Rej |
Wysłany: Śro 21:44, 05 Mar 2008 Temat postu: |
|
A
Między słowami
“Somebody told me
You had a boyfriend
Who looked like a girlfriend
That I had in February of last year…”
Draco zdumiony wpatrywał się w szufladę. Dochodziły z niej dziwne trzaski, a srebrne zawiasy nagle wypchnęły ją na zewnątrz.
Rozejrzał się dokoła, ale oprócz obitych zieloną tkaniną ścian i zdjęcia drużyny quidditcha, nic nie wydawało się na niego spoglądać. Słyszał ciężkie kroki Pottera i stukanie obcasów matki na korytarzu.
Szybkim ruchem zgarnął zawartość szuflady i ukrył w wewnętrznej kieszeni płaszcza. W tej samej chwili wróciła na swoje miejsce, a drzwi otworzyły się cicho.
- Draco, wracamy – powiedziała cicho Narcyza. Miała lekko zaróżowiony nos i zaczerwienione oczy. Potter taktownie wpatrywał się w podłogę.
<>
Jeżeli to czytasz, to znaczy, że ja, Regulus Arkturus Black, już nie żyję. Zostawiam ten pamiętnik dla potomnych. Sam nie wiem, po co. Nie znajdziecie tu opisu ważnych i wzniosłych wydarzeń, dramatycznych czy też komicznych. Myślę, że to objaw ukrytego ekshibicjonizmu mojej, o dziwo, jakże skromnej osoby.
Jednak kto wie. Może te luźne zapiski kiedyś okażą się skarbem na wagę złota. Albo chociażby srebra.
Szuflada otwiera się tylko dla kogoś widniejącego na drzewie genealogicznym rodziny Blacków. Więc mogę mieć pewność, że to nie wpadnie w niepowołane ręce.
<>
Draco przyglądał się złotemu zniczowi, bez ruchu spoczywającemu w jego dłoni i dziennikowi w czarnej, skórzanej oprawie.
Pamiątki po Regulusie Blacku. Pierwszy złapany przez niego znicz w Hogwarcie – Draco wiedział, że w tradycji szkoły po skończeniu nauki każdy z szukających dostaje taką pamiątkę – oraz ta książeczka.
Czuł małe wyrzuty sumienia, że bez pytania zabrał ją z domu prawnie należącego do Pottera. Jednak wstęp widoczny na pierwszej żółtej stronie książeczki przekonał go, że miał pełne prawa do tych przedmiotów jako półkrwi Black.
Nie lubił tego określenia. Jego matka zawsze używała go w obronie Draco w oczach ojca, gdy twierdził, że Draco jest za słaby i nie zasługuje na swoje nazwisko.
Do tej pory Black oznaczało dla niego słabość, skłonność do migren i czające się na horyzoncie widmo choroby psychicznej. Malfoy było dumą, świetnością i bogactwem.
Po wojnie bycie Malfoyem stało się symbolem tchórzostwa, zdrady i szarości.
Draco zdecydował, że chce nauczyć się być Blackiem.
<>
17 listopada 1976 roku
Trzecia rocznica śmierci ojca. Matka dopiero niedawno powiedziała, jak naprawdę zginął. Do tej pory wszyscy mnie i Syriuszowi powtarzali, że został otruty przez jakichś wrogów w Ministerstwie.
W wakacje, kiedy Syriusz odszedł, matka przez wiele dni udawała, że nic się nie stało. W domu panowała cisza, tylko Stworek ze mną rozmawiał. Kuzynki Bella i Narcyza przez dwa tygodnie próbowały ożywić atmosferę i sprawić, że Grimmauld Place znowu ożyje, ale matka była dla nich jeszcze ostrzejsza niż zazwyczaj. Pewnego wieczoru pokłóciła się z Bellatriks, która zabrała Narcyzę i zapowiedziała, że nigdy więcej nie wstąpi w progi tego domu.
Tej samej nocy matka otworzyła zakurzoną butelkę Ognistej Whisky. Pamiętam dzień, w którym ojciec przyniósł ją do domu. Miałem wtedy... osiem lat? A może dziewięć? To było jeszcze zanim Syriusz poszedł do Hogwartu.
- Patrzcie, co dostałem w prezencie od moich, jakże szczerych i oddanych, podwładnych – zawołał. Syriusz roześmiał się i rzucił we mnie rękawicami do quidditcha. Wrzeszczałem jak szalony, matka odłożyła papierosa.
Przezroczysta butelka zawierała w sobie bursztynowy, nieziemsko błyszczący płyn. Przestałem krzyczeć i wpatrywałem się w zniekształconą przez szkło twarz ojca, spoglądającego na nas z krzywym uśmieszkiem przez butelkę.
- Mój drogi, nie powinieneś pokazywać dzieciom alkoholu – powiedziała zimno matka, ale jej usta wykrzywiły się w uśmiechu. Jednym z tych, które tak bardzo przypominają mi uśmiechy Bellatriks. Wtedy jeszcze nie przypuszczałem, że czai się za nim coś innego, złego, Blackowatego na wskroś.
- Syriuszu, spójrz na tę butelkę ostatni raz. I ty, Regulusie, też . – Butelka bezgłośnie wylądowała na stole pomiędzy mną a Syriuszem. – Nie wolno wam jej tknąć, dopóki nie dorośniecie, zrozumiano?
- A kiedy to będzie? – Syriusz uśmiechnął się drapieżnie.
- Otworzymy ją z okazji twoich zaręczyn, chłopcze.
Tak więc matka siedziała, wychylając kieliszki jeden po drugim. Jej czarne oczy płonęły, a zazwyczaj proste, lśniące włosy wyglądały, jakby przez kilka dni ich nie myła i nie czesała.
- Orion? Syriusz? – zapytała drżąco. Stałem jak skamieniały w drzwiach.
Po chwili dopiero zebrałem się w sobie na tyle, by wejść i zabrać butelkę. Zamachnęła się bladą, rozcapierzoną dłonią, patrząc dzikim wzrokiem, ale zdążyłem odstawić butelkę daleko.
- Och, to tylko ty, Regulusie – roześmiała się po chwili. – To tylko mały, mały Regulus. Bo Syriusz odszedł, głupi, niegodny swego nazwiska dzieciak. Odszedł i nigdy więcej tu nie wróci.
Przez chwilę śmiała się, a łzy ciurkiem spływały po zaczerwienionej twarzy. Czułem się, jakby rzeczywistość nagle obróciła się w koszmar. Pomarańczowe, przydymione światło świec tylko potęgowało to poczuci. Cykanie świerszczy mieszało się z szumem przejeżdżających samochodów, dochodzącym zza okna.
- A Orion, tchórz, tchórz – mówiła dalej z gniewem w szorstkim głosie. – Mówili: presja stanowiska. Ale ja znam prawdę. Bał się. Swojego aroganckiego, wyrodnego syna. Nie chciał opowiedzieć się, po czyjej stronie stanie w wojnie, tchórz. Pewnie, że łatwiej uciec. Tak samo słaby, jak kiedyś...
- Mamo, o czym ty mówisz? – odezwałem się po raz pierwszy. Nie wierzyłem w to, co słyszałem. Prawda nas wyzwoli, ktoś kiedyś powiedział. Sądzę, że szybciej chodziło mu o to, że prawda zawsze sama się wyzwoli.
Teraz wiem, że byłem świadkiem tego, jak zrzucała kajdany.
- Orion, jak mogłeś mnie tak zostawić, jak? – Nagle złapała mnie za rękę. – Zawsze wydawałeś się taki silny, taki odpowiedzialny, jak mogłeś? A teraz wszystko... wszystko się wali. To koniec. Nie myślałeś o tym, kiedy warzyłeś to świństwo, prawda? Nie, oczywiście, że nie... To musiał być przypadek. Ale ta fiolka, ja ją znalazłam, och, Orionie...
Nie mogę dalej pisać. To jednak nadal zbyt bolesna sprawa. Nie potrafię uwierzyć, że ojciec mógł sam się otruć. To musieli być ci jego podwładni.
Ale faktem jest, że od jego śmierci wszystko się rozleciało jak domek z kart.
Dzisiaj jest trzecia rocznica. Mam nadzieję, ojcze, że gdziekolwiek być nie był, widzisz swój błąd.
<>
- Paniczu Draco, pani Narcyza prosi panicza do siebie! – zaskrzeczała stara, pomarszczona skrzatka i zniknęła. Draco lekko drżącymi dłońmi zamknął dziennik i schował pod poduszkę.
To, co czytał, nie było optymistyczne. Na myśl o Orionie Blacku robiło mu się słabo.
Pokręcił głową i wstał. Portrety patrzyły na niego ze ścian z pogardą. Draco od zawsze czuł się źle wśród tych wszystkich Malfoyów. Kiedy był mały, prababka Lukrecja kazała go utopić, twierdząc, że tak drobne i chorowite stworzenie nie ma prawa żyć i kalać imienia. Wuj Beowulf miesiącami obśmiewał i przedrzeźniał jego głos, a jego kochanka Isabella po usłyszeniu o tym, że szlama lepiej wypada na egzaminach, niż Draco, zaczęła układać romanse, w których uwodził Granger, by po upojnej nocy poderżnąć jej gardło. Wydawała się zawiedziona, gdy Draco skończył szkołę, nie wprowadziwszy w życie jej genialnego planu.
