FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Klub Pojedynków
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Lu
Wysłany: Pią 11:01, 25 Sie 2006
Temat postu: D
D
Kryptonim: Czerwona Skarpeta
Zbieżność imion, nazwisk i charakterów całkowicie zamierzona
Siedzieli w ciemnościach i milczeli.
- Wiecie... – Rimbaud przerwał nieznośną ciszę. – Zawsze powtarzałem, że wyjątkowego człowieka tak poznasz, że można zamknąć ryj i wspólnie sobie pomilczeć.
Przerwał znacząco, lecz nikt nie podjął tematu.
- No cóż, jak dla mnie jesteście zbyt wyjątkowi – dodał z ironią. – Lepiej pomyślmy, co robimy.
- Nic – odparła martwo Hermiona. – Nie widać?
- Harry, Herma, ludzie, weźcie się w garść – kontynuował Rimbaud. – Udało nam się, zdobyliście, po co przyszliście...
- A nawet trochę więcej, włamywaczu – Harry westchnął. – Dla twoich zachcianek straciliśmy Rona, Rimbaud. I na dodatek ścigające nas smoki zawaliły tunel. Jesteśmy uziemieni.
- Właśnie, Rimbaud – Hermiona przysunęła się do włamywacza. Pachniała niesamowicie masłem orzechowym. Nie wiedział jak, ale widział w ciemności jej błyszczące oczy.
- Podaj mi swoją torbę. Myślę, że twoje fanty jednak się przydadzą – dłoń dziewczyny zaczęła krążyć w okolicach kolan, gdzie ostatnio Rimbaud trzymał swoją zdobycz.
- Po co ci one? – spytał, gniewnie odpychając ja od siebie.
- Nie musiałbyś zadawać tego pytania, gdybyśmy nie oddali różdżek goblinom, kiedy próbowałeś obciąż trąbę temu słoniowi...
- Hefalumpowi – poprawił ją, podając wypchaną torbę. – Miałbym i jego, gdyby Ron nie bawił się w bohatera.
Słyszał, jak grzebała w jego łupie. Największym wysiłkiem woli wstrzymywał się od wyrwania go Hermionie.
W ciemnościach nagle rozbłysło różowe światło, wydobywające całą trójkę z mroku.
- Światło już mamy – roześmiała się Hermiona wymachując fosforyzującymi ostrym różem gaciami, haftowanymi złotą nitką w marchewki.
- Rimbaud, po co ci coś takiego? – Harry oglądał gacie z zainteresowaniem.
- Co cię to interesuje, ważne, że działają! – obruszył się Rimbaud. Miał nadzieję, że w różowym świetle towarzysze nie zauważą rumieńców, które wypełzły mu na zwykle blade policzki.
- Właśnie – Hermiona niespodziewanie poparła Rimbauda. Po chwili Potter trzymał w ręku połyskującą dzikoróżowo aluminiową rurę.
- Co to? – zapytał głupio, zerkając na Hermione niepewnie. – Po co mi to dajesz?
- Żeby wykopać tunel, a po co niby? – zdenerwowała się. Sama już dłubała w ziemi plastikową dziecięcą łyżeczką.
- Ty też Rimbaud! Bierz słoik!
Harry i Rimbaud spojrzeli na siebie zdziwieni... i obaj posłuchali.
<>
Po tygodniu zaczęli oszczędzać zapasy. Całymi dniami pracowali niestrudzenie w różowym świetle i zasypiali z narzędziami w rękach.
Hermiona obudziła się z cichym jękiem. Śniła, że goni ją łosoś z trąbą hefalumpa i wrzeszczy, że ja wypatroszy i zje. W różowym świetle miała wrażenie, że już znalazła się w żołądku mutanta.
Westchnęła z ulgą na widok zaniepokojonej twarzy Rimbauda. Uspokajająco kiwnęła głową. Chłopak zamknął z powrotem oczy.
Mogła się mu dokładniej przyjrzeć.
Włamywacz był znajomym Rona, który zgłosił się do Wielce Niebezpiecznej Misji całkiem na głupa i to po pijaku.
Nie mógł mieć więcej niż siedemnaście lat, a może i mniej – jego twarz była gładka, bez śladu zarostu. Miał wystające kości policzkowe i duże usta. Kasztanowe, kręcone włosy sprawiały wrażenie, jakby od dawna nie widziały grzebienia.
Miała wielką ochotę pogłaskać go po nich i pocałować w jasne, wysokie czoło.
Potrząsnęła głową.
- Zgłupiałaś do reszty – szepnęła do siebie, łapiąc za plastikową łyżeczkę. – Zadurzyłaś się w świrze, noszącym beret. I to z antenką!
Istotnie – granatowy moherek leżał przed twarzą Rimbauda.
Hermiona zabrała się za kopanie.
- Zniszczyliśmy ostatniego Horkruksa i zabiliśmy Voldemorta. Włamaliśmy się do Gringotta... A teraz zapewne mają nas za martwych złodziei... – syknęła ze złością, gdy łyżeczka rozpadła się na pół. – Bosssko.
<>
Po kolejnym tygodniu zaczęło brakować masła orzechowego i fosforyzujący róż gaci zniknął pod warstwą brudu.
Znowu pracowali w ciemnościach, kiedy Harry’emu wyrwał się cichy okrzyk.
- Wzrok mi się chyba poprawia – szepnął, przecierając oczy. – Zamiast ciemnej rozmazanej plamy widzę teraz jasną rozmazaną plamę...
I tak było – przez dziurę widzieli jasne światło z zewnątrz.
Zaczęli kopać energiczniej, aż dziura była na tyle duża, żeby przez nią wyjść. Pierwszy wyskoczył na powierzchnię Harry, rzucając na soczystą, zieloną trawę powyginaną rurę.
- Chodźcie! – pomógł im wydostać się na zewnątrz.
Hermiona ukradkiem zasypała dziurę i przebywający w niej ‘łup’ Rimbauda.
Znajdowali się na pięknej łące. Po błękitnym niebie pływały białe, barankowate chmury.
- Udało się! – rzuciła się Rimbaudowi na szyję. Pachniał nieziemsko masłem orzechowym.
- Myślicie, że to Irlandia? – zapytał rumieniąc się włamywacz.
- Co ty – Harry krzywo spojrzał na wpatrującą się z uwielbieniem w Rimbauda Hermionę. – Jesteśmy gdzieś pod Londynem, jak myślę. Macie jakieś pieniądze?
Hermiona puściła szyję Rimbauda i sprawdziła kieszenie.
- Niecałe sześć galeonów i cztery knuty – policzyła szybko. – No i jeszcze dwadzieścia trzy funty.
- Siedem funtów i dwadzieścia centów – Rimbaud wybebeszył kieszenie. – I dwa sykle.
- Ja mam sto funtów. Wymieniłem przed napadem, mugolskie pieniądze przydadzą nam się bardziej niż magiczne – wyjaśnił Harry. – Trzeba znaleźć jakąś wioskę i kupić coś porządnego do jedzenia. Mdli mnie na widok masła orzechowego.
<>
Miasteczko znaleźli szybko. Od razu skierowali się do najbliższego (bo jedynego) pubu.
Był pusty. Dziwnie przypominał Hermionie ich tunel – mały, ciemny. Tyle że tu śmierdziało jeszcze papierosami i alkoholem.
Usiedli w kącie, czekając na kelnerkę.
- Shake za pięć funtów? Nie dolewacie tam czasem burbona? – Rimbaud nie zdążył ugryźć się w język na widok cen widniejących w menu.
Kelnerka patrzyła złowrogo.
- Jak coś nie pasuje, to my was tu nie trzymamy – prychnęła, odchodząc.
- Panu się coś nie podoba, tak? – siedzący przy barze staruszek wyszczerzył łyse dziąsła. – Tak się składa, ze nie podoba mi się twoja twarz, dzieciaku...
Staruszek wyciągnął spod lady wielki, samurajski miecz. Za jednym zamachem przeciął ich stolik na pół.
- Nadal ci się nie podoba? – Herma byłą przekonana, że gdyby staruch miał zęby, to by je właśnie wyszczerzył.
- Nadal, panie starszy – Rimbaud podniósł się z miejsca, czerwony ze złości.
- Spokojnie! – zawołał Harry, osłaniając Rimbauda przed ciosem staruszka.
Po chwili legł na podłodze przecięty na pół.
Hermiona pisnęła.
- Uciekamy! – włamywacz złapał ja za rękę i pociągnął w kierunku drzwi.
- A Harry? – zapytała w biegu.
- On już nie musi uciekać, Herma. I na pewno by nie chciał, żebyśmy zginęli tam razem z nim...
Obejrzała się za siebie. Staruszek nawoływał innych ludzi z wioski, którzy zgromadzili się wokół niego z łopatami i kosami.
- Co to za szaleństwo?! – Hermiona przyspieszyła.
- Nie mam zielonego pojęcia! – odparł Rimbaud. Zdjął z głowy beret i trzymał go w ręku, żeby mu nie wypadł z biegu.
<>
Pościg dał im spokój, kiedy tylko minęli granice miasteczka.
Teraz Rimbaud i Hermiona wlekli się poboczem asfaltówki ze spuszczonymi głowami.
- To koniec. Nie mamy szans – westchnęła i złapała go za rękę. – Uratowaliśmy świat, a zaraz potem jakiś rąbnięty staruszek zarąbał Harry’ego mieczem samurajskim. To nieprawdopodobne.
Nagle Rimbaud spojrzał na nią tymi niezwykłymi, elektryzująco niebieskimi oczami i pocałował namiętnie.
Poddała się mu bez oporów.
- Naprawdę świat zwariował – szepnął jej po chwili na ucho. – Bo ja...
- Cicho, Rimbaud – pogłaskała go po kręconych włosach.
- Ale Hermiono... – szepnął łamiącym się głosem. – Ja jestem dziewczyną.
<>
Dwa dni później
Leżały w łóżku, obejmując się czule. Beret Estelli spoczywał na szafeczce w towarzystwie jednej czerwonej skarpety Hermiony.
- Jesteś kleptomanką – Hermiona pocałowała Estellę w zaróżowiony policzek. – Ale cię wyleczymy.
Panna Granger wpatrywała się z uwielbieniem w delikatną buzię dziewczyny. Jak mogła tego nie zauważyć? Niebieskie oczy były okolone długimi rzęsami, usta były wybitnie dziewczęce... Już się nie dziwiła dziwnym spojrzeniom Harry’ego. On musiał zrozumieć to dużo wcześniej. Rimbaud, kolega Rona, nazywał się naprawdę Estella Took i został wyrzucony z cechu Włamywaczy za zgarnianie bezsensownych łupów.
Krótko mówiąc – Rimbaud był kleptomanem. I na dodatek kobietą.
A Hermiona odkryła, że wcale jej to nie przeszkadza.
Estella powoli ściągnęła jej drugą skarpetkę...
Koniec
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin