Fleur Delacour? – spytał George. – Dostała pracę u Gringotta "zieby poprawici śfuj angilśki".
– I Bill udziela jej mnóstwo prywatnych lekcji – zachichotał Fred.”
Na początku musiał się starać. Ona nigdy nie dawała mu żadnych znaków, jakoby była nim zainteresowana. To nie zdarzało mu się często – zwykle właśnie dziewczyny się starały, robiły pierwszy krok. Bill nie zastanawiał się, czy jej niedostępność była przemyślaną sztuczką czy też nie, jednak działała – obudził się w nim instynkt łowcy. Wiedział, że musi ją poznać, zdobyć. Dopiero potem zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie był zwierzyną, której tylko wydawało się, że jest myśliwym…
Kiedyś zapytał ją, dlaczego wreszcie się nim zainteresowała. Roześmiała się i odpowiedziała, że spodobały jej się jego rude, długie włosy. Cenił sobie tę rozbrajającą szczerość.
„Harry zauważył, że Fleur Delacour zerka na Billa z ciekawością ponad ramieniem matki. Mógłby się założyć, że nie ma nic przeciwko jego długim włosom i kolczykom z kłów.”
Często kładł jej głowę na kolanach, a ona gładziła go po włosach i opowiadała jedną ze swoich niezliczonych historii. W takich chwilach nic się dla niego nie liczyło, prócz zimnych palców wplecionych w jego kosmyki i jej ciepłego głosu, który niósł ze sobą większą magię niż ta, którą posiadał jako czarodziej.
Któregoś dnia przyniosła mu w prezencie naszyjnik z kłów. Powiedziała, że to na szczęście. Nie wierzył w moc tanich pamiątek, ale podarunek przyjął z wdzięcznością, którą na swój sposób postarał się jej okazać chwilę potem w nagrzanym słońcem namiocie.
Oni.
Ona i on.
Dawali sobie tyle przyjemności, ile tylko byli w stanie.
Każde wyciągało dla siebie tyle przyjemności, ile mogło.
Namiętność, fascynacja.
Przywiązanie, szacunek.
Seks.
Związek.
***
Nie zalewała się łzami, nie wygłaszała patetycznych przemówień o wiecznej przyjaźni, jak to robiły inne. Po prostu odeszła. Był rozczarowany, choć nie bardzo wiedział, dlaczego. Przecież od początku zdawał sobie sprawę, że to zwykły, przelotny romans – bez zobowiązań.
Nie zostawiła po sobie wiele – zaledwie kilka wspomnień i naszyjnik z kłów. Ale było coś jeszcze, coś cennego – lekcja, która przekonała, Billa, że kobiety, którymi się interesował nie są tymi, z którymi mógłby się związać.
Kochanka została zastąpiona partnerką.
Szeherezada ustąpiła miejsca Fleur.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin