Autor |
Wiadomość |
smagliczka |
Wysłany: Śro 13:16, 20 Sie 2008 Temat postu: |
|
Koooot...!
Błagam, bo mnie zęby bolą
(masz dysortografię?)
Tak, uważam, że nauczyciele wiedzieli. Musieli wiedzieć, dlaczego ich uczeń opuszcza cyklicznie niektóre z zajęć szkolnych. No i sądzę, że na takich eliksirach chociażby, gdzie Remus mógłby zetknąć się z jakimiś substancjami szkodliwymi dla niego (z pochodnymi srebra itd.) wiedza o likantropii jednego z uczniów była już obowiązkiem nauczyciela - żeby nie stwarzać zagrożenia dla niego. Poza tym, nauczyciele też musiei wiedzieć, jak się zachować, gdy Remusowi gwałtownie 'pogorszyło' się podczas zajęć. Gdyby nie mieli pojęcia, że jest wilkołakiem, byłoby znacznie trudniej (i niebeziecznej dla samego Remusa, który nie miałby opieki osób wtajemniczonych, ergo: nietrudno o wypadki, szkodliwe zarówno dla niego jak i reszty). Mówię o tym, że gdyby nauczyciele nie wiedzieli, mogliby nieświadomie dopuścić do sytuacji, w których inni uczniowie ucierpieliby... potencjalnie (nie wiem, jak to jest np. z krwią wilkołaków - nie sądzę, by zetknięcie się z nią zarażało likantropią, ale może być toksyczna dla człowieka).
Co do tego, dlaczego Remusa podejrzewano o zdradę... Ech, przewałkowałam już ten temat sama ze sobą, pisząc o tym, i przełknęłam najbardziej możliwy scenariusz - ze smutkiem, ale prawda w takich przypadkach zazwyczaj nie jest sielankowa.
Zresztą, jeśli ktoś nadal naiwnie wierzy, że przyjaźń Huncwotów była idealna... to chyba umknęło mu parę szczegółów (a te szczegóły są, moim zdaniem, wierzchołkiem góry lodowej). Mam wrażenie, że móstwo było między nimi nieporozumień. Z wiekiem coraz więcej. To tłumaczy, dalczego Remus został odsunięty w pewnym momencie, dlaczego nie wiedział, kto był prawdziwym Strażnikiem Tajemnicy Potterów. Gdyby nadal pozostawał kręgu zaufanych najbliższych - wiedziałby wszystko. A nie wiedział nic. To chyba o czymś świadczy :/
A wczesniej? W szkole? Wypadek pod wierzbą - tu Black wykazał się idiotyzmem do potęgi! Ale nie sądzę, by traktował Remusa aż tak przedmiotowo. Od zwyczajnie nie pomyślał. Ot, Syriusz Black
Natomiast pana Pottera to ja nie chcę komentować. Cierpię na antyrogaczym, ale nie ze wględu na Remusa (bo James raczej mieł do niego podoby stosunek jak Syriusz, czyli byli dobrymi kumplami, między którymi czasem zgrzytało, mniej bądź bardziej... dopóki coś się między nimi na dobre nie popsuło ). Ale Pottera nie trawię ze względu na jego modzieńczy charakterek. Jeszcze bardziej wkurza mnie po siódmym tomie. Bo ja łudziłam się jednak, że jest trochę inny. Bardziej "szlachetny" (ależ okropne słowo, fuj!) Ale nie jest. Cóż się okazało? Że najpierw ratował Severusa przed wilkołakiem, a niedługo potem ośmieszył go na błoniach i doskonale bawił się, poniżając kogoś, komu ponoć z dobrego serca ratował życie (proszę? a to dopiero bohater o złotym sercu! psia jego mać! ) - teraz nie lubię go jeszcze bardziej. Zraziłam się na całej linii |
|
|
Kot |
Wysłany: Śro 12:26, 20 Sie 2008 Temat postu: |
|
A mnie najbardziej dręczy zagadnienie: DLACZEGO to właśnie Remusa posądzono o zdradę ( Syriusz wspomina o tym w "Więźniu Azkabanu"), dlaczego to właśnie jego uznano za zdrajcę który donosił Valdemortowi?
Osobiście uwarzam, że pozostali Huncwoci traktowali Remusa trochę jak... jak rozrywkę, to znaczy po tym jak zostali już Animagami, jak sposób na ciekawą przygodę. Wiem, że nie ma przyjaźni idealnej, ale dostrzegam również, że zachowanie Syriusza często raniło Remusa, np. gdy powiedział Sewerusowi jak może dojść do miejsca w którym jest Remus. Przecież gdyb Sewerusowi stało się coś złego, Remus nigdy by sobie tego nie wybaczył. A i tak mimo, że nic się nie stało, to znaczy Sewerus nie został ranny, to przecierz dowiedział się o przypadłości Remusa. Co wiele lat później wykorzystał. Reakcja łańcuchowa...
A jak myślicie czy nauczyciele uczący w Hogwarcie wiedzieli o chorobie Remusa gdy ten uczeszczał do szkoły? (Wiem, że odbiegam od tematu, przepraszam).
Oj, ja niedobra, wybacz Smagliczko, że naraziłam Cię na wstrząs ortograficzny,starałam się poprawić tekst (ale nie wiem z jakim skótkiem). |
|
|
Nath |
Wysłany: Pon 21:47, 04 Cze 2007 Temat postu: |
|
Wśród tych wszystkich milusińskich cech jakie posiada Remus kanoniczny...na pewno znajdzie sie troche złośliwości. Przecież nikt nie może być wiecznie miły i opanowany! Przecież sam też czasem miał szlabany wraz ze swoimi kolegami:D Niby grzeczniutki dobrze uczący sie chłopaczek a do tego prafekt..ale jak wykręcił jakiś numer to dopiero musiała byc zadyma:P Na pewno mu sie to zdarzało....przecvież nkt nie jest aniołkiem:P |
|
|
smagliczka |
Wysłany: Nie 23:29, 03 Cze 2007 Temat postu: |
|
Bo Hekate to chyba patrzy na Remusa przez pryzmat swej ślizgońskości (no i twórczej wrażliwoiści).
Jak wiem, dłużej siedzisz w Remusie niż ja. Oj, znacznie dłużej i chyba głębiej (czytałam Twój "Artykuł schizofreniczny - Pożegnanie z Remusem", wczoraj dokładnie).
Myślę, że Remus potrafi być złośliwy, ale cóż "mój" Remus zwykle złośliwości zostawia dla samego siebie, no, chyba że ma do czynienia z przyjaciółmi (ale częto tego żałuje potem). No i w moim jest trochę pedagoga jednak (też bywa, że później żałuje). Nie jest to pedagog w stylu "weź się za naukę", ale bywa taki: "nie szalej, tylko usiądź i pomyśl" albo "zachowałeś się jak kretyn i wstyd mi za ciebie".
Cóż począć, mojszy Remus jest chyba bardziej kanoniczny od Remusa Hekate po prostu (cuś mi się zdaje, że już chyba każdy jest bardziej kanoniczny od Hekatowego - ale to pewnie tylko wrażenie po lekturze "Pożegniania").
I wiecie co? Fanoniczne wyobrażenia, których nie można się pozbyć, lub chociażby ich wyciszyć, są zmorą dla fanfikotwórców.
Potem tylko się słyszy: "ten niemojszy, tamten niemojszy..." Ale, kurde, oparte o kanon. I co? Dupa. Nie dogodzisz |
|
|
Hekate |
Wysłany: Nie 23:01, 03 Cze 2007 Temat postu: |
|
Precz z kanonem!
(Hekate wywiesza transparent)
No patrzcie, przez ten siódmy tom tak nam się trochę odświeżyły działy potterowe, ha, a już myślałam, że kurz na nich po wieki wieków...
Ja niestety mam problema z oddzielaniem swoich wyobrażeń od kanonu. I obawiam się, że taka już ómrę |
|
|
Kira |
Wysłany: Nie 22:42, 03 Cze 2007 Temat postu: |
|
O, i tu właśnie musimy nauczyć się oddzielać nasze opinie o bohaterach kanonicznych od opinii na temat tych "naszych". Jeśli chodzi o kanon, to podejrzewam, że wizja Nath jest bliska prawdy. Czy np. mojszy Remus też taki jest nie wiem, bo ja go już sobie wyobrażam z tyloma różnymi osobowościami, że to pod świętokradztwo podpada |
|
|
Hekate |
Wysłany: Nie 22:13, 03 Cze 2007 Temat postu: |
|
Mnie się cholernie nie podoba robienie z Remusa głosu sumienia. To znaczy ja wiem, że to wina Rowling, ale...
Jak dla mnie, to on raczej działał jak kubek zimnej wody, ale nie gadkami typu "może byście lepiej wzieli się za naukę?", ale jakoś tak ironicznie, prześmiewczo.
Bo mojszy Remus taki lekko wrednawy jest |
|
|
Nath |
Wysłany: Nie 20:12, 03 Cze 2007 Temat postu: |
|
James i Syriusz są liderami grupy, przecież to oni planowali wszystkie wybryki i żarty i byli najbardziej zbuntowani z całej 4. Peter im wtórował bo chciał im dorównać jednk zawsze pozostając w cieniu. A Remus głosem sumienia owszem tak on jedyny umiał nad nimi zapanować..może nie zawsze był w stanie wybic im głupie pomysły z głów-moje ulubione "Syriuszu usiądz!", ale w wiekszosci przypadków sie go słuchali. Musiał sobie niezły autorytet wyrobić... Może to własnie dlatego go tak lubili. |
|
|
Lena |
Wysłany: Wto 11:13, 16 Sty 2007 Temat postu: |
|
Wydaje mi się, że Remus był poniekąd głosem sumienia całej paczki, równoważył beztroskę Jamesa, Syriusza. Pilnował by nie przesadzili. Być może mieli mu to trochę za złe. A Peter? Chyba nie tylko Remus, ale James i Syriusz też traktowali go jak maskotkę. |
|
|
Nightwish |
Wysłany: Pią 9:35, 15 Wrz 2006 Temat postu: |
|
Remus tylko miał włączony móżg, mówiąc bardzo krytycznie. Reszta świetnie się bawiła, szalała i jakaś tam ich bohaterskość była tylko taką głupią bohaterskością żadnym poświęceniem. Najwyżej w imie własnego tyłka |
|
|
Hermiona Granger |
Wysłany: Pią 2:35, 15 Wrz 2006 Temat postu: |
|
Ja też myślę że to była przyjażń ale według mnie tylko Lupin starał się w miarę możliwości nie łamać zasad i postępować rozważnie....... |
|
|
Aurora |
Wysłany: Czw 7:49, 27 Lip 2006 Temat postu: |
|
W tym, co napisałą, Huragius, jest dużo prawdy. Wiem z własnego doświadczenia - dziewczyny z sanatorium i nasz pokój śnią mi się po nocach. Sądzę, że w normalnych warunkach, nie zaszczyciłybyśmy się nawet odrobiną uwagi - no, może ja z Kasią trochę, ale Klaudia? Klaudia należy do tego rodzaju ludzi, od którego trzymam się z daleka - przebojowa, wygadana, pije, pali, etc. ALe byłyśmy w jednym pokoju i było idealnie - pierwszy raz w życiu ktoś skłonny był coś robić dla mnie - ona potrafiłą pójść do kogoś i mu nagadać za to, jak mnie traktuje. Nie powiem, ja też próbowałąm im pomagać i w ogóle... to było naturalne. A to tylko miesiąc - co przez 7 lat? Wtedy 'zawartość' pokoju staje się po prostu naturalna. Osobowości się dopełniają, chłopcy razem przechodzą w wiek dorosły... A potem... WYobraźcie sobie choćby to wakacyjne osamotnienie - wyjechali z Hogwartu i... i co? Pustka - budzi się sam (z rodzeństwem) w pokoju.
Co do rodzinnego zżycia - ja i Gollum oficjalnie się nie znosimy, ale tak naprawdę skoczyłabym za nim w ogień - on tak samo. Kłócimy się, bijemy i w ogóle - nie znosimy w sposób w jaki potrafi się nei znosić rodzeńśtwo... Jednak zawieramy 'sojusze' - przeciw rodzicom, etc. etc.
Kiedy jesteśmy sami w domu śmiejemy się i żartujemy. On w lot łapie, o co mi chodzi. Rozumiemy się jak nikt. A pozornie nic nas nie łączy, oprócz wspólnego mieszkania (no i rodziny ).
Brawa dla Huragius, że zwróciła na to uwagę...
O, i piąty z pokoju?... hm, muszę się zastanowić, bo mnie osobiście wydaje się, że Frank Longbottom raczej był starszy od Huncwotów... |
|
|
Huragius |
Wysłany: Śro 22:19, 26 Lip 2006 Temat postu: Huragius daje znak życia |
|
Ekhem, rozpiszę się troszkę.
Nie jestem pewna, czy wszystko będzie zgodne z faktami, ale jak mi się zdaje, czterej panowie byli w jednym domu i na jednym roku. Z tego, co mówiła Sz. P. Rowling na temat systemu Hogwartu oraz liczebności i rozmieszczenia uczniów wynika, że co roku powinno przybywać czterdziestu nowicjuszy, po dziesięć w każdym domu - pięć dziewcząt i pięć chłopców. Wynika z tego, że dormitorium Gryfonów tego rocznika wyglądało następująco: Remus Lupin, Syriusz Black, Peter Pettigrew, James Potter oraz Wielka Niewiadoma – co do tej Wielkiej Niewiadomej są trzy możliwości: albo, jak to się czasem zdarza, co potwierdziła autorka, ktoś dostał list i nie przystąpił do nauki w Hogwarcie, albo jest to nieznany nam zupełnie bohater, albo (co ja obstawiam) był to Frank Longbottom. Nawiasem, drogie panie Lunatyczki, zagadką piątego współlokatora, już dawno powinnyśmy się zająć i chyba nawet otworzę taki temacik, chyba, że mnie ktoś powstrzyma/uprzedzi.
Zmierzam w tym przydługim komentarzu do tego, że oto mamy kilku chłopaczków wyrwanych z domu, rzuconych na głęboką wodę, pośrodku oceanu obcych ludzi. Wszyscy są w miarę sympatyczni, to jeszcze dzieci, mają swoje problemy, ale są otwarci, niepoważni, młodzi. Chcą towarzystwa, grupy, która zapewni im bezpieczeństwo. Skoro mają cechy wymienione wyżej i przebywają ze sobą tak długo (w końcu razem mieszkają) jak mogłoby być inaczej? Musieli się po prostu zebrać. Dwie ważne cechy zwyczajnie ich związały: pierwsza to ten niepowtarzalny młody wiek, druga to że dzielili ze sobą pokój. Osoby, które z tobą mieszkają, dowiadują się o tobie niezmiernie wielu osobistych rzeczy, o jakich może nie wiedzieć nawet twój bardzo bliski przyjaciel, właśnie dlatego, że z tobą nie mieszka.
My, Lunatyczki, czasem popełniamy ten błąd, że stawiamy Lunia z góry jako autsajdera, ale przecież przybywając do Hogwartu miał ledwie jedenaście lat i chciał dokładnie tego samego, co pozostali. Dobra, miał ten „futrzany problem”, ale wtedy chyba jeszcze nie filozofował i… hm, próbuję napisać, że psychicznie Remus miał takie same potrzeby jak każdy inny jedenastolatek.
Więc mamy czwórkę mieszkających razem chłopców. Na początku zaprzyjaźniają się, bo jest taki wiek, kiedy nic nie stoi na przyjaźni rozumianej w ten sposób, w jaki się ją w tym wieku rozumie. A potem, z roku na rok, zwyczajnie do siebie przywykają. Nie mówię, że to, co było między nimi nie było przyjaźnią, ale myślę, że jednak przeważało przywiązanie i przyzwyczajenie. Z czasem, kiedy dojrzewali i pojawiły się nowe problemy, to przyzwyczajenie do bycia razem pomagało je jakoś przezwyciężać, stawiać z boku, a na pierwszym planie trzymać przetrwanie tego układu. W końcu zaczęło to przypominać nie tyle przyjaźń co więzy krwi. Swojego rodzeństwa nie trzeba lubić, ale to rodzeństwo. Oni spędzili ze sobą 7 lat w jednym pokoju, a to że na początku postanowili trzymać się razem sprawiło, że potem łączyło ich to już na stałe, jak rodzeństwo. Czterech braci, którzy nigdy się do końca nie rozumieją, z których każdy ma swoje widzi mi się, wśród których panuje normalna bratnia hierarchia i podział ról. Nie: kochające się na amen, serialowe, na śmierć i życie, ale takie zupełnie przeciętne, po prostu do siebie przywykłe rodzeństwo, które razem się wychowało, jest przyzwyczajone do tego, że jest razem i nie widzi już w ogóle innej możliwości. Tak widzę Huncwotów łącznie z naszym Remusem. |
|
|
Ceres |
Wysłany: Nie 19:28, 18 Cze 2006 Temat postu: |
|
Cytat: | Jak o nich myślę, to zawsze staje mi przed oczami moja, żeńska wprawdzie, ale jednak, paczka przyjaciół. Tak się dziwacznie składa, że też nas jest czwórka i naprwdę nie ma większych sprzeczności jak nasze, charakterologiczne. Czasem czuję, że między mną, a którąś z nich coś się psuje, potem naprawia. Raz w towarzystwie jednej czuję się genialnie, a miesiąc później nie widzę sobotniego wieczoru bez innej. Ale wiecie co? Jak dzieje się coś ważnego, to zawsze jesteśmy wszystkie razem. Bo to przyjań od podstawówki, nie może być nic trwalszego. |
U mnie to samo. Co prawda jedna czwarta się trochę ostatnimi czasy oddaliła, ale na nas może zawsze liczyć, jakby co. A poza tym - czterej muszkieterowie, banda czworga z "Ogniem i Mieczem", wszystkie te słynne czwórki - przecież też nie byli tacy sami, be, to, że się różniło, dodawało temu wszystkiemu smaku.
Mówiąc o odmiennym postrzeganiu pełni przez Huncwotów, chodziło mi raczej o to, że Syriusz nie zawsze może pojmował cierpienia Remusa, ale sama idea pomagania mu była zrodzona z przyjaźni, a nie z chęci psocenia. |
|
|
Remusek17 |
Wysłany: Nie 18:10, 18 Cze 2006 Temat postu: |
|
Rem a reszta Huncwotów?
ciekawy temacik
męska przyjaźn zawsze jest szorstka
a co do roznic charakteru mysle ze im to raczej nie przeszkadzało
raczej wnosiło duzo
Rem do Petera?
hmm
ktos kogo trzeba poprowadzic za raczke
do opiekowania raczej a nie do kumplowania
a c o do roli Rema w tej przyjazni
to podzielam zdanie lady Szefowej
obserwator
/tak jak ja nawiasem mowiac/
i wynalazca wiekszosci rekwizytow do sztuczek bandy |
|
|