FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Proza
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Kaze
Wysłany: Nie 14:27, 28 Paź 2007
Temat postu:
Bardzo lubię czytać Twoje teksty. W pewien, jeszcze nie znany mi sposób czarujesz czytelnika, sprawiasz, że, pomimo tego, że nie jest w wydarzeniach, nie jest ich bohaterem to.. jest blisko akcji, niemalże na wyciągnięcie ręki, widzi wszystko to, co widzą bohaterowie, czuje na plecach dreszcz..
Tutaj czuć wszystko, unoszące się niemaże święte i zabytkowe powietrze, przesiąknięte zapachem kadzidła, które uciekło po kątach już dawno, dawno temu.
Słychać echo kroków, szeptów roznoszących się po kościele, to wszystko za pomocą słów. Czytelnik nie musi starać się sobie wyobrazić to wszystko po prostu przychodzi z każdą przeczytaną… nie, złe słowo, wsiąkniętą linijką. To naprawdę szczególna rzecz.
Następną rzeczą jest bajka która jak to bajka powinna być… czarująca. Może nie ma niesamowitej, wciągającej fabuły, nie trzyma w niepewności, nie ma tysiąca wątków ani zagadek ale wtedy straciłaby swoją bajkowość. Bajki chyba na tym właśnie polegają. Tak sądzę. Bajki uwielbiają wszyscy, szczególnie gdy są w tak dobrym wykonaniu, takim schludnym, czystym, bo do dorosłych trzeba tak samo jak do dzieci- prosto. Tak najłatwiej jest zrozumieć- choć czasem tylko pozornie . I taka forma daje najwięcej do myślenia.
Nic dziwnego że wygrałaś. Potrafisz czarować ludzi słowem. Pod tym względem jesteś niesamowita
co nie znaczy że nie jesteś niesamowita pod innymi względami.
Natalia Lupin
Wysłany: Czw 13:28, 04 Paź 2007
Temat postu:
Nie o to chodzi, byś pisała bez emocji, tylko mnie zaskoczyłaś. Bardzo!
blaidd
Wysłany: Czw 11:18, 04 Paź 2007
Temat postu:
Tak, "śliczny, prze". Ja bym użyła. Nie piszę tak przecież, żeby się przypodobać. Następnym razem będę pisać bez emocji: "Super. Ładne. Na bardziej konstruktywny komentarz mnie nie stać".
Miło mi, że Tobie jest miło.
Natalia Lupin
Wysłany: Nie 11:45, 30 Wrz 2007
Temat postu:
Dziękuję obydwu paniom
Śliczne? Prze? To miło, ale szczerze mówiąc ja bym nie użyła tego słowa. Nie jestem zbyt zadowolona z tego tekstu. BYł pisany na czas.
Ale to miło, że wam się podoba.
blaidd
Wysłany: Sob 22:22, 29 Wrz 2007
Temat postu:
Prześliczne! Kolejna baśń, którą aż chce się czytać dzieciom. Ma cudowny klimat, powoli opowiadany, z powtórzeniami, taki przypowieściowy.
No i jeszcze atmosfera świątyni, cicha, podniosła, pełna przestrzeni, ale przestrzeni bez chłodnego echa, a tylko tej bezpieczniejszej, ciepłej.
Dziwne, ale mi jest cieplej w wielkich katedrach, jak Archikatedra na warszawskiej Starówce, Św. Anna, Św. Krzyż, Św. Florian (na mojej ukochanej Pradze) i w gliwickich, niż w małym kościółku w naszej dość wiejskiej dzielnicy. Może ksiądz oszczędza na grzaniu. Bo nie liczę tu naprawdę maleńkich górsko-wiejskich drewnianych kościółków/cerkwii.
Zawsze lubiłam opowieści tłumaczące nazwę, pochodzenie czegoś, co jest zupełnie pospolite. Gdzieś już coś takiego było na Forum.
Ostatnia część zrobiła na mnie wrażenie niedokończonej.
Ale ogólnie wciągnęło mnie bardzo!
I też gratuluję wygranej!
Ceres
Wysłany: Czw 18:29, 13 Wrz 2007
Temat postu:
Jaka cierpliwa matka. Takie się rzadko zdarzają, zwłaszcza w kościele.
Gratuluję nagrody, naprawdę fajna historia. Dominikanie organizują takie konkursy? Kto by ich podejrzewał...
Natalia Lupin
Wysłany: Czw 15:37, 13 Wrz 2007
Temat postu: Paź królowej
Inspiracja: posąg w kościele oo. dominikanów
- Kotuś, nie stawaj na kracie, bo ci się nóżka obsunie. Przejdź bokiem, o tędy, widzisz. Patrz, to jest Pan Jezus, widzisz, a tutaj woda święcona: masz. Nie tak, od lewej! Czółko, lewe ramionko, prawe...Tak, a teraz złóż rączki. No. Bardzo ładnie. Możemy wchodzić.
Boże, jak cicho.
Nie tup! Na paluszkach, bo przeszkadzasz tamtej pani. W kościele trzeba być cichutko. Chodź, pójdziemy sobie pod ołtarz. Patrz, jaki złoty; jeszcze kilka kroków... Hopsa,
na rączki, och... aleś ty ciężka... No i teraz patrz, tam, w lustrze. To twoja buźka. Ślicznie.
A teraz siadaj i popatrz sobie na aniołki, a mamusia się pomodli.
Ulka, nie biegaj! Wracaj! Ale nie na kolankach, idź normalnie. Usiądźże spokojnie na pięć minut. Trzymaj moją torebkę i pilnuj, żeby tamten pan z ambony nie zszedł i jej nie zabrał.
A jak będziesz grzeczna, to opowiem ci potem bajkę. Tylko daj mi się wreszcie pomodlić.
* * *
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, było sobie piękne miasto. Żyli tam ludzie szczęśliwi i bogaci; mieszkali w pięknych domach, których dachy błyszczały jak gwiazdy. Wysokie, strzeliste wieże kościołów lśniły od szczerego złota, a ulice były brukowane drogimi kamieniami.
Jednak nie wszyscy w pięknym mieście byli szczęśliwi. Wysoko nad nim wznosił się wspaniały zamek, w którym mieszkała para królewska. Od wielu miesięcy król był zrozpaczony, bo jego ukochana żona, królowa, była ciężko chora. Zwołał wszystkich lekarzy w mieście, a potem wszystkich lekarzy w kraju, jednak żaden nie umiał jej pomóc. Drapali się w nos i pocierali podbródki, zakładali na nosy okulary i przepatrywali mądre księgi; wszystko bezskutecznie.
- Królowa potrzebuje wyjechać do ciepłych krajów- powiedział jeden- aby wróciło jej zdrowie.
- Nie!- powiedział drugi.- Królowa powinna pić codziennie wywar z mandragory.
-Bzdura!- zezłościł się trzeci.- Tylko ptasie mleko! Ptasie mleko, na pewno.
Król słuchał tych krzyków i kłótni, a z każdą minutą robił się coraz smutniejszy bo wiedział, że królowej już nic nie może pomóc. Przywołał więc do siebie kilku chłopców, młodych paziów, kórzy znakomicie jeździli konno i szeptem powiedział:
- Królowa jest bardzo chora i lekarze nie są w stane jej pomóc. Jedyne, co nam zostało,
to modlić się do Boga.
I wysłał czterech paziów do czterech wielkich kościołów w kraju: jednego na południe, jednego na północ, jednego na zachód, a jednego pozostawił w mieście. Potem wezwał
do siebie piątego pazia, ukochanego sługę królowej i powiedział:
- Twoja pani umiera. Jedź na wschód, do pewnego kościoła, gdzie na ołtarzu stoją oprawione w złoto drzazgi drewna Krzyża Pańskiego. Módl się tam o zdrowie mojej żony, tak długo, jak ci sił starczy albo aż cię nie odwołam.
Hanusz, bo tak miał na imię paź królowej, natychmiast pobiegł do stajni i kazał sobie osiodłać najlepszego konia, ognistego czarnego rumaka. Bez zwłoki wskoczył na niego
i popędził na wschód, w stronę miasta, gdzie na wieży witał wędrowców złoty kogucik obracany wiatrem. Jechał bez przerwy całe dni i noce, aż wpadł przez bramę na brukowane ulice. Zatrzymał się dopiero przy kościele i kazał braciszkowi zakrystianowi prowadzić się
do przeora.
- Nasza pani, królowa Barbara, jest umierająca i może ją uratować jedynie Bóg- oznajmił.- Muszę się modlić o jej uzdrowienie, póki mi starczy sił na czuwanie lub póki mnie sam król nie odwoła.
Bracia dominikanie próbowali go namówić, aby odpoczął i pożywił się najpierw, ale nie chciał się zgodzić, więc zaprowadzili go przed złoty ołtarz i pozostawili samego. Wtedy Hanusz upadł przed Bogiem na kolana i zaczął się modlić o ocalenie ukochanej pani. Odmawiał wszystkie znane sobie modlitwy i błagał Pana o łaskę, przez całą noc aż do świtu. Kiedy słońce wzeszło, udał się do klasztoru, aby pokrzepić się posiłkiem i zapytać braci
o wiadomości od króla. Jednak wszyscy tylko kręcili głowami ze smutkiem.
- Nie- mówili dominikanie.- Nie ma żadnej wiadomości: ani o śmierci, ani o uzdroweniu królowej.
Zasmucony Hanusz wrócił do kościoła i modlił się jeszcze gorliwiej o zdrowie królowej, błagając wszelkimi znanymi sobie sposobami i z wielką miłością do swej pani.
Tak płynęły mu minuty, które zlewały się w godziny, a te przemieniały w pory dnia. Hanusz coraz bardziej wątpił w skuteczność swoich wysiłków. Zmęczony usnął wreszcie na posadzce kościoła, nie wiedząc nawet, czy jego modlitwy zostały wysłuchane.
Spał mocnym, krzepiącym siły snem, aż obudził go dźwięk dzwonów kościelnych. Przestraszony zerwał się i pobiegł do zakrystii pytać, co to oznacza.
- To dzwony żałobne- powiedział jeden z dominikanów, spuszczając głowę.- Tej nocy nasza pani, królowa Barbara, odeszła w Panu.
Paź stał w bezruchu, jakby w tej sekundzie zamienił sie w kamień. Jednak żył, a jego serce przepełnione było rozpaczą i gniewem. Pobiegł z powrotem do kościoła, tym razem jednak nie modlił się już. Stanął przed ołtarzem, unosząc twarz do złotego blasku tabernakulum.
- Okłamałeś mnie!- krzyknął do Boga, a po jego policzkach płynęły łzy.- Całe noce czuwałem, abyś oszczędził moją królową, a Ty ją zabrałeś! Błagałem na kolanach i błagało czterech paziów w innych kościołach, a Ty nie wysłuchałeś! Nie jesteś sprawiedliwy! Jesteś głuchy na nasze prośby i cierpienie! Obym obrócił się w kamień, jeśli to nie jest prawda!
Ledwie Hanusz wymówił te słowa, ujrzał jakowąś jasną zjawę przesuwającą się pomiędzy kolumnami. Przestraszony odskoczył, wyciągając przed siebie rękę, a piękne zjawisko wznosiło się coraz wyżej i wyżej. Paź czuł, jak jego nogi stają się coraz cięższe; jeszcze jeden krok widmowej Barbary, a już nieruchomieją dłonie, kolejny, a senność opada na powieki... Ostatnim ruchem uniósł głowę, żeby widzieć ją, jak unosi się coraz wyżej, z uśmiechem
na ustach.
Nim zjawa dotknęła sklepienia, Hanusz, paź królowej, stał nieruchomy przed ołtarzem, zamieniony w kamień.
Gdy w jakiś czas później zaniepokojeni dominikanie weszli do kościoła, przeraził ich widok nieruchomego, złoconego posągu. Jedyną żywą istotą, jaką odnaleźli przed ołtarzem, był mały, trzepotliwy motyl, kolorowoskrzydły paź królowej.
Przestraszeni ukryli posąg w zakrystii, a posłańcom królewskim, którzy poszukiwali wiernego Hanusza, powiedzieli, że dawno wyruszył z miasta. Strażnicy nigdy go nie odnaleźli.
Przy jednym z ołtarzy stanął zaś posąg młodego chłopca, który w zachwyceniu wznosi wzrok do nieba, zaskoczony sobie tylko widocznym, pięknym zjawiskiem. Wpatruje się w nie wielkimi, rozmarzonymi oczami.
* * *
... wielkimi, rozmarzonymi oczami. Inne dzieci za jej plecami szumią cicho, mamroczą, znudzone. Przewodnik mówi monotonnie. Nikt nie słucha.
Ulka patrzy na boczny ołtarz, chociaż koleżanka już postukuje ją palcem w ramię.
- Idziemy.
- No... tak, już.
Paź królowej! Opowieść mamy. Patrzy, jakby wciąż widział swoją zmarłą panią, wędrującą do nieba. Ciekawe, czy ten przewodnik to wie, może mu powiedzieć? E, nie, dzieciaki znowu się będą śmiać, że coś wymyśla. Niech to będzie tajemnica jej i pazia, i jeszcze braci dominikanów.
Czy on widzi coś poprzez te skamieniałe oczy? Ulka niepewnie, ostrożnie macha do niego ręką. Może ją pamięta. W końcu jak była młodsza i przyszła z mamą, to też tak na nią zerkał.
To teraz słowo od autorki
Muszę się pochwalić: drugie miejsce na konkursie o kościele dominikanów (pierwszego nie było, tylko grand prix).
Chciałabym znać Waszą opinię o tekście. Wsześniej nie mogłam, bo regulamin i tak dalej...
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin