Autor Wiadomość
Hekate
PostWysłany: Wto 15:52, 21 Mar 2017    Temat postu:

Dobry, polski, współczesne serial to rzadkie cudo, więc zawsze, jak na takowy trafię, mam cholerny zaciesz.
A "Belfer" naprawdę jest dobry.
Naprawdę.
Zawiera scenariusz, który ma sens, aktorów, którzy umieją grać, i klimat, który wciąga. No nie do uwierzenia, no. Wcześniej, tuż przed "Belfrem", oglądałam serial (też dobry) francusko-szwedzkie, chwalone bardzo "Midnight Sun" i powiem wam, że nasza produkcja wcale od niego nie odstaje. To takie dziwneeee, takie piękneeeee. Normalnie nie mogłam się oderwać i serio, do samego końca nie miałam pojęcia, jak to rozwiążą.
I nie, końcówki też nie zrąbali, więc rispekt, kawał rispektu panie Żulczyk i kompanio, bo to jest produkcja, którą możemy się chwalić.
A o czym?
Kryminał. Troszku nawiązań do "Twin Peaks", bo tyż ginie nastolatka i okazuje się, że jej życie wyglądało inaczej, niż wszyscy sądzili - prywatne śledztwo prowadzi przybyły z Warszawki nauczyciel (dlaczego akurat on? kto obejrzy, ten się dowie). Wątki uczniowskie, korupcyjki małego miasteczka, lokalna gangsterka, wszystko pomieszane i zmiksowane, trzyma w napięciu. Autentycznie do ostatniego odcinka nie wiedziałam, jak to się wszystko skończy.

ps. Serduszko dla Pieczyńskiego za rolę starego dziennikarza-alkoholika <3 Szlochałam ze szczęścia za każdym razem jak pojawiał się na ekranie Very Happy
ps.2 Serduszko za wątki kaliningradzkie. Wiadomo, ruska mafia, czy może być coś piękniejszegoooo w fabule? :p
ps.3 Wielki szacun za naturalność w przedstawianiu licealistów. Grało tu naprawdę wielu młodych, fajnych aktorów.
ps.4 A Stuhr dał radę!!!! Udźwignął główną rolę!
ps.5 Serio, wielki szacun dla wszystkich.



A o "Midnight Sun" opowiem kiedy indziej, bo też zrobiło na mnie spore wrażenie - z racji wątków lapońskich głównie. Ale teraz zmykam, bo czas się pakować i wychodzić z roboty :p
#forumowanie #wgodzinach #pracy #joł
Hekate
PostWysłany: Śro 10:45, 08 Mar 2017    Temat postu:

A wiesz, że coś w tym jest, ja też nie obejrzałam Carnivale za pierwszym podejściem. I znam ze dwie osoby z takimi samymi doświadczeniami. Może trzeba się z tym serialem jakoś przegryźć albo faktycznie znaleźć Idealny Moment. Nie wiem. Ale wiem za to, że jak już się przegryzłam, to oglądało mi się cholernie dobrze, angstowo, krypnie, z przywiązaniem do jednej postaci i kanonicznych pairingów. I do estetyki. I tak jak pojecie "przeciągnąć pod kilem" nie będzie już dla mnie niewiadomą wizualną po Black Sails, tak po Carnivale zupełnie inaczej spojrzałam na smołę i pierze...
Abelarda
PostWysłany: Śro 9:50, 08 Mar 2017    Temat postu:

No dobrze, ja też skończyłam Tabu. I niby zakończenia nie spieprzyli i w ogóle, a postaci dalszoplanowe, Hek, masz rację, bo co to za postaci dalszoplanowe (tu należy wstawić rządek serduszek), to jednak dalej mam takie uczucie, że czegoś mi tam zabrakło. No ale może to dlatego, że ostatnio mało co mnie naprawdę wciąga, więc może w sumie problem leży we mnie.

A teraz Carnivale, podejście drugie. Miałam już pierwsze z pół roku temu, obejrzałam trzy odcinki i przyblokowałam się nieco, sama nie wiem czemu, bo serial mi się podobał. Chyba nie nadszedł jego czas i miejsce. Teraz oglądam znowu, klimat jest przepięknie postapokaliptyczny, wątki pokręcone, a i wizualnie (intro!!!) całkiem niczego sobie. Barierę trzech odcinków przebrnęłam, dzisiaj pewnie dalsze oglądanie.
Hekate
PostWysłany: Nie 22:08, 26 Lut 2017    Temat postu:

Nie spoileruję. Khem. Jeszcze.

Ano. Mnie w Taboo najbardziej bawią wątki polityczno-intryganckie, ale ja to ja, wiadomo, że łatwo mnie kupić takimi rzeczami. Kompania Wschodnioindyjska (swoją drogą Strange to świetna postać, khe khe), ludzie króla, ludzie króla vs Kompania Wschodnioindyjska, do tego knujący Amerykanie i ten popieprzony James, który tak naprawdę powinien być o wiele bardziej popieprzony, a rozgrywa wszystkimi jak typowy chuj-Europejczyk. Za to cholernie podobały mi się w serialu postacie epizodyczne, och, wielką miałam frajdę z powodu Pana Chemika Od Wybuchów I Bycia Królem Sarkazmu, no i oczywiście Atticus, serduszko ty mojeeeeee. Do tego Strange. Doktor Barwiący Prześcieradła. Dziwka O Dobrym Sercu. Jej Córka Dziewica Ze Slamsów. Biedny Słodki Godfrey. I tak dalej, i tak dalej, fajna plejada postaci, które zostają w głowie, podobnie jak wiele epizodów i fabularnych smaczków. Dobrze mi się oglądało, ale bez wielkiego zaangażowania emocjonalnego, raczej na zasadzie huhuhu bawi mnie to huhuhu. Brakowało mi też retrospekcji z tej wyprawy statku niewolniczego i z afrykańskich lat Jamesa, ale nie czepiajmy się za bardzo, serial nakręcili porządnie, fabuła trzymała się kupy a ja miałam z tego tytułu dużo radochy.


Ps. Ale mogliby jednak bardziej pokazać kulturową nieprzystawalność Jamesa, to bycie pomiędzy. Bo miałam trochę wrażenie, że to jego bycie "człowiekiem z Afryki" było mocno powierzchowne, i że w gruncie rzeczy dokładnie ten sam James spieprzył z Anglii co po latach do niej powrócił.

Ps.2. A co do niedopowiedzeń, to może i dobrze, że tyle ich zostawili. Że były jakieś tylko migawki, na wpół wizje, na wpół sny, bo dzięki temu mózg mógł sobie poszaleć z domysłami. Co nie zmienia faktu, że i tak czuję niedosyt i chciałabym Czegoś Bardziej.

ps.3. Motyw incestu niezbyt im się udał.
Abelarda
PostWysłany: Nie 21:16, 26 Lut 2017    Temat postu:

Nie spojleruj za bardzo tym finałem Tabu, jestem gdzieś w połowie, a oczywiście, że sobie nie podaruję i przeczytam, jeśli napiszesz. Very Happy

Ale w sumie czuję się Tabu trochę rozczarowana. Ogląda się dobrze, prawda, ale jakoś nie umiem się związać z Jamesem (już prędzej wgryzłam się w wątek Tommy'ego w Peaky Bliders, których oglądałam poprzednio), a w dodatku - tadam, tadam - jak na serial reklamowany jako wyjątkowo mroczny zdecydowanie za mało tu mroku. Liczyłam na malaryczny klimat gnijących wodorostów i złych podróży, jakieś powiewy voodoo i klimat jak z piosenek Nicka Cave'a, a tu w gruncie rzeczy mało tego. Ale do końca obejrzę, tak, bo dalej nie tracę nadziei, że jeszcze coś mnie tam przykuje.
Hekate
PostWysłany: Nie 14:51, 26 Lut 2017    Temat postu:

Tu se przylazłam, co by o serialach gadać w serialowni.

Właśnie skończyły mi się odcinki The Expanse i została odcięta od dragów, zawsze muszę się wkopać w coś takiego. Najpierw, standardowo, oglądałam dla jaj, no bo trzeba na czymś zawiesić oko, i zdawało mi się, że wiem mniej więcej, jaki typ serialu oglądam. Ot, jakiśtam gostek w typie Kirka z nowych pożal się boru Star Treków, ot jakaśtam awantura, nieudany gliniarz, dość płaski konflikt polityczny, nic nowego. No i sama nie wiem jak to się stało, że zaczęłam się wciągać, powolutku, odcinek za odcinkiem, aż w końcu doszło do tego że siedziałam ze spoconymi łapami wpatrując się w ekran jak kot na ofiarę. Malutka awanturka zmieniła się w część wielkiego spisku, okazało się, że bohaterowie mają drugie i trzecie dna (także ci drugoplanowi), a w polityce zawrzało, przy czym niestety mam ten problem, że przepadam za political fiction, więc tym bardziej się zaangażowałam. Dajcie mi jakieś przepychanki polityczne, zimną wojnę, rewoltę, próbę wywołania konfliktu zbrojnego, a będę szczęśliwa! Tutaj na dodatek dostałam eksperymenty naukowe i ludobójstwo, także tego no, ekhm, ciekawie.
Dlatego teraz, jak debil, będę czekała na ciąg dalszy, bo naprawdę jestem ciekawa, co z tym fantem zrobią, a że książki na podstawie której to kręcili, nie czytałam, jestem błogo pozbawiona spoilerów.

<próbuje oddychać>

Oczywiście, jako że od roku cierpię na ciężką fazę na Black Sails, The Expanse szybko mi się zmiksowało z piratami - co jest w sumie naturalne, tu okręty, tam okręty, tu piraci, tam piraci, tu wyspy skarbów, tam asteroidy... ekhm Razz Podobieństwa nasuwają się same, w każdym razie mojemu mózgowi, który jak wiadomo potrafi scrossoverować nawet takie rzeczy jak serial dla nastolatków o wilkołakach z serialem o ciężkim więzieniu, więc co to dla niego Black Sails i The Expanse.

Tak. Ponieważ niedzielę mam łóżkowo-serialową, zaraz zabieram się za finał Taboo, ale to już materiał na inny post. Więc może o tym kiedy indziej.
Ceres
PostWysłany: Sob 17:26, 25 Sty 2014    Temat postu:

Jeszcze się powstrzymuję z formułowaniem opinii Smile.

Co do Loży, to to było nawet zabawne, ale nie będę spoilerować. A co do Anny i Batesa, to ich wątek lubię właśnie jak jest w tle, bo właściwie dlaczgo nie mogłoby być w serialu jednej pary, która ma normalne problemy? No ale gdzież by tam...
Hekate
PostWysłany: Sob 15:36, 25 Sty 2014    Temat postu:

Och, Downton jest urokliwe, tyle że pierwsze sezony bardziej, niż późniejsze. ALE ale od jakiegoś czasu obiecuję sobie, że do tego wrócę, żeby chociaż zobaczyć, jak się potoczyły losy mojej ulubionej, papierosowej "loży szyderców". Powiem szczerze, że akurat Anna/Bates to coś, czego kompletnie w serialu nie zauważam i spływa to po mnie jak po kaczce.

Cerere, a jak muszkieterowie BBC?
Ceres
PostWysłany: Sob 4:24, 25 Sty 2014    Temat postu:

Obejrzałam cztery sezony Downton Abbey w 2 dni i mam mieszane uczucia. Z jednej strony fakt, że to taki dobrze wyważony serial, któremu właściwie niczego nie brakuje, z drugiej strony to, że niektóre rozwiązania fabularne, niekoniecznie nawet te podyktowane zmianami w obsadzie, trącą nasiłowatością. No i Anna/Bates, którzy są uroczy i romansują w stylu, który mi bardzo odpowiada, a którzy też padli ofiarą tego, że jak coś się sprzedaje, to zajeżdżają to jak Łyska z pokładu Idy.
Natalia Lupin
PostWysłany: Śro 11:03, 28 Sie 2013    Temat postu:

Hahaha Aurora, święte słowa XD
Hekate
PostWysłany: Wto 20:30, 27 Sie 2013    Temat postu:

A mnie z kolei Broadchurch nie podeszło, obejrzałam parę odcinków, ale że a) byłam po Wallanderze, który jest AAAAAAAAAA, i b) nie jaram się Tennantem, skończyło się na niczym. I chyba nie chce mi się do tego wracać.


Edit. Tennant może Kennethowi Branagh co najwyżej sandały całować, o!

Wink
Aurora
PostWysłany: Wto 18:34, 27 Sie 2013    Temat postu:

"Top of the lake" jest nudne jak flaki z olejem, moim zdaniem, WIĘC MOŻE TOBIE, NAT, PODEJDZIE :p
Natalia Lupin
PostWysłany: Wto 13:24, 27 Sie 2013    Temat postu:

Ach ach ach seriale o zbrodniach <3

"Low winter sun" z Markiem Strongiem, loffciam tak bardzo i fabuła też wygląda dobrze! Podoba mi się, że bohater sam się wkopał w sytuację, która zaciska wokół jego szyi pętlę, a on musi utrzymać kamienną twarz. Cudowne. Mówiłam, loffciam Stronga?

Znalazłam "Top of the Lake" z Davidem Wenhamem i "Broadchurch" z Tennantem, są kolejne na liście. Mrrrau.
Hekate
PostWysłany: Pon 21:40, 26 Sie 2013    Temat postu:

Och, jestem naprawdę chorym człowiekiem. Stare seriale z dłużyznami, monologami przez pół odcinka, z zawiechami, Mimiką i innymi atrakcjami TAK BARDZO MNIE KOJĄ. Łiiiii! Reżyser się nie spieszy, aktorzy nie bawią się w kuglarzy, jaka książka, taki film. Zaiste dziewiętnastowieczny w klimacie. Tak, tak, mówię o "Les Miserables", włoskiej wersji z 1964 roku. Najpierw zerknęłam z ciekawości na końcówkę, teraz jadę od początku i baaardzo mi z tym dobrze (swoją drogą początek schrzanić trudniej niż koniec).

http://valvert.weebly.com/italian-les-mis-1964.html

Jestem przy czwartym odcinku i stwierdzam: włoska Fantine jest Fantine najbliższą moich wyobrażeń jak do tej pory.
To tak na marginesie.
A poza tym radują mnie wewnętrznie takie cosie, jak np. popisy adwokatów w czasie procesu Champmathieu, które zajmują większą część odcinka trzeciego /serduszko/. Normalnie łał Very Happy Stare filmy są stare. A ja mam z tego powodu ogromny zaciesz Very Happy


Edti. Już sam fakt, że bohaterowie Les Mis mówią po włosku TAK BARDZO MNIE BAWI.
Ceres
PostWysłany: Pią 23:24, 09 Sie 2013    Temat postu:

No ten Watson, ten. Ja zresztą akurat Freemana kompletnie nie identyfikuję z oryginalnym Watsonem - oryginalny Watson, wstyd przyznać, kojarzy mi się z książeczką, którą miałam jako dziecko, w której kaczor Duffy odgrywał rolę Sherlocka, a Porky rolę Watsona. Później, czytając Conan-Doyle'a, zawsze wyobrażałam sobie Watsona jako taką właśnie świnkę z wąsami, o:

http://www.animationsensations.com/media/catalog/product/cache/1/image/360x360/03ec619171198ab01d206977465ec431/W/B/WBAALEC61.JPG

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group