Cynamonka |
Wysłany: Czw 21:22, 19 Lut 2009 Temat postu: |
|
Pomysł:
A - 2
B - 1
Cóż, w tekście A pomysł spodobał mi się bardziej - ta retrospekcja, te myśli Kiry i myśli Lighta, to takie... "rozdwojenie" i ładnie wpleciony Nietzsche. W B urzekła mnie koncepcja miecza (ja i moja słabość do białej broni XD), ale niestety, tekst był za krótki by mnie kupić tak, jak tego oczekiwałam.
Styl:
A - 1,5
B - 0,5
I w A i w B pojawiły się drobne niedociągnięcia w postaci interpunkcji czy drobnych literówek, ale nie mogę za to winić autorek, w końcu bety nie było, ale jednak w tekście A wszystko jest jakieś bardziej przemyślane, a styl wydaje się być, ja wiem..? Dojrzalszy? W B krótkie, urywane miejscami zdania nieco przeszkadzają i zakłócają rytm, w A były takie, które aż wgniotły mnie w fotel.
Realizacja tematu:
A - 0,5
B - 0,5
Co tu dużo mówić - zrealizowano.
Ogólne wrażenie:
A - 2,5
B - 1,5
Tutaj też wygrywa tekst A - lepiej zaznaczona jest w nim relacja L-Light, niż w tekście B, dodatkowo bardzo spodobało mi się ujęcie rozdwojenia Lighta, te momenty, gdzie pojawia się Kira, to, że L WIE. Tekst B był niestety zbyt krótki, bym mogła się w nim rozsmakować, lepiej przyjrzeć postaciom. Są momenty, które aż się proszą, by napisać o nich coś więcej.
Podsumowanie:
A - 6,5
B - 3,5 |
|
Puszczyk |
Wysłany: Nie 0:00, 24 Sie 2008 Temat postu: |
|
B
Ostrze miecza
Leżę w łóżku i wpatruje się w ciemność za oknem. Próbuję pisać coś, w rodzaju pamiętnika. Ty śpisz, albo tylko udajesz – musi cię denerwować ciągły hałas poruszanego łańcucha kajdanek. Nie jest długi – zaledwie pół metra, ledwo krok. Trzymamy się wzajemnie na smyczy. Poruszasz się. Twój oddech przyspiesza, jest nierówny. Nagle zrywasz się do pozycji siedzącej, wzrokiem kogoś szukasz. Mnie?
- Ryuuzaki. – mówię cicho.
- To nic. Zły sen. Tak, miałem zły sen. To wszystko. – odpowiadasz i kładziesz z powrotem. Chwilę cię obserwuje, niepewny, co może się stać. Gdy się uspokajasz też się kładę. Nie ma sensu pisać. Tego, co chciałbym i tak nie mogę przelać na papier.
***
Obserwuję jak czytasz. Znowu ten Twój filozof, Nietzsche. Marzysz o Utopii? Świecie bez wad? Jesteś Kirą. Wiem to. A jednak wciąż wymykasz się moim planom. Biorę do ust kawałek ciasta z truskawkami. Jest niezłe, ale w niczym już nie pomaga. Przestaje myśleć. Zbyt wiele rzeczy mi umyka. Czyżbyś był lepszy, Raito?
Jesteśmy tym samym ostrzem. Tak naprawdę, żaden z nas nie może być lepszy.
***
Widzę jak popijasz tą swoją kawę. A raczej cukier z kawą. Ile kostek do niej włożyłeś? Dziesięć? Dwadzieścia? Nie liczyłem. Od samego widoku robi mi się niedobrze.
Zauważasz mój wzrok, uśmiechasz się kpiąco.
- Kawy Raito-kun?
Kręcę głową w geście przeczenia.
Zamykam oczy.
Ty i ja. Dwie strony medalu. Światło i Ciemność. Wrogowie idealni.
Nasze starcie jest niczym mecz tenisa, którego obaj nie chcemy przegrać.
Obaj przegramy.
***
Dach wieżowca. Stoimy naprzeciwko siebie. Żaden z nas nie wykonuje żadnego ruchu. Obaj wiemy, że to nie ma sensu. Przegraliśmy. Gdy jeden z nas zginie, będzie tak, jakby wyszczerbiło się ostrze miecza. Drugi będzie niczym.
***
I w końcu stało się. Umierasz L. Widzę jak gaśniesz. Wygrałem.
Patrzę ci w oczy po raz ostatni. Śmiejesz się. Kpisz. To ty wygrałeś?
Nie. To nie tak.
Miałeś rację.
Obaj przegraliśmy. Miecz został wyszczerbiony.
Słyszę dzwony. Biją na alarm, czy na żałobę? A może wybijają godzinę? Nie wiem. Nie chcę wiedzieć.
Żegnaj Ryuuzaki. |
|
Puszczyk |
Wysłany: Sob 23:57, 23 Sie 2008 Temat postu: |
|
A
Pozory
Ostatni człowiek jest zadowolonym utylitarystą i przeraźliwym leniem, którego wegetacją nie wstrząsają żadne impulsy woli. Nietzsche przestrzega nas, że możemy delektować się swoją wygodą, likwidować zagrożenia, lekceważyć to, co tajemnicze i nieznane, zniechęcać do tworzenia, aż świat stanie się dla nas tak bezpieczny, że staniemy się "trudni do pozbycia jak psie pchły". Nietzsche daje nam jednak wybór. Możemy stać się więcej niż tylko "istotami ludzkimi nazbyt ludzkimi", gdy naszym celem stanie się "Ubermensch" - Nadczłowiek.*
Zimno i ciemno.
Kira był zmuszony zostać z ciałem. W oczach całej grupy dochodzeniowej Raito i L byli przyjaciółmi, więc teraz kurczowo trzymał się ostatnich chwil w towarzystwie przyjaciela.
(jeśli zimnego trupa można nazwać przyjacielem, myśli Kira)
Tak naprawdę, byli wrogami. Nie łączyło ich nic oprócz tej rywalizacji – kto pierwszy przechytrzy drugiego. Bo, jak wiadomo, zwycięzca zawsze ma rację. Jak w pojedynkach w feudalnej Europy – bóg stoi po jego stronie.
Zwycięzca jest bogiem.
Ale w tej chwili L nie był już wrogiem. Tym bardziej – nie był przyjacielem. L był pustym, zimnym ciałem. Nie można było nawet powiedzieć, że wygląda, jakby spał.
(kiedy L śpi – co się rzadko zdarza – ma rozchylone usta i cały zwija się w kulkę, myśli Raito)
To w ogóle nie był L. Tylko pusta powłoka, robot, który został odłączony od źródła zasilania.
Raito siedział w zimnym, ciemnym pokoju sam. Pierwszy raz od długiego czasu, został naprawdę sam.
*
Cisza towarzyszy im zawsze, kiedy zostają sami. Szum komputera, samochodów za oknem, wiatru, klimatyzacji – nieodłączne elementy wieczoru.
L, jak zwykle, je truskawki, wpatrując się w ekran komputera. Raito szykuje się do snu. Ogniwa łańcucha cicho grzechoczą, kiedy wsuwa się pod kołdrę.
- Ryuuzaki? – pyta, naruszając równowagę.
L odwraca się w jego stronę. Nie wydaje się zaskoczony. Rozszerzone źrenice błyszczą niebieskawym światłem monitora.
- Tak, Raito-kun? – mówi.
Ciche słowa uwydatniają następującą po nich ciszę. Ciszę, w której wszystkie szumy mechanicznego świata zlewają się w jednostajny rytm.
Raito uśmiecha się. Drwiąco? Z dziwną lekkością. Spod zmrużonych powiek przygląda się twarzy L.
- Dobranoc – stwierdza Kira.
*
Pozory. Pozory. Raito miał ochotę rzucać przedmiotami we wszystko, co się ruszało. Pozory! Nienawidził tej gry. Pozorów przyjaźni. Ojciec uśmiechał się, pytając o jego samopoczucie. Gładko odpowiadał, że wszystko dobrze, że chce już znaleźć Kirę, że chce wracać do domu.
Chociaż chciałby jeszcze pracować z L. Bo L to jego przyjaciel. Bo rozumieją się bez słów.
Obłuda. Pozory. Nie mógł znieść siedzenia w zamknięciu, nie mógł znieść ciągłych podejrzeń, nie mógł znieść więcej L’a. Życie Raito w kwaterze głównej przypominało groteskę, kiedy tak siedział uwiązany do swojego prześladowcy, grając jego przyjaciela.
Raito gubił siebie. Czasem naprawdę zaczynał wierzyć, że jest Kirą. Czasem, tak jak Kira, chciał się pozbyć L. Nigdy więcej nie być ofiarą pustych spojrzeń i suchych docinków.
Czasem był po prostu Raito. I chciał wyjść na kort i zagrać w tenisa z L’em. Pokłócić się o to, kto pierwszy bierze prysznic. Zabrać mu odrażająco słodki kawałek ciasta i w zamian zaciągnąć do lekarza, a potem z mściwą satysfakcją przyglądać się, jak dostaje zastrzyki z żelaza.
Pozory sprawiały, że Raito nie mógł być ani jednym, ani drugim. Był czymś pomiędzy, rozdartym umysłem, mętną zawiesiną skazaną na wieczną niejednoznaczność.
*
Przez kilka dni w kwaterze głównej jabłka zdawały się spadać z nieba.
- Jabłuszko? – pyta słodkim głosem Kira. Wyciąga w stronę zamyślonego L czerwone, dojrzałe jabłko.
L patrzy dziwnie na Raito. W tej jednej chwili nie dostrzega okrutnego uśmiechu Kiry, jego błyszczących oczu.
Kira odczuwa satysfakcję. Jego przebranie działa. L bierze jabłko i nadgryza.
Kira śmieje się, zarazem nadając twarzy Raito łagodny wyraz. Grdyka L porusza się pod cienką, białą jak śnieg skórą. Czarne kosmyki opadają na podkrążone oczy.
