Kira |
Wysłany: Śro 23:23, 31 Paź 2007 Temat postu: |
|
Właśnie, Ori? Czemu ja też dopiero teraz?
W sumie to podpisuję się pod komentarzami przedpiśczyń. Tekst jest piękny, mroczny i pełen emocji. Hekate ma rację, takich miniaturek nie da się czytać na pęczki, ale od czasu do czasu są prawdziwą ucztą. Gratulacje. |
|
Aurora |
Wysłany: Śro 20:47, 31 Paź 2007 Temat postu: |
|
Łaaadnie. Dopiero to odkopałam. Dlaczego dopiero teraz?
Jestem w takim małym dołku, a to było mocne, pełne kształtów, zapachów, różnych odcieni ciemności. Mrau.
Chociaż mnie osobiście Syriusz/Lily boli. Się zRogaciłam, wszystko przez to.
Jednak opowiadanie ma klimat, mrau. |
|
Hekate |
Wysłany: Nie 23:06, 14 Paź 2007 Temat postu: |
|
Nie podoba mi się Sandman. Zgrzyta, jak z innej bajki. Poza tym eksperyment ekspetymentem, ale "czemu upadamy" i tak wypadałoby napisać z wielkiej litery.
Bardzo dobre. Klimatyczne, trochę mroczne, troszkę orgiastyczne i aż gęste od emocji. Lubię takie miniatury, może nie codziennie, ale od czasu do czasu schrupanie takiej prozy sprawia mi ogromną przyjemność.
Właściwie, jakby się zastanowić, to imiona Syriusz i Lily też są zbędne.
Opowiadanie mogłoby z powodzeniem funkcjonować wyrwane z kontekstu potterowskiego.
Więcej takiego Wena, Pusz. Taki Wen w połączeniu z taką kunsztowną zabawą słowo-emocyjną daje wspaniałe rezultaty.
Brawo! |
|
Puszczyk |
Wysłany: Nie 21:54, 14 Paź 2007 Temat postu: Klepsydra [hp] |
|
Kurczę... znowu czuję się jak debiutant -_-'
Wen wziął i nie dał spać. Taki mały eksperyment ze stylem, mam nadzieję, że wybaczycie.
Klepsydra
czemu upadamy?, pyta głos
Piasek przesypuje się w klepsydrze.
Lily wyłamuje sobie palce ze zdenerwowania i patrzy, patrzy na piasek, na każde ziarenko, na każdą drobinkę.
Szum piasku jest gorszy od przesuwających się wskazówek zegara.
Tykanie ma rytm. Hipnotyzuje.
Jednostajny szum przywołuje do rzeczywistości. Nie pozwala zapomnieć, nie pozwala odetchnąć. Każe czekać.
Lily czeka.
Kuchnia jest ciemna, a ta ciemność oblepia ją całą. Wsiąka w jej umysł, zatruwa zmysły. Cienie rzucane na ścianę koło lodówki stają się realnymi wrogami. Realni wrogowie są już tylko cieniem, który nadal może wyciągnąć w jej stroną swą szponiastą dłoń, ale nie może jej posiąść. Nie może dosięgnąć. Tylko płomień świecy mógłby go wydłużyć.
Dlatego Lily nie zapala świecy i w ciemności wyczekuje chrzęstu kamyków na podjeździe.
To nie są te same kamyki, które leżały koło jej domu. Są ciemniejsze, lekko rudawe, jakby posypano je rdzą.
To nie jest także ten sam chrzęst, na który tak wiele razy czekała. Jest głośniejszy, bardziej arogancki.
Ona czeka, kładzie czoło o drewniany blat stołu i czuje jak sweter zsuwa się jej z ramion.
Piasek szumi.
Czas przesypuje się w jego oczach.
czemu upadamy?, pyta Sandman. Mówi to Jego głosem.
Dwuletni chłopczyk zawinięty w bawełniany kocyk śpi na kanapie. Ciche miauknięcie oznacza, że śni o motylach żyjących na ścianie pokoju.
Ciemność.
Nadzieja.
Czemu upadamy?
I cisza.
Cisza. Cisza. Cisza.
Dotyk ciepłej ręki na odkrytym ramieniu przywraca ją światu. Piasek już nie szumi a cisza mimo to brzęczy nieprzyjemnie.
Lily odwraca głowę i widzi jego bladą twarz i zmartwione spojrzenie. Czuje jak wszystko z niej spływa i nie liczą się już ani cienie ani piasek. Podnosi rękę i dotyka jego czoła odgarniając czarny kosmyk włosów - wie że tak naprawdę nie są czarne, że mają ten sam kolor co prawdziwa ciemna czekolada, jak ta którą kiedyś James przywiózł z Pragi, czy jak poranna kawa którą On pija - potem przesuwa palcami w dół zahaczając koniuszkami o płatek ucha, a potem jeszcze niżej wzdłuż linii szczęki. On łapie ją za rękę i ucieka wzrokiem, bo tak jest łatwiej.
– Przestań – szepcze i robi krok w tył. Ona podnosi się z krzesła i idzie za ruchem jego ciała.
– Dlaczego?
dlaczego upadamy?
– Przecież wiesz – Wie. Wie aż za dobrze. Wie to każdego dnia od samego początku i ta wiedza ciągnie ich w dół, poprzez piasek z klepsydry. Poprzez Saharę, Pustkowie, Samotnię.
Lily wie dlaczego, ale ta wiedza straciła już na znaczeniu. Nie można napić się wspomnieniem. Ani nie można ogrzać się duchem.
– Dlaczego, Syriuszu?
On zaciska usta i nadal nie patrzy. Nie może patrzeć, a może nie chce. Jeden krok w tył.
Ona podchodzi bliżej. Jeden krok do przodu
Bawełniany sweter nadal leży na podłodze.
Syriusz czuje pełznącą wzdłuż kręgosłupa rękę, kiedy schyla się po niego. Zimne palce przesuwające się po kręgach przyprawiają go o dreszcze i jednocześnie elektryzują.
Czuje gorący oddech na szyi i mokry, ciepły język przesuwający się zaraz za uchem. Stara się odchylić głowę, odepchnąć ją lekko. A może wcale nie? Teraz nie wie już nic. Odwraca się, patrzy jej w oczy i tonie. Tonie w zieleni. Tonie w szerokiej gęstej trawie, takiej w jakiej się zapadasz by oglądać gwiazdy.
Chce coś powiedzieć, ale ona kładzie mu palce na wargach i on czuje w ustach lekko słonawy smak jej skóry. Ona potrząsa głową, i nagle śmieje się krótko i gardłowo. Potem pochyla się i całuje go prosto w usta, jej język przesuwa się bezwstydnie po jego zębach, a on nie jest wstanie jej ani odepchnąć ani przygarnąć do siebie. Niepewność miesza się ze słodkim smakiem brzoskwini i świat zaczyna wirować i on już nie wie, czy to ona całuje jego czy on ją.
Potem ona odsuwa się i opuszcza głowę tak, że kilka rudych kosmyków opada jej na oczy. Wciąż trzyma go za poły kurtki i on czuje zaraz obok ciepło jej ciała.
– Dlaczego upadamy? – pyta Syriusz. Ona czuje na policzku jego oddech.
– Abyśmy mogli się podnieść – odpowiada. |
|