W gabinecie matki nie było portretów. Narcyzę zadowalało ogromne okno z widokiem na jezioro i ogród, po którym spacerowały białe pawie. Teraz jednak stał przy przeciwległej ścianie, na której znajdował się gobelin przedstawiający gwieździste niebo.
- Draco, państwo Greengrass skontaktowali się ze mną jakiś czas temu, przedstawiając propozycję zaręczyn z ich młodszą córką, Astorią – oznajmiła spokojnie, nie odrywając wzroku od mapy nieba.
Draco zamknął za sobą drzwi i podszedł do matki. Słabe promienie słońca roziskrzały jej włosy, nadając im wygląd rzeki złota.
- Myślę, że nie jestem zainteresowany – powiedział sucho. – Wiesz, że nie chcę litości z niczyjej strony.
- Lucjusz uważa, że to dobra propozycja. Stara, szanowana rodzina. Panny Greengrass też do najbrzydszych nie należą. Daphne pół roku temu wyszła za Emmetta Fawcetta.
Draco patrzył z niedowierzaniem na matkę. Zawsze go wspierała. Zawsze mówiła, że ma wolny wybór i nigdy nie pozwoli Lucjuszowi go do czegoś zmusić, czy to wstąpienia w służbę Czarnego Pana, czy czegokolwiek innego.
- A co ty o tym sądzisz, matko? – zapytał, próbując zachować zimną krew. Odwróciła się w jego stronę, blada, z cienkimi zmarszczkami wokół szarych oczu.
- Jutro w Trzech Miotłach jesteś umówiony na obiad z panną Greengrass.
<>
28 listopada 1976 roku
Nie wiem, o co chodzi temu Lupinowi. Wszędzie na niego wpadam. Rozmawiam z Bartym w bibliotece, zza szafek wychyla się Lupin. Idę na trening, on krąży przy wyjściu z zamku. Raz do mnie podszedł, ale kiedy zignorowałem jego gadaninę, machnął ręką i zrezygnował.
Dzisiaj rano w torbie znalazłem krótką notkę, w której napisał, żebym przyszedł wieczorem do starej sali zaklęć.
Jeśli chce się ze mną umówić, to srogo się zawiedzie. Ale przyjdę. Z ciekawości.
kilka godzin później
Nie chciał się umówić. I bardzo dobrze. Okazało się, że Dumbledore wpadł na genialny pomysł stworzenia gazetki szkolnej. Kiedy na zewnątrz wojna, Czarny Pan zdobywa zwolenników, stary wariat organizuje redakcję.
A Lupin uznał, w swoim niewątpliwym geniuszu, że się nadaję. Powiedział, że Syriusz kiedyś wspominał, że zawsze miałem zadatki na poetę. Na różdżkę Merlina. Mój brat wywnioskował to, bo kilka razy w dzieciństwie bawiłem się z kuzynką Andromedą w Układanie Historii!
Lupinowi stanowczo odmówiłem. O czym niby miałbym pisać? Jak to James Potter terroryzuje pół szkoły? Czy może o kocie, którego zgubiła Vera Flint tydzień temu?
Bzdury.
Muszę kończyć. Barty znowu przylazł i mówi, że dostał niedawno list od Lucjusza.
<>
Draco siedział w Trzech Miotłach dobre pół godziny, zanim kelnerka przyniosła mu wiadomość. Astoria z przykrością musi zawiadomić, że niestety nie ma czasu na spotkanie z powodu nagłego wyjazdu do Francji. Draco uśmiechnął się do siebie lekko.
Wiedział, że to sprawka matki. Podziękuje jej, gdy wróci.
Zamówił jednak obiad. Trzeba jakoś wykorzystać sytuację. I zachować honor. Wyciągnął pamiętnik Regulusa i otworzył.
<>
1 grudnia 1976 roku
Wydaje mi się, że Barty jest zakochany w Bellatriks. Głupi chłopak. Wszyscy wiedzą, że jest szalona. Poza tym, zanim pokłóciła się z moją matką, całymi dniami opowiadała o zaręczynach z Rudolfem Lestrangem.
Nie rozumiem, dlaczego przyjaźnię się z Bartym. Nawet zbytnio go nie lubię. Jest taki entuzjastyczny i romantyczny. Na lekcjach rysuje na pergaminie wszystko, co ma w zasięgu wzroku, a potem i tak nie musi ściągać. Ja więcej od niego czytam, a to przecież on jest Krukonem.
Świat staje na głowie. Wczoraj w nocy coś się dziwnego wydarzyło. Snape wylądował z Lupinem w skrzydle szpitalnym, a Potter łazi po korytarzu sam.
5 grudnia 1976 roku
Dzisiaj Potter pobił się z Syriuszem na oczach szkoły. Ten cały Pettigrew tylko siedział w kącie i wrzeszczał, żeby przestali i się uspokoili. Dumbledore osobiście się pofatygował i ich rozdzielił.
W życiu nie widziałem tak wściekłego Pottera. A mój brat wyglądał, jakby miał się rozpłakać. To chyba jakiś gryfoński sposób zalotów. Ale, cóż, Potter przecież gustuje w szlamach.
Chociaż... Dawno nie łaził za tą rudowłosą, nie pamiętam jej nazwiska. Może Syriusz uznał, że ma szanse? Idiota.
<>
- Nikt ci nigdy nie mówił, że nie czyta się przy jedzeniu, Draco?
Draco zatrzasnął dziennik i spojrzał prosto w zielone oczy Harry’ego Pottera, który bez pytania usadowił się naprzeciwko niego. Ironia losu.
- Nie twoja sprawa. Zresztą, już skończyłem. Widzisz? – Przed Draco stał tylko kieliszek czerwonego wina. Potter westchnął i patrzył na Draco. Jakby oczekiwał, że powie coś jeszcze.
Draco dopił wino i po chwili zjawił się kelner, któremu zapłacił.
- Do zobaczenia. – Usłyszał za sobą przepraszający głos Pottera. Nie odwrócił się, tylko wyszedł na zewnątrz.
Mocno zacisnął dłoń na swojej głogowej różdżce, obracając się w miejscu. Potter był cierniem w jego umyśle. Za dużo bolesnych wspomnień.
<>
26 grudnia 1976 roku
Matka pije. Żałuję, że nie zostałem w Hogwarcie na Święta. Ale boję się, że gdybym nie wrócił do domu, byłoby z nią jeszcze gorzej.
<>
- Dziękuję za sprawę z Greengrassami. Jesteś genialna, mamo – Draco siedział w fotelu, a Narcyza uśmiechała się tajemniczo, spoglądając w stronę ogrodu.
- Lucjusz nie był zachwycony i chyba coś podejrzewa, ale nie musi wiedzieć wszystkiego – powiedziała i odwróciła się w stronę Draco. W rękach trzymała ciemnoczerwoną różdżkę, szlachetnie połyskującą w objęciu jej długich, pięknych palców.
- Oczywiście. Wiesz, kogo spotkałem za to w Trzech Miotłach? Harry’ego Pottera.
Drgnęła nieznacznie, a jej źrenice rozszerzyły się. Zamrugała oczami i westchnęła, siadając.
- Potter ma kłopoty. Rozstał się z Weasleyówną i podobno pije. Ale to tylko plotki. Wiadomo, że mógł się załamać. Wojna nie takich ludzi doprowadzała do szaleństwa – mówiła spokojnie. Draco sięgnął dłonią ku gardłu, gdzie widniała blizna po Sectusemprze.
<>
17 stycznia 1977 roku
Bellatriks podobno już została Naznaczona. W szkole panuje dziwna atmosfera. Szczególnie na nas, Ślizgonów, wszyscy patrzą jak na szpiegów Czarnego Pana.
Wczoraj, kiedy wieczorem wracałem z treningu widziałem coś dziwnego. Musiało mi się chyba przywidzieć. Może to początki choroby?
Syriusz krąży samotnie po korytarzach. Wszystko wygląda na to, że jego wspaniali przyjaciele odwrócili się od niego. Dobrze mu tak. Zostawił swoją rodzinę dla nich i teraz widzi, jacy naprawdę są.
1 lutego 1977 roku
To chyba nie było przywidzenie. Dzisiaj znowu widziałem ich razem. Wyszedłem szukać tego szaleńca, Barty’ego, który coś mamrotał cały dzień o ‘kochankach wzgardzonych przez los i nieszczęściu wiernych miłośników, których konwenanse zmuszają do zdrady’. Bałem się, że ten świr może coś sobie zrobić. Nie sądziłem, że wieść o ślubie Bellatriks tak go poruszy.
Ale na szczęście tylko się upił. Znalazłem go w Pokoju Życzeń, śpiącego grzecznie w towarzystwie pustej butelki Ognistej. Zaprowadziłem go do pokoju Krukonów i ułożyłem w łóżeczku. Na stoliku miał „Romea i Julię”. Idiota kompletny.
Myślę sobie, jak to nigdy się nie zakocham. Bo to robi z ludzi szaleńców. Taki Barty chociażby – istny geniusz. Ma dobrą pozycję. Wróżyłbym mu naprawdę świetlaną przyszłość i sławę w dziedzinie Numerologii, gdyby nie to zadurzenie w mojej kuzynce. Chłopak jest okropnym idealistą. Wydaje się nawet skłonny uwierzyć we wszystko, co ona mu mówi o Czarnym Panu.
Nie to, że nie popieram Czarnego Pana. Tylko po prostu nie wszystko jest takie wspaniałe, jak to może wydawać się w słowach. Nie sądzę, żebym był w stanie trzymać kogoś pod Cruciatusem. To takie nieludzkie. I niczemu nie służy, naprawdę. Veritaserum jest dużo lepsze, jeśli chce się wydusić z kogoś informacje.
Myślałem o tym, wracając do lochów. I wtedy wpadłem na nich.
Siedzieli oboje, spleceni w namiętnym uścisku przy posągu Angelici Okrutnej. Obrazy szeptały do siebie oburzone, a ja szybko ukryłem się w cieniu schodów.
Niech to. Wzrok mnie nie mylił. Do tej pory trudno mi uwierzyć. Włosy Pottera są bardzo charakterystyczne. W pewnej chwili nawet usłyszałem ciche chrupnięcie – to jego okulary zsunęły się na podłogę i roztrzaskały w drobny mak.
Wtedy ona oderwała się od niego, jej usta były chorobliwie czerwone. Nachyliła się i naprawiła te jego cholerne okulary.
I zachichotała. Narcyza Black zachichotała, zakładając okrągłe okulary na długi, zadarty nos cholernego Jamesa Pottera.
Niedobrze mi.
<>
Draco wytrzeszczył oczy. Czytał sto razy to samo zdanie, nie mogąc uwierzyć. Ale nie, to była prawda. Ciemnofioletowy atrament nie wykazywał żadnych dziwnych właściwości, nie był czyimś dopiskiem, nie był sfałszowany.
Postanowił na razie zaprzestać czytania. Musiał porozmawiać z matką.
Narcyza siedziała w fotelu z nudów wyszywając serwetkę. Lucjusz wydawał się zajęty czytaniem książki, której okładka wyglądała na powalaną krwią. Draco usiadł w fotelu blisko matki i próbował się zebrać do powiedzenia czegoś. Czegokolwiek.
- Kochanie, coś się stało? Blado wyglądasz. – Narcyza odłożyła robótkę i dotknęła jego dłoni. Draco czuł, że ma dziwnie ściśnięte gardło.
- Nie wiedziałem, że chodziłaś z Jamesem Potterem – powiedział nagle. Książka Lucjusza z głośnym hukiem wylądowała na podłodze. Narcyza pobladła, a potem uśmiechnęła się lekko, zezując w stronę męża.
- Naprawdę, Narcyzo? – zapytał Lucjusz. Draco miał nadzieję, że nie wpędził matki w jakiekolwiek kłopoty w związku z tą sprawą.
- Jeśli nawet tak, to co? – odparła ostro. – Jakbyś ty z nikim się nie spotykał, zanim się zaręczyliśmy! Lucjuszu!
Po chwili zwróciła się w stronę Draco.
- Tak, przez kilka miesięcy potajemnie spotykałam się z Jamesem Potterem.
- On był chudym, aroganckim Gryfonem! Narcyzo, po tylu latach małżeństwa wciąż mnie zdumiewasz – Lucjusz zaczął się śmiać.
- Tak, poza tym miał cudowne oczy. I świetnie całował – odparła. – Fascynował mnie przez całą piątą klasę. Był taki inny od znanych mi chłopców. Zabawny, popularny, przystojny. I tylko jego podchody do tej szlamy mnie doprowadzały do szału. Na szóstym roku jednak przestała go interesować, a ja, udając zainteresowanie losami mojego kuzyna, nawiązałam z nim kontakt. To było szaleństwo, wierz mi. W kwietniu pokłóciliśmy się o Syriusza, Evans zwróciła na niego uwagę i się rozeszliśmy. Koniec romansu. Potem spotkałam cudownego, przystojnego Lucjusza Malfoya, James ożenił się ze szlamą i umarł. A ja żyję długo i szczęśliwie.
W jej głosie pobrzmiewał gniew. Draco skulił się w fotelu, a Lucjusz wstał i podszedł do żony.
Odepchnęła go i wstała.
- Migrena, przepraszam – powiedziała, ale w jej głosie słychać było niezwykły chłód.
Draco opuścił głowę. Lucjusz wyszedł za Narcyzą.
<>
14 lutego 1977 roku
Och, Walentynki. Wszyscy kochają Walentynki. Lupin znowu próbował do mnie zagadać i poważnie zastanawiam się, czy on jednak nie próbuje mnie podrywać. Biedny. Jestem bowiem totalnie przekonany o swojej aseksualności.
... No, może nie tak totalnie. Ale on stanowczo nie jest w moim typie.
Syriusz dzisiaj znowu próbował rozmawiać z Potterem. Widziałem na obiedzie. W efekcie Potter odsunął od siebie ledwo co zaczęty talerz zupy i odszedł od stołu.
Dlaczego niepokoi mnie to, że Narcyza też wcześniej wyszła z obiadu?
Wpadam w paranoję. A Barty nieudolnie próbował dzisiaj podciąć sobie żyły. Widać, że nie czytał „Historii Hogwartu”. Wyraźnie napisano tam, że szkolne brzytwy zostały specjalnie zaczarowane 1804 roku, gdy Hogwart nawiedziła fala romantycznych samobójców.
W efekcie Barty złamał na swoim nadgarstku trzy ostrza i próbował rzucić się przez okno z wieży Krukonów. Dałem mu eliksir uspokajający, mówiąc, że to nowy rodzaj trucizny. Teraz spokojnie śpi w swoim dormitorium.
<>
- Cześć.
Draco podskoczył, słysząc ten głos. Potter siedział nad kieliszkiem przezroczystego alkoholu. Draco przeklął sam siebie. A chciał po prostu wpaść do baru napić się kawy.
Teraz musiał patrzeć na tę beznadziejną twarz Pottera. Na ciemną, potarganą grzywkę, zaczesaną tak, by nie było widać blizny, opadającą na zielone oczy o kształcie migdałów. I ten grymas nieszczęścia.
- Witaj, Potter – odpowiedział. – Kawę poproszę.
Barman spojrzał na niego krzywo i zniknął. Draco nie patrzył więcej na Pottera. Uzyskane niedawno informacje na temat jego ojca wcale nie pomagały zaakceptować małego Zbawcy Czarodziejskiego Świata. Wręcz na odwrót.
Po chwili wylądowała przed nim dziwnie pachnąca kawa w brudnej filiżance. Draco skrzywił się.
- Co to za pomyje? – szepnął do siebie, odsuwając od siebie niebezpieczną ciecz. Miał wstawać, ale wtedy Potter zachichotał i złapał go za rękaw.
- Siadaj. Hej, Aberforth, nalej mu normalnej kawy. Jest ze mną – rzucił w stronę barmana, który spojrzał na Draco jeszcze krzywiej niż przedtem. Ale tym razem dostał normalną kawę.
- Dzięki, Potter – powiedział. Teraz musiał zostać z Potterem. Niedobrze.
- Aberforth nie przepada za blondynami. Trauma z dzieciństwa – wytłumaczył poważnie Potter. Draco miał ochotę się roześmiać, ale grobowa mina chłopaka powstrzymała go od tego.
- Ach. Zdarza się. Ja za to mam traumę związaną z pewnym ciemnowłosym okularnikiem i łazienkami – mruknął. Potter odstawił kieliszek i złapał go za nadgarstek.
- Draco, ja...
Tę samą chwilę Draco wybrał, by wstać. W efekcie Potter zleciał ze stołka prosto w ramiona Draco, prawie ich obu przewracając.
- Jesteś pijany, Potter, że to tak ośmielę się określić. – Podtrzymywał chybocącego się we wszystkie strony chłopaka. Okulary zsunęły się na koniec jego nosa, i zielone oczy bezradnie patrzyły na Draco.
- Tak, to możliwe. Draco, co do tego zdarzenia z szóstej klasy... Ja przepraszam. Naprawdę – mamrotał, uwiesiwszy się na szyi Draco.
- Cholera, Potter, wiem, że nie chciałeś mnie zabić. Ale to i tak było straszne. Teraz nie mam zamiaru cię dźwigać. Jesteś żałosny. Powinienem cię tu zostawić na pastwę innych pijaków. Wiedz jednak, że troszczę się o cnotę Wybrańca, więc łaskawie odprowadzę cię do domu. – Podparł Pottera ramieniem i wyszli na dwór.
Draco aportował się na Grimmauld Place i otworzył drzwi różdżką Pottera. Nie sądził, że będzie tak dobrze dla niego działała.
Weszli cicho do środka, żeby nie obudzić piekielnego portretu starej Walburgi. Potter uparcie milczał.
- Odprowadź mnie do sypialni. Ja chyba nie dam rady wejść po schodach sam. Proszę? – nagle wyszeptał. Nawet w tym słabym świetle Draco widział, że twarz Pottera przybrała bladozieloną barwę.
Po drodze zatrzymali się w łazience, gdzie Potter długo siedział nad muszlą klozetową, wymiotując. Draco z niesmakiem wyciągnął różdżkę i oczyścił jego koszulę z resztek wymiocin.
W końcu dotarli na ostatnie piętro i Potter położył się w łóżku. Draco rozejrzał się po pokoju. Utrzymany w złoto-czerwonej kolorystyce, z mugolskimi plakatami na ścianach – musiał to być pokój Syriusza Blacka.
Siedział, patrząc na zdejmującego okulary Harry’ego i myślał, jak to ironia, że los tak dziwacznie splata ludzkie życia.
- Ideał sięgnął dna. Potter, nie wstyd ci? Musisz się wyciągnąć z tego bagna.
- Mhm. Dobranoc, Draco.
<>
1 marca 1977 roku
Urodziny Barty’ego. Bellatriks wysłała mu prezent. Maskę, jaką noszą zwolennicy Czarnego Pana.
Jego mina w pierwszej chwili była po prostu... Nie umiem tego określić. Znam go tyle lat i wiem, że jego serce i umysł są kompletnie złamane przez moją kuzynkę. I nagle uświadomiłem sobie, że naprawdę jesteśmy przyjaciółmi i że chciałbym mu pomóc, ale jak na razie tylko wszystko psuję.
To ja go jej przedstawiłem.
Po śniadaniu znowu Lupin się do mnie przyczepił. Mówił coś o Syriuszu. I o Potterze. Że powinienem porozmawiać z Syriuszem.
Jeszcze czego. Rozmawiam z Bartym. Muszę rozmawiać z Lupinem, kiedy się przyczepi. Próbuję dowiedzieć się, gdzie zniknął Lucjusz i mieć nadzieję, że ten idiota nie da się Naznaczyć. Próbuję przekonywać siebie, że będzie dobrze. I pisać regularnie optymistyczne listy do matki, chociaż wiem, że i tak nie dostanę odpowiedzi.
Syriusz zawsze sam sobie świetnie radził. Teraz też może.
I jeszcze mam na głowie tę sprawę z Narcyzą i Potterem! Teraz z nią muszę porozmawiać...
<>
Draco śnił.
Znowu byli w Pokoju Życzeń, a Pożoga szalała wokół niego. Krzyczał, rozpaczliwie wspinając się na górę śmieci, ale czuł, że płonie. To koniec.
Ale wtedy pojawił się Potter i podał mu dłoń. Ręce Draco były spocone, szorstkie dłonie chłopaka wysuwały się z jego śliskich palców, ale przecież wiedział, że Potter mu pomoże, że uciekną...
Miotła nagle pękła. Potter spadł prosto na Draco i obaj płonęli. Dłonie Pottera wsunęły się pod koszulkę Draco, okulary dotykały policzków.
Ich usta się spotkały i płomienie zniknęły. Z sufitu kapały krople zimnej wody i wtedy Draco spostrzegł, że oczy Pottera są brązowe. Odsunął się przerażony i ogień wrócił.
Draco obudził się zlany potem, z dziwnym poczuciem winy i świadomością.
<>
21 kwietnia 1977
Nauka zajmuje mi cały czas. Narcyza powiedziała, że już nie jest z Potterem i nawet jakby była, nie powinno mnie to obchodzić. Syriusz znowu zachowuje się normalnie i Potter z nim rozmawia, chociaż wydaje mi się, że oto nadchodzi koniec ich Wielkich I Jakże Zabawnych Żartów. Czas dorosnąć, oto Zakon Feniksa puka do ich drzwi!
Barty ostatnio spotkał się z Bellatriks w Hogsmeade i nadszedł koniec jego cierpień. Bardzo dobrze, bo ostatnio widziałem, że na Starożytnych Runach czytał „Cierpienia Młodego Wertera”.
Wszystko niby jest normalnie, ale czuję pustkę. Nawet Lupin mnie nie zauważa. Lucjusza nadal nie ma, a Prorok donosi o masowych mordach w południowej Anglii.
<>
Nie powinien był tu przychodzić. Draco wiedział o tym, dotykając wężowej kołatki. Miał nadzieję, że Pottera nie ma w domu. Że znowu poszedł się upić.
- Draco? – Potter był trzeźwy jak świnia i miał na sobie czerwone bokserki w złote znicze.
I nic poza tym.
Co zapewne było przyczyną jego nagłego rumieńca. Potter złapał Draco za rękę i wciągnął do środka.
W pierwszej chwili Draco był święcie przekonany, że zaraz zostanie przyparty do drzwi i będzie ofiarą nieskończenie niezaspokojonego libido Harry’ego Pottera, ale chłopak tylko trzasnął drzwiami i zniknął w jednym z pokoi.
Zanim Draco zaczął się zastanawiać, o co chodzi, Harry wrócił, wciągając na siebie granatowy t-shirt.
- Przepraszam, nie spodziewałem się gości, ym, chodźmy może do kuchni. – Harry szedł przed siebie jak lunatyk, raz po raz oglądając się, czy Draco za nim podąża. – Co cię sprowadza?
Weszli do środka i usiedli przy stole.
- Pamiętasz, parę tygodni temu, jak byłem tu z moją mamą, to zostałem w pokoju Regulusa – zaczął Draco niepewnie. Nie patrzył na Harry’ego. Oglądał kuchnię. Nie sprawiała przyjemnego wrażenia. W pobliżu lodówki kręcił się stary skrzat.
- Stworku, podaj... Draco, kawy czy herbaty? Albo, no nie wiem...
- Kawy – odpowiedział szybko Draco. – Tak więc, ja stamtąd coś wziąłem. Z pokoju Regulusa.
Harry tylko na niego patrzył. Skrzat wypuścił z rąk filiżankę.
- Jak... jak panicz śmiał coś takiego zrobić, jak...! – Skrzat złapał za lśniącą patelnię, ale Harry powstrzymał go jednym ruchem ręki.
- Stworku, nie waż się dotknąć Draco. On jest moim gościem i mam zamiar wysłuchać jego usprawiedliwienia.
Draco wyciągnął z kieszeni pamiętnik Regulusa i znicza.
- Przepraszam. Myślę, że sam Regulus nie miałby nic przeciwko, ale to ty jesteś właścicielem. Przepraszam. Ja przeczytałem – to jest jego dziennik, tak – i myślę, że ty też powinieneś. Albo nie. Nie wiem. – Wziął głęboki wdech. – Bo, wiesz, moja matka i twój ojciec... To znaczy... To jest takie głupie! To dlatego twoja różdżka tak dobrze dla mnie działa, a moja dla ciebie!
Draco zamknął się i próbował szybko myśleć.
- Nie chcesz mi powiedzieć, że jesteśmy braćmi, prawda? – podsunął pobladły Harry. Draco parsknął.
- Oczywiście, że nie! Ale nasi rodzice, to znaczy, oni ze sobą chodzili. Na szóstym roku. I to jest takie chore. Wiesz, że moja matka ma jego różdżkę? Mahoń, jedenaście cali, włos z ogona jednorożca! Na Merlina!
Harry zbladł jeszcze bardziej.
- Jak...? – spytał słabo.
- Nie mam pojęcia! To wszystko jest takie nienormalne!
- Stworek zgadza się z paniczem Draco. Stworek proponuje napić się obu paniczom whisky. – Skrzat pstryknął palcami i zakurzona butelka pojawiła się na stole.
- Nie ma mowy! – wrzasnął Draco i zrzucił butelkę ze stołu, zanim Potter zdążył po nią sięgnąć. – Koniec z piciem, Potter! A teraz spójrz na mnie i mnie pocałuj.
Harry zamrugał oczami.
- Stworku, zabierz butelkę i się czymś zajmij. Myślę, że Draco też powinien odstawić alkohol.
- Co? Ja nie... Potter, idziemy. Na górę.
- Po co? – zapytał Harry, wbiegając po schodach za Draco.
- Dokończyć to, co zaczęli nasi rodzice.
Draco otworzył drzwi do pierwszej sypialni z brzegu i pocałował Harry’ego.
“…It's not confidential
I've got potential
A rushin', a rushin' around”*
The Killers, Somebody told me
* “Ktoś mi powiedział,
że miałeś chłopaka,
który wyglądał jak dziewczyna,
którą miałem w lutym poprzedniego roku...
...To nie jest tajemnica,
mam potencjał,
pośpiech, pośpiech wszędzie” tłum. autorka, dlatego kuleje |
|