Autor Wiadomość
Zaheel
PostWysłany: Pią 15:03, 16 Cze 2006    Temat postu:

Miniaturka takajakaś nie realna. Prznajmniej ja to odbieram. Przemykając gdzieś w oddali zopachi i obrazy przeszłości. Jednak nie można ich pochwycić. Jednocześnie piszessz Reju o rzeczach przyziemnych zwykłych, co równowarzy ową ulotność. Tak w sumie to nie wiem co sądzić, ale wiem jedno podoba mi się!
blaidd
PostWysłany: Pią 14:47, 16 Cze 2006    Temat postu:

Rej, to zanczy, że pachniałaś płynem do zmiękczania tkanin?
Chodzi mi o to, że nie mam nic przeciwko, ale to bardzo oryginalny zapach zapamiętany z dzieciństwa - może zapamiętany wlaśnie dlatego, że oryginalny.
Rej
PostWysłany: Pią 14:12, 16 Cze 2006    Temat postu:

Heh, wbrew pozorom, ja uwielbiam zmiany Razz

Ten tekst to taka mini-autobiografia... Ale kurczę, to jest połowa tego, co pamiętam z dzieciństwa. Niewiele, prawda? To aż smutne, że można mieć aż taką sklerozę...
Aurora
PostWysłany: Pią 13:53, 16 Cze 2006    Temat postu:

Ojej, a ja widzę siebie. Z tymi pozdzieranymi kolanami i erą ludzi.

Ładniutkie dzieuko, wpdłam w klimat i zez zdziwieniem zauważyłam, że to już koniec... szkoooda, bo świetnie sie czytało (-:

Więcej takich północnych dzieuek, Rejuś!
blaidd
PostWysłany: Pią 13:45, 16 Cze 2006    Temat postu:

Łiiii, jakie to słodko-gorzkie (...)
Dziwne, ale drewniany dom nadal widzę przed oczami - głównie drewniany dom. Może dlatego, że chciałabym znaleśc się w takim? I w lesie, najlepiej iglastym.
Ale wszystkie scenki są wyraziste.
Ja lubię zmiany. Bardzo. Co nie przeszkadza mi byc jednocześnie niezwykle sentymentalną i przyzwyczajac się do miejsc (nie wspominając o ludziach). Na przykład, niedawno byłam całkowicie pewna, że w Warszawie nie zamieszkam po zakończeniu studiów, a teraz... już nie jestem taka pewna. Myślę, że to przez to, że kończy się jeden z etapów w moim życiu. Czy boję sie zmiany, która wtedy nastąpi? Może trochę. Przyzwyczaję się, ale tęsknota pozostanie.

Bardzo, bardzo mi się podoba Twoja miniaturka, Rej. Jest urocza, ale w sposób słodko-gorzki właśnie.
Hekate
PostWysłany: Pią 13:10, 16 Cze 2006    Temat postu:

Bardzo ładna miniatura, ale przecież nie mogło być inaczej, skoro autorką jest Rej Smile
Ja to odebrałam bardzo osobiście, chociaż - jako dziecko starówki - nigdy nie bawiłam się na podwórku z tej prostej przyczyny, że podwórka nie było.
Co nie zmienia faktu, że też nie chcę, żeby coś się zmieniło, a zmieni się już za miesiąc, po przeprowadzce. Boję się takich zmian. I mam wrażenie, że kiedy inni rzucają się na łeb na szyję w jakiś Życie, to ja sobie dalej trwam w swojej baśniowej krainie.
Ciekawe. Każdy zobaczy w Zapałce swoją historię, tak myślę. I każdy dostosuje ją do siebie. Bardzo ciekawe zjawisko!

Jeszcze raz chwalę <chwali> Lubię twoje teksty, Rejuś!
Rej
PostWysłany: Pią 12:45, 16 Cze 2006    Temat postu: Mała Czarna

Ta miniatura, jak większość innych, została napisana w bezsenną noc około północy. Można się w tym doszukiwać wielu rzeczy, ja sama okrywałam ten tekst, gdy czytałam go po raz dziesiąty, koło drugiej w nocy Razz

Jako dziecko pachniała kurzem i płynem do zmiękczania tkanin. Przetrząsała maminą bibliotekę w poszukiwaniu ciekawych, nieznanych bajek. Tańczyła, kiedy jej matka śpiewała podczas pichcenia obiadu. Uwielbiała gotowany groszek i machanie nogami poza barierkami balkonu. Oraz kogel-mogel z żółtek.
Na podwórku wołali ją Zapałka, ale ona wolała inaczej. Na przykład Koral. Chociaż to z angielskiego, a więc Coral. Trudno powiedzieć, co było życiowym pragnieniem małej, czarnowłosej sześciolatki.
To czy jej przyjaciółka zostanie tego dnia na noc? A może jazda na rowerze bez kółek podtrzymujących równowagę? Możliwe.
Co bardziej pewne, to to, że chciała by zawsze było tak samo. By rodzice tulili ją, gdy jak zwykle wróci ze zdartym kolanem, by móc spać pod oknem, malować po ścianie, skakać z najwyższej szafy na styropianową pufę...
Ale... marzenia zazwyczaj dochodzą do wniosku, zresztą często słusznego, że ich pensja jest zbyt niska, by mogły się spełniać długoterminowo.
A więc trwały rok z kawałkiem.
Po tym czasie przyjechała ciężarówka i zabrała siedmioletnią dziewczynkę, jej rocznego kota i całą resztę w inne miejsce.
Skończyło się tulenie, bo nie było z kim zdzierać kolan, koniec z machaniem nogami na wysokości trzydziestu metrów, malowaniem po ścianach, bo dom z ciemnego drewna, nawet słuchanie opowieści z kasety o Guliwerze odeszło w niepamięć.
Ale wtedy nadeszła era elfów.
Lecz i to trwało rok.
Czyli jak wszystko, również czary, musiały przeminąć, by kiedyś móc wrócić.
A drobna siedmiolatka poczeka. Choćby miała czekać rok, dwa, dziesięć lat.
Poczeka.
I ciągle będzie pachnieć kurzem, pokrywającym książki, oraz płynem do zmiękczania tkanin.
Bo pewne rzeczy się nie zmieniają.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group