FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Proza
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Zaheel
Wysłany: Śro 16:10, 24 Maj 2006
Temat postu:
Tyle wyciągnąć z kilku zrarzeń w życi to naprawdę sztuka. Ukazane w nietypowy sprsub jeszcze dodają uroku. Mam nadzieję, że intensywnie popracujesz na tym opowiadaniem i niedługo zobaczymy nastepną część. Podoba mi sie postać Tomasza.
A kto to ten tajemniczy ON?
Natalia Lupin
Wysłany: Pon 8:43, 22 Maj 2006
Temat postu:
Powiem szczerze- gdy usłyszałam
On
, wyświetlił mi się Smolipaluch
Spróbuję zapomnieć.
Bardzo mi się podoba ten fragment. Początek mnie zaskoczył- nigdy nie patrzyłam na szkołę w ten sposób, ale to niewątpliwie racja ^^
Kira
Wysłany: Nie 15:58, 21 Maj 2006
Temat postu:
Bardzo sympatyczny fragment! Oczywiście za krótki jak na moją nienażartą wyobraźnię, ale ładnie napisany. Wypatrzyłam dwa błędy:
Cytat:
Jednak, pierwszy września zbliżał się nieubłaganie
- przecinek zbędny (chyba, już zgłupiałam z interpunkcją
)
Cytat:
Gdy Tomasz kanapkę, matka nałożyła mu jajecznicę
- zjadłaś jedno słowo
A przy tym:
Cytat:
Gdy kończył się chleb, gotował sobie makaron i jadł go z keczupem.
umarłam. Sama tak robię!
Historia zainteresowała mnie. Mam nadzieję, że wrzucisz tu jeszcze chociaż jeden fragmencik!
Evil Yuki
Wysłany: Nie 14:12, 21 Maj 2006
Temat postu: "Diabli wzięli", fragment.
Macie okazję przeczytać fragment opowiadania, nad którym teraz pracuję. Nie powinnam tego robić ,ale wierze, ze nasza małą społeczność nie będzie kopiować i rozpowszechniać...
Tomasz nigdy specjalnie nie czekał na początek września. Trudno mu się dziwić. Dla uczniów to czas powrotu do szkoły i nerwowych przygotowań. Należy kupić nowe książki i zeszyty, sprawdzić stan ubrań, a w przeddzień rozpoczęcia wyprasować koszulę. Już samo chodzenie po centrum handlowym z nadopiekuńczą matką i wciąż znikającym ojcem było wystarczająco przykre, by państwo Amate uchylali się od tego. Kolega Tomasza, Mikołaj, dawno stwierdził, że nawet sam Jezus nie chciałby cierpieć w sali matematycznej, jak dzisiejsi uczniowie. Może słowa te były krzywdzące dla Syna Bożego i bagatelizujące jego poświęcenie się za ludzi, ale Tomasz nie miał pewności, czy „ten hippis” chciałby być odpytywany przez profesor Muszyńską… Gimnazjaliści, nauczeni przez życie, potrafili pyskować wychowawcom, zawile wyjaśniać, czemu nie odrobili lekcji, czemu mają na nogach wojskowe buty i adidasy, a nie trampki. Jezus chyba nie odnalazłby się w tej sytuacji.
Syn Joanny i Juliusza Amate rósł szybko, lecz jego rozwój umysłowy pozostawiał wiele do życzenia. W gimnazjum zapuścił włosy, zakupił pierwsze glany i począł ubierać się wyłącznie na czarno. Z uroczego Tomeczka zmienił się w mrocznego Tomasza - mrukliwego, samowystarczalnego i niewymagającego, z tajemniczym, bezczelnym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Na pierwszy rzut oka mógł przypominać Cygana. Po ojcu odziedziczył śniadą cerę, czarne włosy i brązowe oczy z kurtyną długich, podkręconych, czarnych rzęs. Matkę przypominał głównie poprzez rysy twarzy – ten sam, prosty nos i wąskie usta. Chociaż wyglądał jak łagodny laluś, charakter miał zgoła inny. Szlajał się do późna i wdawał w bójki, lecz w dzienniku miał tylko dobre oceny. Joanna jakoś akceptowała jego odmienność i zamiast białych koszul, prasowała mu czarne.
Jednak, pierwszy września zbliżał się nieubłaganie. Sama myśl o nowej szkole sprawiała, że Tomasz nagle nieruchomiał, a z jego śniadej twarzy spływał bezczelny uśmiech. W tym roku zmieniał otoczenie.
Rodzice jak zwykle nie wtrącali się w jego sprawy. Spośród wielu dobrych, warszawskich liceów, chłopiec trafił do „uczelni” jedynej w swoim rodzaju - do AMLO. Matka wzruszała ramionami, ojciec śmiał się, że syn szybko żony nie znajdzie. Większość kolegów z gimnazjum szczerze współczuła Tomaszowi, przekonana, że to rodzice zmuszają go by jeździł tak daleko, bo aż na Bielany. No i kto chciałby być w Archidiecezjalnym, Męskim Liceum Ogólnokształcącym? Nie dość, że Tomasz porzucał swoich przyjaciół, to jeszcze osobiście dał sobie założyć kajdany na jego indywidualność, którą pielęgnował odkąd skończył trzynaście lat. Postanowił pójść do szkoły, w której obowiązują mundurki, codzienna msza, a przed maturą czekała go studniówka z zaprzyjaźnioną szkołą żeńską. Z własnej woli został wychowankiem księży. Gdy myślał o swobodzie, jaką miał w gimnazjum, AMLO napawało go lękiem.
Kiedy ktoś pytał go, czemu wybrał akurat to liceum, wzruszał ramionami i oblewał się rumieńcem. Nawet przed sobą nie chciał się przyznać, że było to wynikiem emocji… przez jeden, głupi rok planował, że pójdzie ze swoją dziewczyną do jednej szkoły; wybrali ją razem na targach edukacyjnych, grzebiąc wśród ulotek. Pozostałe materiały promocyjne Tomasz rozsypał na biurku, by ładnie zaśmiecały mu pokój.
Panna zerwała z nim nagle, dzień przed składaniem papierów. Nie ufając już płci pięknej, wrócił do domu, a na biurku zauważył ulotkę AMLO - męskiego liceum. To było jak wybawienie…
Tomasz nie powitał ranka pierwszego września z uśmiechem. Wstał stanowczo za wcześnie, szybko umył się, ubrał w mundurek i poszedł do kuchni, by zjeść śniadanie z rodzicami.
Matka, drobna, blada kobieta z długimi blond włosami, właśnie smażyła jajecznicę. Ojciec siedział u szczytu stoł, czytając wczorajszą gazetę (bo dzisiejszą miał zamiar kupić wieczorem). Tomasz zajął miejsce naprzeciwko taty, złapał kilka kromek chleba i przysunął sobie słoik z dżemem.
- Gdzie z tymi łapami? Już daję jajka! - wrzasnęła matka. - Właśnie, dzwoniła do mnie Burska, jej syn dziś też idzie do nowej szkoły, do zawodówki - tu spojrzała z dumą na Tomasza. - Chłopak nie je nic od wczoraj, bo taki zdenerwowany jest…
- Kamilek zawsze był zniewieściały. - burknął ojciec, wywracając oczami.
Gdy Tomasz kanapkę, matka nałożyła mu jajecznicę. Pożarł ją szybko z trzema bułkami, po czym wypił ciepłą herbatę. Znów sięgnął do koszyczka z chlebem i wyciągnął stamtąd jeszcze dwie kromki.
- Błagam, opanuj się… kiedyś się przeżresz. – powiedziała troskliwie Joanna.
Milczał, smarując chleb dżemem.
Był strasznie zdenerwowany, a jakże. Gdy się denerwował, pochłaniał nieograniczone ilości pożywienia. Pustoszył lodówkę. Sprawiał, że kuchnia wyglądała jak po huraganie. Gdy kończył się chleb, gotował sobie makaron i jadł go z keczupem. Gdy nie było już i makaronu, zamawiał pizzę. Gdy kończyły mu się pieniądze, nurkował pod kołdrę i obgryzał paznokcie.
Wszystkie jego problemy miłosne niesamowicie wkurzały Joannę. To ona dbała o jedzenie w tym domu i to ona musiała uzupełniać braki na stanie. Kiedy sprzątała po kolacji, lodówka była pełna. Gdy wstawała rano i chciała zrobić swym mężczyznom zdrowe śniadanie, szafki świeciły pustkami. Była kochającą matką, chociaż odnosiła się do dziecka srogo. Zawsze kupowała mu jogurcik, czy inny smakołyk, ale martwił ją jego apetyt. Ile by nie zjadł, wciąż był szczupły, a wyniki badań miał dobre. Postanowiła więc żyć z myślą, że Tomasz ma wirtualnego tasiemca albo trójkąt bermudzki, gdzieś między przełykiem, a żołądkiem.
- Juliusz… - Syknęła nagle. Ojciec podskoczył na krześle. - On tu był?
- Ano… - odparł, uśmiechając się do niej poczciwie. Tomasz zerknął przelotem na ojca, ale zawzięcie milczał. - Nooo... wieczorem.
- Jak spałam?!
- Yyy… Ale... kochanie, boo... - Zaczął się tłumaczyć.
- Niech przychodzi, jak mnie nie ma, dobrze? Wiesz, że go nie znoszę - skończyła jadowitym tonem, a Juliusz odłożył gazetę.
Tomasz nie lubił wtrącać się w cudze życie. Słuchał tego, co mówią rodzice, lecz nie komentował. Szczególnie tego, że jest jakiś On, który przychodzi, gdy matka śpi.
- A w ogóle, to… - zaczęła, lecz ojciec wstał.
- Synu, jedziemy, bo się spóźnisz… - rzekł z uśmiechem. Cieszył się, ze ma pretekst do urwania rozmowy.
Chłopak podniósł się, wpychając do ust resztę kanapki. Złapał jabłko i wybiegł z kuchni.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin