FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Proza
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Kaze
Wysłany: Nie 17:31, 28 Paź 2007
Temat postu:
Nie zapowiada się tak jak się kończy. Naprawdę dobre i tu nie chodzi o orginalność, niesamowitość historii, chyba gdzieś już o tym pisałem, że przez to jak przedstawiasz historię, w jaką wprowadzasz atmosferę, nastrój, świat, przestaje się liczyć to czy fabuła jest nietuzinkowa, myślę że mogłabyś opisać opowiadaną przez wszystkich historie znaną i trochę już się nudzącą na taki sposób, że wszystkich by zaciekawiła i może nawet nie zauważyli że to ta sama, oklepana znana już dobrze historia, a nawet krzyknęli by z zaskoczenia na końcu, choć słyszeli je już tyle razy. Ja- muszę przyznać- nie domyślałem się niczego, ale też oswojony zbytnio z historiami o duchach nie jestem, musze przyznać szczerze zawsze się ich bałem, chociaż moje rodzeństwo zawsze uwielbiało je opowiadać.
Ale nie o tym chciałem pisać. Pomysł w ciekawej oprawie w naprawdę dobrym stylu, ładnie, miło, a na końcu porządny dreszcz przebiegający wzdłóż pleców i takie bezgraniczne zdziwienie, przynajmniej moje.
co jeszcze? Trzymam stronę Trishi, miło że ktoś jeszcze słucha Beatlesów
Natalia Lupin
Wysłany: Pon 7:40, 23 Paź 2006
Temat postu:
U, to miło, że wam się podoba
Z tym Kingiem to się nie dziwię, ostatnio przedwkowałam Sklepik z marzeniami i szczerze mówiąc obawiałam się, że to zadzała na niekorzyść tekstu.
Noelle
Wysłany: Nie 12:50, 22 Paź 2006
Temat postu:
To jest za dobre, jak na coś amerykańskiego... No piękne, po prostu. Zgadzam się z Orą w kwestii pomysł-wykonanie. Odpowiedni klimat, przyjemny styl - naprawdę się wciągnęłam.
Nie było błędów, najwyżej jeden-prywatny-subiektywny-urojony(w dzieciństwie nasłuchał się różnych historii).
n.
Aurora
Wysłany: Sob 20:04, 21 Paź 2006
Temat postu:
No właśnie! Kingowskie niessamowcie! Bosko, Nat, bosssko - ten facet na pewno musiał być pisarzem, mwahahaha!
Ten motyw samochodu i poszukiwanie pierścionka mi przypominało jedno opo Kinga... o tej szczęce takiej, wiecie, i tam w samochodzie się działo i opo było kul.
A tu śliczne dreszczydło, huehuehue. <szczerzy kły>
przepraszam, mam gupaffkę
Hekate
Wysłany: Sob 17:42, 21 Paź 2006
Temat postu:
Ha! Dzisiaj w knajpie wspominamy o Kingu, a tu na forum wisi sobie zaiste kingowski kawałek. Cóż za zbieg okliczności!
Bardzo mi się podoba, Nat, i wcale mi amerykanizacja nie przeszkadza. Zresztą gdzie ty byś znalazła odpowiednio pustą szosę ciągnącą się kilometrami, jeśli nie właśnie tam?
Brr, aż ciarki chodzą po plecach...
Zgrabne dreszczydełko, a jaaak!
'
Lubię jak konstruujesz opowieści. Sam smaczek.
Aurora
Wysłany: Pią 19:55, 20 Paź 2006
Temat postu:
Ha, Nat, pomysł może oklepany, ale wykonanie świetne. Gieńka od razu polubiłam, a Trishia...
Domyśliłam się jej prawdziwego oblicza przy...
Cytat:
- Może to był duch kogoś, kto zginął tutaj?- powiedział znienacka kierowca, zerkając na nią. Popatrzyła z niedowierzaniem, a potem po prostu wybuchnęła śmiechem. Osunęła się z powrotem na siedzenie, ocierając łzy rozbawienia.
Jamerykańskie, a jak. Podobało mi się
Natalia Lupin
Wysłany: Pią 19:16, 20 Paź 2006
Temat postu: Pierścionek
Obawiam się, że opowiadanie jest z lekka amerykanizujące... ale to nie przeszkadza. Przynajmniej mnie.
Dla Mamy
Zachodzące słońce zabarwiło pasy na jezdni na pomarańczowo, a dalekie dachy domów lśniły jak małe gwiazdy. Na wschodzie niebo ciemniało, zapowiadając chłodną, bezwietrzną noc. Zostawiony na takim pustkowiu czowiek musiałby mieć nieciekawą sytuację- i w takiej dokładnie znajdowała się Trishia. Siedziała na ciepłym asfalcie, podpierajac głowę na dłoni. Musiała dostać się do domu przed północą (jak Kopciuszek, pomyślała) a jakoś żaden samochód nie jechał w tamtą stronę. Podróżowanie autostopem było zdecydowanie głupim pomysłem. Teraz nawet nie było sensu iść w stronę miasta, i tak nie dojdzie przed zmrokiem. Rozejrzała się niechętnie. W gruncie rzeczy nienawidziła Ameryki. Wciąż nie mogła wybaczyć rodzicom, że się przeprowadzili. Przeludnione miasta, a pomiędzy nimi pustkowia z drogami do nikąd. Kto to widział, żeby w cywilizowanym kra...
Zerwała się na równe nogi. W oddali zabłysło srebrne światełko z odbitego słońca i wciąż się przybliżało. Samochód! Nareszcie. Wyszła na środek jezdni i zaczęła machać rękami- zatrzymaj się, zatrzymaj, nie zostawiaj mnie tutaj, nie zniosę już ani minuty więcej na tym wariackim odludziu!
Gene już z daleka zauważył jakąś postać na drodze. Autostopowicz, tutaj? No cóż, różnie bywa. Trzeba wziąć bliźniego. Jak ktoś mógł... O, poprawka- to dziewczyna.
Powoli zahamował i przechylił się do drugich drzwi, żeby je otworzyć. Do środka wsunęła się jasna głowa.
- Weźnie mnie pan?
- Jasne, wskakuj. Miałbym wyrzuty sumienia do końca życia, jakbym tu kogoś zostawił.
Uśmiechnęła się i usiadła obok, zatrzaskując drzwi. Obejrzała się przez ramię, sprawdzając, jak daleko za nimi czai się zmierzch.
- Dziękuję! Chybabym umarła tutaj ze strachu. Jestem Trishia.
- Gene- przedstawił się i wyciągnął rękę. Skinęła głową, ale nie uścisnęła dłoni. Zdało mu się, że z obrzydzeniem patrzy na ogryzione paznokcie. Uśmiechnął się z zakłopotaniem.
- Do miasta, tak?
- Aha. Muszę tam być przed północą, inaczej rodzice mnie zabiją. Nie dociera, że jestem już pełnoletnia...
Roześmiał się, przyspieszając. Trzeba się będzie pospieszyć. Przed północą? Da się zrobić, ale trzeba przycisnąć gaz do dechy. Zerknął na licznik. Zauważyła.
- Nich pan nie szaleje, Gene. Mogę się trochę spóźnić. Tutaj często po drodze chodzą zabłąkani panowie po jednym głębszym- zachichotała.- Miło by było nie rozjechać żadnego.
- Słusznie. Co za rozsądna kobieta- zerknął na nią z ukosa i włączył radio. Nie umiał jeździć w ciszy. Właśnie grali Elvisa.
- Lubi go pan?- spytała Trishia, widząc, jak wybija palcami rytm na kierownicy.
- Jak wszyscy. Jest wspaniały... na swój sposób. Tobie nie pasuje?
- Wolę Beatlesów- pochyliła się do przodu, żeby lepiej widzieć drogę.
- Zdradzasz Amerykę!
- Nie jestem stąd.
Gene zauważył, że nerwowo bawi się pierścionkiem, obracając go na palcu. Nagle obrączka ześliznęła się jej z palca i wylądowała pod siedzeniem.
- Niech to szlag!- zawołała ze złością i rozpięła pas, żeby móc przeszukać podłogę.
- Był cenny?- spytał, zwalniając i obrzucając wzrokiem zagłębienie obok hamulca ręcznego, w które pierścionek mógł wpaść. Potrząsnęła głową.
- Raczej pamiątkowy. Niech pan patrzy na drogę, nie pod fotel! Poradzę sobie.
Jednak zaraz stało się jasne, że
nie
poradzi sobie, przynajmniej dopóki ktoś jej nie poświeci latarką. Westchnęła.
- No nic, najwyżej poszukam, jak dojedziemy.
Znów zaczęła kręcić się w fotelu.
- Niech pan zwolni, tak, jeszcze trochę... tu jest bardzo ciężki zakręt. Patelnia!- uśmiechnęła się blado, mając na myśli drogę skręcającą niemal o 180 stopni.- Co prawda postawili barierkę, ale już jeden się przebił i poleciał w dół.
Po chwili długie światła samochodu oświetliły żółtą stalową przeszkodę, gęsto poznaczoną czarnymi strzałkami w prawo. Za nią nic nie było widać.
- O Boże- Gene poczuł, jak zasycha mu w gardle.- Coś mi się wydaje, że jakby mi pani nie powiedziała, to też bym fiknął. Zazwyczaj... trochę za szybko jeżdżę.
Kilka metrów za zakrętem w światłach reflektorów mignęła ludzka sylwetka.
- Oho, znów będziemy kogoś brać?- mruknął bardziej do siebie niż do Trishii. Dziewczyna złapała go za rękę.
- Jedźmy dalej, to pewnie pijany. Nie bierzmy go.
- No co ty?- popatrzył na nią ze zdziwieniem.- Nie zostawię go w nocy nad urwiskiem.
- I tak jest nie po tej stronie drogi! Pewnie idzie w drugą stronę... A wogóle to ma twarz jak jakiś zbir.
Chłopak stojący na poboczu leniwie wyciągnął jedną rękę z kieszeni i pokiwał nią- stop, jadę z wami! Gene'owi wydało się raczej, że coś go boli, bo miał nieprzyjemnie wykrzywione usta. Mimo to potrząsnął głową i znów przyspieszył, nie do końca wiedząc, dlaczego to robi. Trishia obróciła się w fotelu i oparła podbródek o zagłówek, patrząc na człowieka, którego zostawili z tyłu.
- Może to był duch kogoś, kto zginął tutaj?- powiedział znienacka kierowca, zerkając na nią. Popatrzyła z niedowierzaniem, a potem po prostu wybuchnęła śmiechem. Osunęła się z powrotem na siedzenie, ocierając łzy rozbawienia. Wreszcie uspokoiła się.
- Wierzysz w to?
- Tak mi się powiedziało- mruknął. W dzieciństwie słuchał różnych historii, te najstraszniejsze pamiętał do dziś.
Od tego momentu dziewczyna stała się dużo bardziej rozmowna. Nawet nie zauważyli, jak przeszli na "ty". Zaczęła opowiadać o swoim bracie, który dopiero poszedł do nowej szkoły; odwiozła go autobusem i spóźniła się na ten powrotny. Jej radosny, sympatyczny głos doskonale zgrywał się z muzyką w radiu i Gene'owi dobrze się prowadziło. Było mu niemal żal, gdy wreszcie Trishia pokierowała nim przez boczne uliczki i i poprosiła o zatrzymanie się przy domu z werandą.
- Dziękuję bardzo- powiedziała serdecznie, wysiadając z samochodu. Zerknęła na zegarek na prawym przegubie.- No proszę, zdążyłam! Jeszcze raz strasznie dziękuję. Do widzenia.
- Do widzenia!- podchwycił.- Więc spotkamy się jeszcze!
Zaśmiała się znowu, ale widział, że jest jej przyjemnie.
- Na pewno się spotkamy- popatrzyła na niego ciepło.
- Dobrze! Więc do widzenia.
Poczekał, aż wejdzie do domu i odjechał. Dopiero kilkanaście metrów dalej przypomniał sobie o pierścionku. Zatrzymał się gwałtownie pod latarnią i otworzył drzwi, żeby mieć więcej światła. Po kilku minutach poszukiwań błysnęła srebrna obrączka. Odetchnął z ulgą i zacisnął błyskotkę w dłoni. Przygryzł wargę w zastanowieniu- mógł jeszcze wrócić i oddać jej zgubę. Z drugiej strony, miał pretekst, żeby tu przyjechać pojutrze, gdy będzie wracał. Jeszcze raz się z nią spotkać... była bardzo ładna, przynajmniej według niego.
Wreszcie zawrócił samochód i po chwili stał na drewnianej werandzie domu Trishii. Nacisnął dzwonek. Może rodzice nie obudzą się. Może.
Wewnątrz rozległy się kroki, ciężkie i stateczne. Spłoszony cofnął się. Drzwi otworzyła starsza kobieta.
- Słucham pana.
- Chciałbym rozmawiać z Trishią- powiedział, pokazując otwartą dłoń z pierścionkiem.- Przepraszam, że tak późno, ale...
- Słucham pana, ja jestem Patrycja. Czego pan chce o tej porze? Ned!- zawołała w głąb domu, obracając się z lekka.
O cho...!, pomyślał Gene i nie miał czasu na nic więcej, bo w drzwiach pojawił się muskularny mężczyzna.
- Mówię chyba o państwa córce. Podwiozłem tu Trishię parę minut temu, zgubiła w samochodzie pierścionek. Chciałem jej oddać.
Ludzie popatrzyli po sobie z zakłopotaniem. Patrycja wyciągnęła rękę po obrączkę i obrzuciła ją nieuważnym spojrzeniem.
- Kolejny!- powiedział enigmatycznie mężczyzna, przesuwając się w drzwiach.- Biedna dzieczyna.
- Może lepiej niech pan wejdzie- pokiwała głową Pat i wskazała wnętrze domu.- Dam głowę, że jak panu powiemy, to nie pojedzie pan dalej po ciemku. Trishia już tu nie mieszka. Bardzo dawno...
Gene wszedł do środka, czując jak lęk powoli wpełza mu na plecy zimnym strumieniem. Mężczyzna zamknął za nim drzwi, brzęknął pierścionek kładziony na stoliku. Gdy chłopak obrócił się, by nań spojrzeć, blat był już pusty. Przypomniał mu się śmiech Trishii, tam, przy urwisku, i poczuł, jak uginają się pod nim nogi.
- Niech pan siada tutaj, proszę- Pat była całkowicie spokojna. Poprowadziła go do kanapy jak bezwolną marionetkę i uśmiechnęła się kojąco.- Dojście do siebie może panu trochę zająć. Herbatki?
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin