Noelle |
Wysłany: Śro 15:08, 01 Mar 2006 Temat postu: Stosunki oficjalne |
|
Ot, taka miniatura. Po publikacji na Mirrielce - trochę okrojona.
Za poświęcony mi czas i nerwy dziękuję nieocenionej Nasi.
A tekst dedykuję Indygo, za wszystko.
STOSUNKI OFICJALNE
Percy cicho opuścił swój posterunek czujnego prefekta i wkradł się do pustej klasy. Jeszcze nie przyszła.
Co tu robić, co robić?
Zaczął znęcać się nad bukietem wyhodowanych magicznie stokrotek. Miętosił kwiatki coraz mocniej, zapominając o wysiłku włożonym w pielęgnację tego zielska. Był okropnie zdenerwowany. Co innego pisać przez całe wakacje liściki... Takie zupełnie neutralne i bardzo uczone.
Bo ona była bystrym partnerem do dyskusji; uważał, że ich wzajemna wymiana poglądów to ciekawe... zjawisko naukowe. Rozmawiali często o mugolskich zwyczajach, Clearwater dużo wiedziała na ich temat. To właśnie ich łączyło. I tylko to. Naukowe dysputy, poza tym nic. Każde z nich starało się, aby jego list był dłuższy i mądrzejszy od listu drugiego. Taka cicha, niegroźna rywalizacja.
A jak w ogóle ją poznał? Jakimś cudem potrącił ją na korytarzu i wytrącił jej z rąk stertę książek. Zaczął przepraszać, a ona zapewniała, że nic się nie stało. Następnie dziwnym trafem spotykał krukonkę coraz częściej. To wszystko jej wina, oczywiście.
Nawet tutaj pisali swoje małe epopeje. Najwięcej emocji wywołał w nich temat średniowiecza, palenia czarownic („ostatecznie mugole samych siebie skrzywdzili, żaden czarodziej nie dałby się zabić garstce wieśniaków”).Ostatnio zaś dziewczyna przysłała mu w prezencie całkiem dobrą tragedię, nazbyt dramatyczną co prawda, ale z niezłym klimatem.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nagle nie zachciało jej się z nim zobaczyć! Jeszcze dziwniejsze jest to, że się zgodził – pod wpływem chwili, prosiła tak ładnie – ale zawsze... A teraz zalewał go lodowaty strach. Ale przed czym? Tego to już nie wiedział.
Choć czcił i szanował regulamin szkolny, to kara za złamanie tej zasady(spotkanie się chłopaka i dziewczyny sam na sam, w ustronnym miejscu, w celach nie będących celami kształtującymi i edukacyjnymi, i to dawno po ciszy nocnej) nie była taka surowa. Zmywanie naczyń w kuchni, po mugolsku. A zresztą ostatnio coraz bardziej przymykano oko na ten punkt.
Zaraz, a może ona po prostu ma ochotę na wymianę zdań w cztery oczy?
I wtedy zaskrzypiały drzwi. Krukonka wślizgnęła się do środka i powoli do niego podeszła.
- Cze... cześć – wyjąkał.
- Cześć! – pozdrowiła go i przysiadła na ławce. – Co tak stoisz, jakbyś kij połknął? Usiądź, proszę – poleciła mu. Rudzielec wykonał rozkaz. Usiadł na krześle, więc wydawał się od niej o wiele niższy. Nagle sobie coś przypomniał.
- Ja... ja mam coś dla ciebie, masz. – Wcisnął jej w ręce zmaltretowane kwiaty.
- Dzięki – odparła na pozór oschle. W duchu uśmiechnęła się jednak serdecznie. Kwiaty! Bardzo miła niespodzianka. Co prawda najbardziej lubiła frezje i irysy, ale stokrotki też są śliczne.
- Nie ma za co – mruknął cicho i przyjrzał się dziewczynie.
- To o czym sobie porozmawiamy dzisiaj? – zagadnęła, po czym zamyśliła się na chwilę. - Może coś z literatury, co? Przeczytałeś już tę mugolską sztukę Szekspira, którą ci poleciłam?
- Tak. Czy... czy spotykamy się tylko w tym celu, Penelopo?
- Mów mi Penny. Wszyscy bliżsi przyjaciele tak mnie nazywają... – skłamała. Tym mianem obdarzały ją tylko najmłodsze dzieci, którymi czasami się zajmowała. Ale Penelopa brzmi tak wyniośle i pompatycznie, to zdrobnienie jest duże swobodniejsze.
- Nie ma sprawy.
- Czy podobał ci się dramat „Romeo i Julia”? Bo mi bardzo. Choć autor to zwykły
charłak, naprawdę znał się na rzeczy – zaczęła monolog, wygłaszając w natchnieniu coraz to nowe epitety i wnioski. Najgorsze było to, że delikatnie kierowała temat na kwestię miłości. Niby rozmowa jak każda inna, ale ona nie dopuszczała Percy’ego do głosu, przekonana o swej nieomylności.
Młody Weasley poczuł się nieswojo. Wśród jego skatalogowanego świata podzielonego na sektory poczucia obowiązku, nauki i więzi rodzinnych brak było miejsca na takie głupoty.
- Julia nie była zbyt mądra – przerwał. – Jak na tamte czasy, żyło jej się doskonale i przez byle zauroczenie straciła wszystko. A skoro już MUSIAŁA wiązać się z tym bawidamkiem, to zawaliła sprawę. Gdyby nie wylewała wiader łez, to nie byłoby kłopotów z zamążpójściem. Ślub na pociechę... Też coś!
- Ale to właśnie o to chodzi! Szekspir chciał pokazać sens miłości, tej nieszczęśliwej. Miłości... Miłości... A co ty w ogóle o niej wiesz? No powiedz sam... – zwróciła się do niego, obserwując bacznie twarz rudzielca. – Muszę to w końcu powiedzieć, Percy. Bardzo cię lubię. A nawet więcej... – zdobyła się na wyznanie. „Raz kozie śmierć. Co prawda kozą nie jestem, ale mniejsza o szczegóły”.
- Ale, Penelopo... to znaczy Penny, ja... NAS łączą tylko stosunki czysto oficjalne,
zawodowe. Mamy w tej placówce odebrać edukację potrzebną do dalszego funkcjonowania w społeczeństwie jako dobry i sumienny pracownik... A wszelkie związki emocjonalne to tylko dodatek do tego wszystkiego, zazwyczaj zresztą całkowicie zbędny. Zobacz, chociażby Fred i George – kiedy oni wreszcie zaczną traktować życie poważnie? Te ich żarciki są całkowicie niestosowne i nie na miejscu, bo w regulaminie tej instytucji, Hogwartu... – głos zamarł mu w gardle.
"O czym on znów pieprzył? Stała przed nim śliczna dziewczyna i deklarowała "przyjaźń, a może i więcej", a on...”; zawsze w jej obecności przestawał być sobą, doskonale obowiązkowym i panującym nad wszystkim panem prefektem i zaczynał wygadywać straszne głupoty, które przeciętny człowiek wziąłby za karykaturę jego zwyczajnej mowy lub po prostu za bredzenie w gorączce.
A teraz Penelopa patrzyła na niego w pewien szczególny sposób, jakby wiedziała o nim więcej niż on sam. Poza tym wyglądała na spragnioną uczuć i wyglądało na to, że tym nieszczęsnym adoratorem miał zostać on. Poczuł się jak płoche, dzikie zwierzę, które za chwilę myśliwy schwyta w swoje misterne sidła. Przełknął ślinę. Zrobił krok w tył.
- Głuptasek – powiedziała miękko, a jej oczy zalśniły niepokojącym blaskiem. – A
wiesz, u nas w mugolskiej szkole powtarzano, że każdy dobry obywatel powinien założyć rodzinę. A podstawową funkcją rodziny jest przecież prokreacja, wychowanie potomstwa i zapewnienie społeczności odpowiedniej ilości kolejnego pokolenia obywateli, nieprawdaż? – spytała przekornie, uśmiechając się leciutko.
Percy zadrżał. „Nie, to niemożliwe! Przecież rodzina nakłada zobowiązania, wymaga czasu i uwagi; zostaje wtedy mniej energii do pracy. Niemniej jednak jej argumenty są mocne. Ale przecież...” Decyzja o ucieczce wydała mu się najkorzystniejsza.
Niestety, tym razem Penelopa była szybsza. Zdecydowanym ruchem przygarnęła go do siebie i pocałowała. „Jak chłop jaki niemrawy albo strachliwy ci się trafi, wnusiu, to nie ma innej rady – choć to niemoralne, trza przejąć inicjatywę i samej go pokierować co i jak, bo jaka sprytniejsza sprzątnie ci go sprzed nosa, a tobie zostanie jaki pijak albo gorzej!” – dziewczynie przypomniały się wskazówki babki, z których kiedyś się wyśmiewała, nazywając przedpotopowymi i tak okropnie staromodnymi...! A jednak coś jest w tych starych mądrościach ludowych.
Do sali weszła jakaś mała, ruda osóbka.
- Peeercyyy! – zapiszczała, otwierając szerzej brązowe ślepka.
Niedowierzanie, a później ogromne zdziwienie pojawiło się na jej twarzy. Brat wydawał jej się stworzeniem absolutnie aseksualnym.
Chłopak oderwał się od dziewczyny, a purpura zalała jego policzki.
- To tylko moja siostra – wyjaśnił pośpiesznie Penelopie. Nie chciał, żeby przypadkiem pomyślała sobie coś nieodpowiedniego. Podszedł pośpiesznie do dziewczynki.
- Ginny, to nie tak jak myślisz...
koniec
edit: dzięki, Kira - już poprawiam. |
|