FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Proza
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Zaheel
Wysłany: Wto 18:49, 03 Kwi 2007
Temat postu:
Zgubiłam się na pierwszysm zdaniu, więcwróciłam do początku. Chociaż, moze właśnie to zdanie miało oddaś położenie bohaterki. Zagubionej, niepewnej. Ale troszkę za bardzo, jak dla mnie. A sama Ona przypomina mi właśnie dziecko - radosne, spontaniczne i równie naiwne. Wystarczy zrobiś tak jak radzili dorośli, a wszytsko siespełni, wszytsko znajdę. Kiedy przychodzi rozczarowanie bardzo boli. Ja nie mam nic do zakończenia. Patrzenie z innej perspektywy, na cała sprawę...
Hekate
Wysłany: Pon 21:17, 15 Sty 2007
Temat postu:
A to ciekawe. Styl przeepitetyzowany, zawiła składnia, a jednak... a jednak płynie się przez tekst dość swobodnie (albo ja jestem wprawiona po prozatorach Młodej Polski i mam przeciwne skojarzenia z Berentem). Jest w tym zawikłaniu pewien urok, który chyba polega na próbie oddania chwilowego stanu świadomości - tegu punktu krańcowego, który cienką ścianą oddziela życie od śmierci. Tak sobie myślę, że podobnego stanu duszy nie można oddać zwyczajną prozą. Zawsze będzie jakieś udziwnienie - albo w stronę urywanych zdań, albo w stronę, w którą poszła "Pustka". Na uwagę zasługuje skrajny subiektywizm mimo trzecioosobowej narracji.
Diruś ma rację, pierwsze zdanie jest przesadzone nawet jak na tę konwencję. Za długo, zdecydowanie za długo! Poza tym to potoczne "wredne" pasuje tu jak wół do karety.
Podobają mi się cytaty, tworzą ciekawy akcent. Poza tym szanuję za eksperyment i elokwencję. Łatwo się zgubić wśród tylu słów...
Witam na forum i pozdrawiam nową autorkę!
yadire
Wysłany: Pon 19:38, 15 Sty 2007
Temat postu:
Kurczem.
Mam uczucia mieszane.
Tekst sam w sobie taki... inny. Pełen uczuć i emocji. Czułam się przez chwilę, jakbym czytała fragment czyjegoś pamiętnika. Myśli tej dziewczyny były takie żywe i realne.
Z drugiej strony - zakończenie.
Może to i nieobiektywne, ale zabyt pesymistyczny jak dla mnie. Życie ma tak wielkę wartość, że odbierać go, czy sobie, czy komukolwiek, nie można ot tak, bo jest źle i trzeba poszukać czegoś innego. Z żadnego powodu zresztą nie można.
No, ale to zamysł autorski. Wykonaniu nie można nic zarzucić, ale raczej pogratulować wczucia
Chociaż przyznam, że pierwsze zdanie mnie zamotało.
Wena bardziej optymistycznego życzę, diruś : )
Lena
Wysłany: Pon 18:46, 15 Sty 2007
Temat postu: Pustka
Zlinczujcie.
Pustka
Poczucie niesprawiedliwości, rozgoryczenie, cierpienie rozlewało się powoli w jej wnętrzu, wolno pochłaniało coraz większe obszary jej świadomości, uporczywie, nieznośnie konsekwentnie i wrednie spokojnie, jakby z chłodnym profesjonalizmem, cierpliwością i dokładnością próbowało nią zawładnąć, łagodnie powracało falami coraz silniejsze, tylko po to by w końcu eksplodować w jej wnętrzu z niesamowitą mocą. W pierwszej chwili wydawało jej się to wybawieniem od męczarni wolnego, uporczywego jak brzęczenie komara zadręczania się, ale niedługo potem zrozumiała jak bardzo się myliła. Teraz nie mogła myśleć o niczym prócz rozpaczliwego poczucia krzywdy. Było jak krzyk gdzieś, głęboko zakorzenione wewnątrz niej, w samym sercu jej świadomości. Zawładnęło nią, jak demon. Miała ochotę już tylko pozbyć się go, otrząsnąć. Niemy wrzask ranił ją, powodował, że miotała się rozpaczliwie, próbując znaleźć jakąkolwiek deskę ratunku. Cokolwiek, co pozwoliłoby jej uwolnić się, uciec od cierpienia. Kucnęła, desperacko zasłoniła dłońmi uszy, by nie słyszeć, by zamknąć się na uporczywą myśl, że nikt nie jest w stanie jej pomóc, że jest sama, wśród tłumu. Tłumu, gdzie nie ma nikogo. Ten nieszczęsny gest sprawił tylko, że stała się żałosna, absolutnie nie poprawiając jej samopoczucia.
Nagle, gdzieś pośród morza udręki, poczuła nieśmiałą, wątłą myśl, która rozjaśniła jej umysł. Ludzie tacy jak ona są bezsilni wobec niesprawiedliwości świata, ale przecież musi być ktoś, lub coś, co rządzi tym wszystkim, jest w stanie ją zrozumieć, pomóc, pokochać… Ktoś większy, niż wszyscy ludzie razem. Ogromna ilość pytań ją przytłoczyła. Ale gdzie? Kiedy? Jak odnaleźć? Dlaczego?...
„Bóg jest wszędzie, na polnej drodze, na biegunie, wśród stepów, na przystanku… Wszędzie! Wystarczy chcieć, otworzyć się na Niego, by dostrzec Jego obecność!”
w jej świadomości odezwał się głos kaznodziei, który kiedyś słyszała, wybrawszy przypadkową stację radiową.
„Lasy też mają duszę, kiedy umierają zwierzęta i rośliny to ich małe duszyczki łączą się w jedno i tak powstaje Duch Lasu. Jeśli kiedyś będzie ci źle, to przyjdź pod drzewo, zamknij oczy i skup się bardzo mocno, wtedy poczujesz jego obecność…”
zagłuszyła go stara znachorka, którą poznała, kiedy była małą dziewczynką.
„Wiesz malutka, kiedy ludzie umierają, to ich dusze zostają na ziemi tylko my ich nie widzimy, błąkają się, a kiedy ktoś potrzebuje ich pomocy, kiedy ich wzywa to przychodzą.”
Jej umysł wypełnił głos nieżyjącej już babcia.
„Wydaje mi się, że cudowność aniołów stróżów polega na tym, że one nie mają materialnej postaci, są jakby świadomością, samą świadomością wszędzie wokół nas”
stwierdził chłopak, którego kiedyś spotkała na przystanku.
Już wiedziała, co musi zrobić.
Zbiegła po schodach, nagle wypełniona euforią. Każdy krok, każdy mijany stopień powodował, że coraz większa ilość nadziei wypierała resztki wspomnień o cierpieniu. Teraz była przepełniona radością, była jak dziecko, któremu obiecano kosz słodyczy. Wraz z ufnością, napełniała ją niecierpliwość. Przeskakiwała po kilka stopni byle szybciej, byle szybciej…
W końcu dysząca, niespokojna, drżąca z emocji stanęła przed ogromnym, rozłożystym dębem. Spojrzała na niego i zrozumiała, że tu i teraz dokonać ma się cud, że za chwilę pozna coś, za czym zawsze tęskniła, coś, co sprawi, że odnajdzie spokój i szczęście, że wreszcie nie będzie sama. Podeszła do niego, nagle spokojna, powolnym, leniwym krokiem, chcąc przeciągnąć tę chwilę w nieskończoność, zatracić się w męce oczekiwania. Delikatnie, opuszkami palców dotknęła chropowatej kory. Powoli usiadła twarzą do drzewa. Skrzyżowała nogi i spróbowała się uspokoić. Niecierpliwość i niepewność walczyły w niej z euforią i nadzieją. Zamknęła oczy. Z wolna jej oddech uspokajał się, emocje przestały szarpać jej świadomością.
Jej umysł opuściły cienie niedawno tak silnych uczuć. Kilka niesfornych myśli wciąż snuło się w jej świadomości, uparcie nie chcąc zrezygnować. Cierpliwie, dokładnie, w rytmie spokojnego oddechu oczyszczała umysł. W końcu otoczyła ją ciemność i próżnia. Teraz nie czuła już chłodnej trawy pod sobą, ani ciepłej siatki słonecznych promieni na twarzy, straciła poczucie ciężkości i stabilności. Teraz była już tylko świadomością. Kimś, a raczej czymś niematerialnym. Wtedy po raz pierwszy w życiu jej świadomość opuściła nią samą i rozlała się na równinie świata. Teraz była wszystkim i niczym, była wszędzie i nigdzie, była częścią wszystkiego i niczego. Była światem, a on był nią. Jej mózg przestał więzić jej istotę, coś, co powodowało, że była sobą, a nie kimś innym, tę iskrę, która dawała jej siłę być, kim była, która decydowała o jej myślach i uczuciach. Jej świadomość wypełniła euforia. Była wolna! Przez tę krótką chwile była wolna i mogła poznać prawdę. Jeśli istnieje ktoś większy od ludzi, jakaś istota niematerialna to teraz miała okazję by jej dotknąć, zrozumieć, pojąć wielkość jego istnienia. Zaczęła badać, zaczęła szukać. Rozpaczliwie, desperacko starała się poczuć. Szukała całą sobą, całą swoją świadomością chciała odnaleźć tę nieskończenie niematerialną istotę, nawet jeśli miałaby okazać się zła. Lecz pomimo, że poświeciła tym poszukiwaniom całą siebie, pomimo całego pragnienia poznania, wszystkich swoich starań natrafiła na…pustkę. Bo nie było nikogo ani niczego. Była sama. Była tylko ona i pustka.
Znowu poczuła pod sobą grunt, znów jej świadomość zniknęła się w jej ciele. Razem z tym powrotem uderzyła ją wściekłość. Bezradna wściekłość ogarniająca oszukanych, którym odebrano nadzieję. Ze wszystkich sił chciała rozszarpać tych, którzy zabrali jej wszystko, którzy pozwolili, by cierpiała. Ze złością odtrąciła myśl, że sam jest sobie winna. Zdecydowana by zabić winowajców otworzyła oczy. I zrozumiała, że nikt nie jest winien, że nie znalazła tego, czego szukała, to były mrzonki, a ona dała się omotać. Zgubiła się w sieci własnych myśli i wyobrażeń. Cała wściekłość ulotniła się równie szybko jak się pojawiła, pozostawiając po sobie pustkę. Poczuła się straszliwie samotna. Pusta, pośród pustki.
Następnego ranka pod drzwi domu numer 139 na rowerze przyjechał ciemnowłosy chłopak. Pogwizdując z cicha, z głową przepełnioną planami na sobotę mile spędzoną ze swoją dziewczyną zadzwonił do drzwi. Odpowiedziała mu cisza. Po ponownej nieudanej próbie podszedł do okna obok. Zajrzał przez nie i zamarł. Z kuchennego żyrandola, na mocnej linie alpinistycznej zwisała martwa dziewczyna. W jej oczach była już tylko pustka.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin