FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Literaturownia
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Hekate
Wysłany: Czw 20:45, 25 Lip 2013
Temat postu:
Kirst, proszę państwa, od zawsze robi mi dobrze. Nawet jak nie zauważam, że czytam drugi tom bez pierwszego i tak dalej. Kirst, proszę państwa, to duża dawka ironii, to bohaterowie sceptycy/ironiści skonfrontowani z oszołomami, to spowita dymkiem ironii i niby oszczędnej wojskowości narracja, która daje kopa właśnie dlatego, że jej nie widać. To druga wojna od tej strony, która mnie interesuje. To kpina wtedy, gdy najpoważniejsze kwestie, to przekręty, przepychanki, dyplomacja, starcia na różnych poziomach biurokracji, to doprowadzanie do absurdu, to rezygnacja, straceńcza odwaga w niewłaściwych momentach i przecenianie własnych sił lub ich nie docenianie. Kirst to... Kirst. I tyle.
Koleżanka (gdy jak zwykle grzebałam w jej księgozbiorze i domacałam się któregoś Kirsta): wiesz? kojarzysz mi się z Kirstem... tak jakoś. No.
Ha!
Hekate
Wysłany: Śro 20:53, 25 Lip 2012
Temat postu:
Oj przestań, ja tam się cieszę, że kupiłam. Zawsze warto poznawać takie rzeczy, NO. Poza tym przecież mówię, że fajne, NO NIE?
Natalia Lupin
Wysłany: Śro 20:47, 25 Lip 2012
Temat postu:
Boże, mam trochę wyrzuty sumienia, że cię na to naciągnęłam.
Nie czytaj kolejnych części w żadnym wypadku, je się da przeczytać tylko pod warunkiem, że kochasz Swifta ponad wszystko, bo są dosyć średnie. Ja trochę żałuję, że musiałam przeczytać.
No dobra, przyznaję, nie ma warstwy intelektualnej
Ale dla mnie jest porażająca warstwa estetyczna, i strasznie mi się podoba wszystko to, co cię zmęczyło, i mniej więcej tak odbieram zawsze miasto
A Mieville z kolei mnie po 5 str zmęczył zimnorybiem emocjonalnym
Chyba jesteśmy na dwóch różnych krańcach skali miejskiej... Cóż
Hekate
Wysłany: Nie 18:17, 22 Lip 2012
Temat postu:
Dobra, miałam napisać obficiej o "Szaleństwie Aniołów". Ekhm. Więc, póki pamiętam, że powinnam pamiętać, i jestem w pisaniowym ciągu, to:
tak, potwierdzam po przeczytaniu w całości, to jest fajna książeczka, interesujący świat przedstawiony, ale męczące wykonanie. Nie wiem, kto tu nie panuje nad warsztatem, autorka czy tłumacz, ale zdania na pół strony i miliardy określeń w nieodpowiednich momentach, to nie jest malarskość, tylko tortura dla mózgu. Przesada, ciągle przesada, jakaś dzika egzaltacja, która mnie osobiście irytuje i trochę rozśmiesza. Sama jestem istotą miejską i na punkcie miasta świrniętą na maksa, ale wolę czytać rzeczy z tak zwanym "męskim pazurem", a nie biadolenie o uroku szyn tramwajowych o poranku, tak, to była metafora, sorry, że nieudana. Poza tym nie czuję emocji. Nie. Jeszcze może na początku coś w tym wszystkim było, ale końcówka spłynęła po mnie jak deszczówka po szczurze, było mi wszystko jedno, kto przeżyje, a kogo szlag trafi. NIE WIEM NIE WIEM NIE WIEM, DENERWUJE MNIE TO. Niby o mieście pisze się tutaj w zawoalowany och ach poetycki sposób, a w gruncie rzeczy z daleka jedzie to banałem, aż miło.
(jakby twórca był na początku swojej twórczej kariery i nie za bardzo wiedział, co właściwie wyprawia)
Ale to jeszcze nic, proszę uprzejmie, niechaj sobie kobieta opiewa miejskie uroki, nie mam nic przeciwko. Parę rzeczy jej się nawet udało, na przykład archetypy w rodzaju Bezdomnej czy Króla Złodziei, nie wspominając już o klasycznej walce ucznia czarnoksiężnika z masterem. Tak, to by się spokojnie dało rozłożyć na części pierwsze i opisać w jakimś-tam kontekście naukowym. TYLKO DO DIABŁA, DO JASNEJ CHOLERY, TUTAJ NIE MA WARSTWY INTELEKTUALNEJ. W ogóle. Czyli - czytadło. Czyli - już nie pamiętam, o czym właściwie czytałam. Czyli - lektura na leżak, weekend, i do piwa, najlepiej babskiego. To nie jest MÓJ obraz miasta. To nie jest sposób robienia literatury, który robi mi dobrze, z ciarami na plecach włącznie.
Tak, nie cierpiałam za bardzo przy czytaniu, ekranizacja też byłaby z tego zajebista, nie wątpię. Nie żałuję, że przeczytałam. Ale następne części sobie jednak podaruję i poszukam czegoś, co podpasuje mi bardziej.
Hekate
Wysłany: Sob 18:27, 30 Cze 2012
Temat postu:
Nat, czytam "Szaleństwo aniołów", mru mru. Fakt, przez pryzmat tej książki na "Kontrolerów" patrzy się troszeczkę inaczej. Ale tylko troszkę, bo tę magię miejską wyczułabym w filmie i bez pomocy pani Kate G., taka bystra jestem
Nie no, tak serio, to bardzo przyjemna lektura, chociaż... coś tu jest nie tak, nie wiem jeszcze co, ale może wkrótce wyczaję. Niby wszystko we właściwym klimacie, a jednak... nie do końca. Ha. Powiem szczerze, że wirtualny świat Łukjanienki - jego Jaśni i Ciemni też - bardziej mnie wkręcili swego czasu i od siebie uzależnili, tak jakoś, jakoś tak. Ha. No a Mieville to Mieville, bezsprzecznie. Ha, hmm, ekhm. WRACAM DO CZYTANIA. MOŻE NIEDŁUGO WIĘCEJ NAPISZĘ NA TEN TEMAT.
Edit. 1. Rozwala mnie podział na czarnoksiężników-czarodziejów-magów-czarodziejów. Kiedyś na ten temat gdybałam, jak to jest w polszczyźnie, a tutaj nadano tym słowom trochę inne znaczenia niż te, które wydawały mi się dość oczywiste. Ha. Ciekawe. Parę lat minęło od mojej magisterki i tyle się zadziało, trzeba by znowu jakieś badania prowadzić, albo coś. Ciekawe tylko, czy to wymysł tłumacza, czy autorki... bo na zawiłościach angielskich się nie znam i wypowiadać się nie będę.
Tak, zdecydowanie interesująca lektura. Taka na teraz właśnie.
Edit. 2. A tak odchodząc od tematu, to TAK BARDZO BARDZO BARDZO chciałabym przeczytać nową książkę Cherezińskiej, o, tą:
http://esensja.pl/esensjopedia/obiekt.html?rodzaj_obiektu=2&idobiektu=13632
achhhhhhhhhh
Edit. Tłumacz "Szaleństwa..." jest niezły, nie boli mnie, a to się ostatnio rzadko zdarza. TAK.
Ceres
Wysłany: Czw 13:43, 09 Lut 2012
Temat postu:
Po zakończeniu lektury zauważyłam u siebie tendencję do próby sprowadzania wszystkich do jakichś podstawowych archetypów, choć teraz, gdy o tym myślę, to bohaterowie cierpią na to samo, ze Smileyem na czele... ale i tak postanowiłam z tym skończyć.
Co się tyczy Tarra, to to jest, obawiam się, ten typ bohatera, który u mnie wywołuje reakcję z gatunku WTF?! W sensie jest tak... no nie wiem, z jednej strony niby szczwany lis, a z drugiej naiwny do kwadratu.
I chętnie przeczytam kolejne części, choć nie wiem, czy to dostanę... o, dostanę, i to nawet u nas w bibliotece.
EDIT: Co do Haydona... mnie on ani ziębi, ani grzeje. Nie jestem w stanie identyfikować się z jego motywacją, i akurato pod tym względem moje odczucia są identyczne co do książki i filmu. Szczerze mówiąc, najzabawniejsze wydaje mi się być to, że gdyby nie był Geraldem, miałby szanse zajść dużo wyżej po śmierci Kontrola.
Natalia Lupin
Wysłany: Nie 20:43, 05 Lut 2012
Temat postu:
Owszem.
Ale dla mnie zakończenie było tak zimne i celne, że dopiero na drugi dzień wieczorem ocknęłam się i zrozumiałam, co się stało. Nie mogłabym na tym płakać za Chiny Ludowe.
Ale ja na przykład bardziej lubię Smileya z filmu, z książki jest bardzo antypatyczny. Jak na dłoni widać, jak manipuluje rozmowami i to mi się nie podoba, choć go za to podziwiam.
Wbrew moim najszczerszym chęciom nie lubię Rickiego Tarra. To znaczy, trochę go lubię. Za fasadą sukinsynowatości ukrywa miłość. Ale w gruncie rzeczy jest głupim człowiekiem.
I nie mam pojęcia, co masz do Petera, ja go lubię. Ale z drugiej strony toleruję Haydona, chociaż byłam nastawiona bardzo negatywnie do niego. Zostałam zmanipulowana i mi się to bardzo nie podoba.
Hekate
Wysłany: Nie 18:26, 05 Lut 2012
Temat postu:
Na koniec książki. I cholernie lubiłam książkowego Smileya, miliardy razy niż filmowego.
Ale wiesz, ja płaczę przy dziwnych rzeczach, natomiast przy tych, które wzruszają innych, mam ochotę się śmiać. Tja. Cała ja. Carre przez tą swoją zimność mnie ruszył. Bo to taki kontrast. Tematyka a styl. Taka literatura mocno daje po zębach i nie zawiera w sobie niepotrzebnych ozdobników.
Natalia Lupin
Wysłany: Nie 18:03, 05 Lut 2012
Temat postu:
Bo macie kupować, a nie czytać, biedne studenty!
(Hek, gdzie ty płakałaś przy czytaniu Le Carre'a?! Ta książka jest zimna jak zawartość mojej lodówki. Co nie zmienia faktu, że jest cudowna i muszę przeczytać ją jeszcze raz.)
Ceres
Wysłany: Nie 0:54, 05 Lut 2012
Temat postu:
Przed świętami pousuwali wszystkie pufy. I tak cud, że po świętach popostawiali je z powrotem. :/
Hekate
Wysłany: Sob 23:41, 04 Lut 2012
Temat postu:
A co robiłaś w empiku na podłodze? Wszystkie foteliki ci pozajmowali?
Ceres
Wysłany: Sob 23:25, 04 Lut 2012
Temat postu:
Albo im się pomerdało z jakimś innym Białoszewskim.
Ostatnio (od czasu, jak mi się kazali ewakuować z podłogi w sezonie przedświątecznym) jestem w stanie podejrzewać Empik o różne rzeczy.
Hekate
Wysłany: Sob 22:36, 04 Lut 2012
Temat postu:
Hi hi. Może Białoszewski uprawiał jakiś... sport, o którym nie wiemy?
Biegi przełajowe albo coś?
Ceres
Wysłany: Sob 21:09, 04 Lut 2012
Temat postu:
Dlaczego to pierwsze jest w kategorii biografii sportowców?
Hekate
Wysłany: Sob 20:00, 04 Lut 2012
Temat postu:
Bardzo. Bardzo. Bardzo. BARDZO. Chcę. Przeczytać. TO.
http://www.empik.com/tajny-dziennik-bialoszewski-miron,p1045973478,ksiazka-p
Aaaaa! O tak. Czytałam parę dziwnych rzeczy Mirona, między innymi "Szumy, zlepy, ciągi", jestem przystosowana do jego... stylu. To znaczy byłam. A dziennik zapowiada się naprawdę zaczepiści, kocham dzienniki.
I listy.
Tak, listy kocham chyba jeszcze bardziej, dlatego umarłabym ze szczęścia, gdyby udało mi się zdobyć to:
http://www.empik.com/listy-do-zony-1923-1927-tom-1-witkiewicz-stanislaw-ignacy,346035,ksiazka-p
znaczy trzy tomy TEGO, ale nie łudźmy się, finansowo nie ma szans. Bu.
Natomiast tak najbardziej, najbardziej i jeszcze bardziej niż najbardziej to chciałabym przeczytać to
http://www.empik.com/dzienniki-1964-1980-tom-iii-iwaszkiewicz-jaroslaw,p1045762696,ksiazka-p
bo poprzednie dwa tomy czytałam, a trzeciego nie, a ja i Iwaszkiewicz to długa historia. O rany. Dlaczego zachciewa mi się takich rzeczy akurat wtedy, gdy jestem DOSZCZĘTNIE spłukana?
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin