FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Katakumby
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Kejt
Wysłany: Czw 8:11, 18 Paź 2007
Temat postu:
Moja droga Hekate, po co Ty piszesz coś takiego? Czy chcesz, żebym siedziała przed monitorem zaryczana bez chusteczek, co to właśnie robię? To jest sadyzm - ja takich rzeczy czytać nie powinnam!
Piękne, piękne, i raz jeszcze piękne.
Cytat:
Lily zwierzyła jej się niedawno, że każdy dzień stara się przeżyć tak, jakby był ostatnim. Pięknie i intensywnie. Codziennie kupuje świeże kwiaty, ubiera się w najładniejsze sukienki, traktując rodzinne posiłki jak święto państwowe. I śmieje się tak często, jak to tylko możliwe. Skoro Jim nie pozwala jej walczyć naprawdę, to będzie walczyć w inny sposób. Swój własny, kobiecy.
- ten fragment najbardziej mnie poruszył, tak po prostu. Właśnie "Lily" - taka, jakiej prawie nikt nie opisuje, a jaką wyobrażałam sobie zawsze.
Hekate
Wysłany: Śro 20:03, 17 Paź 2007
Temat postu: HPff Świtu nie będzie
Przenosiny archiwalnych opowiadań z Lunatico na Lunatyczne uważam za rozpoczęte!
Z niewiadomych przyczyn obudziła się w środku nocy i sen nie chciał już powrócić. Fosforyzujące wskazówki zegarka stojącego na nocnej szafce uświadomiły jej, że jest trzecia minut dwadzieścia. Za oknami panował mrok, ale świergot ptaków świadczył dobitnie, że niedługo powinien nastać letni świt, blady i niepewny, jako przedsmak dziennego upału.
Jej wzrok powoli przyzwyczajał się do półmroku. Ale mimo to, czuła się jakoś dziwnie, jak mała dziewczynka w czasie burzy. Strach nie znikał, mimo że dookoła siebie widziała kontury znajomych mebli, a tuż obok, zwinięty w kłębek spał mężczyzna, który znaczył dla niej tak wiele.
Usiadła, wypełzając z ciepłej pościeli. Najchętniej zapaliłaby papierosa, ale nie tak dawno postanowiła rzucić palenie i w całym mieszkaniu nie było ani jednego. Westchnęła cicho. Tak, papieros z pewnością pomógłby jej zebrać myśli. Monotonne tykanie zegarka tylko pogłębiało jej irytację i w końcu z impetem wrzuciła go do szuflady.
Remus mruknął coś przez sen, ale całe szczęście się nie obudził. Miał przed sobą ciężki dzień i musiał porządnie zregenerować siły. Jej głupie lęki nie powinny mieć na to żadnego wpływu.
Lubiła patrzeć jak śpi. Wyglądał wtedy tak bezbronnie! Pionowa zmarszczka między brwiami znikała bez śladu, całą twarz wygładzał spokój. Pochyliła się i delikatnie pocałowała go w ucho. Niech śpi jak najdłużej. I niech mu się przyśni coś pięknego, skoro rzeczywistość już dawno straciła cały swój urok.
Sama też była tym wszystkim bardzo zmęczona. Niepewnością, podejrzeniami, niedobrą atmosferą panującą w mieście. Nawet niemagiczni wyczuwali, że coś jest nie tak. Nocą ulice świeciły pustką. Żaden podchmielony amator nocnych wrażeń nie wyśpiewywał sprośności pod oknami, lokale bankrutowały jeden po drugim, a policja ciągle trwała w pogotowiu, bo tajemnicze morderstwa mnożyły się w sposób zatrważający. Tajemnicze? Nie, dla niej nie były ani tajemnicze, ani tym bardziej anonimowe. Ginęli ci, których znała doskonale. A co najgorsze, oni znali ją, a jak wiadomo istnieje mnóstwo sposobów, żeby z człowieka wydusić wszystkie potrzebne informacje.
Lily zwierzyła jej się niedawno, że każdy dzień stara się przeżyć tak, jakby był ostatnim. Pięknie i intensywnie. Codziennie kupuje świeże kwiaty, ubiera się w najładniejsze sukienki, traktując rodzinne posiłki jak święto państwowe. I śmieje się tak często, jak to tylko możliwe. Skoro Jim nie pozwala jej walczyć naprawdę, to będzie walczyć w inny sposób. Swój własny, kobiecy.
W pokoju wyraźnie się rozjaśniło. Świt zapanował nad nocą, co zawsze wydawało jej się bardzo optymistycznym omenem. Wprawdzie zła nie można pokonać całkowicie, ale można odsunąć je na dalszy plan, osłabić. To takie wieczne koło i wszystko zależy od dobrych chęci i aktywności.
O walce myślała w nieco innych kategoriach, niż Lily. Dla niej liczyła się przede wszystkim różdżka, celne zaklęcie i spryt. Jeżeli nie zniszczysz wroga, on zniszczy ciebie. Nie mogłaby spokojnie siedzieć w domu i czekać na powrót Remusa, bo takie czekanie bardzo szybko zmieniłoby się w obłęd. Dlatego wolała działać, bierność pozostawiając innym. Remus próbował jej to kiedyś wyperswadować, ale rozmowa skończyła się burzliwą awanturą i więcej już nie wracali do tego tematu.
Wszystko zmieniło się tak radykalnie! Kiedyś problemem było napisanie wypracowania z historii magii, teraz każda godzina życia stawała się potyczką. Często myślała, jakby to dobrze było wskoczyć w dawne szaty i wrócić do Hogwartu. Tam zawsze ktoś inny brał na siebie odpowiedzialność, nie trzeba było wiecznie się z nią zmagać.
Nagle zadźwięczał telefon. Podskoczyła jak oparzona, chociaż z początku myślała, że ma do czynienia z własną wyobraźnią. Dźwięk jednak nie ustawał i w końcu musiała uwierzyć, że należy do rzeczywistości.
Remus machnął ręką na oślep, prawdopodobnie sądząc, że sen przerywa mu złośliwy budzik, który w trybie natychmiastowym trzeba wyłączyć.
- Przeklęty, mugolski wynalazek - mruknął niewyraźnie, wciąż pozostając na pograniczu snu i jawy. Tymczasem ona zerwała się z łóżka i boso popędziła do przedpokoju. Miała bardzo złe przeczucia. Strach, który ją zbudził ze snu, ustokrotnił się.
Gwałtownie poderwała słuchawkę.
- Słucham? – zapytała, z trudem opanowując drżenie głosu.
- Nie żyją - znajomy głos z drugiej strony zabrzmiał bezbarwnie, był wyprany z jakichkolwiek uczuć.
- Syriusz, do ciężkiej cholery, to nie jest odpowiednia pora na żarty! - zdenerwowała się natychmiast. Remus bezszelestnie pojawił się u jej boku, z wielkim znakiem zapytania w oczach. Najwyraźniej i jego sen opuścił na dobre.
- Oni nie żyją. Nie ma ich. Rozumiesz? NIE MA!
To nie brzmiało jak dowcip, chociaż bardzo chciała wierzyć, że Syriusz tylko się wygłupia.
- Kto? - wrzasnęła do słuchawki. - Gdzie jesteś? Skąd dzwonisz?
- Lily. Jim. To koniec...
Zrobiło jej się ciemno przed oczami. Dzień pokonał noc ostatecznie, ale ona nie czuła z tego powodu żadnej satysfakcji. Remus wyjął z jej osłabłej nagle ręki słuchawkę, ale jego słowa do niej nie docierały. Wszystko było za mgłą. Wszystko było takie... rozmyte, nierealne.
- Świtu nie będzie - szepnęła do siebie, chociaż jej słowa były zupełnie sprzeczne z rzeczywistością. Potem ciężko osunęła się na podłogę.
Niestety, niepamięć nie trwała długo.
koniec
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin