FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Klub Pojedynków
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Ceres
Wysłany: Wto 19:23, 30 Gru 2008
Temat postu:
Trochę tak. Bo to jest ten typ dziewczyny, która lata z chłopakami po drzewach, zdziera kolana bawiąc się z nimi w Indian i zawsze jest wściekła, gdy każą jej grać lady Marion podczas zabawy w Robin Hooda.
Jest nas tu studentów sporo, i myślę, że większości nieobce są właśnie takie bary - i o czymś takim chciałam napisać. A ja się naprawdę dobrze czuję w tej rzeczywistości, zwłaszcza tej barowej
.
Maggie
Wysłany: Wto 19:15, 30 Gru 2008
Temat postu:
Opowiadanie Ceres czytało mi się... najbardziej gładko. Nie szukałam drugiego dna, a raczej drugie dno nie wyskakiwało mnie mnie nagle zza akapitu, nie chwytało za włosy i nie ciągnęło na rollercoaster dwuznaczności.
Miałam raczej w głowie obraz pubu Brogans w Poznaniu (polecam, tak przy okazji), gdzie się siedzi, rozmawia, można posłuchać muzyki na żywo. Zrobiło mi się ciepło koło serca, a jednocześnie nabrałam ochoty na Guinnessa
Ceres udaje się to, co mi niezbyt wychodzi - piszesz jak jest, malujesz bohaterów, którzy są prawdziwi (ale jak zauważyła Hekate, Hell jest hermionowata, to taka inna jej wersja, prawda?), nie udziwniasz i przez to moje poczucie rzeczywistości, wywrócone do góry nogami przez inne opowiadania maratonu, bezpiecznie powraca na swoje miejsce.
Kawałek dobrej prozy obyczajowej. Naturalne rozmowy, naturalni ludzie i odwieczna wojna płci
Hekate
Wysłany: Wto 17:13, 30 Gru 2008
Temat postu:
A Cerere postawiła na scenkę rodzajową i realizm. Jaka odmiana po absurdo-surrealo-dokonaniach pozostałych uczestniczek maratonu!
Fajnie się czytało. I nie wiem, czemu się czepiasz tych swoich facetów, wyszli wiarygodnie; trzy różne osobowości naszkicowane za pomocą paru pociągnięć ołówka. Chociaż nie da się ukryć, że Hell najlepiej zapada w pamięć i przypomina trochę... no tak, twojszą Hermionę
Albo ja jestem porąbana i mam dziwne skojarzenia.
Brytyjsko tu bardzo i przyjemnie, chociaż ja bym chyba nie wybrała tej knajpy, gdybym przypadkiem włóczyła się po mieście. Jest zbyt typowa. To jeden z przystanków, a nie cel sam w sobie, bohaterowie pójdą pewnie dalej, nigdzie nie zagrzewając na dłużej miejsca. Bo u ciebie najważniejsi sa oni sami i przyjaźń, która ich łączy. Taka przyjaźń... no, że konie by kraść i napadać na zamki. Mogą do usranej śmierci zmieniać lokale, a i tak w każdym poczują się jak w domu, bo będą razem, i nie wierzę, że jakakolwiek Sue mogłaby to zmienić.
Polubiłam ich od razu, całą czwórkę.
Ale wiesz, czego mi brakuje? Głębi. Ja wiem, że to słowo jest tak wyświechtane, że głowa mała, ale nie potrafię znaleźć innego. Rzecz w tym, że trudno mi się poruszać w obrębie prozy, która po prostu
opowiada
. I za zasłoną nie ma drugiego pokoju do odkrywania. I nie zrozum mnie źle, wszak gusta i potrzeby są różne! To też wiadomo od jakichś... kilkudziesięciu tysięcy lat
Twierdzę, że to sprawnie napisany tekst, fragment rzeczywistości. Gdybyś starała się rozciągnąć akcję, pewnie w końcu zrobiłoby się mdło. A tak, zanim się rozkręca, już się kończy i w czytelniku zostaje ulotne wrażenie bardzo fajnego wieczoru w pubie.
Wiesz, Cerere, jesteś najodważniejsza z nas wszystkich. Nie boisz się pisania o tym, co jest, nie chowasz się za wieloznacznością.
Podziwiam, ale nie umiem naśladować.
I czasami bardzo tego żałuję.
Ceres
Wysłany: Wto 16:37, 30 Gru 2008
Temat postu:
To o żaluzjach to do mnie? Ja absolutnie żadnych żaluzji nie miałam na myśli, żeby nie było
.
Noelle
Wysłany: Wto 13:59, 30 Gru 2008
Temat postu:
Czuję żaluzję. Ale ja to tylko tak, tylko...
A co do tego, widzę ładny kawałek prozy. I motyw pianina(no, tu fortepianu, sprostuję, by nikt się nie czepiał, chociaż ja nie za bardzo rozróżniam... tyle, że fortepian stoi na takich śmiesznych nóżkach) włóczy się za mną, i nawet tu mnie znalazł. Taka krótka scenka z życia.
"Ta kłótnia trwa już ponad sześć tysięcy lat, a wam się wydaje, że rozwiążecie ją w jeden wieczór?" - Heh.
Aurora
Wysłany: Wto 11:04, 30 Gru 2008
Temat postu:
Ceres się wyrwała z polskich realiów. Brawa dla Ceres
*słucha piosenki*
Knajpa, czwórka przyjaciół, zbliżający się ślub (ojej, czyż ten człek oszalał? i ta jego urocza Sue, zobaczymy, jak za parę lat "nigdy nie mówi, że nie mam racji" xd), alkohol, muzyka - bardzo knajpiarsko. Rozmowa o stosunkach damsko-męskich - jakbym słyszała rozmowy moje i mojego kolegi. Hyh.
Tak zwyczajnie. Trochę smutno. Trochę wesoło.
I ostatnie zdanie jest prawdą.
I znalazła się męska przyjaźń
Ceres
Wysłany: Wto 2:42, 30 Gru 2008
Temat postu: Skarpeta - Piano Man
Nie wstawiam ankiety, bo w sytuacji, gdy większość tego nie zrobiła, mija się to z celem.
Piano Man
Świat powoli pokrywał się pierzynką śniegu, którego płatki wirowały w powietrzu, jasne i lśniące w różowawym świetle ulicznych latarni. Tu i ówdzie neonowym blaskiem świeciły w mroku nocy szyldy sklepów i świąteczne dekoracje, a Ben, szczerze mówiąc, miał ochotę zwymiotować za każdym razem, gdy udało mu się lekko rozkojarzonym spojrzeniem objąć sielski krajobraz Starego Miasta.
Powodów jego mdłości było kilka, z czego co najmniej jeden raczej poważny – po pierwsze, niedobrze mu się robiło na myśl, że jego najlepszy przyjaciel nazajutrz miał popełnić najgorszy błąd, jaki młody, przystojny, cieszący się powodzeniem mężczyzna popełnić jest w stanie – miał wstąpić w związek małżeński. Po drugie, w jego ponurym nastroju bajkowe widoki zdawały mu się być cukierkowe właśnie w stopniu przyprawiającym o mdłości, a po trzecie – pakowali się już do trzeciej tego wieczoru knajpy, przy czym w obu poprzednich zaliczyli po przynajmniej trzy kolejki.
Odrobinę się zataczając, podążył za przyjaciółmi, potykając się przy przekraczaniu progu „Czarnego Kota”. Krzywiąc się lekko na drwiny towarzyszy, schylił głowę, by nie rąbnąć nią o niskie sklepienie, i rozejrzał się po knajpie.
Pomieszczenie było niskie, zatłoczone, i gdyby komukolwiek przyszło kiedyś do głowy zapytać Bena o to, jak jego zdaniem powinna wyglądać idealna knajpa, opisałby ją zapewne dokładnie tak. Bar umieszczono przy ścianie naprzeciwko drzwi, a dookoła niego pełno było drewnianych stołów, których powierzchnie od ciągłego ścierania dawno zapomniały o jakichkolwiek pozostałościach lakieru.
Było tuż przed dziewiątą, więc większość stolików wciąż zajęta była przez hałaśliwe, rozgadane grupy młodych ludzi – Ben podejrzewał, że studentów – zajętych dyskusjami na wszelkie możliwe tematy, obejmujące, z tego co był w stanie załapać przez wypełniający jego głowę lekki, przyjemny szum, kwestie tak odległe, jak globalne ocieplenie i najlepszy sposób pieczenia sernika wiedeńskiego.
Pomimo tłoku jakoś udało im się znaleźć wolny stolik dla czworga. Eddy – żonkoś in spe – po raz kolejny tego wieczoru zamówił piwo, przy czym przy każdym następnym zdawał się być coraz bardziej ponury, w przeciwieństwie do Kyle’a, który raczył się dla odmiany miodem. Helen, jedyna kobieta w ich towarzystwie – pieszczotliwie nazywana Hell – przez cały wieczór piła gin z tonikiem, i choć zasadniczo był to drink, nikt jakoś nie zwracał na to uwagi.
Hell może i nie miała zbyt wiele między nogami, ale zarówno Ben jak i Kyle, nie mówiąc już o Eddy’ym, traktowali ją po prostu jak kumpla. Tak było już od podstawówki, i właśnie dlatego w ten wieczór – Wigilię Bożego Narodzenia i wigilię nuptialiów Eddy’ego – piła razem z nimi, opłakując utratę wolności pierwszego z ich paczki, zamiast robić z siebie idiotkę w klubie na wieczorze panieńskim Sue.
Nie chodziło nawet o to, pomyślał Ben, pociągając ale ze swojego kufla, że Sue była złą kobietą. Nie chodziło też o to, że on sam uważał małżeństwo za coś szczególnie strasznego – po prostu do tej pory było to coś, co przytrafiało się wyłącznie obcym. Sama myśl, że ich nierozłączna paczka miała stracić jedno ze swoich ogniw… sama myśl o tym była czymś przerażającym.
- Wiecie… nigdy bym nie pomyślała, że tak to się skończy – westchnęła Hell, ponuro spoglądając do swojej szklanki. - Że będziemy tak siedzieć i pić, jakby jutro miał być pogrzeb, a nie ślub.
Dziewczyna odrzuciła włosy, patrząc spod byka na Edda. On sam zdawał się nie zauważać, że ktoś coś powiedział, zbyt zajęty przyglądaniem się mężczyźnie w średnim wieku, który właśnie sadowił się za ustawionym w rogu knajpy fortepianem.
- Tak sobie myślę…
- To było głupie…
Edd i Kyle zaczęli mówić jednocześnie, ale kiedy tylko zorientowali się, że to robią, natychmiast umilkli, spojrzeli na siebie i parsknęli śmiechem. Kyle wyszczerzył zęby w uśmiechu i machnął ręką w stronę Edda.
- Mów pierwszy.
- Chodzi o to – zaczął chłopak – że zawsze myślałem, że jak już się ożenię, to będę stary i przeżyję wszystko, co było do przeżycia. Że zrobię karierę i to będzie tylko kolejny, logiczny krok w moim życiu. – westchnął i zrobił rozmarzoną minę – a potem pojawiła się Sue. I jej babeczki. I to, jak się śmieje, i jak wtedy w jej policzkach robią się takie śmieszne dołeczki, i jak nigdy nie mówi, że nie mam racji, i zawsze jakoś tak jest w stanie sprawić, że poprawi mi się humor…
- Eeeedd! – jęknął Ben, patrząc na niego z niesmakiem – ja wiem, że wpadłeś po uszy, to było jasne od samego początku, ale błagam, przestań. Błagam, błagam, błaaagam! – mężczyzna wzniósł ręce ku niebu, posyłając przyjacielowi proszące spojrzenie. – Ileż można słuchać o tym, jak Sue jest wspaniała? Jakby jeszcze była jakaś szczególna. Ale nie, ona jest po prostu kolejną kobietą, której udało się usidlić kolejnego niczego nie podejrzewającego, żyjącego sobie spokojnie faceta i zmusić go do małżeństwa.
Hell spojrzała na Bena w sposób, który w normalnych warunkach kazałby mu się trzy razy zastanowić, czy powinien kontynuować wywód. Był już jednak zbyt podchmielony, by w swoim zacietrzewieniu zwrócić na nią uwagę.
- Wszystko, co one potrafią, to ględzić i jęczeć, jak to mężczyźni nic nie robią i zawsze zostawiają wszystko na ich głowach. A prawda jest taka, że jak przychodzi co do czego, to mężczyzna jest tym, który musi tańczyć taniec godowy. Czy któraś z nich wykaże trochę nowoczesności i przysiądzie się w barze do facetów, żeby ich poderwać? Nie! To zawsze facet musi z siebie zrobić idiotę!
Przy ich stoliku zapadła cisza. Kyle wyglądał, jakby zamierzał wybuchnąć śmiechem, a Edd wielkimi oczyma przyglądał się Hell, która miała na twarzy uśmiech modliszki, gdy głosem tak cichym, że ledwie słyszalnym, odpowiadała na tyradę Bena.
- Ach, Ben, gdybyś tylko zdawał sobie sprawę, jak śmiesznie brzmisz w moich uszach. Wy wszyscy jesteście nowocześni tylko wtedy, gdy braknie wam jaj i inicjatywy, by zachować się po staroświecku, ale kiedy chcecie, żeby dziewczyna wam prała, gotowała i zbierała po was skarpetki, to nie, wtedy najważniejsza jest tradycja! – mówiła coraz głośniej, coraz bardziej zbliżając swoją twarz do twarzy Bena. On sam nie zamierzał ustąpić jej pola, toteż mężnie pozostał na miejscu.
- Nikt wam nie każe być z tym mężczyznami, jeśli tacy są dla was źli!
- Eddowi też nikt nie każe się żenić!
Przerwał im głęboki, basowy śmiech Kyle’a. W jego szarych oczach błyszczały iskierki czystej radości, a białe zęby połyskiwały pod rudawą brodą, kiedy śmiał się pełną gębą.
- Szczerze mówiąc, moi drodzy – stwierdził, uspokoiwszy się trochę – zdumiewa mnie, że chce wam się o to spierać. Ta kłótnia trwa już ponad sześć tysięcy lat, a wam się wydaje, że rozwiążecie ją w jeden wieczór?
Hell przez chwilę przyglądała mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym uśmiechnęła się figlarnie i wzruszyła ramionami.
- Nie. – stwierdziła – ale z całą pewnością całkiem zabawnie jest wymyślać kolejne argumenty na potwierdzenie starej prawdy – na facetach nie można polegać.
Kyle odpowiedział jej bardzo podobnym uśmiechem i ruchem ręki wezwał kelnera.
- Może i nie, ale zapewniam cię, że kobiety mają swoją własną, wcale nie krótszą od męskiej, listę wad.
- Powiedziałbym, że tak ze trzy razy dłuższą – dodał ponuro Ben.
Hell już miała odpowiedzieć, ale przerwała jej cisza. Z głośników przestała lecieć muzyka Dire Straitsów, a na podeście z fortepianem stanął barman.
- Moi państwo, tylko dzisiaj, specjalnie dla was – Billy Andrews!
Mężczyzna za fortepianem wstał i ukłonił się, po czy zasiadł do instrumentu i zaczął grać. Benowi nie potrzeba było dużo, by rozpoznać melodię „Piano Man”, zwłaszcza, gdy jeden z kelnerów zaczął akompaniować muzykowi na harmonijce ustnej.
Its nine o'clock on a Saturday
The regular crowd shuffles in
There's an old man sitting next to me
Makin' love to his tonic and gin(1)
- Świetny kawałek – mruknął Kyle, wybębniając melodię o kant stołu.
- Prawda?
Siedzieli, wtuleni w pluszowe, wytarte obicia siedzisk, z przyjemnością słuchając głębokiego, ciepłego głosu pianisty. Kelner przyniósł im kolejną kolejkę, a tłum wokół nich kołysał się lekko w takt muzyki. Pijąc w milczeniu, napawali się ciepłą, leniwą atmosferą knajpy. I choć następnego dnia każde z nich miało stawić czoła swoim własnym lękom i fobiom, tego wieczoru wszystko było takie, jak być powinno.
Sing us a song, you're the piano man
Sing us a song tonight
Well, we're all in the mood for a melody
And you've got us feelin' alright(2)
______________________________________________________________
1, 2 - obie zwrotki pochodzą z "Piano Man", śpiewanej, rzecz jasna, przez Billy'ego Joela. Billy Andrews jest moim wymysłem, a jak komuś zachce się zajrzeć do pełnego tekstu tej piosenki, zobaczy, dlaczego ma na imię tak samo jak Joel. Dla chętnych:
http://pl.youtube.com/watch?v=Va83waG42NM
Raczej wątpię, czy komukolwiek to jeszcze potrzebne, ale pro forma – tłumaczę piosenki:
1.Jest dziewiąta w sobotę
I pojawia się zwykły tłum
Przy mnie siedzi starszy mężczyzna,
Kochając się ze swoim tonikiem z ginem.
2.Zaśpiewaj nam pieśń, ty jesteś pianistą
Zaśpiewaj nam pieśń tej nocy
Cóż, wszyscy jesteśmy w nastroju na melodię,
A ty sprawiasz, że czujemy się dobrze.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin