Hekate |
Wysłany: Pią 13:01, 22 Wrz 2006 Temat postu: |
|
Nasuwa mi się wiele skojarzeń, ale pierwsze słowo, jakie mam ochotę użyć jest... banalne. No tak. Po prostu pomyślałam, że tekst jest CIEKAWY. Ma w sobie COŚ.
Modernistycznie, trochę może filozoficznie, a już na pewno wewnątrzświadomościowo. To jest opowia... nie, nie mogę tego nazwać opowiadaniem! To jest rzecz wybitnie osadzająca się na umyśle czytelnika. Wgryza się w umysł. Przynajmniej mój.
Cytat: | Chcesz coś robić – robisz to. Komuś się to nie podoba – nie ma z tym nic wspólnego. Można by więc powiedzieć, że jest to świat idealny. Wszyscy są szczęśliwi. Nikt nie ma nad nimi władzy, nikt nad nimi nie czuwa, nikt nie nakłada na nikogo żadnych obowiązków, czy chociażby zaleceń. |
Przerażające. Przerażająco ateistyczne, kompletnie nie-moje, bo przecież żyję w świecie, który jest PEŁEN. Faktycznie, to właśnie jest piekło. Ale takie szczęście jest jedynie pozorem, bo przecież iluzja zawsze prędzej czy później musi prysnąć.
W tym momencie skojarzyła mi sie piosenka Kaczmarskiego "Bal u pana Boga", jeśli nie znasz, to zerknij, gdzieś tam jest tekst w internecie. W ogóle klimat jak z płyty "Raj".
Jeśli chodzi o sprawy techniczne, to jestem raczej na "tak", bo to ciekawy(tak, znowu to słowo!) eksperyment narracyjny. Zdialogizowany monolog tak jakby. Właściwie usterkę widzę tylko jedną:
Cytat: | Zło było w nim zawsze. Ale teraz dosięga wszystkich. Każdego dotyka swoje własne zło. |
Zła forma zaimka. Powinno być - "Każego dotyka jego własne zło".
Chyba tyle chciałam rzec - a właściwie mogłabym ględzić tak długo, że lepiej skończę teraz, kiedy jeszcze mogę
Muszę się zapoznać z innymi utworami twojego autorstwa! |
|
Harpoon |
Wysłany: Śro 16:14, 20 Wrz 2006 Temat postu: Apocalypsis |
|
Za zachętą Atry zamieszczam tu moje, jak dotąd ostatnie, chyba najkrótsze ze wszystkich dzieło.
Apocalypsis
Kim jestem? Bardziej pasowałoby pytanie: „czym”. Jednak na to pytanie również nie mogę udzielić odpowiedzi. W moim świecie nie ma nazw. Tak, jak nie ma imion. Z resztą po co, skoro wszyscy znają tylko tych, których chcą i są znani przez tych, którzy ich chcą znać.
Żyję już na tym świecie od... Już sam nie pamiętam, jak długo. No bo, po co liczyć coś, co nie ma końca? Czym w takim razie jest mój świat? Chyba najwłaściwszym określeniem byłoby „nieskończonością”. Bo taki też jest. Jak wszystko tutaj, nie ma żadnych barier, czy granic. To samo dotyczy również Nas. Chcesz coś robić – robisz to. Komuś się to nie podoba – nie ma z tym nic wspólnego. Można by więc powiedzieć, że jest to świat idealny. Wszyscy są szczęśliwi. Nikt nie ma nad nimi władzy, nikt nad nimi nie czuwa, nikt nie nakłada na nikogo żadnych obowiązków, czy chociażby zaleceń.
I w tym (dość przewidywalnym dla Nas) świecie nagle zdarzyło się coś (wtedy dla Nas) niezwykłego. Coś, co na ten moment wydawało się dla mnie nieuchronne, jakby wtedy sięgało poza moją wyobraźnię.
A wszystko zaczęło się od jednego z Nas, którego wcześniej nawet nie znałem.
Było dość ciemno (przynajmniej dla mnie, bo akurat tego chciałem). Wtedy, nagle pojawił się On. Najwidoczniej zażyczył sobie, żeby wszyscy go poznali. Chciał po prostu być sławny. Jednak nie wszystkim się to spodobało, więc zwyczajnie nie przyjęli go do swoich świadomości. Jednak on o tym wszystkim wiedział. Bardzo się tym zasmucił, a ponieważ nie chciał być smutny, to wciąż nalegał. Za którymś razem, dla spokoju, ci, którzy zwlekali najdłużej przyjęli go do swoich pamięci. Wtedy wszystko wróciło do normy...
Do teraz. Słucham właśnie, jak jeden z Nas wpadł na taki sam pomysł. Mam złe przeczucie. Zaraz.. ja Go chyba znam. Chociaż nie, nie wiem. A może On chce, żebym wiedział. To dlaczego w takim razie pragnie sławy? Jedyne, co o nim wiem, to to, że jest uparty. Że będzie dążył do swojego celu aż do skutku. Jednak nie. Coś jest nie tak..
Nie! Nie przyjmuję go! Zapominam. Jednak On wraca. Pyta się ponownie, mówi, że będzie tak długo nalegał, aż się zgodzę...
Z resztą, co może złego zrobić? W razie czego znów go odrzucę.
Przyjmuję.
...spokój...
Znowu się odzywa. Tym razem po to, aby powiedzieć, że już wszyscy go przyjęli. „Gratuluję” – mówię. Jak inni.
O! On ma nawet kilka ciekawych pomysłów. Zaczynam go lubić. Może moje przeczucia były błędne...
Widzę, że nie tylko mnie to dotyczy. Już wszyscy Go polubili. On jest świetny!
Zaraz... A to co?! Zaczyna coś robić. Nie wiem, co to jest. A może On nie chce, żebym wiedział.
Nagle poczułem się jakoś dziwnie... Źle. Nie wiem, co się dzieje. Chcę z tym skończyć, ale nie mogę. Nie mogę się od tego odciąć. Co się dzieje?
On znów się odzywa. Mówi, że to On, że tak będzie lepiej. Ktoś odpowiada, że nie chce. Ale już za późno. Nie może „nie chcieć”. Lubi Go, jak ja, więc lubi też jego pomysły. A to jego pomysł.
Ale tego pomysłu nie lubię! Ciebie też już nie lubię. „To wyjdź stąd” – słyszę - „Nie musisz tu być”.
Tamtego już przekonał. Zostaje. Ale ja nie chcę być sam. Nie idę. Wolę zostać.
Co?! Wygania mnie! Nie! Zostaję! Chcę zostać! „Przysięgnij. Przysięgnij, że to Twoja ostateczna decyzja”. Przysięgam. Tylko mnie nie wyganiaj. Zgadza się. Co za ulga.
Ale zaraz... Tu jest źle. Chcę stąd wyjść. Nie mogę? Ach tak... Przysięgłem. Poddałem się.
Może uda mi się go obalić. Muszę spróbować. W końcu nic mnie nie ogranicza. Poza tą przysięgą...
Udało się! Teraz jemu jest tu źle. Ale czy mnie jest przez to lepiej? Tak. Może teraz On zdecyduje się to wszystko przerwać.
Jednak nie. Mści się, tak jak ja się mściłem. To nie ma sensu, już nie będę.
Coś się z nim dzieje. Niedobrego. Niektórym zaczyna się tu podobać. Nie o to mu chodziło. Znam jednego z tych, którym się już podoba. Wiem, że oni udają. Żeby poczuł, co My czujemy. Ale on tego nie wie. Załamuje się. Jego plan zawodzi. Jednak go nie kończy. Nie chce go kończyć.
Już wszystkim jest źle. Nie ma Nas i Jego. Jesteśmy My. Wszystkim jest źle...
Raj, który stał się piekłem.
Ale dlaczego? Bo jest w nim zło? Nie. Tu nie o to chodzi. Zło było w nim zawsze. Ale teraz dosięga wszystkich. Każdego dotyka swoje własne zło. Tylko jak do tego doszło? Może to było nieuniknione... Może taki świat, jak Nasz w ogóle nie powinien istnieć? A może dlatego, że nikt nad nim nie czuwał? Może...
Nie mogę już tego wytrzymać. Ile bym teraz dał za świat z ograniczeniami. Za świat, w którym nikt nie mógłby robić wszystkiego, czego zapragnie. Za świat bez podziału na dobro i zło...
On już to zrobił. Niewielu nas zostało. Myślę, że to koniec. Pragnę tego końca.
Chcę go. Jak niczego w życiu.
Koniec
.........
[/i] |
|