Aurora |
Wysłany: Nie 13:33, 06 Sty 2008 Temat postu: |
|
Dziwny pairing? Skąd!
(Ori obecnie pała miłością do Hermiona/Zachariasz, nie mówiąc o Pansy/Ron, Bella/Remus i takich tam)
Syriusz/Narcyza już widywałam kilka razy, fakt. I zazwyczaj lubiłam. Tu mam dziwne odczucia w stosunku do właśnie tej pary. Nie wiem dokładnie, czemu są takie dziwne, ale spróbuję wyłożyć opinię.
Tak więc - zarazem podoba mi się to arystokratyczne podejście - mężczyźni w jednym pokoju, rozmowy o polityce i cygara, a w drugim kobiety. To takie czystokrwiste, hyh. I rozumiem, że Syriusz źle się czuł w takiej sytuacji, to jest bardzo nie-syriuszowe.
Obraz tancerki jest straszny. Zmroziło mnie, naprawdę.
I Narcyza... Nie znamy dobrze Narcyzy - no bo dlaczego wyszła za Lucjusza? Ja akurat Narcyza/Lucjusz lubię od pewnego czasu i myślę, szczególnie po siódmym tomie, że jednak jakoś się kochali. Może i faktycznie nie od początku, ale nie wyobrażam sobie Narcyzy mówiącej, że wychodzi za mordercę (co znowuż mnie zmroziło). Nie wiem, dlaczego, bo i tak wydaje mi się wyjątkowo narcyzowata - zimna, piękna, arystokratyczna, z tym błyskiem ironii w oku i głosie. Nie podejrzewam jej nawet o jakiekolwiek myśli o samobójstwie. Mam wrażenie, że to Narcyza była silniejsza w związku z Lucjuszem - tak, zdesperowana w walce o syna, ale ona nie dałaby się tak łatwo skusić Czarnemu Panu. Takie jest przynajmniej moje zdanie.
Ona i Syriusz to jak ogień i woda. Rodzina, ale Blacków to mało ruszało - z tego, co pamiętam, to Walburga i Orion oboje byli rodzeństwem, czy kuzynostwem I-ego stopnia. Więc wszystko możliwe.
I, jak mówię, to opowiadanie jest moim zdaniem dreszczowcem. I ta tancerka - aluzja do Narcyzy? Tym bardziej mnie przeraża...
Dobrze, że się napisało. Pozdrawiam.
edit: <patrzy na post Noelle> SS/RL? <zawał> Nie, ja jednak chyba nie jestem aż taką zwolenniczką tej pary |
|
Hekate |
Wysłany: Sob 19:40, 05 Sty 2008 Temat postu: Tancerka [HP] |
|
Nie miałam wpływu na to, co napisałam. Samo się napisało...
Gdy na nią patrzył, wyobrażał sobie jej nieskazitelną sukienkę pochlapaną błotem, a idealnie ułożone włosy – potargane, pełne rzepów i liści. Najchętniej sam szarpnąłby wstążki, uwalniając rwący strumień loków, ale zwykle siedział po drugiej stronie stołu i nie mógł dosięgnąć. A nawet gdyby zdołał tak daleko wysunąć rękę, to pewnie i tak na więcej by się nie odważył; może tylko poprosiłby o sól, albo o kawałek ciasta, wyprężony pod spojrzeniem ojca jak szeregowiec przed generałem.
Piła herbatę, elegancko odginając mały palec, chociaż nie widziała w tym wielkopańskim geście żadnego sensu. Odzywała się tylko wtedy, gdy ją o coś zapytano, ale nie patrzyła rozmówcy w oczy, zupełnie jak królewna, która nie chce zamoczyć pantofelków w kałuży. Czasami tylko, gdzieś między jednym słowem, a drugim, dosłuchiwał się ironii, tak przezroczystej, że nikt poza nim nawet nie podejrzewał jej istnienia. To właśnie te ułamki chwili sprawiały, że mimo wszystko ją szanował, chociaż nie przyznałby się do tego nawet sam przed sobą.
- Możecie odejść od stołu – głos ojca kończył posiłek, dopiero wtedy wolno było swobodniej odetchnąć. Syriusz wstał jak automat. Szurnęły krzesła, ożywiły się rozmowy; panie przeszły do salonu, a mężczyźni zasiedli w palarni przy kieliszkach koniaku. Smugi dymu wydostawały się przez niedomknięte drzwi, współgrając z półmrokiem i dyskusjami na tematy, które nigdy się nie nudzą i nigdy nie docierają do sedna. W kominkach zapłonął ogień.
Oczywiście powinien zabawiać gości, tańczyć na linie i żonglować ripostami, tego właśnie wymagał od niego ojciec. Nie miał już jednak na to siły, popołudnie tak bardzo go zmęczyło, że włożenie kolejnej maski wydawało mu się torturą godną pióra mistrza Dantego. Dlatego zamiast do salonu, gdzie poza paniami urzędowała też młodzież, skierował się ku schodom. Liczył, że uda mu się niepostrzeżenie dotrzeć do pokoju.
Na półpiętrze poczuł, że ktoś go obserwuje, czyjeś uważne spojrzenie prześlizgiwało się po plecach aż do karku. Odwrócił się, chcąc przyłapać intruza, ale napotkał tylko błędny wzrok tancerki, skazanej przez malarza na wieczne kręcenie piruetów. Korytarz był pusty. Nawet rozmowy ucichły, stłumione przez kilka rzędów aksamitnych kotar.
Dziwne uczucie nie minęło nawet wtedy, gdy zatrzasnął za sobą drzwi i rzucił się na łóżko, nie zdejmując butów. Pościel była świeżo zmieniona i pachniała rumiankami; wtulił twarz w poduszkę, bo powłoczka przyjemnie chłodziła policzki, ale to go nie uspokoiło. Jego własne myśli nie dawały mu spokoju, chociaż to właśnie spokoju potrzebował najbardziej.
Takich jak oni powinno się zabijać jak psy.
Zgadzam się z tobą, Lucjuszu, nie można dłużej tolerować liberałów. Liberalizm jeszcze nigdy nikomu nie wyszedł na zdrowie.
Zacząłbym od Hogwartu. Gdyby to ode mnie zależało, ten brodaty idiota skończyłby na Nokturnie z poderżniętym gardłem. Powiesz – jakie to proletariackie! Być może. Ale nie wynaleziono jeszcze skuteczniejszej metody...
Musiał się zdrzemnąć, bo gdy ponownie otworzył oczy, na dworze było już całkiem ciemno. A w pokoju chłodno; nic dziwnego, ktoś uchylił jedną połówkę okna, wpuszczając do środka mroźne, grudniowe powietrze.
- Reg, zwariowałeś? – głos Syriusza był zachrypnięty. - Natychmiast zamknij okno! Jak chcesz się zabić, to skocz, zapalnie płuc jest zdecydowanie mniej efektowne.
Był przekonany, że to jego brat siedzi na parapecie, w obramowaniu okiennic. Dopiero gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności, a resztki snu wypłoszył mróz, Syriusz zrozumiał, że wcale nie ma przed sobą Regulusa. To był ktoś niższy, szczuplejszy i długowłosy. Ktoś, kto zaciskał na framudze długie palce, jakby stworzone do gry na fortepianie.
- Cissy – powiedział w końcu. Nie zapalił światła, intuicyjnie czując, że blask mógłby zirytować kuzynkę. – Co ty tu robisz?
Nie odpowiedziała, nie odwróciła nawet głowy. Miała na sobie lekką sukienkę z krótkimi rękawkami, tę samą, w której pokazała się na przyjęciu, i musiało być jej zimno. Ale mimo to, w dalszym ciągu siedziała przy otwartym oknie, ignorując lodowate powiewy wiatru.
Syriusz nie wytrzymał, zerwał się z łóżka i siłą odciągnął Narcyzę od okna. Zatrzasnął okiennice, a potem zaklęciem ożywił ogień, który dogasał w kominku – od razu zrobiło się cieplej i przytulniej. Nie protestowała, gdy posadził ją na łóżku i opatulił kocem. Zachowywała się tak, jakby spała, albo była w letargu, niebieskie oczy straszyły pustką. Dopiero po kilku minutach zobaczył w nich błysk świadomości.
- Przepraszam – szepnęła. – Sama nie wiem co się ze mną dzieje. Nie chciałam cię budzić.
- Jasne, chciałaś mnie tylko zamrozić na śmierć – parsknął z pozorną wesołością. – Ale nie martw się, jestem przyzwyczajony do podobnych zamachów, w końcu moim bratem jest Ślizgon... – zreflektował się. – Oczywiście nie bierz tego do siebie.
- Ależ skąd – uśmiechnęła się. Dosłyszał się w jej głosie lekkiej ironii i odetchnął z ulgą; dziwny stan, w którym tkwiła, mijał. – My, Ślizgoni, jesteśmy urodzonymi mordercami. Oczywiście płatnymi.
- Nawet nie śmiałbym myśleć inaczej – dołożył drewek do ognia. – Zawsze zazdrościłem wam głowy do interesów.
Przerzucali się jeszcze przez chwilę nic nieznaczącymi zdaniami, ale Syriusz wiedział, że na tym się nie skończył. Skoro Cissy zdecydowała się przełamać zaklęty krąg – nie przyjaźnili się przecież, właściwie prawie wcale ze sobą nie rozmawiali – musiało ją coś dręczyć. Coś, z czego nie mogła się zwierzyć ani rodzicom, ani siostrom. Coś, co kazało jej otworzyć okno i... Syriusz nie chciał nawet myśleć, do czego mogłoby dojść, gdyby się w porę nie obudził.
- Wychodzę za mąż – powiedziała nagle, tak, jakby przedmiotem rozmowy była pogoda, albo niedawno przeczytana książka.
Popatrzył na nią ze zdziwieniem, nie wiedział, jak powinien zareagować.
- Za... za kogo? – zapytał głupio, bo przecież wiedział, że Narcyza już w dzieciństwie została zaręczona z Lucjuszem Malfoyem. Ich ślub był kwestią czasu.
- Za mordercę – odpowiedziała i niespodziewanie spojrzała mu prosto w oczy. – Wychodzę za mąż za mordercę – powtórzyła, jakby sama sobie chciała uświadomić ten fakt. – Prawda, jakie to zabawne?
Gdy się uśmiechała, uśmiechały się same usta. W oczach było coś twardego, a na dnie – prośba zdesperowanej dziewczyny, która wie, że jedyne wyjście z labiryntu, to legowisko minotaura, ale mimo wszystko krzyczy: ratunku! Syriusz zupełnie odruchowo przyciągnął ją do siebie; jej włosy pachniały szałwią i były tak miękkie, jak sobie wyobrażał.
- To nie jest zabawne – mruknął. Czuł, że ogarnia go złość, pomieszana z zupełnie fizyczną fascynacją. Tak nieoczekiwaną, że nie był w stanie, nie chciał się opanować. – To... to jest...
Niesprawiedliwe.
Zapach szałwi zmieszał się z zapachem rumianków, a łąka sięgnęła nieba.
*
Nie jestem rycerzem w lśniącej zbroi.
Wiem
Wiesz?
Wiem, że istnieje tylko ruch wirowy, wszystkie linie poziome to...
... złuda.
Tak. I gdybym nawet chciała, to nie mogę się zatrzymać. Będę tańczyć i tańczyć, aż do utraty tchu, do całkowitego zatracenia.
Aż znikniesz.
Być może.
Ozdobo biedermeierowskich toaletek, to nie jest przedstawienie, to...
Antrakt. Wiem. Czyli prawie jak życie.
*
Gdy się obudził po raz drugi, w pokoju nie było nikogo, nie dostrzegł nawet śladu wgłębienia w poduszce. Leżał przez chwilę w ciemności, zastanawiając się, czy to wszystko nie było tylko bardzo dziwnym snem.
Potem wstał i otworzył okno; światło na chwilę go oślepiło. Usłyszał turkot dorożki; zaczarowane dorożki wracały do łask, coraz więcej arystokratycznych rodów sprawiało sobie takie, niemal rodem ze skansenu. Czy mu się wydawało, czy naprawdę zobaczył włosy Narcyzy, długie, lśniące, które tak przyjemnie okręca się wokół palców...?
Pojazd zniknął, rozpłynął się w powietrzu. Drobinki światła – ślad zaklęcia – drgały jeszcze w powietrzu, ale wkrótce i one przyblakły i zlały się w jedno z szarością poranka. Syriusz odwrócił się od okna, nie miał już za nim czego szukać.
Wtedy zobaczył, że ściana nad łóżkiem nie jest pusta. Poznał obraz i oczy, błędne oczy tancerki, która przez całą wieczność będzie kręciła jeden piruet za drugim.
koniec |
|