Autor Wiadomość
Aurora
PostWysłany: Śro 15:41, 11 Sty 2006    Temat postu:

Ciąg dalszy następuje, i jak Orora zauważyła, kończą jej się gotowe odcinki... Będzie trzeba piiisać...

Loise z trudem podeszła aż tak blisko, mugolskim sposobem skacząc za pomocą kul. Z zawziętością patrzyła sponad okularów na zadowoloną i wesołą, jakby nigdy nic, matkę. Czemu ta kobieta zachowuje się jak dziecko?! Żadnych instynktów macierzyńskich, zero, nul. Już ciocia Herm bardziej się martwiła chrześniaczką.
- Ja tu zostaję – warknęła, z przekąsem usadawiając się na drewnianej ławce.
- ?! – Luna odwróciła się obdarzyła córkę nieprzytomnym spojrzeniem.
- Nie… Idę… Dalej… - pokazała na migi. – Tu… Zostaję…
- Ahha. Dobra, tylko o siebie dbaj – odparła Luna Lovegood i dziarsko podążyła ku Błędnym Skałkom.
Losie pokręciła z politowaniem głową i wyciągnęła książkę z podręcznej torby. Powoli pogrążyła się, czytając „Lśnienie” Kinga… Oj, tak, chodź do mnie, chodź do mnie rączkę mi dać…
***
- CIOOOCIIAAAAA HERMIONNNA!!! – zawył chórek rudowłosych dzieciątek na widok wkradającej się do mieszkania Freda Weasley’a naszej kochanej Hermiony Granger. Zza ryżej bandy wyjrzała bardzo radosna, wręcz nie do poznania, Cho.
- Witaj Hermiono – władczym gestem podała szczupłą dłoń i natychmiast obróciła się ku jednej z córeczek. – Tai, uspokój się, bo znowu dostaniesz ataku astmy. Jeff, ty też nie biegaj, ledwo co przestałeś kaszleć – skośnooka pani Weasley odwróciła się z błogim uśmieszkiem do panny Granger. – To jak, Hermiono, wejdziesz i napijesz się ze mną herbaty? Freda nie ma, siedzę sama z dzieciaczkami.
- Cho, nie jestem pewna… - zaczęła niepewnie Hermiona. Mimo, że Harry’ego już między nimi nie było, to przyjazne stosunki raczej nie panowały pomiędzy Mistrzynią Transmutacji a prowadzącą najpopularniejszego programu Czarodziejskiej Rozgłośni Radiowej.
- Herma, nie wstydź się, właź i nie gadaj! – zawołała obnażając w jadowitym uśmieszku małe ząbki. Chcąc, nie chcąc, Hermiona musiała napić się herbaty razem z Cho.
- Więc, kochana, co tam u ciebie słychać? – zapytała grzecznie Cho. Ku zdumieniu Hermiony, matka nie reagowała na donośne wrzaski dochodzące z sąsiednich pokoi. W drzwiach nauczycielce mignęły umazane pastą do butów Weasley’ówny i goniący jej mali, skośnoocy Weasley’e. Z oporem skierowała wzrok na byłą szukającą Krukonów.
- Ach, wiesz, normalnie, bez zmian. Pracuję, jem, śpię, i znów pracuję. A u ciebie?
- Czyli nadal rozpaczasz po śmierci Harry’ego? – była Krukonka zignorowała pytania i wyprodukowała w skośnych oczach łzy. – Ach, biedactwo moje, jakże ja ci współczuję… Doskonale wiem, co przeżywasz… Do tej pory, gdy ktoś mi przypomni Cedrika nie mogę się opanować… Chlip, chlip.
Wyciągnęła spod kanapy pudełko chusteczek i wydmuchała donośnie nos. Hermiona skrzywiła się nieznacznie. Panna Fontanna.
- A… Ale podobno ty ze starym Snapem coś… Od dawna było widać, że między wami iskrzy… - w brązowym, załzawionym oczku błysnęło niezdrowe zaciekawienie. Hermiona z trudem powstrzymała się od niegrzecznego parsknięcia, nie miała ochoty opryskać (słodką!!!) herbatą skórzanej kanapy. Po chwili jednak wybuchła gromkim śmiechem, jakiego nie powstydził by się Hagrid.
- Ja… ze… Snapem… To po prostu śmieszne, Cho, jak mogłaś coś takiego wymyślić! A co tam u Marietty? Nadal nie może zoperować tych blizn po pryszczach…
Doszłoby do rękoczynów, gdyby nie idealnie zakłócający wszelkie działania wojenne powrót Freda.
- Hej, ho, rodzino! Wróciłem! – rudowłosy, potężny i szeroko uśmiechnięty pan Frederick Weasley wkroczył do salonu z dziećmi uczepionymi skórzanych spodni. Cho, z animuszem ucałowała męża.
- Cześć Fred! – Hermiona pomachała dłonią do starego znajomego.
- Hermiooona! Jakże dawno nie widzieliśmy naszej stolicy mądrości! Widzę, że pijesz już herbatkę, mamy chyba jakieś ciasta, Cho, prawda? Poczęstujmy naszego miłego gościa…
- Nie, Fred, nie, dziękuję, jestem po obiedzie – Hermiona zaprotestowała energicznie. Wypieki Cho pod względem smaku i zapachu ustępowały jedynie ciastom Hagrida, o czym panna Granger przekonała się dość niedawno. – Przyszłam, żeby porozmawiać z tobą w pewnej sprawie… I zmykam do Hogwartu.
- Ach, cóż, no tak – po twarzy Freda przemknął cień smutku i niepokoju. – Czoczusia, zabierz dzieci i wyjdź. Szykuje się rozmowa w cztery oczy, więc..
- Och, tak, jasne, Cho wszystko zrobi! – skośnooka zgarnęła jednym ruchem dzieciaczki i trzasnęła drzwiami.
- Ach, ta kobieta ma nieposkromione siły! – westchnął z maślanymi oczami Fred.
- Tak, jestem pewna, ale…
- Przyszłaś spytać o zajście z Percym, prawda? – tym razem głos Weasley’a zabrzmiał poważnie.
- Tak. Dyrektor McGonagall…
- Zapewne chce się dowiedzieć prawdy z pewnego źródła. Z wiarygodnego źródła. – westchnął Fred i rozluźnił jadowicie czerwony krawat. – A więc mówię, choć to może być nieprzyjemne dla ciebie i całej reszty…
- Nie rozumiem, ale mów – Hermioną zawładnęło niemiłe uczucie.
- Percy został porwany, i najprawdopodobniej zamordowany… Trwają poszukiwania ciała w Tamizie… Ta dziewczynka z Hogwartu też zapewne nie żyje… - Fred nie mógł z siebie wydusić głosu. – Co najgorsze, odpowiedzialna jest za to grupa Śmierciożerców.
- CO?! –krzyknęła Hermiona. – Jak?!...
- I nie zgadniesz, pod czyim dowództwem – stwierdził grobowo Fred. Hermiona pokręciła głową. Kto mógł być aż tak okrutny?!
- Niejakiego pana Harry’ego Jamesa Pottera.
Cisza. Taka grobowa cisza… i pacnięcie. Stukot otwieranych drzwi i krzyk Freda:
- Cho! Wody!
***
- Cześć – ciepły, męski głos dochodził z prawej. Loise nie zwróciła uwagi na kolejny odgłos wszechobecnego świata.
- Do ciebie mówię – powtórzył ten sam głos. Loise z lekką obawą opuściła książkę. Ukazała jej się za nią zaintrygowana, pociągła twarz starszego chłopaka. Miał ładne, szaroniebieskie oczy.
- Do mnie? – zapytała niepewnie. A co jeśli się wyrwała jak z motyką na słońce? Na szczęście pokiwał głową.
- Jak się nazywasz? – spytał ponownie. – Bo że masz złamaną nogę, to widzę.
- Mhm. Jestem Loise. A ty? – odparła niechętnie.
- Udzielasz bardzo treściwych odpowiedzi – usiadł obok, a raczej klapnął zmęczony. –Ja jestem Igor Możejko.
- Mhm.
- Co robisz?
- Czytam.
- Co czytasz?
- Książkę.
-J aką?
W odpowiedzi pokazała okładkę.
- Nie jesteś rozmowna.
- Nie zadaję się z nieznajomymi.
- Ale przecież już jestem znajomy! Przedstawiłem się.
- Ale ja nie.
Chwila ciszy. Chłopak zajrzał przez ramie, żeby poczytać razem z nią. Taktownie się odsunęła.
- Pan się do mnie przystawia? – warknęła zdenerwowana.
- Jestem Igor, i nie mam się po co przystawiać. Po prostu lubię „Lśnienie” Kinga – odparł urażony.
- A co jeszcze Kinga czytałeś? – zapytała po chwili. Dopiero, kiedy dłużej mu się przyjrzała (kątem oka, oczywiście) zauważyła, że ma nie więcej niż 16 lat.
- Sporo. Jak już powiedziałem, lubię jego powieści.
Znów cisza.
- Czyli? – dodała, nie mogąc znieść takiego napięcia.
- Bardzo lubię Miasteczko Salem. I Sklepik z marzeniami… i…
- Ja uwielbiam „Miasteczko Salem”! A czytałeś może Mroczną Wieżę? – zawołała uradowana.
- Ty też? Do tej pory nie spotkałem nikogo młodszego, kto by czytał o Rolandzie… - powiedział zdziwiony.
- Ja też nie. Ale… - spojrzała na zegarek, którego nie miała. – Ee, wiesz może która jest godzina?
- Trochę po szesnastej, a co? Czekasz na kogoś? – rzucił spojrzenie ku wyjściu ze Skał.
- Moja mama już tam wlazła prawie dwie godziny temu… - Loise nieco zbladła. Przeciętnie obejście Skałek i powrót do tego miejsca zajmowały czterdzieści minut do godziny. W przypadku Luny Lovegood najwyżej półtorej godziny, ale dwie?!
- Och… - Igor przygryzł usta i rozejrzał się dookoła. – A ty, Loise, czy ty… Jesteś… No, czy masz magiczną moc? Jesteś czarownicą?
- Tak, uczęszczam do Hogwartu, a co… Igor, mów o co chodzi? Czy coś się stało z moją mamą? – zamknęła książkę i szybko wrzuciła do torby. Chłopak zmierzwił brązowe włosy.
- Bo… Około półtorej godziny temu był tu jakiś dziwny atak… Podobno zwolenników starego Sama-Wiesz-Kogo, i oni porwali jakąś czarownicę… Ty nie nazywasz się Lovegood, prawda? – zapytał pospiesznie. Losie poczuła, ze żołądek jej podjeżdża do gardła. Zaczęła płakać.
- Nie, nie mama… Igor…
- O kurka. Siedź tu nadal, ja szybko przeteleportuję się do Ambasady, przyślą ci kogoś z Hogwartu.. Czekaj tu na mnie!
I z cichym pyknięciem zniknął.
***
Severus Snapem odpoczywał. Tak, odpoczywał. W tle Requiem Mozarta, a Sever w pozie boskiej nimfy odpoczywał na leżance. Wyraz błogości na srogiej twarzy porafiłby doprowadzić do zawału niejedną osobę, znającą Starego Nietoperza sprzed parunastu lat.
Cudownie. Sielanka, jak nigdy. Nikt nie mógłby zniszczyć tego… Nikt…
Oprócz Nigela, który z głośnym hukiem wparował do pokoju.
- Severus, musisz przypilnować moich wychowanków, bo ja spieszę – rzucił zdyszany Dumbledore.
- Gdzie spieszysz, niegodziwcze? – odparł sennie Severus, zastanawiając się, czy najpierw obedrzeć ze skóry, czy od razu poodrzynać kończyny zostawiając kadłub.
- Luna Lovegood została porwana na jakiejś górze prawie na końcu świata, a Loise tam została całkiem sama. Wiesz, że nie ma rodziny, wiec jako Opiekun domu musze się nią zająć – gniewnie wychrypiał Nigel. – Dociera?
- Lovegood… Porwanie… Dziecko same na końcu świata… - pomruczał przez chwilę Sev. Nagle otworzył ciemne oczy. – A skąd ty to wiesz, mądralo?
- Niejaki Igor Możejko przybył przed paroma minutami do Hogwartu. Więc, Severusie, prosiłbym, żebyś zwrócił niejaką uwagę na Krukonów…
- Tak, tak, tak, to już sobie idź. Twoi Krukoni całkiem dobrze sobie poradzą BEZ ciebie. A dziecko siedzi samo na krańcu świata. Więc?... – Nigel wściekły wyszedł jeszcze przed ostatnimi słowami Snape’a, który, z wyraźnym zadowoleniem wrócił do przerwanej drzemki.
***
Na widok Loise Nigelowi Dumbledore’owi skręciło się serce. Z żałości. Wbrew pozorom, posiadał i sumienie.
Patrząc na chudą dziewczynkę czytającą książkę, można by pomyśleć, ze to najzwyczajniejsze dziecko na świecie. Ale noga okuta w gips, kule i zmętniały wzrok dziecka potrafiłyby wzruszyć nawet najzimniejsze serce.
- Profes-sor Dumbledore – stwierdziła dziewczynka z dziwnym półuśmiechem. – Co pan tu robi?
- Przyszedłem po ciebie, Loise. Pojedziemy do Hogwartu – powiedział cicho Nigel.
- Ale po co pan się fatygował? Ja tu mogłabym zostać, i…
- Panno Lovegood. Musisz iść ze mną. Tu nikt po ciebie nie przyjdzie – podniósł kule i podał dziewczynie. – Ciocia Hermiona z tobą porozmawia, a pani Pomfrey opatrzy rany. Pomóc ci?
- Nie, poradzę sobie, nie potrzebuję litości – głos dziewczęcia zhardział, a w oczach błysnęła wrogość.
- Przeteleportuję cię prosto do Hogsmeade. Nie potrzebuję pozwolenia – rozejrzał się dookoła i złapał dziewczynę za ramię. Dopiero jak wstała dało się spostrzec, że nie ma dziesięciu lat. Bardzo chuda, wzrostu niewiele ponad pięć stóp, no, może pięć i pół stopy…
- Nic pan nie powiedział o moim ojcu – nagle syknęła marszcząc czoło. – Pewnie nie wyraził chęci opieki nade mną, prawda?
Spojrzał na nią badawczo. Czyżby?...
- Z twoim ojcem jest trochę cięższa sprawa. Porozmawiamy o tym później.
Hekate
PostWysłany: Pon 19:27, 02 Sty 2006    Temat postu:

No fajne. No. Wink Wybacz, że tak kolokwialnie, ale inne słowo mi do głowy nie przychodzi. Luna i jej córeczka bezbłędne, Morgana zresztą też, ale Snape mi się nie podoba. Jest za mało absurdalny jak na absurd, lub zbyt absurdalny jak na normalny fanfik. Poza tym ten motyw porwania z kosmosu wzięty - reakcja grona nauczycielskiego cokolwiek dziwna. A przynajmniej psychologicznie nieprawdopodobna.
Nigel mnie intryguje.
Czekam na ciąg dalszy.
Angel
PostWysłany: Pon 18:40, 02 Sty 2006    Temat postu:

Jeszcze! jeszcze! One odcinek more! A kto nie fersztejen, temu w head przyjejem!!!
Nessie
PostWysłany: Pon 15:33, 02 Sty 2006    Temat postu:

Mrrr... Cudowne. Życie - Jest - Piękne. Cytat roku. Ach, ten wspaniały, niekanoniczny Nietoperek... Wink
Trilby
PostWysłany: Nie 20:21, 01 Sty 2006    Temat postu:

Cytat:
- Życie - Jest - Piękne. – Powtórzył jeszcze bardziej grobowym tonem.


I za to Cię uwielbiam! xD
Aurora
PostWysłany: Nie 16:25, 01 Sty 2006    Temat postu:

Na życzonko:

Gdzieś daleko, dużo później
- Tu?! Tu mamy… spać?! – pisnęła z wściekłością Loise na widok małego pokoiku, z dwoma pojedynczymi łóżkami. W porównaniu z najgorszym magicznym motelem, to było…
- Tak, właśnie tak, chociaż teraz przewidujemy, że skoczymy na Szczeliniec. Szybko, wrzucaj na siebie, co tam masz ciepłego i… - Luna założyła futrzaną uszatkę i grubą kurtkę.
- Żartujesz mamo, prawda? – jęknęła Losie i opadła ciężko na łóżko. – Nie dość, że to była najokropniejsza jazda samochodem, mamy noc, jest na dworze minus dwadzieścia, a ja padam, to ty umyśliłas, że pójdziemy w GÓRY. Oglądać jakieś tam tłuściochy, czy jak im tam…
-T łuściochy Białołape. A co zamierzasz tu robić, o tej porze?
- Hm… Spać?... Maaamooo, nie ciągnij mnie po schodach… Arghhh!!!...
***
Blisko, dużo wcześniej
- Ha, a nie mówiłem, że porywacz był RUDY? I miał dzikie spojrzenie, ha, wypisz wymaluj, George Weasley! – Snape triumfował po rozmowie z Dalią i Susie. Hermiona ze złością kopała kamyczek na ławeczce przed zamkiem.
- No, niby tak… Ale i tak wszyscy twierdzą, że to jacyś następca Voldemorta zaczyna działalność. Już od dawna się mówiło, że dziwne rzeczy się zdarzają w kraju. Zniknięcia mugoli, zwierząt, ale nie, no jasne, to nic takiego… Jak za czasów Voldemorta… - wyszeptała, jakby przerażało ją widmo Toma Riddle’a. Bo ją przerażało. Ciągle miała przed oczami ostatnią walkę, kiedy Harry…
- Voldemort i Voldemort. Na Merlina, wam wszystkim poodbijało. Potter go zabił, doszczętnie, bezbłędnie, Horcruxy rozwalił, nawet mi Dark Mark nie został… - poklepał ją pocieszająco po plecach. – Nie martw się. Nie myślałem, ze to kiedyś powiem, ale życie jest piękne.
- Khy… CO?
- Życie - Jest - Piękne. – Powtórzył jeszcze bardziej grobowym tonem.
- SEVERUS! Czy ty powiedziałeś…
- Tak, tak powiedziałem. Chyba się starzeję.
- Albo ja jestem pijana i majaczę, albo ty jesteś pijany, albo to jest mój jakiś głupi sen… - szeroko rozwarła oczy. – Ty powiedziałeś, że życie jest piękne?
- Zamierzasz o tym napisać książkę, czy jak? Przestań to powtarzać, bo mnie dołujesz. Zaczynam wątpić w moją sprawność umysłową. Jeszcze parę takich dni, jak dziś i zmienię się w Nigela Dumbledore’a.
- Weź, teraz ty mnie przerażasz! Przydałoby ci się trochę ochłody – z impetem wbiła kulkę śniegu prosto w twarz Opiekuna Slytherinu i uciekła w stronę zamku.
- JA ci dam Granger! – rzucił się za nią lepiąc w pośpiechu wielkie kule. – Nie myśl, że ja się nie umiem dobrze bawić!...
***
Dużo później, gdzieś w Polsce
- Buuu… -zaszlochała Loise. – Widzisz mamo, przez ciebie będę łaziła w gipsie dwa miesiące! Podwójne złamanie, buu, jak mogłaś! Ała, niech pani tam ostrożniej zakłada gips, to boli!
- Nie może boleć, dostałaś końską porcję środka przeciwbólowego. – syknęła tłusta pielęgniarka. – A pani też chyba coś odbiło. Ciągnąć czternastoletnie dziecko po górach, w nocy! Nieodpowiedzialność, ot co.
- Nie spadłaby, gdyby mnie słuchała, proszę pani. Bywałyśmy w takich miejscach, o jakich pani nawet nie wie, że istnieją! Magia, po prostu magia. – Zawołała rozentuzjazmowana Luna.
- Pfmw. Hogwart, prawda? Myśli pani, że m tu nie mamy magii?! Że jesteśmy gorsi?! – pielęgniarka zapieniła się i wstała.
- AŁA!!! – wrzasnęła Loise, gdy Polka poruszyła nogą. – Mamo, weź już się nie odzywaj, dobrze?! Ja chcę przeżyć!
- Córka ma rację. Niech pani łaskawie stąd wyjdzie, dobrze? – pielęgniarka była potężna i bez problemów zatrzasnęła drzwi za Luną. - Ferula, mam już tego dość, obie idźcie w cholerę.
***
O tej samej porze, Hogwart
Nigel Dumbledore, lat 35, spoglądał w zwykłe, niemagiczne lustro. Smutno kiwał głową, a wokół przelatywały nuty muzyki poważnej. Pomyślał o dziadku, którego wszyscy tak kochali…
- Nie rozumiem życia – szepnął, tłumiąc łzy w zielonych oczach. – Nie mogę zrozumieć życia. Czemu jestem tym, kim jestem?...
Odszedł parę kroków i otworzył ciemną, omszałą szafę. Nachylił się i wyciągną coś. Ze złością zniszczył trzymaną w dłoniach rzecz. Każdy, kto w tej chwili zobaczyłby Nigela Dumbledore’a nie rozpoznałby go. Zielone oczy błyskały złowrogo, rzucając błyskawice, a białe zęby zaciskały się z taką mocą, że aż trzeszczały.
- Nienawidzę cię. Nienawidzę.
Nessie
PostWysłany: Nie 0:17, 01 Sty 2006    Temat postu:

Fantastyczne Wink Czekam...
Maggie
PostWysłany: Pią 16:14, 30 Gru 2005    Temat postu:

O ja głupia nimfomanka! Jak ja mogłam nie przeczytać do tej pory?!
Ori, co ja będę się rozpisywać? --> WIENCEJ!
Freeze
PostWysłany: Wto 12:16, 27 Gru 2005    Temat postu:

<Wala się po podlodze>

Orooo...Blagam!

<Uspokaja się>

No, więc tego. Fajneeee...!!! Where is next part? <Och, jak ja kocham moj Enlizki>
Aurora
PostWysłany: Wto 12:07, 27 Gru 2005    Temat postu:

Oho. Więc, na życzenie, wklejam dalej. Ku memu zdziwieniu odkryłam, ęe mam tego nawet sporo.
Uwaga, mogą się pojawiać spojlery. Dość spore.
***
WIECZOREM
Severus zajrzał do barku i zaklął ze złością. Została mu ostatnia butelka prawie piętnastoletniej whisky, którą dostał od Harry’ego Pottera. Dwa miesiące przed śmiercią dzieciaka. Ironia losu. W wyniku tej (idiotycznej) walki i Potter, i Czarny Pan zginęli… A on zaczynał go lubić. Pottera, nie Voldemorta. Pamiętał, jak razem się upili, po śmierci Rona Weasley’a i Neville’a Longobottoma… I następnego dnia przyniósł mu tę butelkę.
… -Severus, wczoraj oczyściłem ci barek, więc masz – roczochrany chudzielec wcisnął mu brązową, ciężką torebkę.
- Co to? – odpowiedział skacowany Snape. – Głowa Voldemorta?
- Nie, jeszcze nie – roześmiał się Potter. – Pierwsza lepsza whisky. Ale, jak będę miał Voldemorta, to zrobimy na jego uchu wódę!
- Ta, to dopiero będzie mocne. Prawdziwa żmijówka!...

Trzymał ją na jakąś lepszą okazję. Miał oblewać wygraną… Ale nie szło mu w smak. Naprawdę, żal Pottera. Gdyby Dumbledore wtedy był… Ale nie żył. Sam z nim skończyłes, nie pamiętasz? - szepnął w jego głowie złośliwy głos.
Niespodziewanie otwarły się drzwi komnaty. I wyjrzała kudłata głowa Hermiony Granger.
- Severus – wychrypiała. – Dziś rocznica, pamiętasz?
- Właź – odpowiedział zakłopotany. Zapomniał. Jak mógł zapomnieć?! No tak. Trzynasty luty. Równe 14 lat.
Hermiona pewnie podeszła do barku. Z bliska zauważył, że miała lekko zaczerwienione oczy. Ale tylko lekko. Przecież to tyle lat minęło…
- Whiskey? Może być. Lubię whiskey – wzięła butlę w dłonie i lekko się uśmiechnęła.
- Dostałem ją od niego. Pewnie by chciał, żebyśmy to wypili razem – wyciągnął dwie szklanki do whisky zamyślony. – Chyba robię się sentymentalny, moja droga.
- Zauważyłam – odparła lekko. – Sprawa wieku. W końcu zostałeś obwołany mianem starego nietoperza. Jak ja będę miała tyle lat, co ty, to mnie nazwą… hmm…
- Łopatozębą Granger – dokończył i nalał whisky do szklanek. – Muszę czegoś łyknąć. Bo zaraz się rozkleję.
***
Butelkę później…
- Seeeveeeruuusss… Czemu my nigdy ze sobą nie teges? – jęknęła mocno potargana i czerwona Hermiona na ramieniu mistrza eliksirów.
- Bo…khyk…zdaje się, że…khyk… no, khyk, jak to powiedzieć? – Severus zazezował. – A, bo ty kochasz Pottera. Nadal.
- Ano, tak! – Hermiona ziewnęła. – Prawie zapomniałam. Że ten cholerny los tak zadziałał. Gdyby przeżył, to bym miała piątkę dzieci i 20 kilo nadwagi. Jakież to byłoby cudowne życie!
- Taaak… Chlip – Severus pociąga nosem. – Może by nawet dzieciaczki mówiły do mnie dziadku?
- Weź, nie przesadzaj, strach mieć takiego dziadka… Po twoich wizytach by miały koszmary – Hermiona przyjrzała się uważnie szklance. – Cholera, chyba whiskey się skończyła.
- Gdyby nie Vooll… khyk… Demort to by było fajnie.
- Yhy. A ty sobie… khyk… wyobrażasz, że Losie Lovegood, wiesz, córka Luny…
- No?...
- Te inne Krukonki nie dają jej życia!... Chlip, i dowiedziałam się dopiero o tym od Nigela… - zabuczała Hermiona.
- Nie przypominaj mi imienia tego człowieka. Dostaję przy nim torsji. – warknął Severus złowrogo. – A o Losie wiem. A może wiesz, kto jest jej ojcem? Bo, na szczęście, dziewczyna ma więcej z matki.
- Nie mam pojęcia, kto powinien poczuwać się do ojcostwa. Luna nigdy nie zdradziła mi tego sekretu – chuchnęła w szklankę. – Ona czasem sprawia wrażenie, jakby dzieci przynosiły chrapaki krętorogie. Na Merlina, to przecież najmłodsza Weasley’ówna jest bardziej poważna od Loony!
- Ja podejrzewam Zabiniego – spekulował Snape wpatrując się z uwagą w poprawiającą szatę Hermionę. – Lovegoodowna ma w oczach coś Ślizgońskiego. I jest do niego podobna…
- Tak sądzisz? – nieobecnie dodała. – Merlinie! Już trzecia! Po rocznicy. Ale od jutra spokój, większość jedzie do domów na święta, a reszta na Walentynki do Hog… Hogsmedaesme… Czy jak to było.
I wyszła. Bez pożegnania. Ale Severus Snape już tego nie słyszał. Spał.
***
- Mamo… -jęknęła, zakrywając uszy Losie.
- …twoje słowo, tak jak owoc, smakuujee mii… - zawyła siedząca obok jasnowłosa kobieta. Jednocześnie Losie zatkała uszy i wyłączyła radio.
- Czemu wyłączyłaś muuuuzykę? – zaśpiewała Luna. – Taka łaaadna pioosenkaaa.
- Weź mnie kobieto nie dobijaj. Ty w ogóle moją matką jesteś, czy siostrą? – skrzywiła się Losie. Właśnie minęły wielki drogowskaz wskazujący, gdzie trzeba skręcić jadąc w (westchnięcie zgrozy, Anglicy, tutaj… - przyp. autorki) Góry Stołowe. Koniec świata, w takie miejsce to może jechać tylko Szaluuna, żeby oglądać Tłuściochy Białołape. Czy coś takiego istnieje?!
- Oho, z twojego tonu wnioskuję, że chcesz porozmawiać o tym, kto jest twoim tatusiem – szaleńczy uśmiech na twarzy, zgrozo, trzydziestoparoletniej kobiety, jeszcze się rozszerzył. – Chyba, że wolisz posłuchać muzyczki ze mną.
Natychmiast rozbrzmiało radio. Powoli wyraz zaciętości na twarzy Loise przemieniał się w błogość. Po paru minutkach dziewczyna mogłaby latać, nawet bez miotły.
- …miałeś być przy niej… Miałeś być na każdy znak… - obie Lovegood śpiewały, równie wysoko i fałszywie. A pluszowy chrapaczek krętorogi bujał się w rytm masy zakrętów.
***
- Ach, Severrrusie, cóż za sielanka! – Nigel podał skacowanemu Severuskowi półmisek z wędlinką. Na szczęście nie miał na sobie nic różowego, w odwrotności do sali przyozdobionej starymi, spranymi kokardkami w ulubionym kolorku Gilderoy’a Lockharta.
Severus, z grobową miną, wymienił pełne politowania spojrzenie razem z Hermioną. Powoli zaczynał podejrzewać młodego Dumbledore’a o skłonności homoseksualne… A przynajmniej bi.
- Mhm.
- Severusie, powiem ci, że mi przykro gdy na ciebie patrzę. Bardzo, ale to bardzo mi przykro. – nagle wesołe do tej pory oczy Krukano pokryła mgła zaniepokojenia. I cała postać jakby się zmniejszyła. Straciła blask. Takiej chwili można go było wziąć za człowieka.
- Czemu ma być przykro tobie? Tobie, który całą, cholerną wojnę z Voldemortem przesiedziałeś gdzieś, gdzie nie raczysz nawet powiedzieć!? Nie byłeś nawet na pogrzebie swojego dziadka… Czy tak postępuje człowiek, któremu może być przykro?! – warknął wściekle. – Nie pamiętasz nawet, co to za rocznicę mieliśmy wczoraj!
I odwrócił się w drugą stronę. Najchętniej by wstał od stołu, jak nadąsana, piętnastoletnia panienka i zgorszył (już dość zgorszoną) młodzież. Zajął się śniadaniem.
Niestety, to nie był koniec. Po chwili poczuł kościstą dłoń na swoim ramieniu.
- Co znowu?! Nie widać, że jem? – warknął opluwając sąsiada owsianką.
- Chłoszczyć – Hermiona oczyściła zaklęciem stonowaną, czerwoną szatę. – Przepraszam, że ci przerywam, ale mamy problem.
- Ach – odstawił owsiankę. Nagle odechciało mu się jeść. – Czyli?
- Coś się dzieje w Ministerstwie… Podobnież kam bek Voldemorta. I zniknęła jedna z twoich uczennic, niejaka Moira Knootz. – oznajmiła Granger już w korytarzu.
- I ty to wiążesz?! –westchnął Severus. – Nie rozumiem, panno Granger.
- Tak się składa, że Minister… - przerwała ostrzegawczo, gdy Severus zaczął dziwnie kaszleć. - … i mała Moira zniknęli w podobnym czasie. O podobnej godzinie, i takie tam. Bzdety.
- Hm. Hm. Hm. – skrzywił się Severus. – Myślę, ze na razie nie będę się przejmował Weasley’em. Lepiej porozmawiajmy z koleżankami Moiry, jakim cudem dziecko mogło zniknąć z własnego dormitorium.
- Być może zostali porwani przez jakąś zorganizowaną grupę? Jacyś idioci próbują wywołać panikę, i… - zamyśliła się. – Bo nie wierzę, żeby nagle Percy Weasley zrejterował, oszalał, czy co tam jeszcze i porwał dzieciaka.
- A może George Weasley uciekł z Munga i postanowił zrobić braciszkowi i dziewczynce, którą podejrzewa o niecne związki z Ministerstwem, wakacje? To by pasowało – grzecznie napomknął Snape. Po chwili został zgromiony wzrokiem godnym samej dyrektorki.
- No, co? Założę się, że porywacz był rudy.
***
Freeze
PostWysłany: Wto 11:47, 27 Gru 2005    Temat postu:

Przepraszam bardzo. MOZE? Musisz. Jesli nie, bede Cie nekac. Zobaczysz. Opowiadanie fajne. Lekkie, zgrabne i powabne.

Cud, miod i orzeszki. Pisz dalej!
Aurora
PostWysłany: Wto 11:32, 27 Gru 2005    Temat postu:

O, ktoś przeczytał Smile
Wiem, literówki u mnie są zawsze, niezależnie, ile razy sprawdzam. Ale Losie i Loise to akurat zamierzone. Losie jest zdrobnieniem Loise Wink
Mam dalsze części, moze wrzucę...
Trilby
PostWysłany: Pon 23:55, 26 Gru 2005    Temat postu:

Very Happy Jest to na swój sposób rozbrajające Smile Mnie rozbroilo ;]
dorcia
PostWysłany: Pon 23:42, 26 Gru 2005    Temat postu:

a mi się podoba i czekam na kolejny odcinek. Lubię opowiadania kanoniczne i tak samo lubię te niekanoniczne. Trzeba tylko znaleźć dobrego autora, a wtedy można czytać i czytać. To też jest całkiem niezłe.
Treść jest, bohaterowie są, wnuk Dumbledore'a bardzo dumbledorowaty, Snape snapeowaty. Podoba mi się. A ponieważ mi się podobało, to na błędy nie patrzyłam. Tzn, robisz literówki. Raz jest Losie, a raz Loise. A na inne nie zwróciłam uwagi.
Aurora
PostWysłany: Sob 15:35, 15 Paź 2005    Temat postu:

Nikt sie nie prosi, ale co tam. Wkleję jako przedstawicielstwo Anty-Kanonu.

***
-La, la, la, la, laaaaaaaaaaa!!! –zaśpiewała nisko Morgana w dormitorium Krukonek.
-Zamknij się, nie widzisz, ze się uczymy? –warknęła Losie do uśmiechniętej blondynki.
-Ja też. La, la, la, la, la, laaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! –zawyła Morgana i potrząsnęła białymi włosami.
-Nie no, ja z tą wariatką zwariuję, Joline, nie można jej uspokoić? –jęknęła Losie do brązowowłosej Joline Madsen siedzącej obok wyjącej.
-Nie sądzę, Losie. Ona tak ma. Czysta krew się w niej odzywa… -zachichotała szatynka i poklepała Morganę po plecach.
-Phi, szkoda że nie trafiła do starego nietoperza, chociaż my, uczciwe, prawowite, inteligentne Krukonki byśmy miały spokój…
-Wypchaj się Losie. Jesteś nadęta jak ta moja kuzynka Jeanette. La, la, la, laaaaaaaaaaaaaaaa!!! –zawyła białowłosa, szarooka Morgana Malfoy.
Losie z naburmuszoną miną wyniosła się z pokoju, trzaskając drzwiami.
-Więc nasza droga, nadąsana Losie sobie poszła. –roześmiała się Joline.
-Mała kujonica w okularkach, hehehe. Można sobie porozmawiać, gdy nie zalatuje szlamem. –Morgana zamrugała zalotnie oczkami i przeczesała włosy. Jak na trzynastolatkę zachowywała się co najmniej źle. Ale jak na pannę Malfoy, bardzo, ale to bardzo dobrze. Cóż, krew Ginevry Weasley się odzywa.
***
-O, ja biedna, znękana troskami tego karkołomnego, niebezpiecznego żywota chwały, cóż ja mam począć z ciężarem, który na mnie opadł?
Hermiona usłyszała jękliwy, znękany głosik dochodzący zza pordzewiałej i skrzypiącej zbroi. Zaintrygowana zajrzała w do starej skrytki.
-A wtedy odpowiedział jej Slytherin ”Chodź, moja droga, zostań mą niewiastą, a obdarzę cię wszelkimi dobrami, jakie zna ludzkie oko!”… -mała, czarnowłosa dziewczynka w okularach z zapałem czytała na głos „Hogwart, czyli tragedia w trzech aktach” Williama Shakespeare’a.
-Loise Lovegood! Co ty tu robisz? –zawołała wzburzona Hermiona. Była prawie 1 w nocy. Szare oczka spojrzały na nią… przerażone? Nie, jednak po chwili uznała, że to zwykłe zaskoczenie.
-Czytam, pani profesor. –odparła Losie z uśmiechem pokazując książkę.
-O tej porze? Na korytarzu?! Losie, idziemy do profesora Dumbledore’a! –zrobiła groźną minę.
-Musimy? –zapytała z nieodgadnioną miną dziewczynka. Hermiona westchnęła.
-Loise, co tu się do diabła dzieje? Już trzeci raz od początku roku szkolnego zostałaś złapana na wałęsaniu się po korytarzu po północy! Jak jeszcze raz się coś takiego stanie, to osobiście odwiedzę Lunę! Bo chyba inaczej do twojej matki nie można przemówić, jak tylko prosto w twarz, rozumiesz? –podniosła lekko głos.
-No, dobra. Uspokój się ciociu. Pójdziemy nawet do profesora, tylko nie denerwuj mamy. –Losie wsadziła książkę do torby i wstała ze spuszczoną głową.
Hermiona pomyślała, jak to dziecko może wygadywać takie bzdury. Luna najprawdopodobniej nigdy nie uderzyłaby dziecka, a już na pewno nie krzyczała na nie. Kto wie, czy Luna Lovegood kiedykolwiek była zdenerwowana?!
-Loise. Ja nie chcę denerwować Luny, dobrze o tym wiesz. Jestem twoją matką chrzestną, i chciałabym się dowiedzieć, czemu wieczorami siedzisz na korytarzu zamiast w dormitorium. Powiesz mi to? –zbyt błagalny ton. O nie. To brzmi jakby zaraz miała się rzucić na kolana i błagać Losie o wyjawienie prawdy.
W odpowiedzi dostała ponure i powątpiewające spojrzenie.
-Hermiono! Co ty tu robisz o tej porze?... I to z moją wychowanką Losie Lovegood, hę? –ten głos. Hermiona straciła resztki cierpliwości.
-NIGEL! Nie potrafisz chodzić tak, żeby ktoś cię usłyszał? A nie, tylko podsłuchujesz i zadajesz durne, wścibskie pytania?! Chciałam sobie porozmawiać w spokoju z uczennicą, rozumiesz? –wrzasnęła prosto w twarz nauczyciela OPCM. Zielonkawe oczy lekko się rozszerzyły, ale obojętna mina pozostała.
-A więc przepraszam, że przeszkadzam. Już sobie idę, i przypominam, ze Losie powinna być od… -spojrzał na zegarek. –Trzech godzin w łóżku. Dobranoc.
Tym razem Hermiona czekała, aż ucichną nawet kroki natręta. I dopiero odwróciła się do dziewczyny.
-Loise, profesor ma rację. Wraca do łóżka. I to natychmiast. Porozmawiamy jutro, ale jeśli mi nie powiesz, o co chodzi…
-Tak, tak, rozumiem. Chyba się zrobiłam śpiąca. –Losie czmychnęła w kierunku wieży Ravenclawu.
***
Następnego dnia (a dokładniej, to tego samego, tyle, ze rano), lekcja eliksirów trzeciej klasy.
-Koniec czasu. Zakorkować fiolki, podpisać i ustawić na moim biurku. –Severus Snape wyszeptał złowieszczo. Wszystkie dzieciaki po kolei podeszły ze zakorkowanymi fiolkami w rozmaitych kolorach. Najczęściej powtarzały się odcienie różu, chociaż eliksir powinien być jadowicie zielony. Ach, to pokolenie. Severus, z rozpaczą, musiał zdecydować, ze eliksiry w klasie 6 można kontynuować przy PO, ponieważ Wybitne zdarzały się średnio raz na trzy lata.
Nagle jego słuch przykuło dziwne, skrywane chichotanie. Popatrzył na Weasley’wó. Terry i Ted wytykali paluchami małą Krukonkę, która właśnie wstała i ustawiała fiolkę (zieloną, o dziwo) na biurku. Severus przyglądnął się z ciekawościa, co w niej ich śmieszy. Nagle rozpoznał w niej córkę Luny Lovegood i…
Na szacie Losie zostało wypisane białą, odblaskową kredą „KOHAM STAREGO NIETOPEŻA”.
Severus zamarł. Ale tylko na chwilkę.
-Lovegood! Tak, do ciebie mówię. Zostaniesz po lekcji w sali posprzątać wszystkie stanowiska, rozumiesz? –zasyczał. W szarych oczach dziewczyny pojawiła się iskierka złości.
-Ale!... Dlaczego? Przecież nic nie… -zaczęła podnosić głos.
-Minus 10 punktów dla Ravenclawu. Jeszcze jedno słowo, a będzie minus 50 i szlaban. –zmrużył (jak miał nadzieję) groźnie oczy.
Krukonka odwróciła się dumnie zadarłszy nos i z wściekłą miną usiadła przy stoliku. Czekała, aż wszyscy wyniosą się z klasy i wyjęła brudną ścierkę by powycierać stoliki.
-Podejdź no tu. –zawołał ją. Dziewczyna z nieufną miną się zbliżyła.
-Powiedz mi, co znaczy napis na twojej szacie? –zapytał lodowatym głosem. Tym razem w oczach pojawiło się zwyczajne zaskoczenie.
-Jaki napis? –zapytała mała Lovegood i szybko zdjęła szatę. Pod spodem, ku uldze Severusa, miała mugolski sweterek.
Na widok białego napisu nagle zbladła, potem się zaczerwieniła, aż zzieleniała.
-To-nie-ja-to-napisałam. –syknęła wściekle. –TO… NIE…
-Tak, tak, domyśliłem się. Musiałem się upewnić. –odparł jadowicie.
-Ja nie piszę z błędami… Bo…e… chodziłam przez siedem lat do mugoskiej szkoły… -zarumieniła się lekko i spróbowała rzucić zaklęcie czyszczące na szatę. Przez chwilę się zapieniło, ale napis pozostał.
-Obawiam się, że to nie zejdzie tak łatwo. Sądzę, że najdłużej tydzień będzie odporne na wszelkie zabiegi czyszczące. –usiadł na krześle i zaczął grzebać w szufladach.
-O, choler…
-Lovegood! Minus pięć za używanie wulgaryzmów. –rzucił Severus. –Domyślasz się, KTO to mógł zrobić?
-Morgana… -syknęła Losie i zacisnęła pięści.
-Ja nie muszę wiedzieć. Ze wszelkimi skargami radzę ci iść do opiekuna domu. –Snape wyciągnął wreszcie z samego dna szuflady migoczący marker. –Jednak mogę ci to pożyczyć. Dla wyrównania rachunków, rozumiesz?
-Co… Magiczny marker? –zapytała wziąwszy w dłonie długopis. Severus się roześmiał.
-Nie mała. Jeszcze lepiej –syknął cicho z szaleńczym błyskiem w oku. –Mugolski.
***

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group