Hekate |
Wysłany: Czw 14:35, 16 Kwi 2009 Temat postu: |
|
Powiem tak.
Nie czytałam ani jednego fika j-rockowego (i nie zamierzam, bo moja antymiłość do japońszczyzny jest dobrze znana), ale wyobrażałam je sobie właśnie w ten sposób. I nie mam bladego pojęcia, dlaczego.
Przepraszam, Mer, ale twierdzę, że popełniłaś paskudny błąd, przerywając narrację cytatami z piosenki. W ten sposób nastrój, mroczno-emocyjny klimat opowiadania, z miejsca trafił szlag. Natalia wspomniała o wrażeniu "nastoletniości" tekstu - ha, twierdzę, że to właśnie z winy piosenki, bo tego typu zabiegi często stosuje się w opowiadaniach klasy ziet. A przecież twoja proza nie jest, do cholery, klasy ziet, doskonale widzę, jak się pisarsko rozwijasz i jakiego dokonałas postępu. Więc bez takiego uwsteczniania, towarzyszko, bo to się nie godzi! Tekst piosenki można i owszem użyć jako motto, można wrzucić jakiś cytat w środku (najlepiej, jeśli to uzasadnione fabularnie), ale rozcinanie nim fabuły jest ciosem poniżej pasa. O. Przynajmniej takie jest moje zdanie na ten temat.
Chwalę za klimat, bo ta twoja kamieniczność mrozi krew w żyłach. Fajne relacje teraźniejszość-przeszłość, jedna kamienica przywołuje obraz tej dawniejszej. Sama scena - jak ją kurde nazwać, bo przecież nie miłosna? - ostra i chyba ją kupuję. Chociaż z wypisywaniem imienia krwią na ciele (czy jak to tam było) lekko przegięłaś. W zasadzie uczucia mam ambiwalentne, bo tak naprawdę czułam wewnętrzny opór, gdy to czytałam, brakowało mi subtelności opisu, ale... ale powiedzmy, że utrzymałaś linię przewodnią. Jak wysokie c, to wysokie c do końca. Mimo wszystko, na twoim miejscu odeszłabym od Wielkich Emocji i Wielkich Słów na rzecz, uwaga brzydkie słowo, realizmu. Bo bohaterowie twojego opowiadania, to raczej marionetki, niż żywi ludzie, a otoczenie przypomina teatralne dekoracje. Ma to swój urok, nie przeczę, tyle, że na dłuższą metę zaczyna być męczące.
Styl sprawny, czasem wprawdzie uciekasz się do schematów językowych (szukaj ciekawszych rozwiązań, niech słowa się sobie dziwią! - slashe są swoją drogą BARDZO schematycznym rodzajem opowiadań), ale pod tym względem jest całkiem nieźle. Popieram. I czekam na kolejne opowiadania WŁASNE, zalecając przy tym odwyk od pisania fanfiction, bo to zaczyna być w twoim przypadku niebezpieczne. Pewnie i tak mnie nie posłuchasz, ale musiałam spróbować, hi hi
No i tyle ode mnie.
Mam nadzieję, że nie byłam aż taka straszna |
|
merrik |
Wysłany: Wto 11:14, 14 Kwi 2009 Temat postu: Skarpeta Wiosenna - Kalejdoskop |
|
Tekst zawiera sugestywne sugestie i dlatego Szefowa Młodsza twierdzi, że on ma rating R(estricted, czyli teoretycznie bójcie się i jeśli macie słabe nerwy, nie czytajcie), ale belive me, tam nie ma nic, co - dosłownie - nakazywałoby taki rating.
[bardziej pasuje CITRUS
No.
Prawie.
Tak.
[nie widziało bety, przepraszam.]
[a cytowany tekst to Infection by Despairs’Ray ]
[krótko i postkamienicznie]
[Enjoy?]
My soul is frozen and it's tied...
My ears find no voice of you...
Próba trwa od rana, jest męcząca. Wszędzie dookoła dzieciaki, ktoś je zaprosił, nie wiem kto. Gdy zobaczyłem gdzie kręcimy nasze video nogi się pode mną ugięły i przestałem myśleć o drobnostkach...
Alkohol, który wypiłem przed wejściem do zaimprowizowanego w starej kamienicy studia buzuje w żyłach, czuję, że odpływam, fala myśli przemyka, niesie mnie z sobą, muzyka jest tylko tłem…
Zamykam oczy.
How many times did I shout your name in the storm?
My voice's drying out...
Widzę twoją twarz, jest taka wyraźna jakby to było wczoraj. Zastanawiam się, czy pamiętasz tamtą noc?
Był maj, a może kwiecień? Było ciemno, późno… Byliśmy pijani, zmęczeni i znudzeni. Wracaliśmy z koncertu, nie wiem czyjego. Jakiś heavy metal, czy inny łomot, może gotyk? Chyba gotyk, bo byłeś umalowany, czarne, grube kreski pod oczyma, blada twarz… Nie, ty blady byłeś zawsze, takim cię zapamiętam. Przycisnąłeś mnie do muru starej kamienicy, tak nagle, że gdyby nie chłodna ściana, straciłbym równowagę.
„Tu nikt nie mieszka”, szepnąłeś bez związku. Sens był inny i czułem go podskórnie – nikt cię nie usłyszy, nie krzycz, nie wyrywaj się. Będzie bolało, nie, nie bój się, jestem obok. Poszarpane myśli, szybki oddech, ubranie w strzępach, zimny, lodowaty, nie nagrzany słońcem mur za moimi plecami. Twój gniew, czemu byłeś zły? Nie wiem, dzisiaj tak ciężko odtworzyć w pamięci tamten dzień. Noc.
Stary tynk, którym pokryta była ściana, obsypywał mi się na ubranie, skórę, włosy. Był wszędzie.
„Zamieszkajmy tu” rzuciłem wtedy. Nie wiem, czy usłyszałeś, ale chyba tak, bo podniosłeś na mnie oczy i zaśmiałeś się głośno. Tak, że gdy zamilkłeś, cisza dźwięczała mi w uszach. I wtedy, bez uprzedzenia spadł deszcz. Wiosenny, ciepły. Pociągnąłeś mnie za ramię. Znowu straciłem równowagę, byłem pijany. Ty też.
„Chodź”, to był rozkaz, więc poszedłem za tobą, gdy pociągnąłeś mnie do bramy. Wepchnąłeś mnie przez zmaltretowane od kopnięć drzwi w chłodny korytarz. To wyglądało jak scena z horroru.
My eyes flowing with sorrow has twisted my world...
Everlasting memories have lost its taste
and became my enemy and hate.
Ledwo cię widziałem, ale czułem twoją dłoń na moim nadgarstku. Korytarz był ciemny, schody, po których kazałeś mi iść strome i śliskie. Zatrzymałeś się na pierwszym piętrze kamienicy, zaśmiałeś upiornie, tak, jak śmieje się morderca na widok ofiary. Pchnąłeś mnie na ścianę, scenariusz z zewnątrz się powtórzył.
Zastanawiałem się ilu takich zapaleńców widziała ta kamienica? A może jesteśmy pierwsi?
„A czy ja jestem pierwszy?” zapytałeś drwiąco. Nie umiałem ci odpowiedzieć, nawet nie próbowałem zebrać słów, bo nagły ból zniszczył moje myśli. Miałem ochotę krzyczeć, wyć, błagać cię byś przestał. Nagle zrozumiałem, że nie przestaniesz, że będziesz tu, zawsze, na zawsze, we mnie. Brutalnie zapiszesz w moim umyśle akt własności, na moim ciele zaznaczysz swoje terytorium.
Gdy brutalnie zmusiłeś mnie do klęknięcia, przycisnąłeś do ściany, moją krwią zapisałeś swoje imię na moim ciele, wiem, że jesteś jak nieuleczalna choroba, a ja, ja jestem zarażony tobą do końca moich cholernych dni. Gdy krzyczałem twoje imię, w moim głosie było wszystko – ból, upokorzenie, słabość, infekcja… Wiedziałem, że to chciałeś usłyszeć, w wyobraźni widziałem twój szyderczy uśmiech.
Obudziłem się, półnagi, okryty twoją kurtką. Sam w pustym korytarzu. Twoje imię zaschło na mojej skórze. Wyglądało tak, jakby zawsze tam było. Wstałem, chociaż ledwo trzymałem się na nogach i zszedłem po tych przeklętych schodach. Gdy wyszedłem na zewnątrz, słońce oślepiło mnie na chwilę.
I live because of you, so I believe...
Therefore, this pain never heals...
Otwieram oczy.
Mroczne wnętrze piwnicy, w której kręciliśmy nowy teledysk napawa mnie grozą. Przypomina tamten korytarz. Wśród twarzy nastoletnich fanów, marzących o rozmowie z nami, widzę ciebie, wiedzę jak wychodzisz z kimś innym, by i jego zarazić sobą. Nie mam wątpliwości, gdzie go zabierzesz. Tamta kamienica wciąż na ciebie czeka, mroczna, pusta, zimna.
I live because of you, so I believe...
"close your eyes" |
|