FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Klub Pojedynków
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Lu
Wysłany: Pią 11:03, 25 Sie 2006
Temat postu: C
C
- Kolejne niepowodzenie!- kompletnie ubrana Izolda siedziała na brzegu wypełnionej wodą wanny. - Weź się za uczciwą robotę, Gnieff. Wypłaty są regularne.
Oparty o futrznę drzwi chłopak ogryzał nerwowo paznokieć palca wskayującego.
- O mało mnie nie zgarnęli- powiedział żałośnie.- Wcale cię to nie obchodzi!
- Jakoś nieszczególnie. Przyzwyczaiłam się- westchnęła dziewczyna i machnęła ręką w iście kólewskim geście.- Wyjdź. Chcialabym się wykąpać.
Załamany Gnieff posłusznie zamknął drzwi do łazienki i usiadł na kanapie. Od dziecka chciał być złodziejem. Tylko co poradzić, skoro najwyraźniej złodziejstwo nie chciało jego? Wszystko było zawsze zaplanowane. Dopięte na ostatni guzik. Żadnych świadków, żadnych śladów, aż tu nagle... sru! I jak zwykle wszystko brało w łeb. Nie mógł się z tym pogodzić. I niemiał zamiaru.
Powoli podniósł się z kanapy i powlókł do lodówki. po otwarciu okazało się, że na półce jest tylko puszka piwa, dwa ziemniaki z odrostami przypominającymi blade peruki i paczka musow-świstusów. Jęknął rozdzierająco.
- Izolda, nie ma nic do jedzenia!
Przez szum wody w łazience przebił się słodki głos jego narzeczonej.
- No to idź do sklepu! ja nie miałam czasu.
Wziął klucze i wyszedł z mieszkania. po chwili zbiegał już klatką schodową, przeskakując po dwa stopnie na raz. W jego głowie nieśmiało rozwijał się wspaniały plan napadu na Esy i Floresy. Plan jak zwykle dokładny, wirtuozeryjny i jednoosobowy. Już zapomniał o wczorajszym niepowodzeniu. Tym razem na pewno się uda! Świat znów był piękny.
Na ulicy było niesamowicie tłoczno- wiadomo, godziny szczytu. Co chwila ktoś go potrącał. Dwa razy do kieszeni Gnieffa przylgnęło lepkie spojrzenie, raz ręka. Nie obawiał się kieszonkowców; nie korzystał z kieszeni, ale trzymał w nich haczyki na ryby. Nagle potknłą się na wypaczonej płycie chodnikowej i poleciał gwałtownie do przodu.
- Oż!... Przepraszam!- zakrzyknął, uderzając idącego z naprzeciwka mężczyznę o szpakowatych włosach. Ten gwałtownie wciągnął powietrze i rozejrzał się prędko, jakby sprawdzając, czy nikt nie patrzy. Rozbieganymi oczkami obrzucił obojętny tłum i chwycił Gnieffa za koszulę na piersiach, po czym mamrocząc pod nosem, wciągnął go w bramę. Chłopak cały się sprężył, czekając na uderzenie lub dotyk lufy na piersiach- oba zjawiska były zdecydowanie mu znajome. Raz nawet zdarzył mu się bliski kontakt z mieczem samurajskim. Prawie za bliski.
- Hej!- świsnął mu do ucha nieznajomy, wciąż zerkając na boki.- Ty jesteś Gnieff.
- Ja- potwierdził skonsternowany chłopak, cofając się o krok w ucieczce przed okropnym oddechem szpakowatego.- To co?
- Mam interes.
- No to co? Ja też. Odczep się pan.
- Mam plan napadu! Genialny. Mam też ekipę. Potrzebuję jeszcze tylko jednej osoby.
- Nie chcę z wami napadać- Gnieff przewrócił oczami.- Chcę jednej udanej akcji. Własnej. Jeżeli rzeczywiście mnie znasz, to wiesz, że napad ze mną to porażka.
- Żadnych porażek więcej!- wykrzyknął mężczyzna, wznosząc rękę jak przemawiający Lenin.- Bierzemy Gringotta.
Chłopak osłupiał do reszty. Co za wariat chciałby się włamywać do Gringotta? Nawet on sam miał na tyle rozumu, żeby zdawać sobie sprawę, czym to grozi.
- Do widzenia- rzucił sucho i ruszył przed siebie, taranując nieznajomego.
- Gnieff! Nie rób głupot, chłopie. Wszystko jest idealnie zaplanowane. Ciebie polecił wysokiej klasy wachowiec, nie możesz odejść! To będzie skok stulecia. Nigdy nas nie dorwą.
Gnieff zawahał się.
- Kto o mnie mówił?
- Tego nie mogę zdradzić. Spotykamy się jutro w barze przy Pokątnej, o dwudziestej. Zauważysz nas. A jakby nie... pytaj barmana o Czarny Oddział Rosyjski.
- O co?!
- Czarny Oddiał Rosyjski. Bywaj.
Mężczyzna odwrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając Gnieffa stojącego z otwartymi ustami. Po chwili złodziej ocknął się i ruszył z powrotem w stronę domu Izoldy, zdając sobie sprawę, że dziś już nie ma szans na zakupy.
Izolda była tym typem dziewczyny, który myślał trzeźwo i był w stanie nawet największego marzyciela sprowadzić na ziemię. Przyzwyczajona też była do stawiania zpowrotem na nogi kompletnie zalamanego po kolejnej nieudanej akcji Gnieffa. Tym razem jednak sytuacja chyba ją przerastałą.
- daję głowę, że to policyjna prowokacja- mówiła, wycierając obcięte na jeża włosy w fioletowy ręcznik.- Jak tylko przyjdziesz na to spotkanie, to oni cię- ciach! Albo, lepiej! Poczekają, aż wejdziesz do Gringotta i wtedy cię- ciach! na gorą cym uczynku.
Gnieff był w totalnej rozterce. Siedział po turecku na fotelu, obłożony poduszkami i obgryzywał krótko kolejnego paznokcia.
- A jeżeli to naprawdę genialna akcja? Obłowią się, uciekną, a potem jak spojrzę reszcie w oczy? Co powiem, że stchórzyłem?
- Powiesz, że ci dziewczyna zabroniła.
- No tak, to na pewno zrozumieją- mruknął gorzko.
Izolda przeszła do czesania czarnych kosmyków. Grzebień szybko migał w jej rękach.
- Słuchaj. Czy ty chcesz na to pójść?
- Nie wiem!
- No to się dowiedz! Chłopie, ty sam nie wiesz, czgo chcesz. I chciałbym, i boję się- dodała z przekąsem. Widząc jego zrozpaczone spojrzenie westchnęła i wstała.
- Wiesz co, idź spać. Prześpij się z tym, rano będziesz wiedział.
pokiwał głową, obrzucając ją smętnym spojrzeniem.
* * *
W barze pachniało gorzkim piwem i papierosami. Długie, siwe pasma dymu unosiły się w powietrzu, splatając ze sobą i przemieniając w fantastyczne stwory. Ludzie przy stolikach cicho gwarzyli, popijając mętny płym z kieliszków i kufli. Barman stał spokojnie za szynkwasem, patrząc zamyślonym wzrokiem w przestrzeń. Obok niego, wprost na ladzie, siedziała ładna blondynka, beztrosko wymachując nogami.
Gnieff zamarł w wejściu. Nie lubił tego miejsca i rzadko tu bywał. Pomijając fakt, ż był złodziejewm samotnikiem, wolał knajpę na drugim końcu Pokątnej. Była jasna i gwarna, a na błyszczały łupy chwalących się kieszonkowców. Nikt nie kradł, nikt się nie bił. A tutaj owszem, zdarzało się. I to często.
Pierwszą rzeczą, jaka zwróciła jego uwagę, były fanatstyczne fosforyzujące różem gacie jednego z bywalców, prawdopodobnie geja. Potem zwrócił uwagę na dziewczynę przy barze, która flirtowała z dredziastym murzynem. A potem stwierdził, że tajemniczego nieznajomego z zaułka na pewno tu nie ma. Powoli podszedł więc do baru, zdecydowany przerwać barmanowi jego egzystencjonalne rozmyślania.
- Dzień dobry?- powiedział trochę słabym głosem.- Czy jest może... ekhm... Czarna Armia Rosyjska?
Sandy zwrócił na niego spojrzenie, które zaraz stało się skrajnie zbulwersowane.
- Czarny Oddział Rosyjski!- huknął na Gnieffa, nachylając się do przodu.- Tam!
Ku zgrozie chłopaka pokazał mu właśnie ubranego w róże koleżkę. Gnieff spłoszył się.
- Pan się chyba pomylił, dziękuję... Do widze...!
- Sam się myl, facet! On zaraz przyjdzie, a tamtem koleś też na niego czeka.
Gnieff z jękiem oddalił się we wskazanym kierunku. Zaczynało mu się powoli i systematycznie przewracać w żołądku. Na widok nadchodzącego, chłopak w żarówiastych gaciach poderwał się na nogi i zamrugał prędko.
- Jesteś od Czarnego Oddziału Rosyjskiego?- spytał prędko podekscytowanym głosem.
- Do- mruknął Gnieff.- Do Czarnego Oddziału Rosyjskiego, cokolwiek by to było.
- Jak to, nie wiesz, po co tu jesteś?- zdziwił się chłopak i zaraz podał mu rękę.- Elesdi jestem.
- Jak?- wypsnęło się Gnieffowi, zanim zdąrzył się spostrzec.
- Elesdi. To moje imię- lekko, ale znacząco uścisnął rękę złodzieja. A może to było tylko wrażenie?
- Gnieff.
-Miło cię poznać, Gnieff- uśmiechnął się chłopak.
O nie. O nie. Niech mnie ktoś zabierze. Błagam. Rozmyśliłem się.
- Niedługo powinien przyjść szef. Szczerze mówiąc, myślałem, że będzie więcej ludzi do tej roboty, ale w końcu, im mniej tym lepiej, nie? Chociaż ty podobno pracujesz sam, prawda? Slyszałem o tobie.
-Faktycznie było czego słuchać- teraz Gnieff był pewoen, że jest dokładnie obserwowany przez towarzysza. I czuł sę z tym coraz gorzej. Wolał mnie myśleć, co chodxi gejowi po głowie.
- Ten facet wciąż mówił o tobie, chciał tylko ciebie. podzielam opinię!- zaśmiał się. Gnieffowi zrobiło się zimno. - A ten jego mózg, Czerwona Skarpeta! Podobno układał ten plan z myślą o nas, o mnie i o tobie. Zna wszystkie nasze punkty... to znaczy słabe i mocne, oczywiście, będzie można się wykazać...
Chłopak wiercił się na krześle, jakby go co ugryzło. Każde słowo wypowiadane przez Elesdi źle mu się kojarzyło. Nie był przyzwyczajony do "tych innych". Chciał wstać i wyjść, zapomnieć o wszystkich genialnych planach i znów być z Izoldą. Sytuację uratowało przyjscie szpakowatego mężczyzny. Zbliżył się do nich, zamiatając wokól siebie zbyt obszernym płaszczem i przysiadl się do stołu.
- Witam!- poeiwdział krótko, wciąż dyskretnie rozglądając się naokoło.- Zdązyliście się już poznać? Nie ma czasu do stracenia. Każda minuta jest cenna. Każda sekunda czasu, który wam teraz poświęcam, jest równolegle przeznaczana na planowanie.
Elesdi zawahał się.
- Nie przesadzasz czasem?
- Heretyku!- krzyknął mężczyzna, nieomal zrywając się z krzesla.- To jest plan stulecia! Gdy my snujemy błache pogawędki, ktoś knuje! I ten ktoś jest geniuszem, wszystko wiedzącym o zabezpieczeniach Gringotta i znającym osobiście wszystkich jego pracowników.
Gnieff ogłupiał. Wymienił zaskoczone spojrzenia z chłopakiem po drugiej stronie stołu.
- Nie chcesz chyba powiedzieć, że dyrektor banku sam chce się obrabować?
- Ty głupcze!- powiedział cicho szpakowaty, pochylając się w jego stronę.- Mo wię o kimś, kto zaplanował napad na Ollivadera 30 lat temu!
- Ten, gdy ukradziono pół setki najlepszych różdżek i cały dochód z kasy?- Elesdi aż podskoczył.
- Dokładnie ten. Więc, czy jesteście zdecydowan wziąć w tym udział?
- Jasne!- chłopak był tak podekscytowany, że aż dostał wypieków. Obaj zwrócili spojrzeniena Gnieffa. Ten zawahał się.
- No dobra. Niech wam będzie. Zgadzam się, ale nie chcę trafić za kratki. Jasne? I więcej szczegółów poproszę.
Genialny złodzej roześmiał się cicho i popatrzył uważnie na stoliki dookoła.
- Szczegóły są takie. Wchodzimy do Gringotta w środku dnia, we trzech. Dajemy goblinowi klucz i każemy się wieźć do skrytki. Na miejscu krępujemy goblina i wchodzimy, po czym wynosimy złoto i wiejemy. Jakieś pytania?
Gnieffowi wprost ręce opadły.
- Tak. Mam pół tuzina pytań! Po co wiązać goblina, skoro mamy klucz? Jak wynieść złoto z banku? Ominąc zabezpieczenia? Pułapki? Straże? Co powiedzieć później przed sądem? I wreszcie, co za idiota to wymyślił?!
Przybysz nie zdawa się zbity z tropy.
- Plamn jest ciągle, w każdej sekundzie tej rozmowy dopracowywany- wysyczał i odwrócił się do nich plecami. Przez chwilę panowało milczenie.
- Obraził sie- powiedział wreszcie Elesdi.
- Co za idiota.
- Mówił, że jest geniuszem- stwierdził urażonym głosem chłopak.
- To, że masz kilka piór na dupie nie znaczy, że jesteś kurczakiem.
W tym momencie mężczyzna znów zasiadł przodem do nich.
- Szczegóły zostały skonsultowane- oznajmił.
Gnieff zrobił powątpiewającą minę. Okumulencja?
- Więc tak. Wchodzimy do Gringotta w środku dnia, we trzech. Dajemy goblinowi fałszywy klucz i każemy się wieźć do skrytki. Na miejscu krępujemy goblina i włamujemy się do skarbca. Wynosimy złoto i ładujemy do wózka, a potem wiejemy. Wózek dojeżdza do końca trasy, gdzie czeka nasz wspólnik i wyładowujemy interes do mojego skrbca. Potem wracamy po złoto, każdy oddzielnie. Tadam!
Zapadła chwila ciszy. Za ich plecami dwóch facetów lało się po łbach aluminiowymi rurami.
- Jesteś szurnięty- powiedział wreszcie Elesdi.- To nie przejdzie. Ty wiesz, że oni tam mają smoki?
- Smoki zostaną unicestwione.
- Czym, Drętwotą?
- To już zozstaw mnie- szef sprawiał wrażenie mocno urażonego.
- No dobra- odezwał się Gnieff.- Myślisz, że oni ie przeszukają całego banku w poszukiwaniu złota?
Szpakowaty nachylił się nad stołem, a w jego oczach zamigotały złe iskry.
- Nie wierzysz w ten plan? Proszę bardzo! Szczęka dopier ci opanie, jak nam się uda! Jeszcze możesz zrezygnować. Proszę bardzo.
Przez głowę Gnieffa przemknęło kilka nieprzyjemnych myśli o stanie umysłowym rozmówcy.
- Dobra, zostaję. W porządku. Może się uda. To musiałby być cud.
Zgromił go spojrzeniem.
- Jakieś pytania?
- Tak- Gnieff uniósł rękę niczym uczeń.- Kto to Czerwona Skarpeta?
- To mózg naszej operacji, geniusz nad geniusze- wyprostował się dumnie.- Mam z nim ciagły kontakt, on wciąż śledzi wydarzenia w banku. Nikt tak dobrze nie zna Gringota- jak własną kieszeń!
Przez chwilę znów milczeli. Elsdi niepewnie podniósł wzrok na mężczyznę.
- A Czarny Oddział Rosyjski? Co to?
Popatrzył na niego z urazą.
- Ja się tak nazywam, głupku.
* * *
Czarny Oddział Rosyjski siedział przy stoliku w barze długo potem, jak jego wspólnicy wyszli do domu. Uzgadniał z Czerwoną Skarpetą najbardziej szczegółowy szczegół planu. Wynagrodzenie. Jego przyjaciel siedział naprzeciwko ubrany w koszulę nocną w serduszka. Na nikim nie robiło to wrażenia.
- Jedna trzecia twojego zysku- powiedział Skarpeta, wichrząc dłonią czarne osy nad przystojną twarzą.
- To niezbyt dużo.
- Mnie starczy.
- Jak uważasz. Ale... mogę zapytać?
- Pytaj.
- Czemu tak mało?
- Mam swoje własne powody, by wspierać wasz plan. Pieniądze to nie wszystko, Czarny.
- Jakie...
- Nie musisz wiedzieć.
Wstał od stołu i wygładził dłonią koronki u dołu koszuli.
- A niech tylko spartopla tę misję... to ja każe nakarmić nimi ptaszyska. A co.
- A co!- przytaknął Czarny i zaraz zreflektował się.- Zaraz, ale jak to?
Jednak Czerwona Skarpeta już nie odpowiedział, tylko odszedł w stronę drzwi.
* * *
Ciepły letni dzień. Tłum luidzi na ulicy Pokątnej. Dzieci uwoieszone u ramion rodziców. Lody ociekające po palcach smakoszy. Ciche pokrzykiwania sów, drzemiących nad sklepani. Góry złota w podziemiach banku.
Kilkanaście kroków od wielkich, rzeźbionych wrót Gringotta, stoją trzej mężczyźni. Jeden z nich ogryza nieuważnie serdeczny palec u lewej ręki. Drugi z rozmachem uderza go po dłoni.
- nie gryź!- warczy.- Widać, że się denerwujesz.
Trzeci poprawia okulary przeciwsłoneczne i lekko klepie się po pasku, sprawdzając, czy mały pejczyk jest na swoim miejscu, w specjalnej kaburze. Po chwili, na znak dany przez gniewnego szpakowatego, wchodzą do środka. Gdy podchodzą do lady Czarny Oddział Rosuyjski ukradkiem rozgląda się po wnętrzu. W oczach Elesdi wygląda to bardzo proesjonalnie, ale wie już, że naśledzenie był czas wcześniej. Teraz liczy się tylko akcja.
Gnieff wyciąGA mały kluczyk do skrytki, kilka dni wcześniej misternie wyrobiony przez specjalistę na wzór prawdziwych kluczy Gringotta. Gdy goblin bierze go w łapę, wszystkim przechodzi po karku dreszcz przestrachu. jednak po chwili bankier kiwa głową.
- Ogryzek!- woła skrzekliwym głosem i podaje innemu goblinowi klucz.- Prosze iść za nim- mówi do Gnieffa.- Wskaże drogę do skrytki.
Już po chwili siedzą w wagoniku, a Ogryzek wręczywszy Elesdi lampę zaczyna majstrować przy przyciskach na kierownuicy. Wózek rusza jednym gwałtownym ruchem i natychmiast rozwija pełną prędkość. Chłopak mocno zaciska palce na uchwycie latarni; czuje, jak jego wargi drżą od pędu powietrza. Gnieff przymyka oczy i zdaje się drzemać. Czarny Oddział Rosyjski bacznie rozgląda się na wszystkie strony, w poszukiwaniu smoków lub ochrony. Mamrocze cicho pod nosem, konsultując się z Czerwoną Skarpetą. Ciągły kontakt.
Gdy ogryzek zatrzymuje wagonik, wysiadają. Gnieff spokojnie i lekko, Elsedi chwiejnie. Szef wytacza się na chodnik, cały zielony na twarzy. przez chwilę stoi oparty o olumnę, powstrzymując fale mdlości. Elesdi pochyla się nad nim.
- Wszystko OK, Czarny?-pyta, obejmując go piekuńczo i przybliżając twarz do jego policzka.
- Nie, do jasnej cholery!- warczy Czarny, obrzucając go wściekłym spojrzeniem- Zaraz żygnę, nie widać? I zabieraj łapy!
Gnieff chichocze, chociaż wie, że nie powinien. Czekają, aż przywódca doprowadzi się do stanu urzytkowego i po chwili idą za goblinem w głąb korytarza. Gdy doierają do odpowiednich drzwi, są już zwarci i gotowi.
- Klucz proszę- rozkazuje Ogryzek. Natychmiast przy jego głowie znajduje się różdżka zdeterminowanego Elesdi.
- Zamknij jadaczkę, mały- prosi goblina, pakując mu w usta szmatkę, podczas gdy Gnieff dokładnie związuje mu kończyny.
- Tylko żadnej magii!- syczy ze złością Czarny Oddział Rosyjski, który najwyraźniej odzyskał już formę.- Żadnej magii, bo znajdą nas!
Ogryzek bezradnie patrzy, jak podchodzą do drzwi skarbczyka i wkładają do dziurki specjaln klucz. Po chwili wysiłku zamejk puszcza i drzwi stoją otworem. W tej samej chwili jeden ze smików budzi się z drzemki, w którą zapadł kilka korytarzy dalej. Słyszał podejrzany trzask wyłamywanych ząbków zatrzasku i nie zamierza tego zignorować. Tymczasem trzech złodziei ostrożnie wślizguje się do skytki i staje w bezruchu.
- Czemu tak ciemno?- pyta zniecierpliwionym głosem Czarny Oddział Rosyjski.
- Bo nie ma światła- warczy z rozdrażnieniem Gnieff i za chwile wraca z latarnią.
Wspaniale kolumny złotych monet skrzą się w świetle lampy. srebrne krążki puszczaja zalotne oczka do Elesdi, a czerwone drobniaki czarownie łypią zza woreczków z oszczędnosciami.
- O ja cię piernika!- szepce z podziwem gej, podczas gdy jego palce bezwiedni zaczynają igrać pejczykiem.Obrzuca niecierpliwym spojrzeniem dwóch mężczyzn.
- Nie patrz tak na mnie- warczy Gnieff i zaczyna ładować pieniądze do worka. Po chwili dołącza do niego Czarny. Elesdi stoi w bezruchu, zapatrzony w pagórki złota i dwa zgrabne tyłeczki na ich tle. Czarny odwarca się gwałtownie, jakby przechwycił jego myśli.
- Sój na czatach- mówi przytłumionym głosem.
Chłopak podchodzi do drzwi i nasłuchuje przez chwile. Nagle odskakuje gwałtownie w ty.
- Coś tu idzie!
- Zamknij się!- warczy ze złością Czarny Oddział Rosyjski.- Może to nie tu.
Jednak to stanowczo tutaj, stwierdza pochwili Elesdi, gdy zza rogu wynurza się czerwonosrebra głowa smoga. Chłopak cofa się i zaczyna krzyczeć.
- Smok, Czarny, smok!
Mieli rację. Jedyną rzeczą, o jakiej jest teraz myśleć, jest szybka ucieczka i to już. Jednak Czarny nawet nie odwraca się w jego stronę.
- To twoja działka, co nie?
- Moja?! od kiedy? Smok???
- Od zawsze. Walnij w iego jakimś zaklęciem czy coś.
- Nie mogę, wykryją nas.
- Wal, zaklęciem fermentującym. Jesteś w tym specjalistą podobno?
Elesdi jęczy z upokorzeniem. Owszem, opracował niegdyś takie zaklęcie, ale żeby na smoka? Będzie tsnowczo za słabe! Chociaż, swoją drogą, gdyby ochrona znalazła później zalanego w pestkę parotonowego smoka...
- Opijanus!- krzyczy, wymachując energicznie róźdźką. Z jej końca wydobywa się chmura mandarynkowego dymu, który powoli dociera do zbliżającego się smoka i spowija jego pysk. Elesdi powtarza zaklęcie, jeszcze raz i jeszcze, osłaniając swoje usta rękawem, żeby wesołe opary nie dotarły do wnętrza jego organizmu. Po chwili bestia zaczyna chwiać się na łapach, a wreszcie opada bezsilnie na ziemię i wydaje z gardła przeciągły pomruk przerywane przez dziwne odgłosy, które chłopak identyfilkuje jako pijacką czkawkę.
- Załatwione!- woła do wspólników, którzy właśnie kończą ładowac do toreb monety. - Teraz chodu, bo zaraz tu będą gobliny!
Wybiegają na korytarz i wskakują do wagonika, który natychmiast rusza, popędzany przez uderzającego w guziki Gieffa. Czarny Oddział Rosyjski znów zmienia kolor, robiąc się Zielonobladym Oddziałem Rosyjskim. W szalonym pędzie wchodzą w kolejne zakręty, pędząc na wyznaczone przez szefa miejsce.
Jeszcze tylko kilka korytarzy, już widać zielone światełko latarni... Gwałtownie hamują i wyskakują. Liczy się każda sekunda. Szybciej! Wrzucają cenny ładunek do wnętrza skrytki, to już ostatni worek, koniec, do wagonika! Czarny kłuci się głośno, miotając przekleństwami.
-Ty chamie, miała być jedna trzecia mojej doli! Co ty sobie wyobrażasz? Tylko zaplanowałeś ten skok! Ale to byl genialny skok! Wiem! Dlatego jedna trzecia, nie mniej, nie więcej! Nie mogę dać więcej, nie ma mowy. Oni na pewno odstąpią trochę. Gówo! Zarobili swoje, jesteś oszustem, Skarpeta!
Jego dwaj wspólnicy milczą przez chwilę.
- Ty- odzywa się wreszcie Elesdi.- On ma schizofrenię.
- Na to wygląda- mówi po chwili Gnieff przez zaciśnięte zęby.- Nieważne. Wiejemy.
Podbiegają do wykrzykującego szefa i rzemocą ładują go do wózka. Coraz szybciej, szybciej, coraz wyżej, już wyjście. Przez całą drogę Czarny drze się jak opętany, usiłując wyłudzić pieniądze od nieistniejącego partnera. Gdy uspokaja się, wchodzą do hollu głównego. Natychmieat opada na nich chmara goblinów, krzycząc coś z niepokojem. Jeden z chłopaków nerwowo chwyta swój pejczyk, ale mówi z zimną krwią:
- Tam na dole widzieliśmy związanego goblina. Zróbcie coś, to chyba napad!
Przerażeni bankierzy rzucają się w stronę podziemi, a trzej złodzieje ostrożnie wymykają się z banku i natychmias bez słowa rozdzielają. Każdy z nich ma w zanadrzu zapasowy klucz do skrytki Czarnego Oddziału Rosyjskiego: za kilka dni odbiorą swoją część. Powoli uspokajają się. Elesdi zastanawia się, co będzie robił wieczorem. Jego myśli leniwie krążą wokól jego nowego chłopaka. Czarny nie może dojść do ładu z Czerwoną Skarpetą, ktory uparcie idzie za nim, wykrzykując przekleństwa i wyzywając go od złodziei. Gnieff powoli podchodzi do fontanny, przy której siedzi krótkowłosa dziewczyna, obserwując pływające w stawiku łososie. Uśmiecha się do niej i puszcza perskie oko. prędko odchodzą w stronę domu, nie oglądając się na boki.
* * *
Monstrualny, kudłaty mężczyzna podszedł do drzwiczek skrytki i wyjął klucz z bezdennej kieszeni. Goblin stał obok, nieunie przyglądając się klientowi. Feralnego złota sprzed trzech miesięcy nie odnaleziono, nie wiadomo nawet, która to była skrytka- Ogryzek nabawił się silnego urazu głowy, gdy upadł na posadzkę i nie pamięta nawet własnego imienia. Trzeba być czujnym i uważać na każdego, kto pobiera pieniądze.
Olbrzym wsunął klucz do zmka i przekręcił, uśmiechając się na myśl o tym, co zobaczy w środku. małemu na pewno przydadzą się pieniądze, biedny dzieciak... Ale wszystko jest przcież w porząd...!
- O cholibka!- zamruczał mężczyzna, patrzac w czarne czeluście loszku.- Sorze, chyba mamy problem!
KONIEC
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin