FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Fanfiki
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Maggie
Wysłany: Pią 22:49, 06 Sty 2006
Temat postu:
I ten Don Filch z policzkami a la Marlon Brando...
Cygaro, kotka... opary tytoniu... (napiszę fonetycznie):
- Buona sera, buona sera...
Natalia Lupin
Wysłany: Pią 19:35, 06 Sty 2006
Temat postu:
No proszę, tego jeszcze nie było! Super, super!
Dealerstwa czekoladowych żab to się nie spodziewałam
Bardzo fajna konstrukcja, niemal same dialogi... Ale czekoladowe żaby rulez!!! Prosimy o więcej, mniam...!
Maggie
Wysłany: Czw 12:55, 05 Sty 2006
Temat postu:
Nie ma to jak Ojciec Woźny vel Don Filch. Ach, uwielbiam takie kawałki... I ta konspira!
"Hej, mały. Chcesz kupić żabę?"
Nessie
Wysłany: Wto 20:19, 03 Sty 2006
Temat postu:
Mniam! Czekoladowe opowiadanie... Niekaniniczny Draco absolutnie demoniczny, Don Filch intrygujący, a cała afera niezwykle zabawna
Hec
Wysłany: Nie 0:05, 16 Paź 2005
Temat postu:
Hie, hie, Don Filcho jest bezbłędny- aż wierzyć się nie chce, że się nabrał na ten podstęp, nie wiem jednak, czy powinnaś tu umieszczać taki opowiadania- a jak jakiś 9ciolatek wpadnie tu i przeczyta o biednuch uczniach Hogwartu targanych czekoladowym głodem, hę ?
Świetne, pozatym to kolejne opowiadanko propagujące cukrowego haja
Angel
Wysłany: Śro 19:07, 05 Paź 2005
Temat postu:
No, no no... Mieć cały loch Snapowski dla siebie... To jest coś... I pewnie Snape go karmi...
A co do reszty tekstu to się wyrażę w słowach ukochanego mego
Green Daya:
Cytat:
...Now everybody do the propaganda!
And sing along in the age of paranoia!
*
*Teraz wszyscy róbmy propagandę! I śpiewajmy poprzez wieki paranoi! - Green Day, American Idiot**
** Nawiasem mówi,,ąc jedna z moich ulubionych piosenek
Hekate
Wysłany: Śro 18:43, 05 Paź 2005
Temat postu:
Ależ się mafijnie zrobiło! - powiedziała kolejna Filchomanka w tym gronie.
Zgrabne, sympatyczne opowiadanko.
I cóż ja mogę więcej powiedzieć?
Więcej takich czekoladopodobnych utworów proszę!
Aurora
Wysłany: Śro 15:19, 05 Paź 2005
Temat postu: Re: THE FROGFATHER: PROHIBICJA
Je, je, je, Filchomania niech żyje.
Don Filch mi sie podoba. I dilerstwo czekoladowych żab...
Medea
Wysłany: Śro 14:25, 05 Paź 2005
Temat postu: THE FROGFATHER: PROHIBICJA
Dedykuję mojej ukochanej Wiedźmie Wielkopolskiej - Nasi.
Tekst pochodzi z pojedynku, który wygrałam walkowerem Roonila.
THE FROGFATHER: PROHIBICJA
— Tu panuje, oględnie mówiąc, skubana prohibicja — wyjaśnił konspiracyjnym szeptem Harry, mijając w pociągu do Hogwartu jakiegoś pierwszorocznego, który właśnie zjadał czekoladową żabę.
— Prohibicja?
Harry pokiwał głową.
— Od kiedy Dumbledore’a usunęli z kart w czekoladowych żabach, kategorycznie zakazał ich posiadania. Uważaj, żeby cię jakiś prefekt nie złapał, bo będzie źle.
— A dlaczego go usunęli?
— Marketing. — Chłopiec, Który Przeżył wzruszył obojętnie ramionami. — Zażądał wysokiej stawki za prawa do swojego wizerunku, a ostatnie badania OBOCu* wykazały, że karta z nim nie cieszy się już takim zainteresowaniem, jak kiedyś. Rynek przesycony.
Pierwszoroczniak pokiwał gorliwie głową na znak, że zrozumiał i rozglądając się podejrzliwie wokół, schował do kieszeni kartę z Paracelsusem.
— No nic, mały, idę. Miłego!
— Dość uciskania! Mamy swoje prawa! Musimy się bronić, walczyć o to, co ukochaliśmy! Tak, moi drodzy towarzysze, musimy być wierni naszym przekonaniom. Nie pozwólmy się tłamsić! Wytoczmy wojnę reżimowi, który nas objął! Bądźmy silni i zjednoczeni! Niech nas prowadzi nasza odwaga, nasza godność! Do boju!
Draco przechadzał się po dormitorium i z natchnieniem wygłaszał swoją przemowę. Co z tego, że za publiczność miał jedynie Crabbe’a i Goyle’a, do których docierało jedynie co trzecie słowo?
— Eee…
Po Goyle’u nie można było się spodziewać bardziej błyskotliwego komentarza.
— Co konkretnie masz na myśli? — zapytał Crabbe, drapiąc się po głowie. Jego mina nie była inna niż zwykle, ale z pewnością nie wyrażała zrozumienia. A przecież kto jak kto, ale oni dwaj uwielbiali czekoladowe żaby!
Draco opadł z rezygnacją na fotel. Otaczanie się idiotami miało pewne dobre strony, których jednak w tej chwili nie potrafił dostrzec.
— Ile to będzie w takim razie?
— Policzmy… Dziś cztery i ostatnio dwie…
— Ale tamte miały być gratis!
— Gratis, mój drogi, to były w zeszłym tygodniu. Teraz przyszła pora na płacenie. To będzie… galeon i siedem sykli.
— No dobrze, niech będzie.
Bycie dilerem czekoladowych żab w Hogwarcie to bardzo intratne zajęcie.
Młody, wysoki mężczyzna wszedł do ciemnego gabinetu, którego jedynym umeblowaniem było ogromnych rozmiarów mahoniowe biurko oraz wysoki fotel zwrócony w stronę okna. Pomieszczenie wypełnione było dymem o zapachu charakterystycznym dla drogich, przemycanych z Nibylandii cygar.
— Z czym przychodzisz? — Zza oparcia dobiegł go męski, nieco bełkotliwy głos.
— Przynoszę raport.
— Doskonale. Czekałem na niego.
Obrotowy fotel zaskrzypiał przeraźliwie.
— Don Filch. — Młodzieniec ukłonił się nisko.
Mężczyzna siedzący za biurkiem jedną ręką gładził burą sierść swojej chudej kotki o wypukłych, płonących oczach, w drugiej zaś trzymał cygaro.
— Mów, synu, jak idzie sprzedaż?
— Ty, mały. Chcesz kupić żabę? — Cichy szept dobiegł go nieopodal schodów.
— Żabę? Czekoladową?
— To coś równie dobrego, ale za rozsądną cenę. Podejdź, spójrz.
Kupił. Wyglądała całkiem smakowicie, a cena faktycznie była wyjątkowo niska. Może promocja?
Przyjrzał się drobnemu napisowi na opakowaniu. Wyrób czekoladopodobny.
— Jestem bardzo niezadowolony.
Don Filch na pierwszy rzut oka nie wydawał się szczególnie zły. Nigdy nie okazywał emocji, lecz gdyby spojrzenie mogło zabijać, posada dilera czekoladowych żab w Hogwarcie byłaby od paru minut wolna.
— Nadrobimy te czterdzieści procent. Nasi ludzie są już na tropie przemytnika tych tanich podróbek. Na pewno w ciągu paru dni ich dorwiemy i odpowiednio się z nimi policzymy.
Młody mężczyzna starał się mówić spokojnie, ale tak naprawdę był bardzo zdenerwowany. Don Filch nie lubił, gdy coś szło nie po jego myśli.
— Dobrze. Idź, Percy, rób, co do ciebie należy. I pamiętaj – nie zawiedź mnie, bo jeszcze nikt na tym dobrze nie wyszedł.
Percy skinął głową i wyszedł z gabinetu z mocnym postanowieniem, że najwyższy czas działać.
— Proszę, ja naprawdę nie mam tych pieniędzy, przysięgam!
— Problem w tym, że ci wierzę. A powinieneś je mieć.
— Ja… Ja zdobędę! Tak, zdobędę!
— Mam nadzieję. Masz trzy dni. A potem…
Niewidoczna szrama wykonana palcem dilera na jego własnej szyi była wystarczająco sugestywna.
Potrzebował tego. Czuł, że już dłużej nie wytrzyma. Coś rozsadzało go od środka. Nie mógł się na niczym skupić, ręce mu się trzęsły, wciąż było mu zimno. Ratunek przyszedł nagle i niespodziewanie, choć nie miał pieniędzy.
— Pierwsza na koszt firmy.
Wiedział, że narobi sobie tym kłopotów, ale w tamtej chwili mało go to obchodziło.
Trzy dni minęły szybko. Za szybko.
Za szybko, by zdobyć pieniądze.
Za szybko, by uwarzyć Eliksir Wielosokowy.
Za szybko, by uciec przed Percym.
Za szybko, by uniknąć spotkania z samym Don Filchem.
— Nie lubię, gdy się mnie oszukuje. Zwłaszcza, jeśli robi to stały klient, którego obdarzałem wyjątkowym zaufaniem. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Posłużysz jako przykład dla innych, którzy nie tylko nie płacą, ale też mnie zdradzają.
Wiedział, o czym mówią. Niepotrzebnie zgodził się przyjąć tę czekoladopodobną żabę. I kolejne dwie. Ale przecież był na głodzie!
— Tacy, jak ty nie rozumieją, ile wysiłku kosztowało mnie stworzenie kanałów przerzutowych od producentów czekoladowych żab do Hogwartu, ile musiałem poświęcić, żeby osiągnąć to, co osiągnąłem. Nie macie poszanowania dla pracy moich rąk. Nie po to budowałem całe to imperium, żebyś teraz ze mnie drwił. Albowiem pamiętaj, że zaatakowane imperium zawsze kontratakuje! Percy, pokaż koledze, co mam na myśli.
— Nie.
— Słucham?
— Dość tego! Już nie będę uczestniczył w tej farsie! Wszyscy dowiedzą się o twoim nielegalnym procederze!
— I ty, prefekcie, przeciwko mnie?
— Tak, jestem prefektem. — Percy dumnie wypiął pierś. — Nie pozwolę, żeby za czasów mojej służby działy się tu takie rzeczy!
— No i kto ci uwierzy, biedny głupcze, że ja, charłak i zwykły woźny, byłbym w stanie prowadzić nielegalny handel w czasach prohibicji!
— Nie martw się, wszystko nagrałem na różdżkę! Już nie umkniesz sprawiedliwości!
Przyjęcie z okazji powrotu kart z Dumbledorem, a co za tym idzie zniesienia prohibicji, było huczne i opływało w czekoladowe wyroby różnej maści.
— Nareszcie, nareszcie! — Podchmielony już nieco Malfoy obtańcowywał fontannę tryskającą zimnym kakao, trzymając za ręce Crabbe’a i Goyle’a.
— Cieszę się, że ta cała głupia sprawa z kartami i czekoladowymi żabami się skończyła — powiedziała Hermiona, przyglądając się krytycznie wyczynom Dracona. — Przynajmniej nie będziesz już musiał odwalać czarnej roboty dla Dumbledore’a.
— Czy ja wiem, czy była taka czarna? — stwierdził w zamyśleniu Harry. — Bycie dilerem czekoladopodobnych było całkiem fajne.
Tymczasem, pozbawiony przydomka „Don” i zamknięty w lochach Snape’a, Filch rozmyślał nad swoim marnym losem. Jak mógł tak dać się zwieść temu staremu egocentrykowi, który śmie się nazywać jego pracodawcą?! Jak mógł nie zauważyć, że konkurencja żab czekoladopodobnych była tylko zmyślną intrygą, która doprowadziła do upadku jego przemytniczego imperium?!
— A miało być tak pięknie… — westchnął, głaszcząc swoją ukochaną kotkę.
— Panie dyrektorze, jestem z firmy Czekoladowe Żaby i Spółka. Przyszedłem uregulować należność.
— Ach, tak, proszę, proszę dalej.
— Jak się panu podoba karta z pana wizerunkiem?
— Z tego, co widzę nie zmieniła się. No ale nic, najważniejsze, że znów wprowadzicie ją w obieg.
— Oczywiście, dla pana… pieniędzy wszystko.
— To ile się należy?
Nareszcie wszystko wróciło do normy.
* Ośrodek Badania Opinii Czarodziejskiej
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin