FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Lunatyczne forum Strona Główna
->
Proza
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Strefa gęsta od promili
----------------
Wokół sami lunatycy
DZIUPLA POD KSIĘŻYCEM
Piwnica
Melina ćpunów sztuki
----------------
Dom japoński
Gniazdo kinoluba
Szafa grająca
Literaturownia
Klub Pojedynków
Proza
Zakątek literata
----------------
Lodówka trolla Świreusa
Fanfiki różnofandomowe
Fanfiki
Poezja
Katakumby
Jak to u nas drzewiej bywało...
----------------
Archiwum dawnych wątków
Tematy okołopotterowskie
Archiwum literackie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Azbest
Wysłany: Pią 17:22, 13 Mar 2009
Temat postu: Dwie kostki czekolady.
Krótkie.
Napisane w przeddzień świąt. Zainspirowana mikołajem z czekolady.
xXx
Z całego dzieciństwa najbardziej pamiętam nieszczelne okno naszego mieszkania, wychodzące na główną ulicę. To właśnie okno miało dla mnie bardzo wielkie znaczenie. Traktuję je jak książkę zawierającą mądrości życiowe, szkolną ławkę czy podróże, dzięki którym poznałem świat.
Przy owym oknie nauczyłem się czytać pierwszą czytankę, to przy nim czekałem na wracającą z pracy mamę, a w późniejszych latach odrabiałem lekcje. To przy nim odpływałem w krainę marzeń, przyglądając się wędrującym chmurom czy żeglującym po tafli nieba słońcu i księżycowi, jaki i również zwalczałem nudę, przysłuchując się śpiewowi ptaków, odgrywających poranne koncerty w koronie rozłożystego kasztanu. A co najważniejsze – przy nim rozmawiałem poważnie z rodzicielką.
Padający śnieg według mamy był misją ulepszania świata.
Srebrzyste płatki, jak mawiała, spadały z nieba, mając za zadanie pokryć niedoskonałości ziemskiego padołu, jednak bardzo często zło świata zwyciężało, zamieniając biały puch w kałuże bezsilności i błoto rozpaczy.
Zawsze potem, po wypowiedzeniu tych, jakże dobrze znanych przeze mnie słów, wpatrywała się pełnym smutku spojrzeniem w oddal tkwiącą za oknem, a jej błękitne oczy, tak bardzo podobne do moich, zdawały się być przyćmione kłębiastymi, szarymi chmurami. Gdy zauważała mój wzrok na sobie, szybko spuszczała głowę, chwilę potem z czułością uśmiechając się nikle, przeczesywała pasma mojej miedzianej grzywki.
Tak bardzo chciałem odnaleźć lek na jej troski.
*
Czekolada jest najlepszym lekarstwem na smutek, przemknęło mi przez myśl, gdy siedząc przy oknie ujrzałem, jak mama wracała z pracy. Przystanęła, nie pierwszy już raz, obok kawiarni, przyglądając się czekoladowym wyrobom wystawionym w głównej witrynie. Nie rozumiałem wtedy, że rodzicielka tęsknym wzrokiem wpatruje się w zakochane pary i szczęśliwe rodziny, wspólnie spędzające niedzielne popołudnie.
Postanowiłem napisać list do Świętego Mikołaja, gdyż dobrze widziałem, że nie stać nas na takie, jak to kiedyś stwierdziła mama, błahostki. A przecież Mikołaj miał swoją własną fabrykę czekolady, w której produkował słodkości dla dzieci z całego świata.
Warto było się poświęcić, w końcu mama każdego ranka mogłaby zjadać chociaż jedną kosteczkę, która uodporniałaby ją na wszelkie smutki.
*
W Wigilię, jakże dobrze pamiętanego przeze mnie roku, z atramentowego nieba zaczął obficie padać biały puch, rozwiewając tym samym dotychczasowe przepowiadania meteorologiczne.
Na ulicach oświetlonych przydrożnymi lampami ustępował ruch, a ostatni przechodnie wracali do swoich ciepłych domów. Wiatr delikatnie kołysał ogołocone wierzchołki drzew, nucąc wraz z nimi kolędowe pieśni. Jasny księżyc dumnie górujący na niebie z ciekawości zaglądał do mieszkań ludzi, chłonąc świąteczną atmosferę.
Z kuchni biła woń gotowanej kapusty i suszonych grzybów, a najprawdziwsza choinka rozsiewała woń lasu. Razem lepiliśmy uszka, a gdy mama odwracała wzrok, podjadałem uwielbiany do dziś grzybowy farsz. Razem również ubieraliśmy własnoręcznie wykonanymi, kolorowymi ozdobami choinkę, stojącą w jednym z czterech kątów pokoju. Wszystko przygotowywaliśmy razem, a jednak wydawało mi się, że mama myślami odchodziła gdzieś daleko – była jakaś nieobecna.
Wszyscy mieszkańcy wyczekiwali już na pierwszą gwiazdkę, a ja niecierpliwym wzrokiem wypatrywałem sań Świętego Mikołaja. W oczach mamy zbierało się na deszcz. Zauważyłem to, gdy ze starego adaptera rozbrzmiały kolędy w akompaniamencie skrzypcowym.
Gdy na stole okrytym śnieżnobiałym obrusem, znalazły się wszystkie potrawy, mama jak co roku usiadła w fotelu, i przytuliwszy mnie do siebie, zwlekała z rozpoczęciem kolacji wigilijnej, tak jakby na kogoś czekała.
Gdy nagle ciszę przerwał dzwonek do drzwi, serce mamy zabiło gwałtownie. Dopiero po czwartym dźwięku rodzicielka, jakby przed chwilą obudzona ze snu, skierowała się w stronę korytarza. Byłem pewien, że to Staruszek zawitał z prezentem dla mojej mamy.
W drzwiach, ku mojemu zdziwieniu, stanął wysoki pan ubrany w czarny płaszcz przyprószony drobnymi, srebrzystymi płatkami śniegu. Na twarz opadły mu pojedyncze kosmyki kruczoczarnych włosów, które niesfornie wyswobodziły się z małego kucyka. Największą uwagę zwróciłem na oczy nieznajomego, choć to bardzo dziwne, ale stający u progu mężczyzna wydał mi się niezwykle bliski. W jego czekoladowych oczach tańczyły radośnie tajemnicze iskierki. Na początku pomyślałem, że to blask lampek choinkowych odbija się w jego oczach, lecz gdy mama rzuciła mu się w ramiona, a on czule musnął jej usta, zrozumiałem, że oczy gościa iskrzyły miłością.
Mama potrzebowała tylko dwóch kostek czekolady – czekoladowych oczu taty, które były jej najlepszy lekiem na smutek.
A jednak Mikołaj spełnił moje życzenia.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2005 phpBB Group
Theme
xand
created by
spleen
&
Emule
.
Regulamin