FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Fanfiki
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Nessie
Wysłany: Sob 23:49, 31 Gru 2005
Temat postu:
Śliczne... Takie szaro-krwiste. Mocne i odurzające.
Hekate
Wysłany: Pią 17:11, 30 Gru 2005
Temat postu:
Aaa, Kira, ty mnie tu nie strasz Norwidem! (a-kysz, a kysz - wyciąga wodę święconą)
Ale dziękuję, dziękuję bardzo. Chciałam sobie poeksperymentować z narracją i chyba nawet udało mi się zrobić to, co chciałam. Aczkolwiek jakby mi ktoś dwa lata temu (jak byłam na etapie komedyjkowo-lekkim) powiedział, że będę takie cusie pisać, to chyba bym nie uwierzyła
Maggie
Wysłany: Pią 16:38, 30 Gru 2005
Temat postu:
Erm... Ciekawe, chociaż wolę płynniejszą akcję.
Tutaj zdarzenia, myśli, uczucia są pomieszane, skłębione. Ale to tworzy jedyny i niepowtarzalny, styl Hekatowaty
Kira
Wysłany: Wto 18:51, 27 Gru 2005
Temat postu:
Hekate, nie wiem czy wiesz, ale Twój styl pisania to jest po prostu coś fantastycznego. Te idealnie opisywane uczucia, te emocje, te iście norwidowskie niedomówienia... chylę czoła. I czekam na kolejny smaczny kąsek.
Aurora
Wysłany: Wto 11:29, 27 Gru 2005
Temat postu:
O-o-o!
Fajne. Hekatowate.
Chyba muszę jeszcze raz przeczytać... Nastrojowe, szybkie, akcja się toczy...
Ale Hekatowate, świateczne, cudowne.
Ceres
Wysłany: Pon 23:29, 26 Gru 2005
Temat postu:
Lubię twojego Remusa, wiesz? Jest inny. Nietendencyjny. Bohaterski i cyniczny. Doskonałe połączenie.
*Salutuje Szefowej lampką koniaku*
Faktycznie świąteczne. Czy banalne? Nie powiedziałabym. Ale za to treściwe i podpadające pod nastrój, w jaki zawsze wpadam po mszy w naszej znienawidzonej kaplicy.
Trilby
Wysłany: Pon 19:48, 26 Gru 2005
Temat postu:
Przedziwne. Nie wiem co powiedzieć, ale jestem pod wrażeniem.
Hekate
Wysłany: Pon 17:59, 26 Gru 2005
Temat postu: Koniec i początek
Przedziwne opowiadanie świąteczne. Być może trochę banalne. A być może nie.
-
Avada kedavra!
– głos drgający szatańską uciechą i smuga zielonkawego światła uderzająca w ceglany mur, przy którym stał jeszcze trzy sekundy wcześniej. Żwir, drobne kamyczki wbijające się w twarz i ten kosz na śmieci tak przedziwnie błyszczący w latarnianej poświacie. Pomyślał, że chcieli widowiska. Tak. Zadbali o wszystkie szczegóły. Maski, stroje, reflektory, publiczność... Szkoda tylko, że zabrakło funduszy na sos pomidorowy. Krew nie wygląda aż tak efektownie.
-
Avada...
– jeden ruch ręki. Wyrafinowany. Arystokratyczny. Te palce, takie długie!
-
Ava...
– nie teraz, nie teraz, proszę! Serce w gardle. Wszystko zamienia się w jeden, kosmiczny odgłos. Dudnienie. Myślenie wyłączone, tylko instynkt zmusza jeszcze nadgarstek do wysiłku. Różdżka przyklejona do dłoni i te słowa, których nie słychać, chociaż brzmią nieustannie. Strach? Nie, ta granica już dawno została przekroczona. Zostało kilka obrazów i niedokończony wiersz w notatniku, którego i tak nikt nigdy nie odnajdzie. Gdzie... gdzie Syriusz?
- Nie masz szans, Lupin – dobrze znajome oczy. Nie ma w nich tryumfu. Jest śmiech, dziecięcy, nieokiełznany. Radość z nowej miotły wyścigowej czekającej pod choinką.
-
Crucio!
– ból? Karaluch turlający się po wypastowanej podłodze. W kółko, i w kółko, i... gwiazdy migocące nad głową. Nie, gwiazd nie ma, to tylko kryształki żyrandolu bawiące się światłem. Na pewno zdążyli uciec, mieli dosyć czasu. Syriusz ich przeprowadzi, zna drogę. Nie dopadną ich. Nie dzisiaj.
- Myśleliście, że wam się uda? Ha, iście gryfoński optymizm! Nie spodziewałem się tego po tobie, Lupin.
- Zabij – w głosie pewność, która przecież została w całkiem innej czasoprzestrzeni. – Nie gadaj, tylko machnij różdżką i miejmy to wreszcie za sobą.
- Mamy dużo czasu. Bardzo dużo. Samowolna akcja nie była najlepszym pomysłem, czyż nie? A stary Dumbledore powiedział ci przecież, że to nie ma sensu. Miał rację, nie żyli już, gdy pan Black tak radośnie przerwał nam wieczorną partyjkę pokera.
Nie. To niemożliwe. Znęca się, specjalnie przeinacza fakty. A może...? Syriusz miał wystrzelić czerwoną racę, niebo było czyste. Względy bezpieczeństwa... nie chciał wydać... to... to...
- Niemożliwe? – cichutki śmiech. – Ależ możliwe, jak najbardziej. Zostałeś sam. Jak zwykle.
- Łżesz – gdyby wzrok mógł...! Ale nie może. Tylko różdżka. Tak daleko, poza zasięgiem! Jutro Boże Narodzenie...
- Po co miałbym kłamać? Przecież i tak zginiesz. Powiem ci, że trochę żałuję. Byłeś ciekawym wrogiem, walka z tobą dawała satysfakcję. Szkoda, że tym razem zawiodła cię ta twoja słynna dedukcja. Ale rozumiem. Uczucia.
- Nic nie rozumiesz – słony smak w ustach. Palce wgryzające się w żwir. Gdyby tak różdżka albo chociaż nóż! – Jesteś niczym. Mimo swoich ludzi, pieniędzy i kontaktów. Niczym!
- Jakież to mitologiczne! Zabity przez Nikogo... Nawet swoją śmierć układasz w poemat.
Potężny wybuch, gdzieś bardzo blisko. Sypie się, co to, co? Cegły. Twarz, przede wszystkim trzeba osłonić twarz!
- Nie zostawiam niedokończonych spraw. Nigdy.
Avada keda
... – i cisza. Może tylko jęk i charakterystyczny dźwięk padającego ciała. Cegły tańczące w powietrzu. Jedna jak księżyc, druga jak słońce. Ostatni wysiłek, ma rację, trzeba dograć przedstawienie do końca. Znowu wybuch. Oni? Nasi? Nieważne, przecież wystarczy tylko jeden ruch, ostatni wysiłek. Potem światła zgasną i zabrzmią oklaski.
-
AVADA KEDAVRA!
*
- Remus, posłuchaj mnie uważnie – oczy dyrektora hipnotyzują, trzymają na uwięzi. Postanowienia zaczynają chwiać się w posadach i tylko chwila dzieli je od całkowitego upadku. – Zrobiłbym wszystko, żeby ich uratować. Wszystko, co w ludzkiej moc, ale...
- No właśnie, znowu to „ale”! – delikatna nić samokontroli pęka z trzaskiem. – Możemy ich odbić, to realny plan. Przecież nie proponowałbym panu rzeczy niemożliwych!
- Daj mi skończyć – niebezpieczna nutka drgająca w głosie. Stalowy błysk. – Nie zamierzam narażać życia kolejnych osób dla akcji, którą uważam za całkowicie zbyteczną. Tak, Remusie, zbyteczną. Gdyby istniało choć najmniejsze prawdopodobieństwo, że więźniowie nadal żyją – zaryzykowałbym bez wahania. Ale to niemożliwe.
- Bawi się pan w Siły Wyższe? – obronna maska ironii. – Jest tak a nie inaczej. Niemożliwe. Pewne. To bardzo groźne słowa, dyrektorze. Szczególnie, gdy wywiad mówi zupełnie co innego.
- Nie mam czasu na kłótnie – zaskoczenie. Przecież nigdy wcześniej nie zachowywał się tak... a może ma rację? Nie. Nie jest Bogiem. Tym razem się myli. – Jest wojna, a ja jestem dowódcą. Ktoś musiał nim zostać, ktoś musiał wziąć na siebie odpowiedzialność. I dlatego nie mogę pozwolić ci na działanie, które uważam za szkodliwe. Wracaj do bazy. To rozkaz.
Wściekłość. Zaciśnięte pięści. Łzy bezsilności napływające do oczu.
- Tak jest!
*
- Ocknij się! Remus, słyszysz? Uciekli, nie ma ich. Cholera, zgubiłem Pakiet Pierwszej Pomocy... Różdżka złamana... REMUS!
Gdzie? Kto? Zapach sosnowych igieł... Jak? Przecież zima? Znajomy głos... Oczy, otworzyć oczy! To nie może być takie trudne!
- Syriusz – skrzek dobywający się z gardła. – Syriusz, gdzie...?
- Nareszcie, już się bałem... Nie ma, nie zdążyliśmy. Grali w karty, śmiali się, jeden dokończył robotę. Długo się bawili, krew wszędzie... Gdyby tak minutę wcześniej, gdyby więcej ludzi...
- Pułapka – płacze? On? Nie, to tylko parkowa latarnia. Park. Dzieci bawiące się na huśtawkach. Jutro Boże Narodzenie, choinka, rodzina przy stole... Jakie to dalekie, nierealne!
Trzeba coś powiedzieć, cokolwiek, żeby już nie malował tego obrazu. Nie chcę.
- Masz złamaną nogę – zrozumiał. Nie wspomniał więcej. – Nasi powinni niedługo się zjawić. Łunę było widać z daleka. Ha, przynajmniej wiemy, że u nich rozłam. Mam nadzieję, że powyrzynają się nawzajem.
Nadzieja. Chyba tak. Zawsze w końcu pozostaje tylko nadzieja. Naga. Drżąca z zimna.
- Boli? No tak, głupie pytanie. Dowalił Cruciatusem a potem ten wybuch... Nie mogłem szybciej, miałem pięciu na głowie. Chyba nigdy nie nauczę się zabijać.
- Nie – tylko tyle, więcej nie trzeba. Zresztą i tak głos odmawia posłuszeństwa.
- Zobaczysz, szybko doprowadzą nas do porządku. Dowalimy jeszcze niejednemu fanatykowi! Wygodnie? Masz zimne ręce. Szkoda tego Pakietu... Schowałem tam buteleczkę czegoś mocniejszego. Szczęście, że nie ma mrozu.
Boże Narodzenie. Błotniste. Mamo, dlaczego nie ma śniegu? Mikołaj nie będzie mógł do nas dojechać. Nie martw się, znajdzie sposób. Łodzią. Potem konno. Albo na ośle. Ha, ha, za ciężki na osła.
- Dość ciekawy sposób spędzania Świąt, prawda? Będzie co opowiadać wnuczętom przy kominku.
Skąd w nim taka siła? Skąd? Przecież żyje tak jak każdy. Akcja, zaklęcie, śmierć, dwie godziny snu, akcja... Syriusz. Jest tutaj. A przecież nie musiał.
*
- Kiedy? – maska zamiast twarzy. Zmęczony, ledwo stoi na nogach. – Remus, nie baw się ze mną w kotka i myszkę, tylko powiedz kiedy zamierzasz tam iść?
- Jutro w nocy. Ale ty nie musisz. Właściwie nie możesz. Dumbledore zabronił.
- Myślisz, że mógłbym spokojnie odpoczywać w bazie, wiedząc, że w pojedynkę usiłujesz ratować świat? O nie, Lunatyku drogi, nie ze mną te numery. Zresztą sam jeden nie masz najmniejszych szans.
- Poradzę sobie. Zawsze jakoś sobie radziłem. Zostań. Tak będzie lepiej.
- Lepiej dla kogo? Daj spokój, bez dyskusji. Zresztą może być interesująco. Ach ta adrenalina!
- Wariat z ciebie. Kompletny świr.
- I owszem. Za to właśnie mnie lubisz.
*
- Wiesz, nie pamiętam słów żadnej kolędy. Wyleciały mi z głowy. To śmieszne, przecież jeszcze wczoraj nuciłem pod nosem coś świątecznego.
Cicha noc, święta noc. Taka jak ta. Bezlitosna, niema i długa. Bez końca, bez końca, bez końca... I bez początku.
- Zaraz będą. Wytrzymaj jeszcze kilka minut. Muszą być ostrożni.
- Ostrożni... – echo słów. Pewnie tak, muszą uważać. Tak łatwo natknąć się na wrogi oddział. Ale mogłoby się już to wszystko skończyć. Obojętnie jak. Nieciekawy finał nieciekawego spektaklu. Nie oklaski, tylko gwizdy i pomidory. Byle już wyjść za kulisy a potem zniknąć w labiryncie poślednich barów. Gdzieś daleko. Za piramidą butelek whisky.
- Może to głupie, ale jestem przekonany, że Jim wie, że coś jest nie tak. Musi wiedzieć. To taki rodzaj przyjacielskiej telepatii.
A może to jeszcze nie ten czas? Nie ta gwiazda, nie ta latarnia i nie ta huśtawka przypominająca żelaznego smoka? Powietrze smakuje lepiej niż zwykle. Tak... ostatecznie? Zatracić się w powietrzu, zniknąć w oddechu, wsłuchać się w szmery i szelesty. Spokojnie. Zimno, ale spokojnie. Może tylko trochę zbyt jednostajnie.
- Ktoś się teleportował – głowa ląduje na ziemi, sztorm na morzu. Syriusz zrywa się na równe nogi i zastyga. Kamienny posąg. Bezbronny. Drzewa zasłaniają niebo. Szkoda. Ale przecież mogło być dużo gorzej.
- Tutaj! – trudno uwierzyć. Boże Narodzenie. Już. Teraz. Zaczynają bić dzwony. – Tutaj, na Merlina, pośpieszcie się! – idą do kościoła. Powoli. Jasne płaszcze, czapki, rękawiczki... Zaśpiewają. Może. Tak. Przecież On się urodził.
- Syriusz? – schyla się, niespokojny. Nie mów, nie męcz się. Rozkazujące spojrzenie. Ależ ja się wcale nie męczę! Muszę, po prostu muszę ci powiedzieć, że... – Nowa szansa. Wszystko...
... wszystko zaczyna się od początku.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin