FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Klub Pojedynków
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Lu
Wysłany: Pią 10:59, 25 Sie 2006
Temat postu: E
E
Jak to się robi na Nokturnie
Stary Will McGonagall wszedł do pomieszczenia znajdującego się na drugim piętrze jego knajpy, na Nokturnie nazywanej Klątwą. Zebrał tam osoby, które z racji swoich umiejętności powinny dać radę wypełnić zadanie.
Nikomu się jeszcze nie udało obrabować Gringotta. Ale Will nie uważał się za nikogo. Z taką ekipą napad mógł się udać.
Siostry Thermopolis, Regina i Mathilda, Deidre O’Connor, jedna z licznych nieślubnych dzieci Willa, Tatiana Naraszczowa, Earnest Meadows, Nora Chilingworth i Rupert Pilgrim – wszyscy zgodzili się bez wahania.
Młodzi, to się nie wahają – pomyślał Will. – I dobrzy. Powinno się udać. Niech tylko spartolą tę misję... To ja każę nakarmić nimi ptaszyska. A co.
- Witajcie – powiedział. – Wiecie, jakie mam dla was zadanie. Obrabować Gringotta. Suma – osiemdziesiąt tysięcy galeonów.
- Ile dla nas? – Regina ‘’Reggie Nożownica’’ Thermopolis pierwsza zdążyła zadać to pytanie.
- Pięćdziesiąt tysięcy na głowę. Czterysta pięćdziesiąt mi wystarczy – na długi u Ruskich, dodał w myślach Will. Nigdy by nie powiedział tego na głos.
- Jeśli wpadniemy, to już po nas – Earnest był najmłodszy ze wszystkich, w dodatku narzeczonym Mathildy. – Ja i Math studiujemy na Uniwersytecie Aurorskim. Nie dość, że wpakują nas do Azkabanu, to jeszcze wylecimy z uczelni.
- Ale jeśli wam się uda, nie będziecie się musieli martwić o forsę na czesne.
- Jaki plan? – tym razem to była Nora.
- Plan zostawiam wam. Wykonani też. Jesteście najlepsi w swoich dziedzinach.
- Znaczy się, mamy wszystko zrobić sami, tatuśku? – zapytała Deirdre.
- Właśnie.
- Ile mamy czasu? – Tatiana odezwała się po raz pierwszy.
- Miesiąc. Najwyżej. Wchodzicie czy rezygnujecie?
Siostry Thermopolis wymieniły spojrzenia.
- Wchodzimy – oświadczyła Mathilda.
- Cziemu by niet…Wchodzę. – Tatiana wstała z krzesła i najwyraźniej już szykowała się do wyjścia, ale ciekawiło ją, ile osób jeszcze się zgodzi.
- Wchodzę, nie mam nic do stracenia – Deirdre odgarnęła rude włosy z czoła i poprawiła opaskę na pustym oczodole. – W Azkabanie nawet dementorzy się mnie boją.
- Raz kozie śmierć. Wchodzę. Wolę mieć czesne z głowy – mruknął Earnest.
- Nora, wchodzisz? – zapytał Rupert.
- Pewnie. Może być ciekawie.
- Być może. Też wchodzę.
- Wszyscy, tak? – uśmiechnął się Will. – Dobrze. Udostępnię wam kwatery na drugim piętrze Klątwy, gdybyście potrzebowali. Dawajcie mi znać o postępach.
- Myślisz, że nam się uda? – zapytała Mathilda
- Uda, nie uda… Może coś z tego wyjdzie – Reggie była zajęta pakowaniem. Wszyscy postanowili się przenieść na jakiś czas do Klątwy. – Przynajmniej mamy jakieś zajęcie.
- Nadzieja matką jest głupich, co?
- Nie. Nadzieja nie może być matką głupich - za dużo głupich, za mało nadziei. – Reggie podniosła z podłogi samotną, czerwoną skarpetę. – Z innej beczki, kiedy ty i Earnest zamierzacie się pobrać?
- Jak skończymy naukę. A ty i Thomas?
- Jeszcze się nie zdecydowaliśmy. Znasz Toma. Nigdy nie jest zdecydowany.
- Kiedyś na pewno się pobierzecie… Reg, to twoje? – Mathilda wyciągnęła z dna szuflady fosforyzujące różem gacie.
- Co!? Oddawaj!
- No co ty! Cudne są! Daj przymierzyć!
- Ma ktoś jakiś zalążek planu? – Rupert postawił na stole słoik z masłem orzechowym.
- Na chłopski rozum trzeba by było złamać te wszystkie zaklęcia – odezwała się Reggie znad kanapki z łososiem. – Ale czemu nam tak się spieszy?
- Im prędzej, tym lepiej – Earnest walczył przez chwilę z pokrywką słoika, po czym wziąl nóż. – Widział ktoś Deirdre i Tatianę?
- Poszły ćwiczyć – Mathilda, w szlafroku i z mokrymi włosami, chwyciła za grzebień. – Chyba nie jedzą śniadań.
- Ćwiczą? A wiedziałyście, że Deirdre ma u siebie pejczyk? – Nora otworzyła słoik z korniszonami.
- Pejczyk? Mi by się taki przydał… - rozmarzyła się Reggie – na Thomasa…
- O mnie mówicie, czy jak? Na górę weszła Deirdre razem z Tatianą. Faktycznie wyglądały, jakby ćwiczyły – obie były w dresach, a Tatiana trzymała w prawej ręce miecz samurajski. Nigdy nie ćwiczyła z drewnianym. – Pierwsza zajmuję łazienkę, dobra?
- Jak chcesz – Tatiana usiadła przy stole. – Macie jakiś plan?
- Można by porwać jakiegoś goblina i dowiedzieć się od niego, jakie zaklęcia strzegą Gringotta. Po ich złamaniu wystarczyłby wytrych.
- Cholernie dobry wytrych – zauważyła Reggie. – W Gringotcie mają niezłe zamki.
- Akurat dla ciebie to nie powinno być problemem.
- Może być, nigdy nie włamywałam się do Gringotta. Moja mama chyba też nie. A mugolskie banki to zupełnie inna sprawa.
- Widzę, dziewczyny, że u was to jest rodzina z tradycjami – mruknęła Nora w przerwie między jednym a drugim korniszonem.
- Pewnie – Mathilda zabrała Norze słoik. – Podziel się.
- Dobrze słyszałam? Mamy dorwać goblina? – zapytała Tatiana. – Mogę się tym zająć z Deirdre.
- Goblina? – wyżej wspomniana wyszła z łazienki, wycierając włosy. – Są diabelnie sprytne. Myślisz, że dorwałaś takiego, a on ci zwiał, kiedy przez chwilę nie patrzyłaś. Możemy się tym zająć, ale potrzebny jest mocny sznurek, a najlepiej drut kolczasty…
- Ty mówiłaś całkiem poważnie o tym drucie kolczastym? – Tatiana zarzuciła sobie na plecy worek z wyrywającym się goblinem.
- Bardzo poważnie. Widzisz jak się wyrywa? Ciekawe, czy uda nam się coś z niego wyciągnąć.
- U nas mamy swoje metody...
- Nie wątpię.
Kilka godzin później…
- Dobra – Nora wyciągnęła spod swojego łóżka walizkę, a z niej grube tomiszcze. – Trochę potrwa, zanim znajdę przeciwzaklęcie… Rupert, Earnest, moglibyście mi pomóc.
- Drzwi wejściowych strzegą zaklęcia… - mruknęła Reggie. – Mnie pozostaje otwarcie sejfu – rozłożyła na stole plan banku. – Strzegą ich kolejne zaklęcia. Dlatego wezmę ze sobą Norę i Deirdre. Na zewnątrz będą pilnować Tatiana i Mathilda. Earnest, Rupert, zostaniecie z nimi, będziecie czuwali nad całością.
- Będziemy się porozumiewać przez krótkofalówki? – zapytał Earnest, wskazując na leżące na stole mugolskie urządzenia.
- Tak. Macie jakieś pytania?
- Despotka z ciebie, Reggie – uśmiechnęła się Nora..
-Zamknęli bank. Idziemy – mruknął Earnest.
- Patefacio! – szepnęła Nora, dotykając ródżką drzwi. To samo zrobiła z następnymi.
Tatiana i Mathilda z różdżkami, mieczem i karabinem w gotowości za z powrotem zamkniętymi dla bezpieczeństwa drzwiami. Earnest rozłożył na podłodze plan banku.
- Reggie, gdzie jesteście? – zapytał przez krótkofalówkę.
- Nora zdejmuje zaklęcie z sejfu. Gobliny są ostrożne, potem i tak będę musiała otworzyć zamek.
- Nie ma żadnego zaklęcia alarmującego?
- Nora twierdzi, że nie. Inaczej już by się włączył. Odezwę się, jak otworzę sejf.
- Nie spodziewałem się, że będę miał aż takiego stracha – powiedział bardziej do siebie niż do kogokolwiek Rupert.
- Bądź odważny. Jeśli nim nie jesteś, udawaj, że jesteś. Nikt nie zauważy różnicy – mruknęła Tatiana. – Dopiero będziemy mieli kłopoty, jeśli jest jakieś niewykrywalne zaklęcie alarmowe. Lepiej nie wierzyć goblinom.
Przy sejfie
- Nie możemy tego załatwić zaklęciem? – Nora zajrzała Reggie przez ramię.
- Nie. Dam sobie radę – Regina mocniej przycisnęła ucho do sejfu. – Usłyszałam już drugie szczęknięcie… Jeszcze chwila i… Mam!
Drzwi wbudowanego w ścianę sejfu otworzyły się.
- Earnest, Rupert, mamy! Otworzyłam sejf, dziewczyny ładują do worków. Zmniejszymy je i poupychamy po kieszeniach.
- Załatwione – mruknął Earnest. – Zaczekamy na nie.
Kiedy tylko drzwi sejfu z powrotem się zamknęły, włączył się alarm.
- Dziewczyny, chodu! – wrzasnął Rupert. Niemal cudem udało im się wybiec z banku, zanim drzwi się zamknęły na amen.
- Zamknęło by nas w sejfie – mruknęła Deirdre. – Mamy szczęście.
- Duże – zgodził się Earnest. – Zwiewajmy stąd, zanim ktoś się zorientuje.
Jak się można domyślić, wszyscy doczekali się hepiendu. Will McGonagall opłacił długi u Ruskich, dalej prowadził knajpę i przeżył nawet Dumbledore’a. Tatiana Naraszczow pojechała z Deirdre O’Connor do Dublina, gdzie razem zajmowały się pędzeniem whisky. Nora Chilingworth i Rupert Pilgrim pobrali się, a potem przenieśli się do Europy, po której tłukli się wozem cygańskim. Mieli dwoje dzieci. Mathilda Thermopolis wyszła za Earnesta Meadowsa i miała córkę, a Regina za Thomasa Pettigrew, miała syna i wszyscy żyli w jednym domu, krótko i pędząc bimber.
KONIEC.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin