FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Lodówka trolla Świreusa
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Kira
Wysłany: Nie 17:02, 05 Mar 2006
Temat postu:
*wraz z krzesłem efektownym piruetem zwala się na podłogę*
Dre - aryjczyk!
Sever - Batman!
Gandalf ramię w ramię z Wielkim Włodkiem!
Lizanka Volda i Jadis!!!
Orori, ich liebe dich, du... wiesz o tym, prawda?
Zaheel
Wysłany: Nie 14:24, 05 Mar 2006
Temat postu:
Pięknie... Kwik... ślicznie! Przecież ja sienie pozbieram z podłogi do końca życia po tej lekturze.
<dumnie rozglada sie na strony>
Nawet ja byłam, we właściwej dla mnie pozycji czyli na podłodze.
Ach ta miłość od pierwszego wejżenia, ale chyba Bella się nie pozbiera po tylu emocjach jednego dnia...
Paulinka 123
Wysłany: Pią 23:51, 03 Lut 2006
Temat postu:
lol
Natalia Lupin
Wysłany: Pią 14:13, 03 Lut 2006
Temat postu:
Kwik, kwik, kwik, cudowne! Wspaniałe! Więcej, więcej!
Atra
Wysłany: Czw 22:49, 02 Lut 2006
Temat postu: Re: Wejście Węża
Aurora napisał:
Przed Peterem, Czarnym Panem i Śmierciożercami w liczbie dwóch stałą czarna, gazowa latarnia. Pośrodku lasu. A koło latarni załatwiał najpilniejszą potrzebę faun. Przy tym podśpiewując jakąś skoczną piosenkę. Wokół spoczywały w spokoju ogromne zaspy białego śniegu, gdzieniegdzie skalanego żółtymi plamami.
Na ich widok faun wypuścił z rąk ‘narządzie’ i wrzasnął piskliwie.
juuuupiiiii! pan Tumni żądzi! za Narnie i za Aslana! i za Jadis! niech żyją wszystkie szafy świata! niech żyje Aurora! (niech żyje E. P. , ale to tak na marginesie)
a mi też pszyszło do głowy że Jadis i Voldzio do sie pasują!
Trilby
Wysłany: Śro 22:56, 01 Lut 2006
Temat postu:
Ok, przeczytałam. Calutkei! Bomba. Bomba! Rozbawiwszy mnie
Pomijając oczywiście fragmenty o mnie (;D) w zachwyt mnie wprawiło:
Cytat:
- Blondas może mieć rację – powiedział zadumany Lenin. – Chociaż nigdy nie ufałem aryjczykom.
No i warto zaznaczyć, że mam kolegę Batmana ;P
I jeszcze kilka innych motywów. Ale mniejsza o to
Maggie
Wysłany: Śro 22:25, 01 Lut 2006
Temat postu:
Zagadzam się w całej rozciągłości.
My tak lubimy czytać o sooobie
Nie kończ, nie kończ.
Hec
Wysłany: Śro 21:59, 01 Lut 2006
Temat postu:
Ta, Ceres ma rację, nic tak nie poprawia naszej samooceny jak występ w forumowym fiku.
I z tym wieszczem też ma rację- ty, Oro, jesteś nasze czterdzieści i cztery, albo i nawet...eee...pięćdziesiąt i pięć! O!
Ceres
Wysłany: Śro 18:00, 01 Lut 2006
Temat postu:
No a poza tym, wiesz, jak my kochamy czytać o sobie. (Tracę zdolności do hipokryzji, kto by pomyślał) A że nikt nie ma takiego wena i zdolności fredryjskich jak ty... sama rozumiesz, bycie wieszczem forumowym zobowiązuje
.
Hec
Wysłany: Śro 17:49, 01 Lut 2006
Temat postu:
Piękne, wspaniłe, cudowne, fenomenalne, fantastyczne, obłędne , nieprzeciętne...ooooooooch! Jesteś miszczynią, Oro, serio, niezrównaną. Pomysł genialny iw ogóle genialne całe opowiadanie!
Oro napisał:
- Blondas może mieć rację – powiedział zadumany Lenin. – Chociaż nigdy nie ufałem aryjczykom.
<turla się po pokoju i zanosi spazmatycznym śmiechem>
Jesteś bossska.
Błagam, nie kończ jeszcze serii knajpianej- napisz kiedyś coś jeszcze, te historie są niesamowicie zabawne, a przy tym ciekawe.
Maggie
Wysłany: Wto 21:47, 31 Sty 2006
Temat postu:
Hrumpf!
Aaa... kwik!
Obłędne, moja droga, obłędne. To jeno Ci rzekę.
Joan P.
Wysłany: Wto 16:50, 31 Sty 2006
Temat postu:
Jeny!
(stacza się z krzesła)
Ora! Ja cię kiedyś... Zamrygam! Voldzio i Biała Czasrownica!
Hekate
Wysłany: Wto 16:32, 31 Sty 2006
Temat postu:
(pada na dywanik z frędzelkami)
Auroro, bardziej forumowy! Cześć i chwała! Nie mów, do kroćset, że zamierzasz kończyć z serią knajpiarską?
(chlipie)
Nieeee!
(rozdzierający krzyk)
A tak swoją drogą zawikłanie narnijsko-potterowo-lunatyczne cudne. I Trilbuś-portrecistka tyż.
Vivat!
Ceres
Wysłany: Wto 15:07, 31 Sty 2006
Temat postu:
*Rechocze glośno a nieprzystojnie*
Ech, Auroro, to było piękne. Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Tylko Severa żal... muszę znaleźć tego fanarta, na którym nosi koszulkę z logo batmana.
Aurora
Wysłany: Wto 14:27, 31 Sty 2006
Temat postu: Wejście Węża
Nie wiem, chyba po HP6 powróciło moje poczucie absurdu i ono to sprowokowało spłodzenie owego 'dzieua'. No i gorączka. Tak, tak, o chorobowych przyczynach nie zapominajmy.
Miłego czytania, dedykuję to opowiadanko Tomowi Marvolo Riddle'owi... W założeniu jest ono zakończeniem cyklu Knajpowego, do którego myślałam, że już NIGDY nie wrócę...
Przedstawiam:
Wejście Węża
Był pewien piękny zimowy poranek... Bieszczadzkie lasy wyglądały jak wyciągnięte wprost z baśni braci Grimm – obleczone w szykowną biel, napuszone i dumne. Ale wszyscy wiedzieli o grozie, czającej się wśród tych zgoła, niewinnych, drzew.
Gdzie w głębi, ciemnej, nieprzeniknionej głębi, czaiło się Zło. A przynajmniej tak nazywano owo zjawisko wśród zwykłych ludzi.
Bo TAM mieszkały Lunatyczki.
<>
Knajpka również nabrała statecznego wyglądu bajkowej chałupki na kurzej nóżce. Ogromne sople zwisające z pokrytego grubą warstwą śniegu dachu, były wielkości mamucich kłów. Sama czapa zwisająca nad klatką z wilkołakami napawała te, skądinąd, groźne stworzenia lękiem. Szron na szybach malowała surrealistyczne obrazy, niewiadomo czemu, acz przypominające sobą...
- Jak pięknie! – ze środka wyskoczyła odziana w wilcze, syntetyczne rzecz jasna, futro dziewoja. Spod grubego szala wystawał jedynie długi, zaczerwieniony nos i małe oczka.
Za nią wyszła nieco potężniejsza panienka, li tylko w cienkim sweterku i byle mycce na sztywnych włosach.
- Ta – zerknęła dookoła i wyciągnęła kałacha. – Jak na obrazku. Nie podoba mi się. Zbyt sielankowo.
- Oj, Joan, pociesz się życiem! – pierwsza dziewoja poleciała prosto do swoich hodowlanych wilkołaków. – Cip, cip, kochaneczki, Jasiu, zimno ci? O, biedna Ismena, masz zranioną łapkę...
Joan, nie zważając na zachęty Aurory (bo to właśnie była owa odziana we futro prosto z Szafy), rozejrzała się w poszukiwaniu niebezpieczeństwa.
- Ja ci mówię, coś mi tu śmierdzi – pokręciła nosem, który powoli zaczął zmieniać się w sopel lodu.
Nagle zza niej wychynęła burza ciemnobrązowych loków.
- Na brodę Merlina! Ile śniegu! Harry, zobacz! – Hermiona Granger we własnej osobie wyskoczyła na śnieg w krótkiej ciemnozielonej sukience. – Kurcze, kurcze, kurcze, ale fajosko!
Poskakała ze skarpy na skarpę i wpadła w końcu w zaspę, która sięgała jej po gryfońską szyję.
- H-her-miona – zza drzwi wyjrzał zakatarzony i trzęsący się z zimna Potter. Okulary zjeżdżały mu z nosa, niczym Małysz na skoczni.
- Hej, Pottuś, boisz się? – tuż zza niego zawołał białowłosy i szarooki chłopczyna
- Ja, nigdy, Malfoy! – warknął Potter butnie, by po chwili wylądować z nosem w śniegu. Draco dołączył do pływającej w zaspach Hermiony. Po chwili podszedł do nich naburmuszony Harry, ale po paru śnieżkach na okularach i bliźnie poczuł się gotowy do współzawodnictwa.
- Ach, jak słodko, czyż nie? – rzuciła Joan z przekąsem do Aurory wciąż szczerzącej kły do wilkołaków.
- Że aż zęby bolą – odparła złośliwie Ori i spojrzała na dzieciaki. – DO DOMU, NATYCHMIAST, NO, CO ZA BRAK ODPOWIEDZIALNOŚCI! Ubrać się, matołki.
Harry, Draco i Hermiona jak rażeni piorunem, wlecieli do Knajpki.
- No, no, no, pacyfistka, co to było? – zachichotała Joan. Aurora obrzuciła ja taksującym spojrzeniem.
- Ty też powinnaś się ubrać. Stara, a głupia...
- Ja ci dam stara, no! Tylko nie stara!...
- Ekhm, nie przeszkadzam? – nieco niższa istota pociągnęła Aurorę za rękaw. Spod szalika wyzierał nieśmiały uśmiech i rudawe włosy. Ori wgapiła się w przybyszkę.
- Nie, oczywiście, o co chodzi? – zapytała oficjalnym tonem.
- Knajpka ‘Dziupla Pod Księżycem’?
- Ta, a co? – odparła podejrzliwie Joan. – Szpieguje się?
- Jakże bym śmiała! – zakrzyknęła z tajemniczym uśmiechem i wyciągnęła z rękawa list. – Zaproszenie mam! Od Hekate!
- Cudownie! - uśmiechnęła się Aurora i wciągnęła osobniczkę do Knajpki. – Uwielbiam nowych gości...
- Hej, jak się chociaż nazywasz? – zawołała Joan. Była zdenerwowana niefrasobliwością Aurory.
- Zyzanna Trilby – odpowiedziała. – Ale mówcie na mnie Trilby.
I tak oto do Knajpki wkroczyła Trilby. Razem z rudymi strzygami i martwymi narzeczonymi...
<>
W środku przed kominkiem (nad którym wisiały dwa portrety – Aurora długo toczyła bój z Szefową o to, że Lenin wcale nie jest gorszy od Gandalfa) pod czujnymi spojrzeniami dwóch Wielkich, nogi ogrzewała nowa Wielka Trójca. Draco, z dziwnych powodów, przypadł szalenie do gustu Harry’ego i Hermiony, na których punkcie zwyczajnie oszalał.
Jednak ciekawszy widok panował po drugiej stronie sali. W zielonkawych oparach siedział tam Severus Snape z wyjątkowo zdegustowanym wyrazem twarzy. Tuż przed nim stało płótno, jakby czekało na kogoś, a z boku Ceres próbowała coś Nietoperzowi łagodnie wyperswadować. Przed nimi siedziała zmartwiona Hekate.
- Severusie, co ci szkodzi, jeden marny portret na tyle Lunatyczek! A co, jeśliby wszystkie chciały egzemplarz, teraz jest gorzej? – szeptała Ceres.
- Ale ja nie chcę ANI JEDNEGO marnego portretu! – jęknął Snape i spróbował wstać. Jednak uniemożliwiły mu to sprytne, wężowozielone sznury.
- To będzie portret PAMIĄTKOWY. Sev, jeden raz, dla nas... My ciebie tak... nienawidzimy... – widać było, że nawet sprytna Ceres traci argumenty.
- To nie będzie marny portret – powiedziała do siebie Hekate i w tej chwili Trilby ruszyła ku płótnu.
- Zyzanna Trilby, do usług waszych et votre bliskich. Czy to mój model? – zapytała szybciutko i wyciągnęła z rękawa zestaw farb oraz pędzli. – Proszę przybrać pozę, zaczynam!
Ceres uciekła od przerażonego Severa i uśmiechnęła się doń pokrzepiająco. Szefowa odetchnęła z ulgą, a Harry i Hermiona zaskoczeni odwrócili głowy. Po chwili jednak Draco zaczął im coś z przejęciem wyjaśniać, czego zaczęli gorliwie słuchać.
- Cóż, Joan, idź do Remusa, niech się przygotuje – zachichotała Aurora widząc tempo malarki. Pokręciła z uznaniem głową i spojrzała na Szefową. – Skądżeś ty ją wytrzasnęła?! Jest świetna!
- Ona ma malować mojego Remiego?! – wrzasnęła Joan buńczucznie i ruszyła obrażona do gorzelni, skąd unosił się ów zielony dym.
- Sama jestem zdziwiona, z ogłoszenia magicznego, pisali o niej niedawno w prasie... Fenomenalna – rzekła Szefowa i zatarła ręce. – Potrzebujesz czegoś, Zyzzy?
- Nie, nie w tej chwili, zresztą niedługo kończę... Proszę nie patrzeć na razie! – zawołała widząc zachłanną minę Aurory, zaglądającej znad jej upaćkanego zieloną farbą ramienia.
- Dobrze, dobrze, ja tylko...
<>
- Nie gadaj, Dre! – krzyknął oburzony Harry. – Nie wierzę w to!
- Wiecie, to może być prawda... – szepnęła z uznaniem Hermiona. – Może w Voldemorcie zostało jeszcze trochę dobra?
- Mój ojciec tak mówił, kiedy go z Sevem odwiedziliśmy – szybki rzut szarego oka na nauczyciela malowanego przez jakąś nową Lunatyczkę. – Powiedział, że Voldi sobie nie radzi... Ma jakieś problemy z... osobowością, czy duszą... I się ludzki zrobił, no. Słaby.
- Nie wierzę – Harry pokręcił głową. – Wy go nie widzieliście, nie staliście z nim twarzą w twarz, nie rozmawialiście... To nie człowiek, to wąż!
- Jesteś pewien, ze nie rozmawialiśmy? – warknął Draco i pokazał swój Mroczny Znak. – Jego największym błędem było zaufanie Severusowi, przecież wiesz...
- Blondas może mieć rację – powiedział zadumany Lenin. – Chociaż nigdy nie ufałem aryjczykom.
- Nie, ja popieram Harry’ego. To niemożliwe, Voldemort zawsze nienawidził wszelkich emocji, nigdy ich nie odczuwał. Skąd by mu się to nagle wzięło?! – zaprzeczył Gandalf gwałtownie. Odkąd musieli obok siebie wisieć z tym cholernych komuchem, bez przerwy w Knajpce słychać było kłótnie.
- Pan Włodzimierz ma rację – Hermiona popatrzyła krzywo na Gandalfa. – Podzielenie duszy na dobre Voldziowi nie wyszło. Tym bardziej, że kolejne jej części są powoli przez Harry’ego niszczone... Ile zostało, Harry?
- Ta, która jest nim i jeszcze jedna. Zniszczyliśmy Nagini, ale to nie ona... Co może być ostatnim horkruksem?...
Zastanawiali się w ciszy. Nawet Gandalf zdjął kapelusz i usiadł na kamieniu, a towarzysz Lenin przyprowadził towarzysza Trockiego z pokoju Aurory.
Nagle Draco wstał, zbladłszy pierwej. Popatrzył zdumiony na nich... Hermionie coś pojaśniało...
- Może... może to...
- Ale przerwał mu okrzyk radości.
- VOILA’! Skończyłam! – zachlapany pędzel runął prosto do kominka.
Trilby, od stóp do głów w białej, czarnej i zielonej farbie, odsłoniła swe DZIEUO.
<>
- ACH! – wyrwało się Aurorze. – Jest taki... MROCZNY! Przerażający!
- Och – dodała Szefowa. – Naprawdę, naprawdę...
- Niezwykły – wytrzeszczył oczy Harry.
- Nieforemny – stwierdził Draco.
- Podobny – przyjrzała się okiem znawcy Hermiona.
Aż Joan wyszła z gorzelni i popatrzyła na ‘dzieuo’ Trilby. Spojrzała w każdej strony, wstrzymując śmiech i nagle parsknęła.
- Przecież to Batman! – zatoczyła się ze śmiechu i padła na podłogę.
- F-f-faktycznie – zachichotała Aurora. – Że też...
I po chwili wszyscy leżeli na podłodze płacząc ze śmiechu i wydając dzikie odgłosy. Tylko Severus wciąż nieporuszony i upadły na duchu spoglądał na swą tfurczynię, aktualnie zamarłą i obrażoną.
Sama uważała, że dzieuo było przednie. Mroczne, niepokojące, tajemnicze...
Przerośnięty nietoperz ze skrzywioną twarzą Snape’a i rozpostartymi skrzydłami unosił się wśród zielonej mgły. Po chwili, ożywiony magiczną warstwą utrwalającą, portret poruszył się i nietoperz-Sev zaczął machać skrzydłami.
Wszyscy jeszcze głośniej parsknęli śmiechem.
<>
- P-p-panie – wyszeptał trzęsący się, szczuropodobny człowieczek. – Ja jestem pewien, ze to tu, za tą latarnią...
- Zawieodełeś mnje Glizdeogeonie – głos Czarnego Pana wcale nie brzmiał tak przerażająco z zamarźniętymi szparkami.
- Ależ panie, już, za tą latarnią, panie... – Glizdogon przyspieszył. Pamiętał przecież, tyle razy pili razem z Joan Glizdogońską...
Przed Peterem, Czarnym Panem i Śmierciożercami w liczbie dwóch stałą czarna, gazowa latarnia. Pośrodku lasu. A koło latarni załatwiał najpilniejszą potrzebę faun. Przy tym podśpiewując jakąś skoczną piosenkę. Wokół spoczywały w spokoju ogromne zaspy białego śniegu, gdzieniegdzie skalanego żółtymi plamami.
Na ich widok faun wypuścił z rąk ‘narządzie’ i wrzasnął piskliwie.
- Drętwota – spod kaptura jednego ze Śmierciożerczy dobiegł kobiecy, zakatarzony nos. – Co z nim zrobić, panie?
- Spytaj o drogę – syknął Voldemort i kopnął w tyłek Petera. – Ten bezużyteczny idiota zapomniał jej.
- Tak jest, panie – Bella kichnęła potężnie i związała fauna zaklęciem. – Gadaj, którędy do Knajpy ‘Dziupla Pod Księżycem’, szlamo?
- Ja nie jestem szlama! Nie wiem, co to za kraj ‘Kanjpa’ i gdzie leży jego stolica! Nie zabijajcie, pani, ja mam tu zadanie! – piskliwie darł się faun.
- Jakież to zadanie? I od kogo? – zapytał uprzejmie Voldemort.
- Mam tu czekać na córkę Ewy, Łucję, zaprzyjaźnić się z nią i zabrać do Białej Czarownicy!
- Kim jest ta Biała Czarownica, hę? I gdzie mieszka? – zapytał sycząco Czarny Pan.
- Taaaam – faun wskazał lodowy zamek stojący wśród oblodzonych drzew.
- Dobra – warknęła Bella, kiedy jej Pan kiwnął głową. – No to idziesz z nami, panie...
- Tumnus. – Pisnął faun. - Nazywam się Tumnus.
<>
Biała Czarownica sama wyszła im na spotkanie. Była urzeczona widokiem Voldemorta.
- Panie! – krzyknęła i padła mu do stóp na sam widok potęgi bijącej z czerwonych oczu. – Kim jesteś, panie?
- Wstań – podał jej dłoń. Była niesamowicie piękna, ta Czarownica. – Ponoć władasz tą krainą.
- Tak, jestem jej królo... władczynią – poprawiła się i uśmiechnęła olśniewająco. Bellatrix prychnęła.
- A więc, Jadisss... – zasyczał uwodzicielsko i wziął piękną wiedźmę pod ramię. – Jako władczyni tej krainy na pewno mi pomożesz, prawda?
- Oczywiście, drogi panie... – nie musiała pytać. Jedno spojrzenie jej czarnych oczu, wzajemny magnetyzm...
- Voldemort. Lord Voldemort – uśmiechnął się. Też to czuł. – Na pewno mi Jadis powiesz, gdzie znajduje się Knajpka ‘Dziupla Pod Księżycem’...
<>
Trilby z żałością chowała futro do szafy w przydzielonym jej pokoju. Jeszcze nikt nigdy tak nie wyśmiał żadnego z jej dzieu, szczególnie, że to wyszło nad podziw... Przecież skojarzenie nie było złe, było ‘bardzo trafne’, jak to stwierdziła Aurora w próbie pocieszenia.
- Och, ja biedna, niedoceniana artystka! Nikt mnie nie rozumie! NIKT! – zapłakała i usiadła na łóżku.
Po chwili poczuła na sobie czyjś wzrok.
Spojrzała na szafę.
Nikogo w środku nie było, zajrzała...
Zaczęła wpatrywać się w szafę, a ta powoli, powoli...
- Ci! Ostrzec muszę! – z szafy wyskoczył faun. Trilby wytrzeszczyła oczy.
- Pan Tumnus? – zapytała wzruszona. – Tumnus?
- Tak... Zyzzy! Och, kochana dzieweczko! Jakżem cię dawno nie widział! – otarł łzę wzruszenia. – Aleś wyrosła, kochana...
- Tyle lat! – przytuliła fauna. – Ale przed czym ostrzegasz?
- Niejaki Lord Voldemop idzie tu z Velanix, Musjuszem, Liżogonem i Jadis! Straszne, straszne!
- Och... – przetłumaczyła sobie wypowiedź Tumnusa na język ludzki. Lord Voldemort idzie TU z Bellatrix, Lucjuszem i Glizdogonem! I Białą Czarownicą!
<>
- No, Harry, musisz to zrobić – rzekła Hermiona. W oczach błyszczały jej łzy.
- Nie, nie zrobię tego, nie... nie mogę – szepnął Harry. – Draco jest naszym przyjacielem...
- Horkruks, Potter – powiedział zimno Malfoy. – Horkruks, ja się nie liczę...
- Och, Draco... – zapłakała Hermiona i odwróciła głowę.
- Ale ja nie chcę tego robić! Nie możesz sam? – zapytał niepewnie Harry.
- Ty. Musisz. To. Zrobić. Potter.
Harry wyciągnął różdżkę... I odłożył ją na bok.
- Zrobię to własnoręcznie – zbliżył się do Malfoy’a. – Wybacz mi, Dre.
Cisza i głośny zgrzyt.
Laska, co ma na czubku węża, laska Lucjusza Malfoy’a pękła na pół. Harry poklepał pocieszająco Dracona po plecach. Jego ostatnia pamiątka po ojcu była horkruksem, z którego aktualnie ulatniał się zielony dym w kształcie Mrocznego Znaku.
- RATUNKU! VOLDEMORT! – wszyscy troje odwrócili głowy ku drzwiom. Na korytarzu ktoś krzyczał.
<>
Sodoma i Gomora na korytarzu. Lunatyczki w szale bitewnym, Joan strzelająca na wszystkie strony z kałacha, wpatrzona z uwielbieniem w Lucjusza Aurora, Ceres rzucająca niewerbalne uroki, Pusz pijąca krew Belli, Peter chlający Glizdogońśką w kącie z Remusem...
A pośrodku wszystkiego – Jadis całująca się z Voldemortem.
Hermiona wytrzeszczyła oczy. Draco otworzył usta ze zdumienia. Harry przetarł okulary.
- Cholera, wy też nie wierzycie? – szept nowoprzybyłej Trilby, cucącej Zaheel i Angel. Bellatrix nagle odrzuciła od siebie wiecznie nienasyconą Pusz, ale nie zrobiła nawet jednego kroku, dźgnięta w ścięgno przez Atrę. Po chwili do jej szyi przyssała się Lu i Rej.
- Olaboga – Szefowa spojrzała na wszystko z typową dla siebie absurdalnością, stwierdziła, że wszystko osiąga najwyższe poziomy, i poszła się upić razem z Glizdkiem.
- Psy niewierne! Zdrajcy! – Joan skończył się magazynek i wyciągnęła zza pasa Andurila.
W kącie Nauzykaa udzielała porad psychologicznych oszołomionej Lorze, która najprawdopodobniej dostała trwałego urazu psychicznego na widok zakochanego Voldemorta.
Na dodatek, jakby i tego było mało, przez okno na feniksie wleciała Heca.
- Cholera! – wrzasnęła. – Co to za LIBacje, do jasnej?...
I na widok czułej pozy Voldiego i Jadis, spadła z feniksa. Któren ze wstydu się spalił.
- Harry – grobowy głos Draco.
- Chyba czas na ciebie – dodała Hermiona, obejmując go za szyję.
- Zrób to – niewiadomo skąd przypełzł Severus. – Zrób to, Potter, bo inaczej dostaniesz szlaban do końca życia.
- Cóż – szepnął Harry. – To chyba już nie tak długo.
I mężnie wypiąwszy pierś ruszył ku Voldemortowi. Po drodze ocucił Aurorę z zachwytu nad Lucjuszem i jego włosami (cóż, laska została przecież zniszczona) i wsparty jej słowami (KUL, Harry, KUL, pamiętaj!) spojrzał wyzywająco.
Ale Voldi nie zauważył.
Harry spojrzał jeszcze bardziej wyzywająco.
Nic.
Wytrzeszczył oczy tak, że mało mu z orbit nie wyszły.
W końcu zaklął i zawołał:
- Będziecie się tak wiecznie lizać, czy będziesz ze mną walczył?
Cisza. Czerwone i czarne. Oczy. Obok siebie.
- Hm... Co wybierzesz, wężyku? – zapytała Jadis i uśmiechnęła się słodko.
- Hm, zgadnij, skarbeńku... Chyba jednak wybiorę lizanie, Potter.
I tak odprawiwszy załamanego Harry’ego, wyszedł razem z Białą Czarownicą.
- Jakby co – zawołał z głębi Szafy Trilby. – To mnie szukajcie w Szafie! Oczywiście, będziecie mile widziani! Severusie, co taka skwaszona mina, wiem, że zawsze byłeś dobry, Bella, nie udawaj, że płaczesz, będziesz jako wampirzyca nieśmiertelna... No, a ty Peter... No, żegnajcie, fajna Knajpka, Hekate.
I poszedł.
<>
- Czuję się zdruzgotana – szepnęła Hermiona. – Harry zresztą też. Tyle starań, tyle poświęcenia... A on się idzie obhajtać?!
- Cóż, niezbadane są wyroki węże – stwierdził skrzywiony Draco i popatrzył na czule obściskującą Lucjusza Aurorę. – Mam nadzieję, że ona wie o mojej matce.
- Cóż, ważne, że wszystko dobrze się skończyło – szepnął blady Harry i wychylił pucharek Glizdogońskiej. – Ale trzeba przyznać Tomowi, że miał klasę. To było dopiero wejście węża...
KONIEC
(definitywny)
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin