FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Fanfiki
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Joan P.
Wysłany: Śro 11:23, 22 Lut 2006
Temat postu:
Pusz, świetne!
Serial by niezłe wyszedł. Na pewno duuużo lepszy od ''W11'' czy ''Kryminalnych''.
Cytat:
- Ależ Skipper! Przecież powszechnie wiadomo, że jak coś się kroi to na pewno Calamity Jo będzie w to zamieszana.
Cudne! Tylko dlaczego moja mama też tak mówi?
Aurora
Wysłany: Śro 9:40, 22 Lut 2006
Temat postu:
Serial sensacyjno-fantastyczny, dodam
Mi sie barrrdzo podoba, hehe, coraz bardziej...
Nie rzekne nic konkretnego, tylk: jak będziesz miała więcej - dawaj xD
'Lunatycy', kwik!
Nie znam sie aż tak na serialach, ale to jest lepsze niż z Archiwum X, czy nawet Strażnik Teksasu (Chuck, nie wykonuj kopniaka z półobrotu)...
Tak dalej, Pusz!
Hekate
Wysłany: Wto 22:57, 21 Lut 2006
Temat postu:
Tak, to naprawdę bardzo ładna ściana. A jaki grzyb! Grzyb też jest bardzo ładny. Zapasy na zime, panie tego. Dieta urozmaicona. Ha!
Wiesz, Pusz, chyba dobrze zrobiłaś z tymi scenkami. Opowiadaniu to na lepiej wyjdzie, a i ty będziesz miała lepszą zabawę.
Podoba mi się! I pachnie tak...eee... serialowo? Można by na podstawie tych scenek serial nakręcić. Serioserio.
Puszczyk
Wysłany: Wto 21:34, 21 Lut 2006
Temat postu:
Tak właściwie to patrząc na ten temat dotarło do mnie, że nie powiedziałam jednej z ważniejszych spraw. Albowiem będą tu połączone ze sobą scenki, opowiadania może listy, jak mnie najdzie taki Wen. Można to nazwać Moim Placem Zabaw, gdzie się będę bawić różnymi formami i stylami. Oczywiście wszystko ze sobą kompatybilne, ale różnych formach. Mam też taką nieładną manierę skakania w czasie, więc postaram się opisywać w jakim mniej więcej momencie dana akcja się dzieje.
A teraz wracam do bimbru...
Bimber - kryptonim 'Firma'
- Już po nas.
- Zamknij się.
- Skipper nas zabije. Zdegraduje do "miotlarstwa"!
- Lambert, zamknij się!
- Ciebie pierwszego weźmie na przesłuchanie. Jestem tego pewna... Po prostu wmawiaj mu, że zostałeś odurzony.
- Przestaniesz wreszcie?
- Nic ci to nie zaszkodzi.
- Przestań.
Siedzieli w małym, nienaturalnie białym pokoju, a Lambert wykręcała sobie palce ze zdenerwowania. Czekanie w tym pomieszczeniu było tym bardziej irytujące, że nie tylko miało się wrażenie pójścia na ścięcie, ale także bycia jednym wielkim brudem w tym nieskazitelnym pokoju. Czekanie doprowadzało człowieka do szaleństwa. Poczekalnia przed gabinetem szefa - przeklęte miejsce.
- Na serio, Black...
- Daj spokój!
- Ale...
Drzwi do gabinetu otworzyły się i wyszła z nich kobieta o nieco dziecinnej urodzie, w grubych, rogowych okularach.
- Proszę do biura, panie Black.
- Zostałem odurzony! - wrzasnął Syriusz, podrywając się z krzesła. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona i przeniosła wzrok na Susan, która zrobią się jeszcze bardziej blada.
- A pani...?
- SmsnLmbmernt...
- Słucham?
- Ssu... Susan Lambert.
- Pani też jest proszona.
Susan podniosła się chwiejnie z miną, jakby topór wisiał zaledwie cal nad jej szyją.
Ledwie weszli do gabinetu, Skipper rzucił się w ich stronę.
- Czy wy wiecie, co wyście zrobili?! Co wyście sobie myśleli, wysadzając tę całą Glizdogońską w powietrze?! Czy wy w ogóle myślicie??!!
- Ale...
- Milczeć!!! Czy ja wam dałem takie polecenie? Bo może mam sklerozę? Czy powiedziałem: Idźcie tam, znajdźcie to cholerstwo i wysadźcie gówno w powietrze?
- Nie...
- Słucham?!
- Nie, sir...
- No właśnie! Zaraz zapewne zwali nam się na głowę Biuro Aurorów, a tylko tego nam brakowało po tej wpadce z włamaniem do Olivandera! Pieprzonych ważniaków!
- Szefie, ale...
- Stul pysk, Black! Nie obchodzą mnie te tłumaczenia. Mieliście rozpracować grupę bimbrowników i to nie podrzędnych, jak Fletcher, ale całą siatkę! A teraz możemy im w kaszę nadmuchać!
- Ale mamy Calamity - wypaliła Su.
- No i co z tego?! - ryknął Skipper. - Nic jej nie możemy udowodnić, nie mamy dowodów, że miała jakikolwiek związek z siatką Lunatyków! Nie dostaniemy zezwolenia na Vertitaserum, bo nie mamy żadnych konkretnych podstaw! Będziemy musieli ją zwolnić z aresztu! Schrzaniliście sprawę!!!
W pokoju zapada. Lambert zacisnęła pięści. To prawda. Schrzaniła. Skipper rzucił im wściekłe spojrzenie, po czym ruszył w stronę biurka i rozsiadł się w fotelu.
- Nie byłoby sprawy, gdyby nie powaga tej misji - powiedział już spokojniejszym głosem. - Macie pojęcie, że aurorzy też interesowali się tą sprawą? Ktoś z siatki był prawdopodobnie świadkiem "masakry spod Middleshire". Chcieli od niego wyciągnąć informacje, ale już raczej do niego nie dotrą. A wiecie dlaczego? No? Bo ktoś spartaczył sprawę. I teraz aurorzy dobiorą się nam do dupy! Ucierpicie przez to nie tylko wy, ale cała Straż, bo wyjdzie na to, że nie potrafimy zająć się własnymi sprawami!
Syriusz stał nieruchomo z opuszczoną głową, a ciemne włosy opadające na twarz zakrywały mu oczy. Susan głowę miała podniesioną wysoko, na policzkach lekkie wypieki, a oczy niebezpiecznie szkliste. Skipper był poczochrany i lekko czerwony na twarzy. Oczy miał wytrzeszczone a żyła na skroni pulsowała mu niebezpiecznie. Wszyscy zamarli na dłuższą chwilę.
A potem do pokoju weszła dziewczyna w okularach.
- Sir, ktoś koniecznie chce się z panem zobaczyć.
Skipper zbladł i sięgnął po filiżankę z herbatą
- Tylko mi nie mów, że to ktoś od Rufusa Scrimgeoura. Nie mam teraz czasu na kłótnie z aurorami.
- Nie, sir, to nikt od pan Scrimgeoura - dziewczyna się zawahała. - Obawiam się, że to ktoś z Firmy.
Skipper zakrztusił się, opluwając najbliżej leżące papiery.
- Że co?! Tylko tego jeszcze brakowało, żeby mieszała się do tego Firma! To nie ich sprawa! Nie mają z tym nic wspólnego! Kto to jest...?
- Jakaś kobieta, sir.
- O boże... Lioncourt. Powiedz jej, że jestem zajęty i nie mogę się...
- A, Skipper - drzwi do pokoju otworzyły się po raz kolejny. - Miło mi, że miałeś dla mnie chwilkę.
- ... z nią spotkać - mruknął Skipper z rezygnacją. Machnął ręką na dwójkę strażników. - Wyjdźcie. Mina Lioncourt. Czego chcesz?
- Pogratulować pierwszorzędnie przeprowadzonej akcji. Naprawdę gratulacje. O czymś takim to ja jeszcze nie słyszałam - Lioncourt minęła Blacka i Lambert nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem i usiadła na krześle. - Powiedz mi Skipper, jak ty to robisz? Zdradź mi swój sekret, że zawsze twoi ludzie wpakują się w największe gówno...
- Na Wielką Czwórkę, Mina. Daruj sobie, naprawdę. Czy ty musisz...
- ... i wychodzą z tego bez szwanku.
-... zawsze wtrąc... C-co powiedziałaś?
- Wychodzą bez szwanku - Madame Mina roześmiała się i klasnęła w dłonie. - Bez szwanku, Skipper. Wiesz, masz bardzo ładny gabinet. Podoba mi się ta ściana. To bardzo ładna ściana.
Skipper patrzył się na nią przez chwilę z opadłą szczęką, po czym zamknął ją z kłapnięciem.
- O czym ty mówisz?
Lioncourt spoważniała i poprawiła broszkę w kształcie smoka przyczepioną do krawata.
- Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy twój patrol próbował rozgryźć bimbrowników, moi ludzie starali się ująć małą grupę Śmierciożerców, która znajdowała się nieopodal. Chcieli dopaść pewną organizację zajmującą się, powiedzmy... zbieraniem informacji - przerwała na chwilę, poprawiając mankiet koszuli.
- Dlaczego mi to mówisz?
- Ich kryptonim to Lunatycy*.
W gabinecie zapadła cisza.
- Chcesz mi powiedzieć, że...?
- Ich przykrywką jest Glizdogońska transportowana z krajów Słowiańskich, lecz tak naprawdę to doskonale zorganizowana grupa, potrafiąca zdobyć każdą potrzebną informację. Nie mogliśmy dopuścić, by wpadli w ręce Śmierciożerców. Pomyśl, jakie to by miało skutki. Niestety nie wszystko szło po naszej myśli - zamilkła na chwilę i zapaliła cienkiego papierosa, wpatrując się w unoszący się biały dym.
- Gdyby nie TO - uniosła nieco rękę z papierosem. - To prawdopodobnie nie zdołalibyśmy ich powstrzymać.
- Jak to...
Lioncourt uśmiechnęła się leciutko.
- Twoi ludzie narobili małe zamieszanie i odwrócili na chwilę uwagę Śmierciożerców. Wtedy my mieliśmy okazje wkroczyć
- A jak się ma do tego wszystkiego Calamity? Przecież ona nie może należeć do nich.
- Ależ Skipper! Przecież powszechnie wiadomo, że jak coś się kroi to na pewno Calamity Jo będzie w to zamieszana.
Skipper milczał przez chwilę.
- Czyli jak rozumiem Joan nie ma już w areszcie, tak?
- Zgadza się.
- Świetnie. Świetnie! Po prostu wspaniale! To teraz nie dość, że MOI ludzie zawalili sprawę, to na dodatek nikogo nie zgarnęliśmy! Szefostwo mnie zamorduje, bo cholerna Firma znowu... A ty dokąd się wybierasz?! - ryknął z furią, widząc, że Lioncourt podnosi się z krzesła.
- Uważaj, na kogo krzyczysz Skipper - odparła, otwierając sobie drzwi i wychodząc z gabinetu. Skipper podążył za nią.
- Złapaliśmy Śmierciożerców i to się będzie liczyć. Zatuszują sprawę i powiedzą, że było to celowe działanie - powiedziała ciszej tak, aby dziewczyna w okularach siedząca z biurkiem ich nie usłyszała. - TY na tym nie ucierpisz. W każdym bądź razie my przejmujemy Calamity.
Doszli do końca poczekalni, gdzie siedzieli Lambert i Black. Obydwoje natychmiast poderwali się z krzeseł, ale Lioncourt ich zignorowała.
- To już chyba wszystko, Skipper. Pewnie jeszcze ktoś cię odwiedzi w tej sprawie, ale większość już sobie powiedzieliśmy - nagle odwróciła się w stronę Strażników.- Więc to jest ta dwójka, odpowiedzialna za wszystko? - spytała chłodno marszcząc brwi. - Jak się nazywają? - zwróciła się do Skippera.
- Susan Lambert i Syriusz Black.
- Ach tak... - odparła cicho. - Będę musiała ich sobie zapamiętać.
***
- Jak myślisz, o czym oni tam rozmawiają? - spytała Susan, kopiąc niecierpliwie nogę krzesła.
- Zgadnij.
- Oooch... wcale mi nie pomagasz, wiesz?
- A co ja jeszcze mogę zrobić? Skoro wmieszała się do tego Firma, to jesteśmy w bagnie po uszy.
Nagle drzwi od gabinetu otworzyły się i wyszła z nich Szefowo Firmy w towarzystwie Skippera. Rozmawiali o czymś cicho, idąc w ich stronę. Lambert przełknęła głośno ślinę. Zerwali się na równe nogi, ale Lioncourt nie zwróciła na nich najmniejszej uwagi.
- ...ktoś cię odwiedzi w tej sprawie, ale większość już sobie powiedzieliśmy.
Syriusz już miał nadzieję, że całkowicie ich zignoruje, ale najwyraźniej się przeliczył. Lioncourt odwróciła się gwałtownie w ich stronę a on miał wrażenie, że jej spojrzenie go pali. Zmarszczyła brwi i lodowatym tonem spytała:
- Więc to jest ta dwójka odpowiedzialna za wszystko? Jak się nazywają?
- Susan Lambert i Syriusz Black.
- Ach tak... Będę musiała ich sobie zapamiętać. Bardzo dokładnie - zabrzmiało to, jak złowróżbny pomruk niedźwiedzia i Syriuszowi ciarki przeszły po plecach. Madam Mina patrzyła na nich jeszcze przez chwilę nieprzeniknionym wzrokiem. A potem odwróciła się na pięcie.
- Skipper, masz ich w tej chwili wcielić do oddziałów Firmy - powiedziała. - Chcę ich widzieć pojutrze, u mnie, w głównej sali narad. To jest moje ostatnie słowo w tej sprawie.
Ruszyła w stronę windy, zostawiając za sobą rozwścieczonego Skippera i dwójkę zbaraniałych strażników. Nie, już nie strażników. Uśmiechnęła się pod nosem. Lambert i Black? Tak, będzie musiała ich zapamiętać. Bardzo dokładnie.
* Ja wiem. Wiem, że tak właściwie to powinno być w Lodówce... Ale ja naprawdę nie zamierzałam wprowadzać nas do akcji. Serio. Głównymi bohaterami są Lambert, Black, Huncwoci i spółka. To tylko wzmianka, więc chyba nie ma potrzeby przenoszenia opowiadania.
<zerka niepewnie>
Tak sądzę. Jakby mi się znowu ręka omsknęła, to poproszę o przeniesienie. Na razie niech wisi.
Joan P.
Wysłany: Pią 17:24, 10 Lut 2006
Temat postu:
(spada z krzesła)
Puszku, niech ja cię wyściskam!
(ściska)
Rozwaliłaś mnie. Dosłownie. A potem jeszcze zglebowałaś i zakopałaś żywcem
. Ja i nadgryziony nadgarstek, o ludkowie moi...
Hekate
Wysłany: Pią 13:43, 10 Lut 2006
Temat postu:
Świetne, Pusz! Dialożki cudne i miodne, a Jo i bimber... hehe
Myślałam, że będzie bardziej pratchettowsko (bo Straż!straż!) a tu Pilipiuk wyskoczył. I bardzo dobrze!
Vivat Glizdogońska!
Natalia Lupin
Wysłany: Pią 13:24, 10 Lut 2006
Temat postu:
Też wiem, nie chwal się
Jest super!!! Ciekawe, co Joan powie na to? Na pewno spodoba jej się własny wizerunek...
Aurora
Wysłany: Pią 9:04, 10 Lut 2006
Temat postu:
Ja wiem, jakiego opowiadania! Ja, ja, ja! xD
Suuuper, jak dalej ma być takie zabawne (albo i nie) to i tak chcę! Whoooa!
Puszczyk
Wysłany: Czw 23:37, 09 Lut 2006
Temat postu: Straż!
Kwit z pralni Dziwnych Czasów. Skoro aurorzy są od zadań "specjalnych" to ja się zajmę "brudną robotą". Kilka scenek o parze zwykłych funkcjonariuszy Straży Magicznej. Uwaga, zawiera rodzynki z "X-files".
Ach... i jeszcze jedno. Przyjęłam, że Huncwoci urodzili się w 1959 roku.
Dla bety Reja i bociana
Migawki, zima 1978
I
Siedzieli w gabinecie, który, na samym początku, przydzielił im na spółkę Skippera. Była to tak właściwie klitka nie większa, niż schowek na miotły i do tego dość skromnie urządzona. Jedno biurko, dwa krzesła, rozpadająca się kanapa, jakaś stara szafka na akta i papiery, oraz krzywo wisząca na ścianie parodia obrazu "American Gothic" Granta Wooda.
Black siedział na biurku i przeglądał papiery, zaś Lambert, rozpostarta na krześle, wpatrywała się w szklaną kulkę wielkości piłki do golfa, która zdawała się być wypełniona dymem z papierosa.
- Jak myślisz Black, który na to wpadł?
- Na tą kulkę?
- Mhm.
- A bo ja wiem... Jak ona w ogóle działa?
- Kontaktujesz się poprzez ogólny. A przynajmniej coś w tym stylu, z tego, co zrozumiałam od Milesa.
- Czyli niewiele... A jak ktoś chce się z tobą połączyć, a ty o tym nie wiesz i masz to cacko na przykład w kieszeni? To co wtedy?
Lambert rzuciła mu zawadiackie spojrzenie.
- To wtedy, Black, to cacko wibruje.
- Pytałaś się, kto na to wpadł?
- No?
- Skipper. Na bank, Skipper...
II
Podniósł wzrok znad papierów, kiedy drzwi gabinetu się otworzyły. Lambert w cywilnym stroju wtaszczyła do pokoju wielkie pudło oklejone mugolską taśmą klejącą. Na ramiona miała zarzucony jedynie służbowy płaszcz.
Black odłożył akta.
- Jak się udało wesele?
- Mam ci opowiedzieć, jak panu młodemu urwał się film, czy jak pies ugryzł perkusistę?
- Widzę, że rozrywek nie brakowało.
- Nie. Po trzeciej większość leżała pod stołem.
Z rozmachem postawiła pudło na biurku prosto na czerwoną teczkę, którą Syriusz dopiero co odłożył.
- Co to za rupieć?
- Dokumentacja, Black. A - k - t - a.
- A won mi z tym z mojego biurka!
- To gdzie mam niby to postawić?
- Skąd mam, do cholery, wiedzieć? Nie tutaj!
- A w sumie, to dlaczego nie mam swojego biurka?
- Nie ma sprawy. Wstawimy tu drugie biurko. Nie będzie się gdzie ruszyć, ale zsuniemy je razem i będziemy mogli grać w statki.
III
- Która godzina?
- Po drugiej. Ten facet robi nam to specjalnie. Przecież mógłby to zrobić ktokolwiek!
Siedzieli przy biurku, które uginało się pod stosami teczek i luźnych kartek, zawalających całą wolną powierzchnię.
- Nie cierpię papierkowej roboty.
- Jak dobrze pójdzie, Lambert, to awansujemy do czyszczenia kibli.
Nagle w pokoju dało się słyszeć przytłumione bzyczenie. Spojrzeli po sobie.
- Czyżby...?
- A jakże. Moja, czy twoja?
- Twoja. Moją wrzuciłem do akwarium.
- Molly się ucieszy - parsknęła Susan, usiłując jednocześnie dotrzeć do źródła dźwięku.
- Gdzie to cholerstwo jest?!
- Chyba pod tamtą teczką... Nie, nie tą. Tamtą zieloną, z tajemniczym znakiem, czy anagramem.
Lambert pochyliła się nad teczką.
- Myślę, że to niepoprawnie napisany wyraz "złodzieje".
Podniosła portfolio, pod którym spoczywała szklana kulka wypełniona dymem, w tej chwili zabarwionym na czerwono.
- Skipper mnie wzywa. Samą.
- Nie zapomnij wziąć ze sobą szczotki.
IV
Korytarz był długi i wąski, tak że mijając kogoś po drodze musieli się przeciskać. Kiedy dotarli do końca, weszli do małego pokoju układem przypominającego ich klitkę. Pod każdą ścianą piętrzyły się wysokie półki, z całą masą teczek, sięgające aż po sufit. Tam czekał na nich Miles.
- Co tym razem masz dla nas, o Władco Teczek.
- Nic ciekawego, Black. Sprawa pewnych dziewczynek - powiedział Stu, podając Syriuszowi opasły plik kartek. - Dużo łażenia i myślenia, a mało akcji.
- Tu jest napisane, że jedną uprowadzono.
- Porwano - sprostowała Lambert.
- Kartofel to ziemniak.
- Kto ją porwał?
- Niejaki Jon Conelly. Macie tam jego akta - powiedział Miles, spoglądając na nich z rozbawieniem.
- Pokaż - Black sięgnął po dossier.
- I co? - Susan spojrzała mu przez ramię.
- Pije napoje energetyczne z mango i kiwi. Teraz już wiemy, że mamy do czynienia z szaleńcem.
Bimber
czyli dziwne przypadki pewnego patrolu
Rodzynki, cytaty. Wzorowane na opowiadaniu Andrzeja Pilipiuka. Na którym, kto wie ten wie. :]
- Składownia - szmownia... Tu nic nie ma!
- Musi być.
- Nie ma.
- Musi.
- Bimbru, kurna, każą po nocach szukać. Jakby nie było ważniejszych rzeczy na głowie! Śmierciożercy, zabójstwa, szpiegostwo międzynarodowe... Ale nie! Gdzież tam! My musimy chodzić i szukać nielegalnych bimbrowników, psia ich wszystkich mać!
- Zamknij się, Black.
Syriusz zaklął jeszcze raz. Szybkim ruchem sięgnął za pazuchę i wyjął szklaną kulkę. Szepnął formułę, a dym w kulce zabarwił się na zielono.
- Czwórka, zgłoś się.
- Zgłaszam się.
- Macie coś?
- Tak jakby.
- Czyli? - warknął Black.
- Mamy duży baniak. Jedzie od niego Glizdogońską, ale w środku ani kropelki.
- To pewnie sprawdziłeś bardzo dokładnie, co? - Syriusz wrednie uśmiechnął się do kulki.
- Nie, no... ale, ale...
Lambert uśmiechnęła się lekko i zapaliła cienkie cygaro.
- Gdzie jest ten baniak?
- Zaraz za hangarem...
- Idziemy tam.
Syriusz schował kulkę z powrotem i szybkim krokiem ruszyli w stronę hangaru. Na miejscu kręciło się już paru ludzi, między innymi Miles.
- I co tam, Stu?
- Kicha. Baniak był pod podłogą, więc trzeba było kopać, a potem jeszcze pomęczyć się z zaklęciami. Dobrze zabezpieczone cholerstwo. Ale i tak cały cyrk na nic. Spuszczono wszystko przez otwór. Pewnie jeszcze zanim ci imbecyle się aportowali - wskazał głową na kilku funkcjonariuszy, którzy kręcili się po podwórzu, jakby nie za bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić.
- Jak spuścili? - zapytała Lambert, pochylając się nad wykopanym dołem, na którego dnie znajdowała się cysterna. Poprawiła zjeżdżające na nos okulary i pociągnęła nosem. Czuć tu było mocnym spirytusem, doprawionym czymś jeszcze.
- Otworem, który był na dnie. Wszystko słynęło gdzieś niżej.
- Świetnie - skwitował Black. - A mamy jakieś dobre wiadomości?
- To była dobra wiadomość.
Syriusz jęknął.
- Zła jest taka, że nie mamy żadnych konkretnych podejrzanych. Może Calamity Joan, ale ona jest zawsze zamieszana we wszystko, co ma związek z bimbrem.
- Świetnie... Johnson! Do mnie, ale już! - wrzasnęła Susan, jednocześnie zmierzając do wyjścia. W hangaru śmierdziało stęchlizną i mocną Glizdogońską, a ona miała wrażenie, że to wszystko ją oblepia. Black, chcąc nie chcąc, podążył za nią.
Po chwili koło Lambert zmaterializował się młody chłopak. Spojrzał z lekkim niepokojem na Su, pomimo że była od niego niższa o głowę. Syriusz skrzywił się nieznacznie i pociągnął nosem.
Przystanęli mniej więcej na środku placu przed hangarem, koło kamiennej studni. Po bokach stały rozpadające się szopy.
- Macie coś? - Susan spojrzała na chłopaka, po czym głośno kichnęła. Johnson odskoczył na bok i zerknął niepewnie na Lambert, jakby była mieszanką bardzo wybuchowych eliksirów, które mogą w każdej chwili eksplodować. Zabawne, jak ta mała, filigranowa osóbka potrafiła działać na ludzi.
- Niewiele. Wiemy, że cały alkohol spłynął z cysterny przez ujście zrobione w dnie. Możliwe, że do drugiej cysterny, albo w jeszcze inne miejsce.
- Tego to się już pewnie nie dowiemy - mruknął Syriusz, po raz kolejny pociągając nosem. - Czy mi się wydaje, czy tu jeszcze bardziej czuć bimbrem, niż w środku.
- Wydaje ci się - Su odwróciła się w stronę księżyca. Białe światło odbiło się w szkłach okularów. - Przyprowadzić mi tu tę Calamity.
- Tak, sir - Chłopak aportował się natychmiast.
- I co chcesz z nią niby zrobić? Chyba nie muszę ci mówić, że bez dowodów, które nam spłynęły, możemy jej naskoczyć?
- Co mówiłeś?
Syriusz przewrócił oczami.
- I po co ja się wysilam?
Po chwili Johnson wrócił z Joan. Miała związane ręce, ale bynajmniej nie wyglądała na przestraszoną. Pewna siebie, uśmiechała się drapieżnie, pomimo rozchełstanej koszuli i stróżki krwi cieknącej z nosa. Chłopak rozcierał sobie nadgarstek, na którym już zaznaczał się fioletowy siniec i ślad po zębach.
- Ooo...! Czyżby siostry zakonne od Św. Flakonii z misją nawracania zdemoralizowanych? Znowu? - parsknęła Calamity.
- Nie, Zakon Rycerski Kościoła Anglikańskiego pod wezwaniem Jej Królewskiej Mości.
- Mamy też darmowe broszury - wtrącił Syriusz.
- Stul pysk, Black. Dobra, Jo. Tylko bez żadnych ceregieli. Tam za hangarem jest duży, soczysty baniak z ulatniającym się zapachem ostrej Glizdogońskiej. Masz coś z tym wspólnego?
- Jasne - kiwnęła głową. - A na jutro zapowiadali deszcz żab.
- Mówiłem, że to bez sensu.
- Nie chce mówić, trudno. I tak znajdziemy dowody. A jak nie to zatrzymamy ją za napaść na funkcjonariusza - wskazała na ślad po zębach na ręku Johnsona, po czym zaciągnęła się papierosem. - Zresztą, nie mogła wyparować takiej ilości bimbru w sekundę. On gdzieś tu jest.
- Gdzie? - spytał Syriusz, patrząc od jakiegoś czasu na rozwaloną studnię.
- A skąd ja do cholery mam to wiedzieć - mruknęła Su i wyrzuciła w ciemność nocy tlący się jeszcze pet.
- NIE! - wrzasnęli jednocześnie Black i Joan, ale było już za późno. Niedopałek wpadł do studni.
Ogłuszająca eksplozja poderwała na nogi trzy okoliczne wsie. Ze studni buchnął wysoki na sześćdziesiąt stóp niebieski płomień. Susan, leżąc na ziemi z przekrzywionymi na nosie okularami, ze zgrozą wpatrywała się w słup ognia.
Z hangaru wypadł Miles.
- Na jaja Merlina, Black! Co wyście... Jak?! Ale... Co tu się...?!
- Głośniej. No, dalej! Postójmy tutaj i pokrzyczmy, żeby było zabawnie. A jeszcze weselej będzie, jak nas tu znajdą - krzyknął Syriusz, jednocześnie podnosząc Su z podłogi. - Whooaa! Będzie niezła imprezka! Zbieraj gacie, Miles. Zmywamy się stąd.
- To może, kiedy już spaliliście wszystkie dowody, byście mnie puścili? - powiedziała Joan znużonym głosem.
- Zamknij się - warknęła Lambert, gramoląc się z ziemi z pomocą Blacka. Kiedy w końcu stanęła pewnie na własnych nogach, poprawiła okulary i strzepnęła pelerynę, ryknęła:
- JOHNSON! W tej chwili macie się wszyscy stąd aportować! Calamity zabrać do aresztu! Ale już! Nie chcę was tu widzieć! Nie...! Czekaj! Macie to, całe gówno, stąd usunąć. I was tu nie było! Zrozumiano?!
- T-tta... Tak jest.
- TO CO TY TU JESZCZE ROBISZ?!
Chłopak oddalił się pospiesznie. Po chwili większość oddziału się aportowała i po placu kręciło się już tylko kilku ludzi usuwających ślady.
Miles podszedł do Syriusza.
- I co wy zrobicie z tą Calamity?
- Potrzymamy i wypuścimy. Regulaminowo. A potem dostaniemy wpierdol od Skippera.
- A co z nią? Wszystko w porządku? - Stu spojrzał niepewnie na Lambert, która nadal wydzierała się na każdego, kto się jej nawinął. - To normalne...?
Su odwróciła się gwałtownie w stronę Milesa.
- A ty, co się tak, kurwa, patrzysz?! Nas tu nie ma...! - wrzasnęła już z lekką paniką w głosie.
- To ja już pójdę... Co tu będę tak sam siedział...
- Su, uspokój się...
- Black, czy ty wiesz...? Czy ty wiesz, co oni nam zrobią...?!
- ...wykastrują łyżeczką do melona...
- Oni nas zamordują, zakneblują, po czym wywalą z roboty!
- To logiczne - przytaknął Syriusz. - Zwłoki nie są zbyt wydajnymi pracownikami.
- ...jak aurorzy zaczną przy tym węszyć, to będziemy skończeni...
- Zapowiada się ciekawy wieczór. A ja myślałem, że będzie nudno.
- O boże... A co zrobi Skipper...
- Su, chodź. Aportujemy się.
- ...on się nam rzuci do gardeł, jak tylko nas zobaczy. Mówiłam, że wygląda jak wampir...?
Syriusz złapał Lambert za nadgarstek, po czym obydwoje zniknęli z cichym trzaskiem.
Studnia dogasała.
cdn
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin