FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Proza
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Natalia Lupin
Wysłany: Sob 18:04, 20 Paź 2007
Temat postu:
O rany
To wspaniałe. Jestem zachwycona.
Uwielbiam Andrzeja!!! To nie Na, choć ma tak samo na imię... Ale jest... no cóż... psychiczny. Psychodeliczny. Psychopatyczny. Jest fascynujący. Boję się takich ludzi, ale nieodmiennie ich uwielbiam.
O, Hekate, mnie się tam podoba. Bardzo. Ale to troszkę chyba kwestia gustu.
Zaś kreacja Andrzeja mnie zabiła. Zakochałam się chyba.
Któregoś pięknego dnia wyjdę za mąż za psychopatycznego mordercę. Kejt, pomogłaś mi odkryć moje ukryte pragnienia
Hekate
Wysłany: Śro 19:35, 17 Paź 2007
Temat postu:
Dzięki przewrotnemu tytułowi, który stanowi jednocześnie zakończenie, opowiadanie staje się uroczo surrealistyczne.
Bo co mamy na początku? Pompatyczno-bombastyczne wyznanie Andrzeja, który rozpływa się nad łabędzią szyją ukochanej i porównuje ją do zapachu jaśminu (ukochaną, nie szyję). Gdybyś to pisała całkiem na poważnie, byłoby krucho, jeżeli nie po prostu tandetnie. Ale - przynajmniej tak mi się zdaje - to nie ty używasz takiego stylu. To Andrzej. Chodzi mi o to, że dzięki takiemu doborowi słów i takiej stylistyce próbujesz tę postać scharakteryzować.
No i te wtrącenia w nawiasach! Niewielkie rozmary, ale jednak sytuacja przedstawiona z dwóch punktów widzenia.
A potem Mówiący w Nawiasach się zmienia. Może to alter ego autorki? W każdym razie dobry obserwator i głos realności, który niestety do Andrzeja nie dociera.
Albowiem Andrzej, to ktoś niezrównoważony, zatracony we własnych uczuciach. Żeby nie powiedzieć psychol
Zwierzenia mordercy przy wódce, w knajpie, o piątej nad ranem. Prawie czuć papierosowy zapach i smak mocnego drinka.
Zakończenie, to jak "puszczenie oka" do czytelnika.
Do ostatniego tchu - ha, tym razem całkiem dosłowne znaczenie!
Podoba mi się.
Całkiem podoba mi się ta miniatura, bo jest oryginalna, dobrze napisana i z jajem.
Tylko błagam, nie nadużywaj tego bombastycznego stylu o pseudopoetyckim rodowodzie. To może przejść raz, z zaskoczenia. Ale powielane zbyt często zacznie zniesmaczać.
blaidd
Wysłany: Śro 18:59, 17 Paź 2007
Temat postu:
Czy ja dobrze rozumiem, jak to się skończyło? Jeśli tak, to niezły ten koniec. Zaskakujący.
Podoba mi się, że dziewczyna zaciągnęła Andrzeja do swego domu. Myślałam nawet, że wylądują w łóżku (lub, co bardziej prawdopodobne, na ścianie/podłodze w przedpokoju) - milcząco, rozpaczliwie - i szybko znowu się pożegnają. Ale tak jak jest, też jest bardzo ładnie, wymownie. Jakby chciała choćby jego obecności, bez słów, niemal bez dotyku, może naprawdę nie była pewna, czy dobrze zrobiła opuszczając go?
Cytat:
Słowa, których nigdy nie wypowiedziałaś, nie bolałyby już tak bardzo, a skurcz w trzewiach nie byłby
już
aż tak potężny.
- chyba nieco niepotrzebne to "już", szczególnie z następującym po nim "aż" - bardzo wszystko szeleszczy. Ładniej wygląda bez tego, a wiadomo nadal o co chodzi.
Cytat:
w spojrzeniu oczu, które barwą przypominały
mi
orzechy laskowe.
- tak samo tutaj, ale niekoniecznie trzeba to usuwać. Przy okazji: orzechy laskowe zawsze będą mi się kojarzyły (ze względu na nazwę, kolor zresztą też) z Paciutem, czyli facetem, w którym nadal jestem zakochana, a Los jakoś nie może nas do porządku połączyć. Tak więc ten wers odebrałam nieco osobiście
Ładnie. Ja piszę podobnie, bardzo lubię takie monologi skierowane do kogoś, także pisane w czasie teraźniejszym.
No. To ze swej strony czekam na następne przejawy Twej twórczości, Kejt.
Kejt
Wysłany: Śro 18:05, 17 Paź 2007
Temat postu: Do ostatniego tchu.
A gdybyśmy nauczyli się stanowić uśmiech między nami, wiesz, co by się stało? Wówczas nie byłabyś już moją Tęsknotą. Słowa, których nigdy nie wypowiedziałaś, nie bolałyby już tak bardzo, a skurcz w trzewiach nie byłby już aż tak potężny.
(Przepraszam, Andrzeju.)
Potrafiłem zatracać się w dotyku twojej skóry, w spojrzeniu oczu, które barwą przypominały mi orzechy laskowe. Gdy siadywałaś na fotelu i – zwinięta w kłębek – z uwagą malowałaś paznokcie, wówczas kochałem cię jeszcze bardziej. Zjawiskowe wygięcie twojej łabędziej szyi działało skuteczniej, niż najlepszy afrodyzjak.
(Powinnam odejść, wiesz?)
Próbowałem przypomnieć sobie smak twoich ust. Wiesz, z czym mi się kojarzył? Z malinami, które zbieraliśmy w lipcu, gdy padał deszcz, a niebo pachniało wilgocią. Leżeliśmy na mokrej od rosy trawie, sukienka w kolorze chabrów lepiła ci się do ciała. Pamiętasz, z czym cię porównałem? Z zapachem jaśminu. Właśnie taką chciałem cię zapamiętać.
Poróżnił nas kolor łez.
(Nie potrafimy już ze sobą rozmawiać. Nie widzisz przepaści między nami?)
Oddychałem tobą. Śmiałaś się, gdy mówiłem, że bez ciebie nie przeżyłbym w raju ani minuty. Sądziłaś, że żartuję. Naprawdę tak szybko zapomniałaś o moim beznadziejnym poczuciu humoru?
(Nie chcę już dłużej. Odejdę, nim będzie ze późno. Dla nas obojga.)
Odeszłaś.
*
Wpatrywałem się w pusty fotel i nie mogłem uwierzyć, że już nigdy nie odgarniesz włosów z twarzy i nie uśmiechniesz się w zamyśleniu. Że nie uścisnę twojej dłoni, gdy będziemy stali obok siebie, że nie zasypię pocałunkami twojej szyi.
Odeszłaś.
(Słyszałem, że spotyka się z jakimś facetem.)
Pragnąłem cię znienawidzić, ale tęsknota kawałek po kawałku szarpała moją duszę, moje zmysły, moją przeszłość, przyszłość i teraźniejszość. Nie wiem, w którym momencie straciłem kontrolę. Pamiętam, że nagle zapragnąłem twojego zapachu i od tamtej pory codziennie wystawałem pod twoim oknem, jak wierny pies, który czeka na najmarniejszy ochłap z pańskiego stołu.
Nie wracałaś.
(Ona już nie potrzebuje twojej miłości, Andrzeju.)
Znów pogrążyłem się w rozpaczy, nie było ratunku, światełka w tunelu i kawałka brzytwy. Dusiłem się, cierpiałem, chciałem umrzeć.
Potem przyszło opamiętanie.
(Wyglądasz lepiej.)
Spotkałem się z tobą tylko raz. Minął rok od naszego rozstania. Sądziłaś, że nam obojgu jest lepiej. Myliłaś się. Poszliśmy do twojego mieszkania; nikt nas nie widział, uważałaś, że to dobre rozwiązanie. Twój chłopak był w pracy, nie chciałaś, by spotkał się z twoim byłym. Właśnie tak mnie nazwałaś. Właśnie „byłym”.
Bardzo długo siedzieliśmy w milczeniu, chociaż cały czas marzyłem o tym, by podbiec i wziąć cię w ramiona. Mimo to nie zrobiłem nic; bałem się twojej reakcji, tego, że przez przypadek mógłbym cię skrzywdzić. Byłaś taka krucha, tak piękna...
Odprowadziłaś mnie do drzwi i ostrożnie, jakby z lękiem, uścisnęłaś mnie na pożegnanie.
Dopiero wtedy zacisnąłem ręce na twojej łabędziej szyi. Jak kleszcze.
Do ostatniego tchu.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin