Aurora |
Wysłany: Pon 10:55, 24 Paź 2005 Temat postu: ERA WODNIKA |
|
Cóż, Ori dzisiaj odbiło, jest tak wściekła, ze musiała to zmienić. A wiec zmieniła, przynajmniej w ff-ie. I to w ajkim towarzystwie... Proszę się nie obrażać, ale naprawdę... No, ale dobra, juz, wklejam...
***
ERA WODNIKA
Był ciemny, granatowy wręcz wieczór roku dwa tysiące piątego, ery wodnika, New Age. Gwiazdy nie wyglądały zza chmur, nigdzie dojrzeć księżyca, a w Dziupli panowało pełne napiętej atmosfery oczekiwanie. W kącie cichutko chodziły maszyny, Filch nawet przestał na nie zwracać uwagę i wpatrywał się razem z Lunatyczkami w magowizor. Szepcząc coś pod nosem, trzymał mocno swój medalik p.wz. Menisku Wklęsłego. Joan piła razem z Ori na umór Glizdogońską. Szefowa zaciskała kciuki, a Heca... Heca obgryzała namiętnie paznokcie. Nagle zawył wijący się u stóp Noelle wilkołak. Mantykora zagwizdała i podbiegła przerażona do zmywarki, która zasyczała przeciągle. Pralka skoczyła przerażona, butelka Glizdogońskiej wylała się na podłogę i wyżarła ogromną dziurę.
W okienku magowizora ukazała się twarz prezentera. Od razu można było poznać, ze coś nie tak.
- Proszę, tylko nie to, tylko nie to... – wyszeptała znad szczątek swych pięknych paznokci Heca. – Nie to...
Ale ekran ukazywał coś całkiem niezgodnego z uczuciami, chęciami oraz nadziejami Hecy. Lu, pełna furii, rzuciła magowizorem w kierunku dziury po Glizdogońskiej. Aurora rozpłakała się rzewnie i wyciągnęła z kieszeni sznur.
- Emigruje kto ze mną? – zapytała i otarła czerwony nos. Joan nieprzytomnie patrzyła, jak w dziurze płonął diabelski, granatowy ogień.
- Nie rób tego... – podeszła do niej Rej i zabrała sznur. – Ja wyemigruję z tobą.
- Ja też! – pojawiły się głosy z tłumu.
- Ach... tęsknię za PRL... – zapłakała Ori. – I za Voldim, i za dziadziusiem Leninem, i za...
Jednak Szefowa stanęła przy nich, górując swą majestatyczną postacią.
- Żadnych emigracji, przeprowadzek i wyprowadzek! Zrozumiano? – warknęła gniewnie.
- Ale, ale, IV Rzeczypospolita... Ja... My... – Maggie przytuliła Ori. – Ja nie chcę rządów homofobów! Ja nie kcem... Maybachy, radia, ptasia grypa, zakaz używania gumowych kaczuszek....
- Dziupli nie obejmą ani nowe podatki, ani rządy homofobów! Wolność! – zawołała Szefowa patriotycznie i rozdarła sweter na piersiach, ukazując medalik z orłem białym.
- Równość! – zakrzyknęła D’Nika.
- Braterstwo – dodała z krzywym uśmiechem Ceres.
- HAAHAHAHAHHA! OJCIEC DYREKTOR RULEZ! – zawołał Filch i zatańczył poloneza razem ze swoją miotełką. – Niech żyją rządy prawa, koniec gejów, magii i...
I w tej właśnie chwili został uciszony za pomocą ciężkiego glana Joan. Noelle zachichotała sadystycznie.
- Spokojnie, to wstępne wyniki, może się coś zmieni... – dodała głaszcząc swego nietoperka.
- Świat się zmienia... – szepnęła natchniona Pusz. – Czuję to w ziemi, wodzie i powietrzu*...
- Po prostu świat poszedł naprzód** – podsumowała Aurora i otarła łzy. – Czas walczyć!
I w tym wzniosłym momencie, kiedy wszystkie Lunatyczki spojrzały na księżycowy żyrandol, na schodach rozbrzmiały ciężkie i lekkie kroki. Po chwili pojawiły się w tym miejscu znajome twarze. Bezbrzeżnie piękny Dre, jego brzeżnie wspaniały nauczycieli Sev, nieograniczenie inteligentny Remus, ograniczenie wybrany Harry oraz łącząca w sobie te wszystkie cechy, olśniewająca na dodatek, Hermiona.
- Co się dzieje? – zapytał uśmiechnięty kpiarsko Malfoy.
- Nadeszli zbawcy! – wrzasnęła Joan. – Drużyna Pierścienia! Drużyna... Kaczki! Legolas, Boromir, Aragorn, Frodo oraz… ee…
- No, dzięki, ja mogę pozostać sobą – skrzywiła się Hermiona i skrzyżowała na piersiach ręce.
<>
Trochę później, gdzieś pod Warszawą
- No i co my mamy zrobić, bo nie zrozumiałem? – rzekł nadęty odpowiednik Leoglasa, Dre.
- Zdaje się, że kogoś unicestwić – odparł Boromir ze snapowskim uśmieszkiem.
- Nie kogoś, a coś – poprawił perfekcyjnie Aragorn i uśmiechnął się wilczo.
- A oczywiście brzemię owo znieść mam JA? – warknął Harry i oparł się o wyżyny Hermiony.
- Pomogę ci, panie Frodo – zapiszczała Herma i wyszczerzyła bielusieńkie ząbki.
Ale po chwili popatrzyli na swoją Górę Przeznaczenia, Orodruinę Ery Wodnika. W ich oczach Pałac Kultury zaczął buchać żywym ogniem, a z okien wylewała się gorąca lawa... Frodo-Harry westchnął. Nie podoła ciężarowi Pierścienia…
Ale nie wiedzieli, że za nimi ktoś podąża... W cieniu ciemnej uliczki zabłysły ogromne, blade oczy...
<>
Knajpka, godzina 22.13
Heca popatrzyła zamglonym wzrokiem na dziurę w podłodze oraz wciąż żarzące się ognisko. Mijały minuty. Sauron był coraz bliższy objęcia władzy nade światem... Czy Harry’emu uda się wykonać misję? Czy Drużyna zniszczy Pierścień Władzy?
Nie wiedziała, że sama została wybrana na Faramira.
Obok niej za to siedziała Szefowa Biała, ukrywająca swą Arielową biel pod szarą opończą. Ze smutkiem kurzyła fajkę.
- Faramirze, co sądzisz o siłach Gondoru pod Osgliath? – zapytała przebrana w czerń i biel Noelle.
- Na dłuższą metę nie wytrzymają... Och, Noelle, gdybyś to mnie wysłała zamiast Snape’a...
<>
W drugim pokoju
- Theodenie! Ależ ja MUSZĘ walczyć! – zawołała wściekle miotając się po sali Ori. Dziwnym trafem przefarbowało jej włosy na złoto. – Muszę iść walczyć z panem Lupinem, bo mnie cholera weźmie! SŁYSZYSZ???
- Nie drzyj się tak, słyszę – odparła Margaret i pogłaskała się po brodzie. – Ale ty jesteś kobietą, musisz zostać w swej klatce...
- Ależ wuju! – wydarła się Eowina. – Ty też jesteś kobietą!
- No i? – odparła Meg. – Ale ja jestem królem.
- Panie, przybyły nasze tarpany, możemy jechać pomóc armie Dunedainów! – zawołała Lora i zarzuciła również przefarbowanymi włosami.
- Bracie! Eomerze! – rzuciła się na kolana Ori. – Pozwól mi jechać i walczyć u boku pana Aragorna! Proszę!...
- Nie, siostro – pomogła jej wstać Lora. – Pan Aragorn i tak cię nie pokocha. Zabujał się idiota w elfce i myśli, że mu wszystko wolno...
I Teoden razem ze swym wiernym siostrzeńcem wyszli.
<>
W jednej z wieżyczek
- Grimo – szepnęła wyniośle Ceres i wyjrzała przez okno. – Grimo, co się u licha stało z naszym planem?
- Ach, panie, panie... – Nauzykaa, tak niepodobna do siebie, ze aż strach, wiła się u stóp Sarumana. – Królowa Theoden się sprzymierzyła z królową Denethor! I pomaga im Mitrandir...
- CO?! – wrzasnęła zimno Ceres. – Ja im pokażę, gdzie mantykory zimują! ARMIA!
Pod balkonem zgromadziło się dziesięć mrówek.
- Do ataku, dzielni Uruk-Hai! Na Rohan, ihahahaha! – zawołała Indygo i zaśmiała się szyderczo.
Kiedy mrówki odeszły, a Saruman zaparzyła kawkę, przez okno wsunęła się sucha gałąź i wyrwała Ceres filiżankę.
- Co to ma być, Grima, zapraszałaś kogoś? – zapytała nieco zdziwiona Ceres i wyjrzała przez okno. Pod balkonem stała D’Nika i manewrowała usilnie gałęzią, celując w okno.
- Chyba mamy kłopoty... – zauważyła Nauzykaa, kiedy za D’Niką pojawiła się Theoden.
<>
Gdzieś jeszcze indziej, w podziemiach Knajpki
- Córo ma! Przecież ten twój śmiertelnik jest wart dwunastu elfów! – zawołała wzburzona Enfer do Joan, która znowuż przefarbowała się na czerń.
- No i? Ale on sam jest wart stu innych śmiertelników... – jęknęła Arwena i przytuliła do piersi aktualnie wyszywaną flagę.
- Nie rozumiem cię, Arweno! Masz iść, cholera jasna, razem z babcią do Szarych Nadbrzeży, tam czeka wujo Kirdan, żeby...
- Nigdy, tato, nigdy nie zostawię Remusa... Nigdy... I mam dość babci Angel, która wciąż gada o blond włosach... Dokonałam wyboru – stwierdziła sucho.
- No i kurde, dobrze, jak chcesz, nie kochasz tatusia, jesteś złąąąąą córką... – zapłakała Enfer i wyszła. – Ile ja bym dał, żeby zamiast ciebie mieć jeszcze ze dwóch Elladanów, czy Ellohirów, i tak ich nie rozróżniam...
<>
Znów pod Orodruiną
- Panie Frodo... Chyba powinniśmy pójść za nimi w prawo – powiedziała cicho Hermiona.
- Sam, ile razy ci mówiłem, że my idziemy na śmierć, a Remus musi jeszcze zostać królem?... No, ale Boromirowi nie udało się umrzeć, niestety... – Frodo przycisnął bierzmo do piersi i ruszył po schodach Kirith Ungol. Nagle coś za nimi zaszeleściło.
- Słyszałeś? – pisnęła Sam.
- Chyba... – odparł cicho Frodo i wyciągnął Żądełko. Różdżka nie zaświeciła.
- Smiiigol, Smiiigol tu być... – zapiszczał Filch pod ostrzem patyka. – Panie Frodo, ty być dobry, a Kali zjeść krowę... znaczy, a Smiiigol przyrzec na brzemię!
- Co przyrzec? – zapytała nieufnie Hermiona.
- Że nie zjeść hobiitów, nie zabić, pomagać państwo Potterom, tylko wy być dla Smigola dobrzy...
- Ufam mu – rzekł wyniośle Harry. – Zaprowadź nas do Mordoru, i będzie okej.
- Jaśnie panicz ma zawsze rację! – Elektryk zagwizdał i pobiegł przed siebie.
- Idziemy, Herma, bez gadania!
<>
W Gondorze
- Zgubiliśmy się, jełopy! – wrzasnął Boromir. – Mówiłem, żeby iść za bierzmem, ale nie, jaśnie pan Aragorn musi zawsze być w inną stronę!
- Spokojnie, Sev, chyba widzę Minas Tirith – Remus flegmatycznie wskazał jedną z wieżyczek Knajpki. – W dzisiejszej wersji omijamy Helmowy Jar, i od razu starcie na Polach Pelenoru.
- Bdwm – odparł wściekle Snape i trzepnął Legolasa w plecy. – Dre, co tam widzisz?
- Widzę... łooo, ale lasencja... – uśmiechnął się głupio Legolas. – Eowina już tu leci, żeby napić się Glizdogońskiej z Remusem...
- Panie Aragornie! – zawołała Ori, próbując nie wylać wina na białą sukienkę. – Napije się pan na pewno, tak?
- A czemu by nie? – Aragorn upił się trochę z pucharu.
- Elfowa laska, elfowa laska... – zasyczał mu nad uchem Snape. Dre zachichotał.
- A, no tak, widzisz, Eow, Boromir na razie się tobą zajmie, bo ja widzę, że nadlatuje Czarny Jeździec, aby zjeść Faramira!
Aragorn rzucił się z Andurilem ku maybachowi atakującemu Hecę, która już broniona była przez Szefową. Po chwili, Remus wraz z Hekate zanosili Hecę do Minas Tirith, gdzie Noelle rozpalała ogień na stosie.
Ale oto nadjechała Meg-Theoden i nią zajął się Czerwony Maybach. Eowina wrzasnęła, wyrwała miecz Boromirowi i popędziła ratować króla. Nawet nie zauważyła, jak pobiegła za nią jej wierna mantykora...
- Nie pokona mnie żadna blondynka, uohohohoho! – zawołał Rydzyk do Meg i zabił jej konia. Śnieżny Opłtek przygniótł swego pana.
Eowina stanęła wyniośle z różdżka Seva przed swym wrogiem.
- Przecież mówiłem, że nie pokona mnie żadna blondynka! – wrzasnął Rydzyk i włączył gaz. Jednak od tyło szybę zaatakowała Mary Sue, a Ori się roześmiała.
- Nie jestem blondynką! – zawołała tryumfalnie i zmyła farbę. – Jestem brunetką!
Wycelowała różdżką wprost w silnik, i po chwili z Czarnego Jeźdźca pozostała sama karoseria...
Mantykora padła zmęczona, a Ori rękę objęły nauki Rydzyka. Upadła zemdlona.
A z północy nadjechał Eomer i zapłakał nad swą siostrą.
- O, Auroro, mówiłam, żebyś nie jechała! Siostro! Twe czyny będą wysławiane... Ale czemu po śmierci?! – zapłakała Lora i nagle wyczuła puls. – A więc jednak żyjesz, o chodź, zaprowadzę cię do króla, on uzdrowi twój umysł!
Boromir oraz Dre pomogli zanieść nienajlżejszą Eowinę do Domu Uzdrowień. Mary Sue powlekła się za nimi.
<>
Arwena usiadła obok Remusa nad ciałem Hecy. Wszystkiemu przyglądała się Hekate w białych ciuszkach.
- Och, królu mój, uratujemy ich?... – zapytała łzawo i poprawiła ostro zakończone uszy.
- Jak masz Glizdogońską...
- Pewnie! – podała butelkę zza pazuchy. Aragorn powoli nalał trunku do gardła Faramira.
- O, Heco, wzywam cię!
- Słucham? – odparła rozbudzona Heca.
- Leż i odpoczywaj!
- Okej.
To samo powtórzono ze wszystkimi rannymi, i każde z nich odżywało, jak za pomocą czarodziejskiej różdżki.
<>
Gdzieś pod Orodruiną
- Shit, madafaka – zapłakała Herma. – Nie mamy żadnej szczotki, znów mi się włosy pokołtunią!
- No i, zaraz umrzemy, Sam, już nie będziesz potrzebowała swych włosów... – Frodo wiedział, że jak wrzucą brzemię do otchłani Pałacu Kultury, to najprawdopodobniej nie przeżyją.
Stanęli oboje nad brzegiem Góry Przeznaczenia, przez okno patrzyło na nich oko Złego. Pod nimi schody, obok nich komputer z obliczeniami...
Harry, pełen rozterek, wyciągnął dyskietkę...
- Nie mogę, Hermiono...
- Rób to, rób! – wrzasnęła, ale nagle spoczął na niej Filch.
- Oddaj mi to! Oddaj mi Skarb! Odddajjjjj! – wrzasnął Elektryk i wyrwał Harry’emu dyskietkę. Szamotali się tak przez chwilę, aż nagle... Herma ugryzła Filcha, który pełen przerażenia, zamachnął ręką tak, iż dyskietka wyleciała w powietrze...
Leciała by tak w nieskończoność, gdyby nie działały na nią żadne siły, ale że działały, to wleciała do czytnika... I wszystko zmieniła...
- Harry, wiejemy! – wrzasnęła Herma, złapała Froda i wyskoczyła przez okno...
I wylądowała na podłodze Knajpki.
<>
Lunatyczki siedziały niepewne swego losu. Wszystko było, jak wcześniej, ale dałyby głowę, że coś dziwnego się stało w międzyczasie...
- Rozumiesz ty coś z tego? – zapytała Herma. – Mam takie skołtunione włosy...
- A ja resztki blond farby... I, a fe, co to za kolor?
- Popieram – szepnęła Szefowa. – Coś się działo, ale co?... Chyba się nigdy nie dowiemy...
A w kącie, nieco zdziwiona Joan przypominała sobie, co zrobiła. Co się stało. Co ostatnio czytała...
- Coś mi się wydaje, że zmieniły się wyniki wyborów – stwierdziła nieco osmolona Noelle.
- Też tak myślę – poparła ją cała w czerwonej karoserii Meg. Ori zaczęła boleć ręka...
<>
Następnego ranka
Heca weszła do sklepu. Wciąż bolała ją głowa, po jakimś moralnym kacu, i czuła bliski związek z Sevem. Aż się bała myśleć, co robiła owej nocy.
Jednak teraz patrzyła tylko i jedynie na gazetę. Zdziwiona i radosna złapała ją w swe dłonie o obgryzionych paznokciach i zawyła z uciechy.
Pędem pobiegła do Knajpki.
<>
- Dziewuchy! Nie uwierzycie!... – wrzasnęła w drzwiach.
- Wypraszam sobie, nie tylko dziewuchy – szepnął złośliwie Dre.
- No to i chłopy! Coś wspaniałego... – ukazała im gazetę. Aurora padła na kolana, a Jo tylko się uśmiechnęła.
- Nie homofob? – zapytała dla pewności Enfer.
- Nie!
- Glizdogońska dla wszystkich! – wrzasnęła radośnie Joan i rzuciła się do kuchni.
*z Władcy Pierścieni, powiedziane przez Drzewacza (Drzewca), a perfidnie w filmie wykorzystane jako tekst Galadrieli, bez komentarza
** oczywiście, tak twierdzi Roland w Mrocznej Wieży
KONIEC |
|