- Dziękuję, Kiro – mówi L, odkładając ogryzek na talerz obok komputera.
Ale Kiry już nie ma. Raito za to z trudem powstrzymuje się od oddania mentalnego policzka.
*
Raito stawał się zły.
Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek przedtem odczuwał cokolwiek tak intensywnie, jak to się działo teraz. Czasem, zwyczajnie siedząc przed komputerem, miał wrażenie, że nagle rozrywa się na pół. Kurtyna pozorów opada, a on może przyciągnąć ku sobie z pomocą przeklętego łańcucha pustą twarz L, i…
Uderzyć go? Wznieść ponad poziomy i powiedzieć: „Tak, towarzyszu, pójdź ze mną, twórz ze mną! Jeśli nie potrafisz podziwiać, przyłącz się do mnie!”. Zedrzeć maskę także z jego twarzy?
Ale to nie było możliwym do wykonania. Raito wiedział o tym równie dobrze, jak Kira.
*
- Czasem myślę, że… Kira nie jest taki zły. Czasem myślę, że niektórzy przestępcy naprawdę zasługują na karę śmierci, a bezsensowne, ciągnące się latami procesy stoją na drodze sprawiedliwości – mówi Matsuda, niosąc kawę L’owi.
L odwraca się w jego stronę. Kira uśmiecha się pod nosem. Tak, nawet Matsuda to dostrzega. Rozumie naukę Kiry.
- Zaklinam was, bracia, pozostańcie wierni ziemi i nie wierzcie tym, co wam o nadziemskich mówią nadziejach! Truciciele to są, wiedni czy nieświadomi!** – odpowiada L. Light chyba pierwszy raz słyszy tyle emocji w jego głosie.
Kira zaciska pięści i gniewnie popycha w stronę L cukiernicę.
- Czasem mam ochotę powiedzieć to wyznawcom Kiry.
Jedna za drugą, kostki cukru podążają jak skazańcy w ciemną otchłań filiżanki.
- Nietzsche chyba nie zdawał sobie sprawy, ile zła wyrządzi jego pragnienie nadczłowieka. A ty co o tym sądzisz, Raito-kun? – Srebrna łyżeczka zawisa między dwoma palcami, milimetry nad powierzchnią kawy.
Kira uśmiecha się.
- Kto mógł to przewidzieć? Ludzie, wbrew nadziejom Nietzschego, patrzą na most i wracają do domu, nie próbując nawet stawić czoła otchłani.
Kira staje się mistrzem artykułowania bezpośrednio swoich myśli pośrednimi słowami Raito. L z niejaką rezygnacją zanurza łyżeczkę. Po chwili cicho siorbie gorącą kawę.
Obaj znają prawdę, ale mur pozorów, do którego się przykuli, zagłusza wszystko, co nie jest jego tworem.
- Czem jest miłość? Czem jest twórczość? Czem tęsknota? Czem gwiazda?*** – L wykrzywia twarz i sięga po śmietankę.
Kira zaciska zęby. Raito drży.
- Myśmy szczęście wynaleźli. Dawniej cały świat był obłędny*** – szepcze Raito. Kira mruży wzgardliwie oczy i odchodzi.
L uśmiecha się znad kawy do Raito, jakby mur upadł, a oni byli ostatnimi ludźmi na ziemi.
*
Kira nienawidził. Raito nie wiedział, co czuł.
Notes spoczywał w jego rękach. L mówił do mikrofonu, a Raito został zalany wodospadem wspomnień i uczuć palących jak lawa.
Płonął. Jego skóra zdawała się rozpuszczać i spływać w stronę jądra ziemi. Na jej miejscu wyrastał pancerz, grubszy i twardszy, niż noszona do tej pory cienka maska.
Jednym z powodów, dla których Raito chciał odnaleźć Kirę, było pragnienie pozbycia się krępującego łańcucha pozorów.
Nie wiedział, że od tej pory łańcuch zamieni na kuloodporną celę.
*
- Raito, naprawdę, to mu już nie pomoże. – Ojciec wchodzi do ciemnego pokoju i staje za plecami Raito.
Kira patrzy na ciało. Dotyka zimnej, zesztywniałej dłoni. Czy należy się mu szacunek? W końcu to było kiedyś L’em.
Raito ściska bezwładną dłoń, a Kira kiwa głową.
To tylko ciało. Pusta skorupa. Rdzewiejący w błyskawicznym tempie robot. Oto umarł ostatni człowiek i nadeszła era nadludzi. Chwała zwycięzcy, hańba zwyciężonym.
Wychodząc, Raito czuje na karku ciepły oddech. Uśmiecha się.
Kira nie wie jednego – L też jest mistrzem pozorów. I gdzieś tam, głęboko, wciąż drąży tunel do jego celi.
* http://motocykle.svasti.org/Nietzsche.htm
** F. Nietzsche, „Tako rzecze Zaratustra”
*** F. Nietzsche , „Tako rzecze Zaratustra”; kwestie wypowiadane przez „ostatnich ludzi”[/b] |
|